Boję się agresywnych transseksualistów!

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Tata Łukaszka siedział w pokoju i w skupieniu patrzył w telewizor.
- To nie te wiadomości co kiedyś - westchnęła babcia. - Kiedyś podawano informacje bliskie sercu każdego Polaka.
- Na przykład o wykryciu syjonistów w łonie partii - wtrącił złośliwie dziadek.
- Na przykład o schwytaniu tego ekshibicjonisty - ciągnęła niezrażona babcia. - Miałam nieprzyjemność natknąć się na niego w zeszłym tygodniu, razem z panią Sitko. Wyskoczył znienacka, rozpiął się i pokazał. Coś strasznego.
- Złapali go? - zainteresowała się siostra Łukaszka.
- Tak, i dowiedziałam się o tym na poczcie. Jaki z tego wniosek?
- Nadal istnieje poczta - spróbował Łukaszek.
- Nie udawaj głupszego niż jesteś! Chodzi o to, że system informacji w tym kraju nie istnieje! A jeśli istnieje to tylko teoretycznie! Żebym o tak ważnej sprawie dowiadywała się prywatnie! O tym powinni mówić w wiadomościach! A o czym mówią? Co jest na ekranie?
- Są premier i prezydent - odparł tata Łukaszka.
- I co ich pytają? O gospodarkę? O bezpieczeństwo?
- Nie, o mecz.
- O mecz! - babcia potrząsnęła głową z dezaprobatą.
- Za chwilę mecz Niemcy - Rosja - poinformował spiker w telewizji i zapytał:
- Komu panowie kibicują?
- Naszym - uśmiechnął się premier.
- A ja... Naszym - uśmiechnął się prezydent.
Poleciały reklamy dopalaczy.
- Coś mówiłaś? - ocknął się tata Łukaszka.
- Owszem, mówiłam! - mama Łukaszka była purpurowa z irytacji. - Mówiłam, że już połowa sierpnia, a nasz syn nadal nie był na żadnym kursie!
- Jakim kursie? Czy on bezrobotny? - zdumiał się tata.
- Nie.
- Łukasz ma pracę? - zdziwiła się siostra Łukaszka i została wyrzucona za drzwi.
- Chodzi mi o coś innego - mama Łukaszka podstawiła krzesło pod drzwi tak, aby oparcie blokowało klamkę. - Chodzi mi o to, że w tym roku nie ma żadnych ofert wakacyjnych dla uczniów. Żadnych półkolonii, ćwierćkolonii czy jednaósmakolonii... Ale za to są kursy!
- Kursy czego?
- Przystosowania do życia, socjologii, le3czenia homofobii, genderu i tak dalej...
- Niepotrzebne mu te kursy - zadecydował tata i rzucił pochlebstwo:
- Ma przecież ciebie.
- Och, dziękuję ci - rozchmurzyła się mama. - Tu jednak chodzi o coś innego. Otóż na kursach przyznają punkty. Te punkty liczą się potem w czasie roku szkolnego do świadectwa. Nie śmiej się Łukasz, kiedy ty siedzisz beztrosko w intercie inni nabijają sobie punkty. I potem na początku roku szkolnego okaże się, że nie masz nic, podczas gdy inni...
- Nadrobię - rzekł z mocą Łukaszek.
- Przecież ty masz problem wyjść na zero, co tu mówić o jakimś nadrabianiu - zauważył ironicznie tata Łukaszka. - Jutro idziesz na kurs.
- Nie chcę.
- To nie ma znaczenia, w życiu nie można kierować się tym co się chce, ale własnym interesem.
- Żaden naród nie może kierować się wyłącznie własnym interesem! = zagrzmiał Łukaszek. - Liczą się tylko trzy rzeczy: honor, ustępowanie i twitter!
- Nie małpuj ministra! - rozzłościła się mama. - Jutro idziesz i koniec!
No i Łukaszek udał się następnego dnia do osiedlowego domu kultury na kurs. Humor mu się trochę poprawił, kiedy na sali zobaczył swoich dobrych druhów, czyli Grubego Maćka i okularnika z trzeciej ławki.
Wykład prowadziła pani socjolożka.
- Lista obecności już sprawdzona prawda? - pytał szeptem Gruby Maciek.
- I punkty pewnie już przyznane - dodał okularnik. - Można by się urwać. Tylko jak?
- Jak to jak - szepnął Łukaszek. - Jak zwykle. Robimy trzodę i nas wyrzucają...
Pięć minut później pani socjolożka oddała głos swojemu koledze po fachu. Wstała potężnie zbudowana osoba i zaczęła coś mówić piskliwym głosem.
- Przepraszam, czy pan socjolożek może mówić głośniej? - odezwał się Łukaszek.
- Nie mówi się "socjolożek", tylko "socjolog" - pani socjolożce skoczyła żyła.
- Dlaczego nie? Przecież od "twarożka" jest "twarożek".
- Ale to nie jest twarożek tylko socjoloże... Socjolog! - w ostatniej chwili poprawiła się pani socjolożka. - A poza tym on też jest socjolożką.
- Jak to?
- Jestem kobietą. nie widać? - spytał pan socjolożek.
- Nie! - odparła zdecydowanie sala.
- Jak pan może być kobietą, skoro jest pan mężczyzną? - zapytał Gruby Maciek.
- Jestem transwestytą - oznajmił dumnie pan socjolożek.
- Aaaaa!!! - zawył okularnik z trzeciej ławki. - Nie zabijajcie mnie!
- Jak to? Dlaczego? - pani socjolożka zażądała wyjaśnień.
- Boję się agresywnych transwestytów - wychlipał okularnik.
- Dlaczego?
- Bo... Bo oni zabijają koty!
- To był jeden taki przypadek - zirytował się pan socjolożek. - Kot transwestyty zginął od ciosu cegłą. Ale podobno ktoś postronny ją wrzucił przez okno i...
- Ja słyszałem, że ten kot popełnił samobójstwo - wtrącił Gruby Maciek. - Nie mógł już dłużej znieść... No wiecie...
- Nie zabijajcie mnie! - krzyknął znów okularnik.
- Przecież nie jesteś kotem - zirytowała się pani socjolożka.
- Może i nie jestem, ale czuję się kocio. Mam prawo! - darł się okularnik.
Pani socjolożka kazała całej trójce wyjść z sali wraz z nią, a pan socjolożek miał kontynuować wykład.
- Jeśli chcieliście się urwać z kursu, to wam się to nie udało - powiedziała wprost chłopakom. - Za karę... Ty pójdziesz do chóru – pokazała na Grubego Maćka. - Ty do teatru - pokazała na okularnika. - A ty na kurs pod tytułem "Sukcesy feminizmu".
- To będzie krótki kurs - zrelaksowany Łukaszek założył ręce za głowę.
Spotkali się dopiero wieczorem. Gruby Maciek i okularnik czekali jeszcze na Łukaszka, który wracał prosto z kursu.
- Miało być podobno krótko - nie wytrzymał okularnik. Łukaszek spojrzał na niego umęczonym wzrokiem i spytał jak było.
- Strasznie - Gruby Maciek ukrył twarz w dłoniach. - Zapisali mnie do tego chóru, chociaż nie chciałem.
- Przecież ty nie umiesz śpiewać - zdziwił się okularnik.
- Nie umiem, ale jest to specjalny chór dla dzieci z nadwagą. Przyjmują wszystkich otyłych. Nazywa się "Poznańskie słoniki". Śpiewany klasykę z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej...
- To chyba fajne...
- Klasykę disco-polo. Dzisiaj wałkowaliśmy "Ona tu jest i tańczy dla mnie". Ja śpiewam chórki w refrenie. Masakra... A co u was?
- Byłem w teatrze - okularnik usiadł obok Grubego Maćka. - I nic z tego nie rozumiem. Pamiętacie tego zboczeńca, co się rozpinał pod blokiem i pokazywał fajfusa?
- No pamiętam. Babcia mi mówiła wczoraj, że podobno niedawno go złapali... - przypomniał sobie Łukaszek.
- Był w teatrze.
- O rany! - zawołał Gruby Maciek. - Pewno w trakcie przedstawienia wstał na widowni i pokazał...
- Był na scenie.
- Co?! I co on tam robił?
- To samo co pod blokiem. Podobno ci z teatru wyciągnęli go z aresztu. Nie musi się leczyć i robi dokładnie to samo co robił. Ale pod blokiem ludzie na jego widok uciekali z krzykiem. A w teatrze wołali "brawo", cieszyli się i klaskali. Pod blokiem mówili o nim "zbokol" i groziło mu aresztowanie, a teraz mu za to płacą, cieszą się i mówią o nim "artysta". Nic z tego nie rozumiem.
- To wszystko nic w porównaniu z tym kursem o feminizmie - rzekł ochrypłym głosem Łukaszek.
- No właśnie! - powiedział Gruby Maciek. - Mówiłeś, że to krótko potrwa, a dopiero teraz wracasz. Co tam robiłeś tak długo?
- Uczyłem się o sukcesach feminizmu.
- I jakie one są?
- Proszę bardzo - i Łukaszek wyjął z plecaka gęsto zapisany zeszyt. Rok tysiąc dziewięćset trzydziesty piąty. Polska przyjmuje Konwencję Międzynarodowej Organizacji Pracy numer czterdzieści pięć zabraniającą kobietom pracy pod ziemią. Jest to wielki sukces feminizmu kładący kres niewolniczemu wykorzystywaniu kobiet przy najcięższych pracach w górnictwie.
- No i?
- W dwa tysiące ósmym roku Polska wypowiedziała tę konwencję. I jest to wielki sukces feminizmu.
- Znów? Jak to?!
- Bo dzięki temu państwo nie będzie ograniczać kobietom możliwości realizowania się zawodowego w górnictwie.
Zapadła cisza, którą po dłuższej chwili przerwał okularnik:
- Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale na szczęście niedługo szkoła. I te kursy się skończą...

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.5 (10 głosów)