Wybory, albo Kto jest Prawdziwym Polakiem ?

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Dziś wybory.
Przedstawiciele narodu dokonać mają wyboru między życiem a śmiercią - nie swoimi, rzecz jasna, bo przecież sejm to nie miejsce na załatwianie spraw osobistych czy prywatnych, tutaj się pracuje dla dobra ogółu, albo przynajmniej jakiejś takiej jego części, którą stać na skuteczny lobbing.
Wysoka izba będzie tym razem decydować o życiu nieznanej liczby istot, których jeszcze nie ma, ale powstać mogą, oraz znanej wyłącznie paru wtajemniczonym liczby istot przechowywanych w termosach, w niskiej temperaturze, z którymi nie wiadomo co - przepraszam za dwuznacznik - począć, a utrzymywane są na nasz koszt przy życiu (ale co to za życie, tego nie wie nawet sama pani minister Ewa Kopacz).
Będzie - z pewnością ciekawa - wymiana zdań między zwolennikami różnych opcji, bo przecież ktoś musi reprezentować najbardziej zainteresowanych, skoro sami(e) głosu, podobnie zresztą jak praw wyborczych, nie mają.
Zapewne najbardziej zdecydowane stanowiska zajmować będą posłowie najbardziej obiektywni, bo absolutnie (z rozmaitych zresztą powodów) nie zainteresowani żadną tam prokreacją, nad którą już od dawna przedkładają służbę publiczną, mniej męczącą, a jakże intratną.
Poseł potrafi z przejęciem mówić o życiu, myśląc przy tym o rzyci, bo ze znajomością ortografii nie jest u nas najlepiej - a szczera troska pana prezydenta o język politycznej debaty też ma z pewnością szersze realne podstawy, niż znajomość zasobu leksykalnego i sposobu myślenia przyjaciela z Biłgoraja, skądinąd wszak posła właśnie, chociaż nie wygląda.

W oczekiwaniu na odważne i mądre decyzje decyzje najlepszych synów matki-partii, rządzącej dziś wraz z wujem-koalicjantem, chcę się zająć czymś większym, niż ludzki embrion - a na razie nie objętym legislacyjną troską naszych parlamentarzystów, choć znajduje się w równie niepewnej sytuacji prawnej i egzystencjalnej : Prawdziwym Polakiem mianowicie.

Prawdziwy Polak jest bytem realnym, istnieje nie tylko w języku dziennikarzy, jak to jest na przykład choćby z "prezydenckim Tupolewem", którego nigdy nie było, nie ma, i - jak minister Rostowski pozwoli - nie będzie, czy z Drugim Aneksem do raportu Macierewicza (z tym, że ten raport, podobnie jak Raport p. Julii Pitery, kiedyś
może jednak do pewnego stopnia był; reszta się zgadza).

Sam jestem żywym -choć długo to już nie potrwa- dowodem istnienia "prawdziwych Polaków" i potrafiłbym to nawet udokumentować, gdyby mi się chciało zanudzać miłych gości - ale ja wolę ich zabawiać, bo czasy są niezbyt wesołe; znam też jeszcze parę osób o zbliżonych, że tak powiem, parametrach socjometrycznych.
(Znałem więcej, ale wymierają; nie jak dinozaury, ale jak Jadźwingowie czy Sarmaci, czasem jak rusałki albo domowe skrzaty, a czasem -prawda, że rzadko- tak, jak nasi bracia mniejsi, porzuceni (przez los ?) gdzieś "Na Paluchu".)

Nie ma w tym nic dziwnego ani nadzwyczajnego, że istnienie prawdziwych Polaków nie wszystkim się podoba; było tak od dawna, a w przeklętym wieku dwudziestym próbowano nawet ten problem rozwiązywać systemowo - pod Radzyminem i na Wołyniu, na Śląsku i na Białej Rusi, w Auschwitz-Birkenau i w Katyniu, pod Charkowem i w Sachsenhausen udało się
znacznie zredukować tę populację, choć - jak to się dziś mówi : "nie do końca"; brakło czasu.
Ochota, chyba, została, ale tego, jako prawdziwy Polak, nie wiem - mogę się tylko domyślać, więc się domyślam.

Bogusław Wolniewicz pisze, że naród łączy wspólna mowa, wspólna ziemia i wspólna pamięć.
Czy nie należałoby użyć czasu przeszłego ?

Prawdziwemu Polakowi nie podoba się to, co się dzieje z polszczyzną, nawet jeśli nie wie, co to takiego "zapaść semantyczna" i ma wątpliwości, czy to z ust Adama Michnika, przemawiającego nad trumną Bronisława Geremka, czy z ust ministra Sikorskiego, komentującego podróż zagraniczną polskiego prezydenta, wyraźniej dobiegała doń "mowa nienawiści".
Nie znosi bełkotu Owsiaka, poszczekiwań Wojewódzkiego, jojczenia Pitery i trajkotania tzw. walterówek.
Ale "język miłości" też mu się nie podoba.
No to z kim go niby łączy "wspólna mowa" ?
Ano, z Ojcem Leonem, Bigosową, czy Janem Pietrzakiem na przykład, choć ani on klecha, ani górol, ani warszawiak, tylko ot, prawdziwy Polak.
Polak - telewidz, który lubi rozumieć, co się do niego mówi, nie lubi zaś, gdy się jego ulubieńców eksmituje z wizji.

Tu wzdycham głęboko i - na dziś - kończę.
Może jutro znów będzie piękny, słoneczny dzień ?
Sejm, na moje szczęście, w soboty nie obraduje.

Brak głosów