Ćwierćkolonie, część 8

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Pod osiedlowym domem kultury doszło do mrożących krew w żyły wydarzeń. Starsza gruba pani została wezwana do kierownika, więc dzieci pod opieką młodej zastępczyni wysłała na taras na piętrze.
- Nuda - powiedział Gruby Maciek, kiedy to razem z Łukaszkiem i okularnikiem z trzeciej ławki wisieli przewieszeni przez poręcz.
- Nuda się zaraz skończy - Łukaszek mocniej wychylił się w przód. - Zobaczcie kto tu idzie.
Przez ich osiedle szła grupa młodzieży z sąsiedniego osiedla. Duzi, groźni.
- Łe, a tam nasi stoją - zatroskał się Gruby Maciek. Niedaleko domu kultury stała grupka miejscowych chłopaków. Byli mniejsi i mniej liczni od intruzów.
- O rany, zaraz ich zleją - okularnik majtał nogami.
Nie zlali. Przybysze otoczyli szczelnie miejscowych i ograbili z pieniędzy, zegarków i telefonów. Łukaszek i spółka zawołali młodą zastępczynię, która lekko wstrząśnięta zadzwoniła na policję.
- Oczywiście, już wysyłam patrol - zabuczał ktoś w słuchawce. - Tylko, że trafiła pani akurat na zmianę zmian. Właśnie czekamy na patrole, które wracają na posterunek, żeby oddały służbowe buty zmiennikom. Oszczędności...
Tymczasem pod domem kultury akcja działa się dalej.
- Szukamy kogoś z tych, co to od niedawna mieszkają na waszym osiedlu, w tym nowym bloku - mówił przywódca intruzów.
- Po co? - zapytał któryś z miejscowych.
- Bo ich nie lubimy i chcemy im spuścić wpierdol - wyjaśnił drugi intruz. - Jak nam który powie gdzie takiego znaleźć to dostanie telefon.
Miejscowi milczeli, ale jeden spośród nich złamał się i powiedział, że jeden taki nowy się chowa tu za rogiem.
- Grzeczny chłopiec - powiedział drugi intruz i dał mu komórkę. Złapali tego nieszczęśnika chowającego się za rogiem, wciągnęli w krzaki i stłukli solidnie.
- O ja cię - jęknął Gruby Maciek. - Z nimi nie ma żartów.
Kiedy nowy wyszedł z krzaków, wyglądał strasznie. Krew, siniaki.
- Za co?! Za co?! - krzyczał płaczliwie.
- My was kurna nie lubimy - wyjaśnił mu jeden z intruzów.
Pojawił się jakiś facet, okazało się - ojciec pobitego. Krzyczał, jak można zrobić coś takiego jemu dziecku.
- Dobra, ty też masz telefon i nie drzyj się - powiedział przywódca intruzów. Dał komórkę ojcu pobitego i poszli sobie.
I wtedy przyjechała policja.
- To oni! - darli się na zmianę pobity i jego ojciec pokazując grupę miejscowych - Oni! Oni! Oni! Wszystko oni!
- Oni go tak pobili? - pytała policja.
- Nie! Oni donieśli! Za kasę!
- My nie! - zaprzeczyli miejscowi. - Tylko ten jeden!
- Kto go pobił?!! - dopytywała się policja.
- Ci z sąsiedniego osiedla! - wtrącił się jeden z miejscowych. - Nam też grozili i okradli nas!
Ale pobity i jego ojciec tylko krzyczeli i wskazywali na miejscowych, że ci mają im zapłacić za to, co zrobili. Żądali kolejnych telefonów. Zbiegła się reszta ich rodziny. Zaczęli się szarpać z policjantami, a ktoś nawet wsadził jednemu z nich długopis do nosa. Na sztorc!
W domu Hiobowscy byli wstrząśnięci tym co zaszło i potępili. Dziadek - napastników, siostra Łukaszka - wszystkich, tata Łukaszka - napastników i donosiciela, babcia - napastników i pobitego wraz z całą rodziną, a mama powiedziała, że nie można tak ferować na gorąco i ona najpierw musi się zapoznać z dogłębną i wielostronną relacją w "Wiodącym Tytule Prasowym". Wszyscy jednak byli zgodni co do jednego - nie jest bezpiecznie.
- Dla większego bezpieczeństwa będziecie chodzić razem - oznajmiła babcia dziadkowi i Łukaszkowi.
- Dużo to da - rzekł z przekąsem dziadek. - Jak wyjdzie taka banda kilkunastu troglodytów to...
- Spoko, mam plan - wtrącił się Łukaszek. Kiedy wszyscy myśleli, że wielkodusznie powie "ja obronię dziadka", Łukaszek oznajmił:
- Plan jest taki. Jakbyśmy się na nich natknęli, to ja ich odciągam, a dziadek spierdala w drugą stronę i woła o pomoc...

Brak głosów