Przeważnie bawiłem w szpitalach. Na ogół zawierałem znajomość z rehabilitacjami w mnogich zakładach leczniczych. Stanowiły dla mnie drugi dom, oazę i deptak, ratunek przed szyderstwem najbliższego otoczenia, od sąsiadów z piętra, tarczę broniącą mnie przed ironią tych, których mogłem lekceważyć na zewnątrz, którzy jednak ranili mnie, gdy, pogrążając się w rozpamiętywaniu, zostawałem niczyj, zdany...