Godzina dla powietrza!
Zegar tykał, telewizor brzęczał uspokajająco, Hiobowscy apatycznie przeżywali wieczór.
- No wiecie co?! - oburzała się mama Łukaszka. - Wy tak sobie siedzicie jakby nigdy nic!! A tu świat czeka za oknem!!!
- No i mi pomyliłaś! - zdenerwował się dziadek odmawiający różaniec.
- Na co czeka? - zapytał spokojnie tata Łukaszka zajadający jajecznicę.
- Na wielką akcję ekologiczną! - i mama Łukaszka drżącymi rękami rozłożyła najnowszy numer "Wiodącego Tytułu Prasowego". Doszło do małego zamieszania, bo dziadek zerwał się na nogi, krzyknął "szatan!" i napluł na rozłożoną gazetę.
- Aaaaa!! - krzyknęła mama zraniona w emocjonalne żywe mięso i szarpnęła zadrukowaną płachtą. Talerz z jajecznicą pofrunął w kierunku telewizora i ani chybi trzasnąłby w ekran gdyby na jego drodze nie pojawił się przechodzący akurat przypadkowo Łukaszek i przyjął lecący obiekt na twarz.
- Wy jesteście, kurna, nienormalni - darł się Łukaszek kiedy w łazience zmywali mu z twarzy malowniczą mieszankę krwi i jajecznicy.
- Nos ma cały - zdumiała się babcia i kilkakrotnie sprawdziła sztywność kości nosowej u wyjącego wnuka. - Co to za talerze teraz robią... Nie to co kiedyś.
- Nie powstrzymacie mnie! - sapała wściekle mama Łukaszka. - Ciągle odwracacie uwagę i kierujecie rozmowę na inne tory! Ale i tak wam powiem! Za chwilę zaczyna się akcja ekologiczna!
- Wiem, "Godzina dla powietrza"! - zaśpiewała siostra Łukaszka, uradowana, bo ową akcję rozumiała. - Przyłączam się!
- Wszyscy się przyłączmy! - zadeklarowała mama Łukaszka rozkładając ręce i blokując korytarz tak, aby nikt nie uciekł do pokoju.
- Na czym polega ta akcja? - tata Łukaszka ze spokojem dojadał pieczywo z masłem (bo jajecznicy już nie miał). Mama Łukaszka wyjaśniła mu, że akcja ekologiczna polega na tym, aby przez godzinę nikt nie jeździł miejskimi autobusami! Hiobowscy milczeli porażeni genialnością tej inicjatywy.
- Kto wymyślił tą akcję? - tata Łukaszka ze spokojem zabrał się za herbatę.
- Taksówkarze, a bo co? Nie wolno im?
- Wolno, wolno. No dobrze, mogę się przyłączyć do tej akcji. Zresztą chyba wszyscy się przyłączymy. I tak przecież nikt już dzisiaj nigdzie nie jedzie, prawda?
- No chyba nie będziecie tak siedzieć w mieszkaniu - oburzyła się mama.
- A co, może mamy jechać autobusem? - zakpił dziadek. Okazało się, że mama Łukaszka miała na myśli zupełnie inny przebieg akcji: mieli pójść na przystanek autobusowy i przez godzinę nie wsiadać do żadnego autobusu.
- A potem? - zapytał zaskoczony tata Łukaszka i zaczął kaszleć, bo zakrztusił się herbatą.
- Potem wracamy tutaj!
- Nie moglibyśmy przepuszczać tych autobusów nie wychodząc z domu? - zaproponowała babcia Łukaszka. - Jest ciemno! I zimno!
- Mowy nie ma!! - uparła się mama i tak długo nalegała aż postawiła na swoim. Pozostała część rodziny ubrała się i złorzecząc po cichu poszli na przystanek.
- Już! - oznajmiła uroczyście mama Łukaszka patrząc na zegarek. - Akcja się rozpoczęła!
Po paru minutach podjechał jakiś autobus.
- Pusty - sprawdziła mama Łukaszka. - Ma szczęście ten kierowca! Uwaga, wszyscy! Machamy do niego i nie wsiadamy!
Zrobili jak nakazała mama. Kierowca popatrzył na nich dziwnie i odjechał snując kłęby spalin z rury wydechowej.
- Niech żyje ekologia!! - zachwycała się mama Łukaszka. - Patrzcie, jedzie następny! Do niego też nie wsiadamy!
Minęło kilkanaście minut. Pod wiatę przystankowa zajrzał jakiś starszy pan.
- Czy coś się stało? - zapytał z wystraszoną miną. - Państwo czekacie na jakiś autobus? Bo widziałem, że przepuściliście chyba wszystkie linie...
Mama Łukaszka z dumą uświadomiła go, ze jest akcja ekologiczna.
- Pan chyba nie chce jechać teraz autobusem? - zapytała.
- Niestety, muszę.
- Ale akcja ekologiczna!! Tak nie można!!
- Muszę. Zostawiłem w domu czajnik na gazie. Wie pani ile on emituje ce o dwa? Muszę czym prędzej jechać do domu i go wyłączyć. Mógłbym oczywiście czekać do końca akcji, ale...
- Nie, nie, świetnie pana rozumiem, niech pan jedzie, prędko!!
Starszy pan wsiadł do autobusu śmiejąc się radośnie, a potem zaczął coś opowiadać kierowcy pukając się przy tym w czoło. Kierowca pokiwał głową i odjechali w siną od spalin dal.
Wreszcie mama Łukaszka spojrzała na zegarek i oznajmiła radośnie:
- Koniec akcji! Hurra!!
- Hurra!! - cieszyła się siostra Łukaszka. - Uratowaliśmy Ziemię! Było mniej ce o dwa!!
- No właśnie - odezwał się ze spokojem tata Łukaszka. - Czy ktoś może mi powiedzieć o ile mniej?
Mama i siostra zatrzymały się wpół kroku.
- To wymaga badań - zaczęła z namysłem mama i ciągnęła rozpaczliwie czując, że wkracza na grząski grunt. - To trzeba zmierzyć, obliczyć, powołać komisję, przedstawić wyniki...
- Uproszczę sprawę - rzekł tata. - Autobusy jeździły jak jeździły, prawda? Żaden kurs nie wypadł, prawda? No to ile ce o dwa mniej wyemitowano?
- O ja leję, patrzcie to! - krzyknął podniecony Łukaszek.
Na przystanek podjechał wypełniony do granic możliwości ludźmi autobus.
- Więcej nikogo już nie biorę! - krzyknął ze złością kierowca i ruszył z trudem. Silnik wył na wysokich obrotach, a z rury wydechowej leciały o wiele większe kłęby spalin niż zazwyczaj.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 790 odsłon
Komentarze
Marcinie
27 Marca, 2010 - 21:53
Jestem jak najbardziej za taką akcją jak opisałeś a najlepiej w godzinach szczytu kiedy jadę do pracy. Tyle że proponowałbym aby tę akcję organizowali kierowcy samochodów. Może w końcu dojechałbym do pracy nie w korku i na czas.
----------------------------------------------------------- "Polska Niepodległa to Polska niebezpieczna" Lenin