Noworoczne kalendarze, część 2, ostatnia
- Pani pierwsza - rzekł uprzejmie kominiarz.
- To seksizm - oburzyła się feministka. - Sprzedajemy w kolejności przybycia!
- Pan pierwszy się na to zgodził - powiedział ekolog do geja.
- Wydymali mnie! - krzyknął oburzony gej.
- To chyba nic złego dla pana? - zatroszczył się tata Łukaszka.
Gej westchnął i podszedł do taty Łukaszka.
- Uderzy pan homoseksualistę? - zapytał z miną kota ze "Shreka". - Małego? Biednego? Kulturalnego? Przystojnego?
- Nie wlewaj sobie - przerwała mu feministka.
- Brzydzącego się przemocą? - dokończył gej i popatrzył na tatę Łukaszka z nadzieją.
- Z dziką rozkoszą - odparł tata Łukaszka, wziął solidny zamach i strzelił geja w twarz. Gej wykonał piruet i wpadł na ekologa. Zaraz się jednak wyprostował i stanął obok. Na jego twarzy wykwitła czerwona plama. Mrugał szybko oczami aby powstrzymać łzy i powtarzał sobie: "Bądź mężczyzną! Bądź mężczyzną!".
- Teraz pan - tata Łukaszka poprosił kominiarza.
- Uderzy pan? - kominiarz zerknął na napis nad drzwiami "K+M+B". - Katolik?
- To cena jaką pan oznaczył za kalendarz - przypomniał tata Łukaszka i wziął solidny zamach. - Cesarzowi co cesarskie!
Następny w kolejce był pan ekolog, który zaczął protestować, coś tłumaczyć...
- Niech pan tyle nie gada, bo pan emituje nadmierną ilość ce-o-dwa - upomniał go tata Łukaszka i wziął solidny zamach.
Na końcu została feministka.
- Uderzy pan kobietę? - zapytała.
- Parytet! - krzyknął wesoło tata Łukaszka i wziął solidny zamach.
Po paru minutach tata zamknął drzwi mieszkania i wszedł do dużego pokoju, w którym siedziała mama Łukaszka. Mama oglądała telewizję. Akurat leciała reklamówka jednego programu tanecznego. "Rusza nowa edycja naszego show! Konkurs esemesowy dla widzów! Ilu naszych jurorów aresztuje policja w tej edycji? Jednego? Dwóch? Czy trzech? Głosuj!".
- Co tam masz? - zainteresowała się mama Łukaszka.
- Chodzili z kalendarzami... Wziąłem kilka dla ciebie.
- Pomyślałeś o mnie? - ucieszyła się mama Łukaszka. - Jejku! Jakie one piękne! Dziękuję!
- Jeden kosztuje pięć euro - sprowadził ją na ziemię tata.
- No tak... Ty byś coś zrobił gratis... - westchnęła mama, sięgnęła po portfel i podała tacie trzy banknoty. Następnie poszła do siebie nacieszyć się kalendarzami.
Tata Łukaszka zadumał się nad trzymaną w ręku kasą, po czym schował pieniądze do kieszeni i powiedział do siebie cicho, tak, aby mama nie słyszała:
- Niech żyje prawo popytu i podaży. Niech żyje wolny rynek...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 965 odsłon