Ćwierćkolonie, część 5

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Tego dnia dzieci przyszły do osiedlowego domu kultury, a ich pani jeszcze nie było.
- Może jeszcze jest na policji? - zapytał głośno Łukaszek. Ale młoda dziewczyna, która wczoraj ją zastępowała powiedziała im, że już jest i rozmawia z kierownikiem.
- ...ależ tak było panie kierowniku - zza uchylonych drzwi pokoju kierownika osiedlowego domu kultury dochodził głos starszej grubej pani. - Nie da się tej bandy upilnować i tyle. Mieliśmy w planach zajęcia z internetu, wie pan, takie pożyteczne drobiazgi, ale skąd mogła wiedzieć, że któremuś strzeli do głowy zaglądanie na czata? I to na takiego dla pedofili?! Zgroza, po prostu zgroza, ma pan rację, kiedyś tego nie było. Ta dzisiejsza młodzież! Naprawdę, przysięgam panu, nie wiedziałam, co oni tam piszą! To samo powiedziałam na policji!
- Żeby mi to było ostatni raz! - powiedział pan kierownik. Co odpowiedziała starsza gruba pani nie wiadomo, bo zagłuszyło ją radio, które włączył pan kierownik.
- ...po pięciu latach udało się wreszcie ustalić kto kupił teren, na którym znajdowały się wtedy polskie stocznie! - darł się spiker. - Trop prowadzi do sklepu zoologicznego w Zgierzu! Jeszcze nie wiemy skąd ten sklep dysponował takimi pieniędzmi! Właściciel twierdzi, że ze spontanicznych wpłat studentów!
- Co tu robicie?! - starsza gruba pani wyszła z gabinetu kierownika i trochę się zdenerwowała na widok swoich podopiecznych. - Migiem do klasy!
Gdy znaleźli się już w sali starsza gruba pani powiedziała cicho:
- Drogie dzieci. Mówiliśmy ostatnio jak się wystrzegać pedofili. Bo pedofil to kto?
- To złoooo... - odparły niskim głosem dzieci.
- No... tak. I tacy ludzie są właśnie na czatach, na które zaglądaliśmy. Ale zapomniałam wam powiedzieć, że jest tam jeszcze jeden typ ludzi. Ale to nie ludzie. To wilki! - twarz pani wykrzywiła się w odpowiednim grymasie. - To są policjanci. Wiecie kto to policjant?
- To złoooo...
- Y... No tak. I ci ludzie tam siedzą całe godziny i szpiegują, szczują, podpuszczają i kablują! Coś okropnego! A propos, pamiętacie, aby nie mówić rodzicom co tu robimy?
- Pamiętamy!
- Bardzo dobrze. Ja jeszcze gdzieś zadzwonię... - starsza gruba pani wyjęła komórkę. - Halo? To pani? No dzień dobry. Ile ja pani wiszę kasy? Acha. A gdzie pani teraz jest? Na miejscu? Dobra, to wpadnę i oddam.
Odłożyła telefon i spojrzała na dzieci.
- Moi drodzy. Starczy na razie tych komputerów i pedofili. Dziś idziemy do parku.
- Eeee... Nudy,
- Ale tam będą lody! - kusiła pani. - Macie pieniążki?
- Mamy! - ożywiły się dzieci.
- To idziemy!
Wyszli z budynku, ale nie poszli w stronę parku. Starsza gruba pani dziarsko prowadziła ich pomiędzy bloki, wsiedli w autobus i przejechali parę przystanków.
- Daleko do tego parku? - pytał Gruby Maciek.
- Zmiana planów - powiedziała starsza gruba pani.
Doszli do budynku, na którym widniał szyld "Lombard". Weszli do środka
- Drogie dzieci - starsza gruba pani wskazała panią za ladą. - Tą panią wczoraj okradziono!!
Pani za ladą wytrzeszczyła oczy.
- Tak, tak - kontynuowała opiekunka dzieci. - Okradli ją! Biedna jest! Musicie jej pomóc, bo jak to - nie pomóc okradzionej? No dalej, zrzucamy się, sami mówiliście, że macie pieniądze!
Sypnął się bilon szeroko, dzieci się wzruszyły krzywdą pani zza lady.
- No, to chyba jesteśmy kwita - starsza gruba pani uścisnęła dłoń pani zza lady i razem z dziećmi wróciła do domu kultury. Po drodze jeszcze raz przypomniała, aby o niczym nie mówiły rodzicom.

Brak głosów