co wyważył minister Sikorski
Dzięki panu premierowi wiem, że decyzja pana ministra spraw zagranicznych o nadaniu biegu dyplomatycznego sprawie, którą pozwolę tu sobie nazwać jako pierwszy "aferą Rydzyka", była wyważona.
Wiem, ale nie rozumiem.
Zdarza mi się to coraz częściej, gdy słucham, co mówią do mnie ważni przedstawiciele ważnych instytucji i cierpię z tego powodu.
Może to cierpienie ma sens, może nie, ale trudno żebym się nie zastawiał nad jego przyczynami.
Jest faktem, a każdy fakt jakąś przyczynę ma.
Przyczyną większości moich cierpień jest prawdopodobnie nadmierne oczytanie.
Tyle przeczytałem różnych zdań i słów, że ich treści wymieszały się ze sobą, i kiedy teraz z tego melanżu wydobywam, na przykład, przymiotnik "wyważony", mam problem z jego semantyczną interpretacją.
Nie jest dla mnie jasne, czy do wyważenia o którym mnie
poinformował premier użyta została waga, czy łom ?
Ze względu na wysoki poziom kultury osobistej oraz pozycję społeczną pana premiera i jego ministra łom czym prędzej odrzucam, ale na tym moje rozterki się nie kończą, bo wiem, nie tylko z lektur, jak różne bywają wagi i jednostki wag, jak znaczące bywa oddziaływanie czynników zewnętrznych, w tym i stan osoby wyważającej.
Jak było w omawianym przypadku, nie wiem i wiedzieć nie muszę; wcale mnie to post factum nie interesuje, bo nie moje to zmartwienie, skoro pan premier wydaje się być kontent.
Przezwyciężywszy rozterki semantyczne i rezygnując z analiz logistycznych mogę się tym łatwiej uporać z podstawowym dylematem natury ontologicznej.
Z lektur pamiętam wywody bardzo znakomitych uczonych, zapewniających, iż dokładne wyważenie czegokolwiek nie jest w ogóle możliwe.
Otóż pan minister Sikorski odważył się jednakowoż i - jak wiemy z wypowiedzi pana premiera - wyważył.
Praktyka jest kryterium prawdy.
Większej wagi przywiązywać do słów pana premiera teraz już chyba nie wypada.
A skoro mowa o słowach, chciałbym jeszcze, przy okazji, wyrazić słowa uznania dla wysiłków pani minister Hall, która bardzo skutecznie chroni polskie dzieciaki przed podobnymi do moich, zgoła niepotrzebnymi cierpieniami.
Gdy dorosną, nie będą tracić czasu na rozważania - nie będzie zresztą zapewne czego rozważać; wszystko stanie się jasne, niczym bujne pukle pani Moniki Olejnik albo figlarne loczki pani Manueli Gretkowskiej (komu się nie podobają, może sobie tu wpisać grzywkę Chlebowskiego).
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Tytuł zobowiązuje autora, który nie bez powodu użył już w pierwszym zdaniu tego tekstu sformułowania "afera Rydzyka", do napisania choć paru zdań na (ten) temat.
Tandetny fajerwerk Sikorskiego stanowi nowy element (i być może sygnalizuje nową fazę) wymierzonej w fenomen "Radia Maryja" kanonady, trwającej od wielu lat.
Ostrzał prowadzą formacje, dla których dzieło O.Rydzyka
stanowi cel taktyczny, ale jest ono również obiektem strategicznych operacji sił zewnętrznych.
Pojawienie się wśród polskich kanonierów urzędującego obecnie przewodniczącego Parlamentu Europejskiego może być sygnałem niepokojącym.
Minister spraw zagranicznych ma (miał ?) co wyważać.
....
Pretekstem "afery Rydzyka" stały się słowa, które pan profesor Buzek, pan doktor Migalski, pan minister Sikorski i pan premier Tusk oraz inni znani powszechnie dzięki telewizji obywatele, oskarżający Ojca Tadeusza Rydzyka o "szkodzenie Polsce", przytaczają obecnie w charakterze materiału dowodowego, mającego potwierdzać winy toruńskiego redemptorysty.
Słyszałem te słowa; zrozumiałem je i interpretuję je inaczej : lepiej, niż wymienieni panowie, bowiem lepiej od nich znam materię, której dotykają źle dobranymi, być może w dobrych zamiarach, narzędziami.
Lepiej znam stylistykę wypowiedzi Ojca Dyrektora, wiem niemało o ich percepcji w środowiskach, do których się zwraca (i dociera) Radio Maryja, wiem również, jakie wartości niesie treść jego przekazów, odbieranych ze rozumieniem, z szacunkiem i z wdzięcznością.
Porównanie jakości języka, adresu społecznego i - co najważniejsze - stabilności aksjologicznej komunikatów "Radia Maryja" z tym, co reprezentuje dziś większość "mediów" docierających do Polaków w kraju i zagranicą, nie jest trudne, a wynik nie pozostawia wątpliwości.
Nie jest korzystny dla bardziej czy mniej efemerycznych
produktów politycznych koniunktur na medialnym rynku, na którym słowa, informacje i idee są jedynie towarem.
...
Polacy rozumieją, co się do nich mówi, gdy mówi się po polsku - i po prostu.
Tak też myślą.
Czasem nie wiedzą, co myśleć.
Nie wiedzą, bo niby skąd, kim czuje się ich premier : Kaszubą, Danzigerem, Polakiem, czy Europejczykiem ?
Nie wiedzą, dlaczego polski prezydent - herbowy, ale jakiego herbu ? - chciał uczcić w 90. rocznicę Bitwy o Warszawę pamięć żołnierzy bolszewickich poległych pod Ossowem, ale nie chciał Defilady Zwycięstwa.
Nie wiedzą, czy polski minister spraw zagranicznych ma nadal paszport brytyjski (wiedzą, że podobno żona ma amerykański).
Wiedzą, że były minister sportu ma gdzie mieszkać na Florydzie, kiedy grywa tam w golfa - bo nie jest to dziki kraj.
Wiedzą, że polski minister finansów adresy miewał i ma różne - i słyszą w jego wyrafinowanej polszczyźnie akcenty obce ich językowi.
Nie ma nic obraźliwego w nasuwającym się im pytaniu, czy Polską rządzą Polacy - rdzenni, stuprocentowi.
Niedawno przecież za takich rdzennych reprezentantów ich narodu uznano gromadę zbójów z prowincjonalnego miasteczka, i cały świat, tak jak cały naród żydowski, widział i słyszał jak za ich - więc i nasze - zbrodnie przepraszał prezydent Rzeczypospolitej.
Czasem niełatwo się połapać, kto jest Polakiem, ale widać wyraźnie, że polskość jest stopniowalna, bo na łamach gazet i czasopism, w książkach i w telewizji, czasem nawet w sejmie, prezentowane są różne opinie
o Polakach dobrych i złych, a nawet szkodliwych dla Polski, a także opinie o polskości.
Wiele zależy od skali ocen, jaką się stosuje.
Wedle Jana Tomasza Grossa, który o Polakach pisze nie bez znajomości tematu, bo sam jest po części Polakiem, typowo polska jest polskość katoendeckich antysemitów
i szmalcowników.
Adam Michnik, bardziej polski od Grossa i bliższy tym, którzy Polską rządzą, wydaje się skłonny typologię Grossa stosować odwrotnie i za Polaków doskonałych uważa, nie bez podstaw, polskich Żydów - co dla pana profesora Jerzego Roberta Nowaka czy pana redaktora Stanisława Michalkiewicz brzmi jak bluźnierstwo, nie tylko dlatego, że inne mają korzenie i inne, własne stosują kryteria.
To, na razie, wolno.
Polski ksiądz może więc, a chyba nawet powinien uważać za najbardziej polskich, Polaków ochrzczonych - takich, w których żyłach płynie polska krew bez żadnych domieszek - psujących ją, czy uszlachetniających, ale obcych, i którzy przelewali tę krew, albo są ją gotowi przelać, w razie konieczności, za Chrystusa i Polskę.
Ojciec Rydzyk sobie tego nie wymyślił.
Ja, na przykład, dobrze znałem te kryteria polskości zanim jeszcze państwu Rydzykom z Olkusza urodził się (czy to przypadek, że Trzeciego Maja ?) synek, któremu dano na imię Tadeusz.
Nie wydaje mi się, żeby ich wyznawanie i głoszenie, nie mówiąc już o stosowaniu, mogło w jakikolwiek sposób "szkodzić Polsce" czy Jej "wizerunkowi", tworzonemu przez bohaterów i męczenników.
Może się mylę, ale wydaje mi się, że nie tylko naszemu wizerunkowi, ale narodowi i państwu, szkodzą ci, którzy wyśmiewają, kwestionują, odrzucają albo i zwalczają dewizę "Bóg i Ojczyzna", utrzymując, że jest zupełnie nieaktualna.
Nie mają racji.
Nieaktualne jest tylko słowo Honor, niegdyś wiążące w naszej narodowej dewizie wiarę z patriotyzmem, które świadomie pominąłem, bo utraciło sens i znaczenie.
Kto wie, czy nie bezpowrotnie.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 498 odsłon
Komentarze
Panie Andrzeju, długo nie trzeba było czekać
28 Czerwca, 2011 - 17:51
http://niepoprawni.pl/blog/2008/uderz-w-stol-nozyce-odezwa-sie-gewalt
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.
----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*