Pociąg osobowy
Dziadek Łukaszka uparł się koniecznie, żeby jechać na jakiś rocznicowy marsz do Warszawy. Co więcej, okazało się, że nie jedzie sam, lecz w towarzystwie Bojowego Koła Emerytów "Orła Cień"
- Jak jedziecie? - dopytywała się babcia Łukaszka. - Bo moje koło emerytów "Breżniew wiecznie żywy" też chce jechać, ale siódmego listopada...
- Jedziemy pociągiem - odparł dziadek Łukaszka. - w tym rozsypującym się kraju koleje jeszcze jako tako działają. Do czego to doszło, żeby się cieszyć z PKP...
Wczesnym rankiem dziadek Łukaszka zgromadził się na dworcu wraz z grupą innych osób, pragnących udać się na marsz. Podjechał pociąg, upewnili się, że to ten i wsiedli. O wyznaczonej godzinie skład ruszył, co Bojowe Koło Emerytów wprawiło w niemałe zdumienie.
- Punktualny prawie jak luxtorpeda przed wojną! - oświadczył któryś.
- Nie chwal dnie przed zachodem słońca - skrzywił się dziadek Łukaszka.
No i wykrakał. Pociąg zatrzymał się podejrzanie wcześnie na jakiejś maleńkiej stacyjne.
- Jesteśmy już w stolicy! - powtarzał konduktor przemierzając korytarze wagonów.
- Panie, co pan, to ma być Warszawa? Ta stacyjka? Tak wcześnie dojechaliśmy? - pytali z niedowierzaniem pasażerowie.
- Oczywiście - kiwał głową z dumą konduktor. - Nasze koleje znów zdały egzamin. Rozwój techniki, dwudziesty pierwszy wiek, Europa, bądźmy dumni...
Ale wkrótce okazało się, że z okien ostatniego wagonu widać tablicę na peronie. Zamiast "Warszawa" widniał na niej napis "Pawełkowice".
Bojowe koło Emeryta oczywiście zaczepiło konduktora jak wracał zarzucając mu kłamstwo.
- Ja? Kłamstwo? - i konduktor zrobił oczy jak kot ze Shreka.
- Przecież mówił pan, że jesteśmy już w Warszawie!
- Za bardzo uwierzyłem otrzymanym informacjom - szepnął z leciutkim smuteczkiem konduktor. - Ale nie miałem powodów, by być wobec nich bardziej podejrzliwy niż zazwyczaj. Niemniej prostuję: jesteśmy, ale nie w Warszawie, tylko na miejscu. A jakie to miejsce nie wiemy w tej chwili, ale jest ono nasze, innego chwilowo nie ma i zamiast jątrzyć powinniśmy się pojednać i cieszyć, że dotarliśmy tu szczęśliwie.
- Nigdy! Hańba! - zakrzyknęło Bojowe Koło Emeryta, a i inni pasażerowie również wyrażali swoje niezadowolenie.
- Idziemy do kierownika pociągu - zadecydował dziadek Łukaszka.
Ale okazało się, że kierownika pociągu nie ma w służbowym przedziale. Co więcej, nie było go w ogóle w pociągu. Ale pasażerowie twierdzili, że na pewno jechał. Usiłował sprzedawać miejscówki pasażerom stojącym na korytarzu. Wreszcie kierownik się znalazł. W jednej z toalet ćwiczył groźne miny przed lustrem.
- Skandal! Hańba! - krzyczeli oburzeni pasażerowie. - Mieliśmy jechać do Warszawy, a stoimy na stacji w Pawełkowicach!
- Zacznę od słowa: przepraszam. Choć nikt nie zwraca uwagi na to, w jakich warunkach pracujemy, że to bydło zwane pasażerami sra, niszczy i śmieci w wagonach. Będę namawiał maszynistę, żeby pojechał dalej - kierownik pociągu położył dłoń na sercu. - Ale niczego nie mogę wam obiecać. W zamian biorę na siebie pełną odpowiedzialność.
- Sami chodźmy do tego maszynisty - rzucił ktoś.
Maszynista siedział w elektrowozie i nie chciał wyjść. Dopiero po długiej namowie zszedł na peron.
- Dlaczego zamiast do Warszawy pojechał pan do Pawełkowic?
Maszynista zamrugał oczami po czym zapytał:
- Państwo chcieli jechać do Warszawy? W takim razie nie rozumiem co tu robicie. Was tu w ogóle nie powinno być!
- Pan żartuje! Pan nas wywiózł gdzieś w pole!
- To wasza wina - maszynista wzruszył ramionami. - Po coście się pchali do Pawełkowic, co? Ja jadę tam, gdzie mi każą. Koniec podróży! Dalej nie jadę.
- Tam idzie konduktor! - zawołał ktoś.
I faktycznie, peronem szedł konduktor, ale już nie w mundurze, tylko w cywilnym ubraniu.
- Tak, to wasza wina - potwierdził konduktor. - Tak żeście sobie zorganizowali podróż! Przecież kolej tylko wozi. To pasażer kupuje bilet, wybiera sobie środek lokomocji, obiera marszrutę i punkt docelowy.
- To ustala kolej - upierał się ktoś z pasażerów.
- Niech pani się nie ośmiesza! - huknął konduktor. - Pociąg jedzie tam, dokąd chcą pasażerowie! Przecież sama nazwa na to wskazuje! Nie jest to pociąg kolejowy, tylko pociąg osobowy!
- Znowu pan kłamie! - wołali ludzie. - Niech pan nam załatwi, żeby ten skład pojechał dalej!
- Niczego nie załatwię.
- Jak to? Przecież jest pan konduktorem!
- No niby jestem, ale teraz akurat jechałem z państwem prywatnie. Do widzenia!
I poszedł. Maszynista również gdzieś zniknął. Pasażerowie stali bezradnie aż ktoś wpadł na pomysł aby poszukać znowu kierownika pociągu. Tym razem znaleźli go w przedziale służbowym. Grał w fifę na komórce.
Pasażerowie zarzucili go pretensjami i pytaniami jak teraz się przedostaną z Pawełkowic do Warszawy.
- O co chodzi?! - zmarszczył się kierownik pociągu. - O co znowu te pretensje? Przecież powiedziałem, że biorę na siebie cała odpowiedzialność, prawda? To o co jeszcze chodzi? Wynocha stąd! Bo Sokistów zawołam!
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1045 odsłon
Komentarze
Nic dodać nic ująć
29 Września, 2012 - 01:57
Sama prawda, ale lemingi i tak nie skumają o czym napisałeś Marcinie
:)
pięknie napisane, dałbym 100, ale można tylko 10
******
"Not Every Conspiracy is a Theory"
******
Nie ufam Tuskowi i Putinowi
Mam plany na przyszłość.
Nie mam żadnych myśli samobójczych.
*****
****** "Not Every Conspiracy is a Theory" ******
@Popruch
29 Września, 2012 - 15:30
Skumają, ale oleją.