Starcie gigantów, czyli dogrywka z panem gościem

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

- No, koniec tego dobrego - warczał pan od matematyki zaganiając piątą a do klasy. - Napiszecie ten sprawdzian i już! Karteczki na stół!
Piąta a zasiadła posłusznie, acz niechętnie w ławkach i wyjęła kartki. Ale nie zdążyła nic na nich napisać, bo otworzyły się drzwi i weszli kolejno: pani pedagog, pan gość, jego asystent i jego tłumaczka.
- Pan gość chciał jeszcze zobaczyć tą klasę, w której jest ta dziewczynka, co mu wręczała kwiaty - oznajmiła pani pedagog sadzając emerytowanego gościa na wolnym krześle. - Proszę bardzo. To tu!
Pożegnała się i wyszła. Pan od matematyki stał w kącie trzęsąc się ze wściekłości.
- Drogie dzieci - zaczął lekko poirytowany pan gość. - Wasza reakcja nieco mnie zdumiała. Nie możecie krzyczeć dziś na widok Polaka: hyyy yyy yyy yyy!!!
Zamachał rękami. Dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza, dostała czkawki ze strachu.
- Tamci Polacy, wtedy, to byli donosiciele - wyjawił pan gość. - Z czystej zawiści potrafili donosić, sprzedawać! Szmalcownicy! Robactwo! Trzeba ich potępić!
- Nie może krytykować ten, kto nie znalazł się w takiej sytuacji - rozległ się stłumiony głos gdzieś z klasy. Pan gość zamrugał oczami oszołomiony.
- A... A... Ale... - wyjąkał. - Ja byłem! Ja widziałem! Ja mogę! I mówię wam, że wy też możecie!
- Kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień...
- Owszem, jestem katolikiem, ale...
- Katolik musi wybaczać...
Tu już pan gość się zdenerwował na poważnie.
- To nie tak! To trzeba tępić i potępić! Przecież pisanie do donosów skutkowało...!
- Oni nikomu nie szkodzili.
- Co? - zachłysnął się powietrzem pan gość. - Szkodzili! Z premedytacją!! Dla zysku!!!
A tajemniczy głos kontynuował:
- Może ten i tamten byli po prostu nieroztropni. Chcieli tylko wpaść na kawę, pogadać, spotkać się, w końcu tam też przecież pracowali ludzie, ojcowie, mężowie...
Pan gość zaczął się gotować.
- Nikt normalny nie chodził tam na kawę! Tylko te, no, co pływają jak się zupa gotuje... Szumowiny!!!
- Jest to oczywista i całkowita nieprawda. Po prostu wyławiano co lepszych Polaków, co wy.. bit... niejsze - zacinał się czytający - jednostki. I umożliwiano im karierę, rozwinięcie skrzydeł.
- Tylko dranie podpisywali volkslistę!
- Wszyscy podpisywali! Tylko tak mozna było ich ograć!
- Nieprawda!!!
- A kto dzisiaj najwięcej krzyczy? Ci co im najbardziej zazdroszczą! Safanduły, które nawet do współpracy się na nadawały! Nawet nikt nie chciał z nimi rozmawiać! Zamiast tego siedzieli w domu i moczyli nogi w miednicy popijając herbatę u mamy pod pierzyną!
Pan gość poczerwienił i zaczął się krztusić.
- Zaraz będzie miał zawał! - ostrzegł jego asystent.
- Kto...? Kto...? - charczał pan gość.
- Ty co mówiłeś, wstań - powiedział spokojnie pan matematyk i nawet się nie zdziwił, gdy wstał Łukaszek. W dłoniach dzierżył jakąś książeczkę.
- Hiobowski, co to za książka?
- Mama mi dała, żebym miał podstawy do dyskusji. Nigdy jej nie używałem, ale teraz...
- Co to za książka?! - zaświszczał pan gość unosząc się z krzesła.
- Podejdź no Hiobowski i pokaż - poprosił pan od matematyki.
Pan gość spojrzał na okładkę książeczki i zamarł.
- "Poradnik młodego wykształconego"! - wychrypiał zaskoczony. - "Jak bronić osoby zmuszanej do zwierzęcej lustracji"!
- Wydane w bibliotece "Wiodącego Tytuł Prasowego" - dodał kolejny cios Łukaszek. A prawdziwy coup de grace był wtedy, gdy pan gość zobaczył, ze to on jest podpisany pod artykułem, który czytał Łukaszek. Pan gość opadł na krzesło i trzeba było wzywać pogotowie. Kiedy karetka odjeżdżała na sygnale cała piąta a siedziała w oknach klasy.
- Jak to mawiają w tenisie - zauważył Gruby Maciek - gem, szach, mat!
- Ja cię kręcę – rzekł z szacunkiem okularnik z trzeciej ławki rozpłaszczając nos na szybie. - Muszę pożyczyć tą książkę. Jak mi starzy będą truć, to wtedy ja...
- Nie wiem co jeszcze wymyślicie - pienił się przy swoim biurku pan od matematyki. - Ale mówię wam, że napiszecie ten cholerny sprawdzian. Karteczki!!
Pan dyrektor szkoły również stał w oknie i patrzył na odjeżdżający ambulans.
- Kto go załatwił? - spytał cicho.
- Piąta a - odparła pani wicedyrektor.
- Miała ich pani zniszczyć! - zdenerwował się pan dyrektor. Pani wicedyrektor zaczęła się tłumaczyć trudnościami obiektywnymi, ale na biurku zaczął raz za razem dzwonić telefon. I pan dyrektor musiał osobom, które znał tylko z telewizji, albo nawet nie znał ich wcale, tłumaczyć, że to były przecież tylko dzieci.

Brak głosów

Komentarze

Hyyyy yyyy yyyyy.... genialne!
Pozdrawiam ;-)

seawolf

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam ;-) seawolf

#140530

Dzięki! Również pozdrawiam :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#140582

Używam "Łukaszka" do ćwiczenia pokerowej twarzy - ryknę, czy nie ryknę cytając. Dziś osiągnęłam wysoki poziom- nie ryknęłam (trenig i użycie siły - hihi), tylko mi oczy wyskoczyły i krzesło pode mną kwiknęło:)
Czapki z głów! Mistrzu, autograf poproszę!

Vote up!
0
Vote down!
0
#140604

Proszę tak nie robić, to może być niebezpieczne dla zdrowia!
Autografy - myślę - będzie można zamówić wraz z drugim tomem książki.

Vote up!
0
Vote down!
0
#140612

obym kiedyś dożył tej pociechy...

...

czy ktoś wreszcie dojrzy, że trzeba tylko trochę uzupełnić i na ekran rzucić ?

===

... to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...

Vote up!
0
Vote down!
0

... to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...

#140607

Szczerze mówiąc - wątpię. Ale pomarzyć fajnie :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#140616

zapomniałem o jednym z najważniejszych argumentów. Więc teraz pozwoliłem go sobie dopisać. A co :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#140611