po drugiej rocznicy

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Chciałbym gorąco zarekomendować każdemu, kto ma oczy do czytania, tekst Bronisława Wildsteina "Smoleńska tajemnica" (zamieszczony w najnowszym, 62. numerze tyg "Uważam Rze"). Chcę też głośno i dobitnie wyrazić tą drogą wdzięczność dla Autora owej znakomitej syntezy, która powinna znaleźć się
in extenso w podręcznikach najnowszej historii Polski.

Skoro już o niej mowa, w najwyższe zdumienie wprawiła mnie lektura innego tekstu, który wypsnął się profesjonalnemu historykowi, Antoniemu Dudkowi na portalu "wPolityce", ale nie zasługuje na rekomendację jeno miłosierne zapomnienie.
Wyrażam ubolewanie dla Autora - i nadzieję, że pozostanie wierny historii, której nie warto zdradzać, zwłaszcza z taka siksą jak "politologia".

Kto zna oba te teksty, może czytać dalej, ale nie musi, bo nie znajdzie tam niczego ciekawego.

***

Wiele radości sprawić mogła człowiekowi o mocnych nerwach
obserwacja wczorajszych telewystępów gwiazd i planet oraz sztucznych satelitów, czy to schodzących z zenitu naszego firmamentu, czy gotujących się do upadku.

Nie dowiem się nigdy, o czym myślał Donald Tusk a o czym Hanna Gronkiewicz-Waltz na powązkowskim cmentarzu, ale ich ponure oblicza nie były tym razem owocami trudu wizażystów, malowała się nich szczera, prawdziwa i głęboka troska.

Nie wiem o co modlił się (jeśli się modlił) osamotniony w sakralnej przestrzeni Bronisław Komorowski, nieruchomy jak pomnik. Nie wyglądał majestatycznie, ale posępnie.

Nie próbowałem się wczuwać w sytuację psychologiczną tych dziennikarzy i komentatorów, których wyznaczono wczoraj do zadań trudnych i niebezpiecznych, ale wydawało mi się, że niektórzy miewali chwile słabości i gotowi byli wyrywać z uszu końcówki przewodów zdalnego sterowania.

Wieczorem doszło w pierwszym programie publicznej telewizji do tego, że po jedynie właściwej i słusznej stronie stanąć musieli do boju ostatni niezłomni obrońcy prawdy, rycerze bez skazy, Hypki i Olszewski.

Pierwszy wyglądał na bardzo już strudzonego, aliści wiary swej dochował, choć chyba nieco nadwątlonej.

Determinacja tego ostatniego była tak heroiczna, że odważył się stanąć samemu straszliwemu Macierewiczowi.

Mężnie usiadł w pobliżu owego potwora i nie bez objawów zrozumiałego obrzydzenia zdołał wybełkotać kilka zdań, dowodzących że pomimo widocznego wyczerpania, tak, jak jego Platforma, stoi, i stać będzie, dopóki nie zwiśnie.

Skoro pojawili się na scenie Rozenkranc i Gildensztern, niebawem powinien zabrzmieć gong.

Ryk rannego łosia został już podobno nagrany; na wszelki wypadek sporządzono kilka kopii.

To są zwyczajne dzieje.

Brak głosów