Plaga

Obrazek użytkownika matka trzech córek
Idee

 

 Bolszewicy wywlekali z kościelnych krypt trumny ze szczątkami i ku uciesze gawiedzi rozbijali je profanując relikwie Błogosławionych.

 

 Nic tak nie odbierało wiary w Boga u prostych ludzi, jak publiczne naigrywanie się z niego.

 

 Boga niet!

 

 Propaganda rozpowszechniała nakręcane przez sowieckich filmowców sceny poniżania kapłanów prawosławnych cerkwi. Obnażeni i poszturchiwani, słaniający się na nogach nieszczęśnicy, w niczym nie przypominali pełnych godności Celebransów ze stopni ołtarzy. Niszczenie symboli religijnych i profanacja świętości  w cerkwiach i kościołach miały za zadanie zniszczenie wartości moralnych i wielowiekowej kultury wynikającej z poszanowania dekalogu.

 Triumf bolszewickiej władzy wziął się z ostentacyjnej bezbożności jej aktywistów. Wiadomo już powszechnie, że liczebność  komunistów wywodzących się z kręgów innych niż chrześcijańskie, była bardzo znacząca. Miało to ogromny wpływ na bezwzględne podejście do kościołów wyznających wiarę w Chrystusa.

  Bez skrupułów wykorzystali oni ciężką sytuację bytową jaka nastąpiła w Rosji po roku 1920, kiedy zaspokojenie głodu stało się najistotniejszą ze spraw, które zajmowały społeczeństwo.

 Tajny rozkaz Lenina brzmiał:

"Uważam, że nasz przeciwnik [Cerkiew] popełnia wielki błąd, próbując wciągnąć nas w decydującą walkę w chwili, gdy sytuacja jest dla niego wyjątkowo niekorzystna, wręcz beznadziejna. Dla nas, odwrotnie, właśnie ten moment stwarza nie tylko szczególnie korzystną sytuację, ale wręcz jedyną okazję, w której mamy 99 szans na 100, że rozgromimy wroga i zapewnimy sobie niezachwianą pozycję na wiele dziesiątków lat.

 Właśnie teraz i tylko teraz, gdy w rejonach ogarniętych głodem ludzie jedzą ludzkie mięso, i setki, jeśli nie tysiące trupów zalegają na drogach, możemy (i dlatego musimy) przeprowadzić konfiskatę cerkiewnych majątków z najwyższym okrucieństwem i bezwzględnością, nie wzdragając się przed tłumieniem wszelkiego oporu.

 Musimy, bez względu na wszystko, przeprowadzić konfiskatę cerkiewnych majątków jak najbardziej stanowczo i szybko, aby zapewnić sobie fundusz kilkuset milionów złotych rubli (pamiętajmy o ogromnych bogactwach niektórych monastyrów i ławr). […] Wszystko wskazuje na to, że później nie będziemy w stanie tego zrobić, ponieważ w żadnym innym momencie niż panujący teraz okres straszliwego głodu nie możemy liczyć na takie nastroje wśród szerokich mas chłopskich, które gwarantowałyby nam sympatię albo przynajmniej obojętność tych mas […]."

 

  Bolszewicy, zanim zawładnęli duszami milionów Rosjan, najpierw zniszczyli ich Wiarę. Była to jedyna droga do pełnego zwycięstwa.

 W miejsce świątyń wybudowano pałace ateizmu. Krzewiono w nich idee komunizmu, który miał na zawsze odmienić losy ludzkości na całym świecie.

 Plaga, która rozlała się szeroką lawą propagandy, wypaczyła umysły wielu ludzi.

 

 Mylimy się sądząc, że minęły już czasy, kiedy bolszewizm zagrażał hołdowanym przez nas wartościom.

 

 Ideologia marksistowsko- leninowska ma się  całkiem dobrze i jest ciągle świeża. Jej orędownikami stały się wszelkiego rodzaju „wyrzutki społeczne”, które w manifestach komunistycznych dopatrzyły się cech mających tożsame podłoże ideologiczne.

 

  W jednym i drugim przypadku podatnym gruntem dla tej ideologii były odsunięte na margines społeczny mniejszości. Jedyna różnica polega na tym, że ówczesne kręgi rewolucyjne tworzyli głównie zbuntowani, ambitni, rozdrażnieni dyskryminacją członkowie pogardzanych warstw narodowościowych i społecznych, a dzisiaj, w skład  lewackich kręgów, wchodzą głównie mniejszości seksualne i zdeklarowani komuniści o zaburzonym pojęciu demokracji.

 

 Tak jedni, jak i drudzy, za głównego wroga obrali sobie Kościół i walką z nim rozpoczęli swój marsz ku zwycięstwu.

 

 O ile w sukurs, że tak to określę, przyszedł bolszewikom powszechny głód, który czynił ludzi apatycznymi i bezradnymi, o tyle współczesnym ich odpowiednikom, oręż do ręki dały pedofilskie skandale, do których, sporadycznie, dochodziło w Kościele.

 Współczesna propaganda ma też większą siłę oddziaływania niż raczkujące niegdyś, metody rozpowszechniania agitujących treści.

  Legalność istnienia poszczególnych lewackich społeczności wzięła się z energicznych działań ich członków i entuzjastów.

 

Pod pretekstem walki o równouprawnienie, szeroko rozpropagowano pseudowartości, znajdujące się dotąd w powszechnej pogardzie i budzące zrozumiały niesmak.

Nigdy dotąd tematyka dotycząca wszelkiego rodzaju dewiacji seksualnych nie była tak eksponowana i propagowana. W szybkim tempie przybywa organizacji i stowarzyszeń obejmujących ochroną i wsparciem utajonych do tej pory ludzi o odmiennych orientacjach seksualnych.

 Zdecydowany sprzeciw Kościoła w promowaniu ideologii homoseksualnej, legalizacji związków małżeńskich osób tej samej płci i akceptacji dla adopcji dzieci przez takie pary, wzbudził zmasowany i pełen agresji atak na chrześcijan.        

 Polscy katolicy, z dawien dawna łączyli  wartości patriotyczne z dogmatami wiary. Przez wieki burzliwych dla Polski wydarzeń, więź ta zaciskała się coraz silnej, doprowadzając w efekcie do tego, że słowo katolik stało się synonimem patrioty.

 Poprzez tę określoną tożsamość, patrioci stali się, w oczach neobolszewików, wrogami w stopniu nie mniejszym niż Biała Kawaleria dla Armii Czerwonej.

  Regularne, pełne nienawistnego jadu ataki na patriotyczne uroczystości stały się czymś zwyczajnym i powszechnym. Przed każdą, zbliżającą się rocznicą jakiegoś wydarzenia ważnego dla polskiej państwowości, na łamach lewackich gazet pojawiają się zjadliwe treści i paszkwile.

 Naprzeciw marszom organizowanym przez nacjonalistyczne organizacje, ustawiają się hordy lewackich prowokatorów, doprowadzając do ekscesów i awantur, w wyniku czego narasta niechęć  do udziału w imprezach o patriotycznym wydźwięku.

 

 Przy tym wszystkim, wzmaga się ubożenie społeczeństwa. Rośnie liczba ludzi zniechęconych i pełnych rezygnacji. Nędza zatacza coraz szersze kręgi, a ludzie zmuszeni są dokonywać niepopularnych wyborów, by utrzymać jako taki standard życia. Obojętność i marazm opada na społeczeństwo niczym całun. Wartości i idee, tak ważne wczoraj, zaczynają schodzić na dalszy plan, ustępując miejsca walce o przetrwanie.

 Problem zdaje się jednak nie dotyczyć kręgów o lewackim światopoglądzie. Przeważnie doskonale sytuowani, nie dzielą losu ogromnej części narodu. Brylują w ekskluzywnym świecie, kontaktując się z nizinami społecznymi jedynie za pośrednictwem szklanego ekranu.

 

 

  

  Walcząc z patriotyzmem, współcześni Bolszewicy wyraźnie ukazują fakt nie identyfikowania się z ważnymi dla narodu postaciami, zasłużonymi dla niepodległości naszego kraju, a także ujawniają swój niejednoznaczny stosunek do przyszłości państwa polskiego.

 Irytujące i niepokojące ekscesy, do których coraz częściej dochodzi w ostatnim czasie, zdają się uzasadniać obawy , co do roli, jaką pełnią te osoby w naszej Ojczyźnie.

 W szalonym trendzie pogardy łamane są kolejne granice przyzwoitości. Wystawia się na próbę cierpliwość tych spośród nas, którym sprawa ideałów niepodległości jest nadzwyczaj ważna i święta.

 

Czy jest to tylko kolejna prowokacja, czy już hasło do następnej bolszewickiej rewolucji?

 

 

 

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)

Komentarze

Zastanówmy się nad tym, co najbardziej spowalnia nas albo zatrzymuje w życiu – nad grzechem. Grzech śmiertelny jest niewątpliwie największym nieszczęściem człowieka, ponieważ powoduje śmierć duchową i zerwanie przyjaźni z Bogiem. To jest duchowe spustoszenie, totalna duchowa pustynia.

Kiedy człowiek popada w choćby jeden grzech śmiertelny, stan jego jest opłakany. Za jeden grzech śmiertelny można zatracić swoją duszę na wieki. Tutaj nie ma innego ratunku. Jeżeli ktoś obraża Pana Boga w sposób ciężki, musi ponieść konsekwencje. Jeżeli ktoś chce być rzeczywiście człowiekiem duchowym i pobożnym, to nie może tolerować grzechu śmiertelnego jako czegoś normalnego. Jeżeli ktoś żyje w grzechu śmiertelnym i nic sobie z tego nie robi, to trudno tę osobę nazwać katolikiem. Oczywiście, formalnie nim jest.

Kościół ma w swoim łonie również i tych, którzy obecnie żyją w grzechu śmiertelnym. Jednak tak naprawdę jest to zupełne zaprzeczenie tego zaszczytu i godności, którą zostali oni obdarzeni na chrzcie świętym. Niestety, są ludzie, którzy wolą wybrać życie w grzechu śmiertelnym niż postępować według woli Bożej. Wolą wybrać grzech śmiertelny ze wszystkimi jego konsekwencjami, niż ukrzyżować swoje upodobania i zachcianki ze względu na najwyższą wartość poznania naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Dobrowolne uchybienia

Powiedzmy to jasno: dla grzechu śmiertelnego nie może być żadnej tolerancji. Święty Tomasz z Akwinu uczy, że gdyby komuś na nieszczęście zdarzyło się, że wieczorem popełniłby grzech śmiertelny, a nie byłoby możliwości pojednania się z Bogiem w sakramencie pokuty, wówczas należy jak najszybciej wzbudzić żal doskonały ze względu na miłość Bożą. Nie mamy pewności czy doczekamy jutra – dlatego nie wolno udawać się na spoczynek będąc w grzechu śmiertelnym. Gdy człowiek zgrzeszy ciężko, powinien od razu garnąć się do Bożego miłosierdzia, szukać odpuszczenia win w sakramencie pokuty, pragnąć jak najszybciej łaskę Bożą odzyskać.

Kiedy nieprzyjaciel duszy widzi, że nie może nas pokonać tą bronią, wmawia wówczas, że można robić wszystko, co nie jest grzechem śmiertelnym. Często jesteśmy zwodzeni w ten sposób. Kto daje się zwieść, ten dopuszcza się szkody na duszy, ponieważ zezwala na uchybienia dobrowolne, na grzechy powszednie. Są to te grzechy, których się dopuszczamy, mając jasne poznanie i całkowite przyzwolenie woli w materii lekkiej. Ale jeżeli człowiek wie o tym i planuje taki grzech i ma przyzwolenie woli, również to jest obrazą Pana Boga. Jeżeli pod wpływem impulsu, mimowolnie powiem jakieś gorzkie słowo, ale od razu żałuję, to odnoszę niewielką stratę na swojej duszy. Jednak jeżeli powiem gorzkie słowo po dokładnym zaplanowaniu, aby bliźniego zabolało i będą czekał na nadarzającą się okazję, wówczas jest to niewątpliwie uchybienie dobrowolne.

Uchybienia dobrowolne zdarzają się nam w ciągu dnia. Najczęściej mówimy sobie, że to nic wielkiego, to drobiazg. Podajmy przykład takiego uchybienia: opuszczanie modlitwy. Często tłumaczymy to zapomnieniem, brakiem czasu. I tej modlitwy nie ma rano, nie ma wieczorem. W końcu machamy ręką, mówiąc sobie, że nic wielkiego się nie stało i nie ma się czym przejmować – to nie pierwszy i chyba nie ostatni raz… Nie jest to grzech śmiertelny, ale jednak jest to zniewaga Bożego Majestatu. Jeżeli pozwalamy sobie na takie uchybienia, to nie zrobimy w życiu duchowym żadnego postępu.

„To mały grzech, nic się nie stało…”

Podajmy kolejny przykład: dobrowolnie dopuszczane rozproszenia. One są, oczywiście, czymś innym niż rozproszenia (uchybienia) niedobrowolne. Często kiedy się modlimy i chcemy być uważni na modlitwie, kiedy chcemy modlić się jak najlepiej, wówczas różnego rodzaju wspomnienia czy wyobrażenia cisną nam się do głowy i nie potrafimy nad tym zapanować. Co je odrzucimy, to one znowu powracają… Wówczas nie odnosimy żadnej szkody duchowej. Wręcz przeciwnie: modlitwa przez to jest jeszcze lepsza, ponieważ połączona z dużą walką i ofiarą. Inaczej ma się sprawa, kiedy modlimy się i od razu dobrowolnie zaczynamy myśleć nie o Panu Bogu, ale o swoich sprawach (co wydarzyło się w pracy, w szkole, w rodzinie itd.). Kiedy nic sobie nie robimy z tego, że nasze myśli krążą wokół nas samych, wówczas nie wznosimy umysłu do Boga. W konsekwencji ponosimy poważną szkodę na duszy, mimo że te uchybienia nie zrywają przyjaźni z Bogiem, nie są grzechem śmiertelnym.

Kiedy dobrowolnie zgadzamy się na uchybienia, kiedy na nie pozwalamy i nie sprzeciwiamy się im, wówczas nasze życie duchowe nie rozwija się, jest sparaliżowane. Istnieje wiele zagrożeń, z których sobie nie zdajemy sprawy. W obecnych czasach mało ludzi ma solidną, pełną wiedzę katechetyczną. Wielu katolików nie zdaje sobie sprawy z różnych obowiązków, które na nich ciążą z tej racji, że należą do Mistycznego Ciała Chrystusa, do Kościoła. Spotkałem kiedyś katolika, który nie wiedział, że istnieje obowiązek niedzielnej Mszy św. Chodził do kościoła wtedy, kiedy miał na to ochotę. Wielu katolików po prostu nie wie, że coś ma robić albo czegoś ma unikać.

Natomiast jeżeli dobrze wiemy, co mamy robić i czego unikać, a mimo to mówimy, że to nie jest grzech śmiertelny, więc nie ma co się przejmować, to wówczas mamy poważny problem. Jeśli mówimy, że coś jest małym uchybieniem i Pan Bóg nie będzie zważał na takie drobnostki, znaczy to, że skazujemy siebie na dryfowanie na morzu duchowej letniości. A z tego wynikają potem poważne konsekwencje. Postanowieniem naszym musi być unikanie za wszelką cenę każdego grzechu, każdego dobrowolnego uchybienia. Nawet drobny, powszedni grzech obraża Pana Boga, dlatego musimy tego unikać.

Dlaczego należy unikać grzechów

Jeżeli chodzi o grzech śmiertelny, to wiemy, że za jego popełnienie grozi nam wieczna kara. Ale jakie są pobudki, aby walczyć z grzechem powszednim? To, że jest on obrazą Pana Boga. Nie tracimy przez nią przyjaźni z Panem Bogiem, ale jednak jest to obraza. Święta Katarzyna z Genui mówiła, że chętniej rzuciłaby się w jezioro ogniste, niż popełniła grzech powszedni. Chętniej na wieki zostawałaby w takim jeziorze ognistym, niż miała zeń się wyzwolić za cenę grzechu powszedniego. Święty Alfons Rodriguez mówił: „Chętniej wycierpiałbym wszystkie męki piekła niż popełnił jeden jedyny grzech powszedni”. Błogosławiona Krescencja powtarzała: „Nie pojmuję wcale, jak można Boga rozmyślnie obrazić?”

Bóg nienawidzi grzechu. To jest druga pobudka. Nawet jeżeli jest to grzech powszedni, to sprzeciwia się on Bożej świętości. Dlatego ten, kto dopuścił się choćby jednego grzechu powszedniego, nie może wejść do królestwa niebieskiego. Jeżeli naszą duszę plami choć jeden grzech powszedni, dobrowolnie popełniony, wówczas nie możemy wejść do nieba – ta plama musi być wypalona przez skruchę i doskonały żal albo poprzez ogień czyśćcowy. Ponieważ Bóg nienawidzi grzechu, dlatego nie może kochać duszy bezgranicznie i udzielać jej swojej miłości, jeżeli widzi w niej choćby mały grzech, który dobrowolnie popełniła. A cóż dopiero, jeśli mamy tych grzechów tak dużo, że tworzą one ogromne morze, a nie jedynie małą plamę na naszej duszy?

Nawet grzechy powszednie kryją w sobie niewdzięczność wobec Boga. Można powiedzieć za świętymi, że Bóg nas hojnie obdarzył dobrodziejstwami swojej miłości. A mimo to my Go obrażamy, choć upomina nas nawet własne sumienie. Wyobraźmy sobie, że jakieś dziecko obraża swoich rodziców. Robi to notorycznie, nawet codziennie. Czyż nie sprawia to rodzicom ogromnego bólu? Oni włożyli wiele miłości w jego wychowanie, opiekują się nim i utrzymują go, a w zamian otrzymują tylko przykrości. Czyż nie jest to bolesne doświadczenie? I cóż z tego, że dziecko nie robi jakichś poważnych wykroczeń? Przecież ono nie okazuje rodzicom należnego szacunku. Czy dziecko ma prawo tak postępować wobec rodziców? Widzimy więc, na czym polega niewdzięczność. Tak właśnie jest z nami. Od Pana Boga dostaliśmy o wiele więcej niż od naszych rodziców, po tysiąckroć więcej. Dostaliśmy tak wiele łask, a wszystkie bez naszej zasługi. Chociaż jesteśmy członkami Mistycznego Ciała Chrystusa, to wcale nam to nie przeszkadza, żeby nie obrażać Tego, który obdarza nas dobrodziejstwami i błogosławieństwem.

Śmierć Chrystusa zapłatą za grzech

Oczywiście, obawiamy się obrazy największej, tego że zostaniemy wrzuceni w ciemność wieczną, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów. Ale jednak na dobrowolne uchybienia często się zgadzamy. Najświętsza Pani jest dla nas najlepszym wzorem we wszystkim. W najmniejszym poruszeniu swojej woli starała się przypodobać Panu Bogu. Najmniejszy grzech nie dostał się do Jej Serca. Święty Jan od Krzyża wyraźnie mówi, że żadna forma jakiegokolwiek stworzenia nie przedostała się do Jej duszy, gdyż to była świątynia tylko i wyłącznie dla Pana Boga. Nie znalazł się tam żaden „boczny ołtarz” ku czci jakiegokolwiek stworzenia.

Kolejną pobudką, aby unikać grzechu powszedniego jest pamięć o tym, że Pan nasz Jezus Chrystus nawet za najmniejszy grzech musiał zapłacić największą cenę. Musimy sobie uświadomić, że nikt z ludzi, ani nawet wszyscy ludzie razem wzięci, nie są w stanie – nawet poprzez największe cierpienia, dzieła pokuty i umartwienia – zadośćuczynić Bogu nawet za jeden grzech powszedni. Jedynie nieskończony Syn Boży może wynagrodzić tę nieskończoną winę wyrządzoną Boskiemu Majestatowi. Ceną za grzechy była śmierć Syna Bożego na krzyżu. Także za grzechy powszednie. Czy możemy więc pozostawać obojętni na nasze grzechy?

Święta Katarzyna ze Sieny miała pewnego rodzaju wizję, w której zobaczyła Jezusa Chrystusa dźwigającego krzyż. Cały był zalany krwią, głowa cierniem ukoronowana, Jego szata była przesiąknięta krwią, chwiał się pod ciężarem krzyża. Gdy w pewnym momencie mocniej zachwiał się, Katarzyna zawołała: „Ale dlaczego takie cierpienie?”. I usłyszała odpowiedź: „Katarzyno, tak musiałem cierpieć za ciebie. Oto jest zadośćuczynienie za Twoje grzechy”. A o św. Katarzynie spowiednicy zaświadczają, że nigdy nie popełniła żadnego grzechu śmiertelnego. Takie więc było zadośćuczynienie Chrystusa za nasze grzechy powszednie, za dobrowolne zaniedbania i uchybienia.

Co grzech czyni w naszej duszy

Musimy również zdawać sobie sprawę ze skutków grzechu. Często nie przemawiają do nas argumenty wynikające z doskonałej miłości do Pana Boga. Wówczas pomyślmy o skutkach, jakie grzech powszedni sprawia w duszy człowieka: pozbawia ją wielu łask, które nam Bóg przeznaczył. Jeżeli dusza nie ma szacunku wobec Pana Boga, nie otrzyma specjalnych łask. Oczywiście, łaski uświęcającej przez grzech powszedni nie traci. Pan Bóg chce jej udzielać nieskończonych łask, jednak powstrzymuje się, kiedy jest przez nią obrażany. Wyobraźmy sobie, że chcemy przyjacielowi dać prezent. Jednak w czasie spotkania przyjaciel ciężko obraził nas, wówczas już nie chcemy obdarzyć go prezentem.

Podobnie dzieje się, kiedy znieważamy Pana Boga. On chce obsypać swoje dzieci niezmierzonymi łaskami. On nie wie, co to jest skąpstwo. Jednak jeśli dusza jest niewdzięczna, wówczas sama zamyka sobie dopływ nowych łask. Grzechy powszednie przeszkadzają nam w modlitwie. To one powodują, że nie potrafimy odprawić dobrze rozmyślania, modlić się w skupieniu. Czujemy się zupełnie zimni nawet w chwili przyjęcia Komunii św. Jeżeli jakiegoś człowieka wielokrotnie obrazilibyśmy, wówczas trudno byłoby nam z kimś takim spokojnie rozmawiać, nawet jeśli ta osoba wybaczyłaby nam. Podobnie jest z nami, kiedy interesujemy się wszystkim, tylko nie relacją z naszym Zbawicielem. Ważniejsza jest nasza wygoda, przyjemność, odpoczynek – dlatego tak trudno przychodzi nam wytrwale i cierpliwie modlić się, wznosić duszę do Boga.

Grzech powszedni stoi na przeszkodzie szczególnej przyjaźni z Panem Bogiem, tej szczególnej zażyłości, temu zjednoczeniu z Bogiem, które nazywamy upodobnieniem do Niego, zjednoczeniem woli. Święty Augustyn powiedział, że grzechy powszednie są jakby trądem, który wyłącza naszą duszę z czystego uścisku Niebieskiego Oblubieńca. I tu jest sedno życia duchowego. Wiemy dobrze, jak bardzo staramy się unikać obrazy naszych przyjaciół. I bardzo często nigdy dobrowolnie ich nie obrażamy. Natomiast wobec Pana Boga mamy odwagę powiedzieć, że nasze małe, powszednie grzechy to nic wielkiego, to żadna obraza Jego Majestatu…

Codziennie musimy toczyć walkę

Grzechy powszednie pozbawiają nas błogosławieństwa w pracy. Osoby święte, zjednoczone i zaprzyjaźnione z Bogiem, otrzymują szczególne błogosławieństwo w pracy, podczas wykonywania obowiązków stanu. Przypomnijmy tu choćby tylko św. Izydora, któremu Bóg posyłał aniołów, żeby orali pole, kiedy on trwał na modlitwie. Każdy człowiek wkłada w pracę trud, jednak bardziej obfituje praca osoby świętej, niż tego, kto świadomie grzeszy. Obojętność na grzechy powszednie pozbawia błogosławieństwa. Prowadzi to do oziębłości, a później bardzo często do grzechu śmiertelnego.

Grzech powszedni wtrąca duszę w ogień czyśćcowy. Jeżeli na ziemi nie odpokutujemy za wszystkie nasze grzechy poprzez gorliwość, umartwienie, ofiary, jałmużnę, post i skruchę, to naszą duszę czeka oczyszczenie w ogniu czyśćcowym. Im więcej mamy grzechów, tym dłużej będziemy tam trwali. Święci zapewniają nas, że ogień czyśćcowy jest bardzo surową karą. Tym różni się od piekła, że dusze wiedzą, że ich kara kiedyś się skończy. Dlatego lepiej unikać na ziemi wszystkiego, co w konsekwencji skazuje duszę na dotkliwe kary czyśćcowe.

Najświętsza Maryja Panna depcze głowę węża, triumfuje nad wrogiem naszego zbawienia, broni swego Niepokalanego Serca przed atakami złego ducha. To samo powinniśmy czynić i my, jeżeli chcemy przyłączyć się do Niej, być Jej dziećmi. Musimy walczyć razem z Nią pod sztandarem Chrystusa Króla. Nie mamy innego wyjścia. Nie możemy wygodnie rozsiąść się w fotelu i obserwować, co dzieje się na świecie. Musimy przede wszystkim interesować się tym, co dzieje się w naszej duszy. Musimy uczyć się duchowej czujności. Musimy codziennie toczyć walkę z naszą grzeszną naturą. Trzeba sobie to wszystko mocno wziąć do serca  i z pomocą Bożą realizować swoje powołanie do świętości.

Artykuł ukazał się w czasopiśmie “Zawsze Wierni” nr 2/2014

Vote up!
4
Vote down!
-2
#421700

Bolszewicka antymoralność wzięła się wprost z Talmudu, najbardziej sprośnego zbioru nauk, jaki spisała którakolwiek z ras ludzkich. Talmud jest pierwszym i jedynym źródłem bolszewii. Jeżeli więc POZOSTALI jeszcze w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej jacyś chrześcijanie, niechaj zakarbują sobie w pamięci przestrogę Renana. Muszą oni zdać sobie sprawę z różnicy, jaka istnieje pomiędzy grecką i hebrajską częścią Biblii.

Nie bez powodu muszą oni także w sposób obiektywny przyjrzeć się kronikom hebrajskiego barbarzyństwa i naturze Chrystusowego buntuuwiecznionego w Ewangeliach. Nie proponuję tu nikomu zajmować się paleografią czy archeologią. Teologowie i religioznawcy powiedzieli już wszak to i owo na temat daty powstania i źródeł Starego Testamentu. Nie będę się tu też wgłębiał w kwestie, które lepiej pozostawić zawodowym archeologom. Jednak wprawiony w dzieciństwie do codziennej lektury Biblii, mam na jej temat bardziej obiektywne zdanie niż powiedzmy arcybiskup Canterbury, Temple.

Proponuję przestudiować tu wstępy z Biblii Króla Jakuba, przyjmując ich znaczenie dosłownie. Na razie ograniczmy się do dwóch tylko z jej części, to znaczy do Starego Testamentu i do Ewangelii, problem świętego Pawła odkładając na bok. Otóż, jest Stary Testament zbiorem różnorodnego materiału, w tym kronik, psalmów, proroctw i kazań. Właśnie kroniki opisują w szczegółach obyczaje pewnej zniewalająco ohydnej rasy barbarzyńców.

Prorocy biblijni nie ustawali więc w napominaniu współwyznawców. Powie ktoś, że w owych czasach w ogóle nie brakowało na świecie barbarzyńców. Zważcie jednak na to, że właśnie w tamtych czasach żył człowiek imieniem Perykles i drugi, zwany Arystotelesem, a oprócz nich istnieli rozmaici pisarze, jak Homer i Hezjod. I oni to właśnie stworzyli Kodeks Europy. Stworzyli w istocie całą europejską cywilizację i to, co się z niej przedostało wpierw na zewnętrzne wyspy, za północno-zachodnim skrajem kontynentu, i co prześliznęło się wreszcie na kontynent północnoamerykański. Dlatego właśnie osadnicy taszczyli ze sobą fortepiany i wieźli za Mississippi czy w sosnowe puszcze Michiganu gipsowe popiersia Mozarta i Haydna.

CYWILIZACJA ta rozkwitła w basenie Morza Śródziemnego. Miała ona licznych WROGÓW, zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Po jej krańcach buszowały barbarzyńskie plemiona, takoż wkradali się w jej łono szkodnicy, tacy sami jak ci, którzy od stu i stu sześćdziesięciu lat usiłują się wkradać do Stanów Zjednoczonych.

Cóż mówi nam w takim razie nasza Biblia o organizacji społeczeństwa? Powiada, że żydzi poznali głównie niewolę, czyli stan, w którym nie ciążyła na nich żadna ODPOWIEDZIALNOŚĆ OBYWATELSKA. Co do wewnętrznej organizacji ich społeczności, zachowanej po dziś dzień, polegała ona na systemie kahałówrad rabinicznych. Żydzi posiadali więc PRAWO, ale nie znali pojęcia SYSTEMU MORALNOŚCI. Prawo żydowskie stanowiło zbiór cudacznych zakazów i nie czyniło zasadniczej różnicy między rodzajami występku, niezależnie od ich powagi. Wykroczenia wyszczególniono w owym prawie głównie po to, by zadośćuczynić tegoż prawa NACZELNEJ zasadzie, nakazującej płacenie kar pieniężnych na ręce hordy czy gromady wyższych rangą zwierzchników – którzy sami jednak nie rościli sobie pretensji do wyższości etycznej.

Jest to przykład NIEODPOWIEDZIALNEGO OPODATKOWANIA, opodatkowania na rzecz bandy wyzyskiwaczy. Dokładnie to samo czyni Bank of England, czy – w przypadku Stanów Zjednoczonych – system Morgenthaua i Warburga. Ściąga się po prostu od ludzi dwa dolary podatku za każdy dolar wydatkowany przez rząd.

Jakież to PROSTE! Co więcej, wszystkie łapówki i szwindle przy dostawach dla armii, wszystkie kontrakty z lat pokoju to jedynie EKSTRA zarobek, ponad to, co wpada do kiesy CODZIENNIE. Nie będę się tu wdawał w szczegóły, ani w to, czego Mojżesz nauczył się w Egipcie, ani w to, co żydłactwo podłapało w Babilonie. Zapytam was tylko: DLACZEGO UKRZYŻOWANO CHRYSTUSA? Ukrzyżowano go za próbę zakłócenia GESZEFTU. W końcu długo jeszcze przed rokiem ZEROWYM naszej ery istniały w Palestynie sekty mistyków – ponoć jeszcze na dwieście lat przed narodzinami Chrystusa. Nie zamierzam wchodzić w gestię mistyki czy religii. Pytam tylko, DLACZEGO Sanhedryn, Kapłani i Lewici uparli się przy Ukrzyżowaniu? Poncjusz Piłat nijak nie mógł tego pojąć, a że nie bawiła go perspektywa rewolty wśród mieszkańców prowincji, oświadczył, że umywa ręce. Jednakowoż co tak rozsierdziło starszych wśród żydłactwa?

Czyście zauważyli, że brak w Ewangeliach choćby jednej wzmianki na temat opodatkowania wiernych? Nie ma w nich słowa o ustanowieniu centralnej instytucji władzy, której wolno będzie ściągać od ludu PODATEK jako karę za występek i wykroczenie poza przepisy z cudacznego zbioru praw.

Właśnie to, nic innego, tak ZABOLAŁO starego Kajfasza. Ukłuło go w miejsce, w którym mieszka każdy zżydziaty Anglik, czyli – prosto w kieszeń! Sam Talmud to już kwestia mniej istotna. Talmud to po prostu kodeks mściwości i lista tajnych sposobów zemsty, WYMIERZONA gwoli zniszczenia wszelkiego nieparchatego porządku. Sprośna to książka, a jej lekturę powinno się pozostawić dojrzałym, odpowiedzialnym badaczom psychozy i patologii.

Z TEJ to właśnie księgi wypełzli bolszewicy. Z niej to wziął się zamysł, aby zrujnować Europę, złamać chrześcijaństwo i zacząć oddawać cześć Bezbożnictwu. Jest po części ironią losu, a po części tragedią, że chrześcijanie Anglii i Ameryki znaleźli się dziś w świńskich objęciach krwawej Rosji. Ja sam zresztą żywię daleko idący sceptycyzm co do rzeczywistej głębi tej anglosaskiej wiary. Mój stryjeczny dziad, Albert, powiadał snadź, że najbardziej odpowiada mu Kościół episkopalny, który nie wtrąca się ani do politycznych poglądów wiernych, ani do ich religii.

Myślę jednak, że SĄ jeszcze w Ameryce chrześcijanie. Nigdy nie dorastali oni w moich oczach do chrześcijan z Niemiec i z Włoch, którzy okazali się ludźmi prawdziwej wiary. Nie moją jest wprawdzie rzeczą oddzielać owce od kozłów. Widzę jednak, jak mozoli się w Rapallo Ojciec Emiliani, dzień w dzień trudząc się nad wychowaniem gromadki sierot, które kształci na dobrych rzemieślników.

Z okna sypialni widzę też kaplicę, powstającą na zrębie zdrowego systemu ekonomicznego. System wziął się stąd, że chłopi zasiedlający z tej strony stok góry deptali po kamieniach i chcieli wznieść kamienną kaplicę. Sięgnęli więc po kamień z górskiego zbocza i kaplicę wybudowali. Dla mnie jest to jakąś oznaką wiary. Jest też dla mnie rzeczą pewną, że FASZYSTOWSKIE władze pochwalają podobne działania. I ja sam mam swoją religię, lecz nikt nie bije mnie po łbie za to, że ją wyznaję. Nie twierdzę, że moja religia pasować będzie wszystkim typom ludzkim i przyda się w każdej sytuacji, lecz mnie samemu pasuje, nią się więc zadowalam. Nikt tutaj, nawet Arcybiskup, z którym czasami toczę zajadłe dysputy, nie kazał mi cisnąć mej religii w błoto. Czasem tylko Arcybiskup wtrąci słowo o tym, że Ewangelia snadź także niesie nam Dobrą Nowinę. Starszy jest on ode mnie, więc i mniej zapalczywy.

Obserwuję więc i pochwalam krzątaninę ludku z Rapallo, który nadal schodzi na Wielkanoc ku morzu, choć pewnie nie tak już licznie, jak to bywało dawniej. Patrzę, jak w ową porę chłopki w fartuchach niosą do kościoła kokony jedwabników, by także i je ksiądz poświęcił. Wszystko to dowodzi szacunku dla wiary. Nikt też nie nakłada na owych ludzi podatku za to, że coś czynią, albo że NIE czynią. Chłopi rozsypują kiełkujące nasiona traw na flanelowych płachtach i rozpościerają tym sposobem uczynione łąki przed ołtarzem. Bardzo to wszystko piękne, i nieważne nawet czy stanowi część jakiejś doktryny, czy też zupełnie nie. Pasuje, rzekłbym, do całej reszty i tyle. TAK CZY SIAK, obyczaje te stanowią część sprawiedliwego żywota, część sztuki, jaką jest istnienie. Każdy chiński arystokrata z bocznej linii Wang-Chin-Wei i każdy japoński samuraj przyklasnąłby tym obyczajom.

Poważam je i ja, w przekonaniu, że stanowią one cząstkę cywilizacji, na którą runęła dzisiaj horda krwawych barbarzyńców na żołdzie zgrai skunksów. Stawcie więc dziś czoła komunistom, czy to w wydaniu mongolskim, czy smoluchowatym. Stawcie czoła importowanym Baruchom i Warburgom, zstąpcie w dolne otchłanie, a poznacie nie tylko Williego Wisemana, któremu przydzielono szefostwo departamentu, lecz nadto staniecie oko w oko z resztą brudnych świń, pragnących zniszczyć muzykę Bacha.

Bach? PRECZ. Szekspir? PRECZ.

Chcą oni zniszczyć wszystko, co się składa na cywilizację. Fuj z cywilizacją! Żydłak chce tylko władzy. Żydłak, a razem z nim nieposkromione zło, które się skupiło w Londynie od czasów, kiedy rząd brytyjski poszczuł czerwonoskórych, by mordowali osadników amerykańskich – a zwłaszcza od czasów, kiedy Londyn otwarcie poszczuł słowiańskie, mongolskie i tatarskie hordy przeciwko Niemcom, przeciwko Polsce, przeciw Finlandii i Rumunii. Bez skrupułów nasłano zbirów na wszystko to, co w Ameryce GODNE. Nasłano ich przeciwko dziedzictwu Ameryki. Owszem, ta wojna jest i moją wojną, a toczę ją od dwudziestu lat. Przede mną toczył ją zaś mój dziad.

Ezra Pound

 
Vote up!
6
Vote down!
-1
#421701

Tekst rzucający światło na mało znane, również wśród prawosławnych, fakty z historii Cerkwi w Rosji i obalający mit o opozycji duchowieństwa wobec rewolucji. Czytajmy uważnie, aby zrozumieć, gdzie leży praźródło fizycznego wyniszczenia duchowieństwa i wiernych prawosławnych przez bolszewickich morderców: w odstępstwie tegoż duchowieństwa od Prawdy Bożej i poszukiwaniu przez niego nie Królestwa Bożego, a “dobrego dla siebie miejsca w nowych warunkach społeczno-politycznych”. Dopiero, gdy wskutek “upadku dyscypliny w parafiach” zmniejszają się dochody, a bolszewicy zaczynają prześladowania “część duchowieństwa zajmuje nawet pozycje anty-rewolucyjne”… Za późno! Za maszerowanie pod czerwonymi flagami, zdradę prawosławnego Monarchy, triumfalne pogrzeby “relikwii bolszewickich rewolucjonistów” i inne odstępstwa na duchownych i prowadzony przez nich lud opuściła się karząca ręka Syna Bożego. Przestroga dla dzisiejszego duchowieństwa i dzisiejszych wiernych, nie tylko w Rosji, ale i na całym świecie. “Wy jesteście solą ziemi. A jeśli sól zwietrzeje, czym będzie solona? Na nic się więcej nie przyda, tylko żeby była precz wyrzucona i podeptana przez ludzi” (Mt 5, 13).

Oryginał rosyjski pod adresem http://www.portal-credo.ru/site/index.php?act=lib&id=1927

Jest mało znanym faktem, że Rosyjska Cerkiew Prawosławna (RCP) zasadniczo pozytywnie zareagowała na obalenie samodzierżawia.

Wiosną 1917 roku, zwłaszcza w czasie przeprowadzanych świąt rewolucyjnych, celem wywarcia ideologicznego wpływu na ludność kraju, duchowieństwo RCP korzystało z rozmaitych sposobów, również z tych charakterystycznych dla demokracji ulicznej. W pracach historyków temat ten opisany jest tylko fragmentarycznie. Nieco więcej uwagi tej kwestii poświęcił petersburski badacz B.I. Kołonicki (Kołonickij B.I., Simwoły własti i bor’ba za włast’: k izuczieniju politiczieskoj kul’tury rossijskoj riewoliuciji 1917 g., Sankt-Pietierburg, 2001), który analizował proces samoorganizacji “żywiołowych” ruchów rewolucyjnych w Rosji w okresie po-lutowym na osnowie “starych” i “nowych” symboli politycznych. Autor wskazywał na udział duchowieństwa w uroczystościach rewolucyjnych (na przykład w tak zwanych “dniach wolności”), a także na religijną podstawę świadomości politycznej mas.

W większości zamieszkałych miejsc w imperium rewolucja lutowa zwyciężyła w sposób pokojowy, przychodząc na miejsce “telegraficznie”. Niemniej jednak w marcu 1917 roku na terenie dosłownie całego kraju nowa władza organizowała coś w rodzaju zamienników “ludowych powstań” przeciwko “staremu reżimowi” – tak zwane “święta rewolucji”. Czasami nazywano je “dniami wolności”, “świętami przejścia do nowego ustroju”, “świętami jedności”, “dniami pamięci ofiar ruchów wolnościowych”, czy też “świętami rosyjskiej wolności”. Władze lokalne organizowały je w dość dowolnych terminach. W niektórych miastach masowe uroczystości ku czci triumfu rewolucji odbywały się kilkukrotnie: na przykład w Mińsku miały miejsce 4 i 6 marca, w Moskwie – 4, 12 i 23, w Kronsztadzie – 7, 12 i 23, w Tyflisie 12 i 19 dnia tego miesiąca. W Petersburgu natomiast najprzeróżniejsze demonstracje, z muzyką i śpiewem, odbywały się niemal codziennie. Uroczystości te miały niekiedy formę ogromnych, zawczasu zaplanowanych triumfów ludowych, składających się z masowych manifestacji (nawet 50– i 100-tysięcznych), okraszonych muzyką orkiestr, z czerwonymi flagami, śpiewem hymnów rewolucyjnych, pieśni “wolnościowych” i przemarszami wojsk. W uroczystościach tych zawsze uczestniczyło miejscowe duchowieństwo, często pod przewodnictwem swoich eparchialnych arcykapłanów. “Dni wolności” objęły dosłownie cały kraj: od Nowogrodu poprzez Wiatkę, Orzeł, Riazań do Tyraspola, Jałty, Batumi, Baku, Nowej Buchary i Władywostoku.  W jednych miastach (na przykład  w Omsku, Władykaukazie i Krasnojarsku) duchowieństwo brało udział w masowych pochodach, dołączając do nich procesje cerkiewne [krestnyje chody]. Wśród ikon, chorągwi i czerwonych flag można było ujrzeć hasła: “Niech żyje wolna Rosja!”, “Niech żyje republika demokratyczna!”, “Ziemia i wolność” itp. W Kałudze procesja z okazji “święta” odbywała się pod dźwięk dzwonów wszystkich cerkwi tego miasta. W niektórych miastach (na przykład w Permie, Jekaterynburgu, Uralsku i Chabarowsku) nabożeństwa cerkiewne odbywały się na placach przykatedralnych. W wielu miejscach nabożeństwa odbywały się tylko w świątyniach (taki porządek przyjęto w Rydze, Saratowie i Kronsztadzie). “Dni wolności” intensywnie świętowano również na wsi.

W wielu miastach (na przykład w Kałudze, Orle, Wiatce, Stawropolu, Witebsku, Krasnojarsku, Czycie, Irkucku, Władywostoku, Baku, Nowogrodzie Siewierskim) służby z okazji “święta oswobodzenia Rosji” odbywały się pod przewodnictwem miejscowych biskupów, przy czym w niektórych przypadkach to właśnie przedstawiciele episkopatu “nadawali określony ton”. Na przykład  rektor Kazańskiej Akademii Duchownej,wikarny Biskup Czystopolski Anatol  (Grisiuk) w czasie święta ludowego “triumfował z okazji wolności”; w Mińsku, po odsłużeniu molebnia, wikarny Biskup Słucki Teofilakt (Klementiew) wygłosił “pełne uczuć kazanie”; natomiast w Omsku kierujący tamtejszą eparchią biskup Sylwester (Olszewski), celem wygłoszenia mowy skorzystał z trybuny, ustawionej na placu miejskim. Często w czasie “świąt rewolucji” obywatele składali w obecności duchowieństwa przysięgę na wierność państwu rosyjskiemu i nowej władzy (tak, słudzy ołtarza na tę okazję podawali swojemu prawosławnemu stadu do pocałowania Krzyż i Ewangelię!). W dzień świętowania “jutrzenki wolności” w Tyflisie, 19 marca, na placu miejskim, przysięga wojskowa odbyła się pod przewodnictwem Egzarchy Kaukazu, arcybiskupa Platona (Rożdiestwienskiego) i Biskupa Erewańskiego Damiana (Goworowa),  przy czym arcykapłani odłużyli molebeń i zanosili na kolanach modlitwę o darowanie zwycięstwa nad wrogiem, a także wygłaszali “wieczną pamięć” dla żołnierzy, którzy padli na polu walki oraz bojownikom za wolność, “którzy złożyli swoje życie w ofierze za przyjaciół swoich”. Wojsko oddało salwę honorową złożoną z 21 wystrzałów. Analogiczne święta połączone z ceremoniami przysięgi odbyły się około tygodnia wcześniej we Władykaukazie, Kamieńcu Podolskim i Stawropolu, również z udziałem arcykapłanów: Biskupów Władykaukaskiego Makarego (Pawłowa), Podolskiego Mitrofana (Afonskiego) oraz wikarnego Biskupa Aleksandrowskiego Michała (Kosmodemianskiego). Po złożeniu przez wojsko przysięgi na wierność nowemu ustrojowi biskup Makary wygłosił “odpowiednie do okoliczności”  kazanie, zaś biskup Michał pozdrowił żołnierzy garnizonu słowami: “Pobożnemu Rządowi Tymczasowemu – Ura!”. 
W czasie jednego ze świąt “rewolucji rosyjskiej” w Moskwie, 12 marca, w cerkwi Chrystusa Zbawiciela odłużono triumfalne nabożeństwo pod przewodnictwem wikariusza Eparchii Moskiewskiej, Biskupa Możajskiego Dymitra (Dobrosierdowa). Służby archijerejskie odbyły się również w Monasterach: Dońskim, Simonowym, Pokrowskim i Nowospasskim. We wszystkich cerkwiach odsłużono molebnie i odczytano Najwyższe Odezwy z 2 i 3 marca 1917 roku: “Akt o zrzeczeniu się Mikołaja II  tronu Państwa Rosyjskiego w imieniu swoim i syna na rzecz Wielkiego Księcia Michała Aleksandrowicza” oraz “Akt o odmowie przyjęcia najwyższej władzy przez Wielkiego Księcia Michała Aleksandrowicza”. Wtedy też ogłoszono odezwę Świętego Synodu do wiernych całej Rusi z 9 marca, zaczynającą się od słów: “Dokonała się wola Boża. Rosja wstąpiła na drogę nowego życia państwowego. Niech Bóg błogosławi naszą wielką Ojczyznę na jej nowej drodze i daruje jej szczęście i chwałę”. [Patrz w naszej Bibliotece http://swiadectwoprawdy.wordpress.com/2012/06/17/odezwa-sw-syno…ja-mikolaja-ii/].  ‎ W wielu moskiewskich świątyniach proboszczowie głosili kazania o konieczności zachowania spokoju w warunkach nowego, swobodnego życia państwowego i pracy dla zwycięstwa nad wrogiem.

W czasie “świąt przejścia do nowego ustroju” kapłani służyli dziękczynne molebnie za zwycięstwo rewolucji, molebnie “o darowanie Rosji wolności” (na przykład 4 marca na Placu Czerwonym w Moskwie, pod pomnikiem Minina i Pożarskiego oraz 7 marca w Soborze Morskim w Kronsztadzie), wznosili mnogoletija dla Rządu Tymczasowego i “wolnego narodu rosyjskiego”. Służono również panichidy za bojowników o wolność albo (jeśli panichida nie była przewidziana w programie święta) po prostu śpiewano “wieczną pamięć” zabitym rewolucjonistom. Gdy w czasie jednego z takich świąt, w Tyflisie, 12 marca na placu miejskim duchowieństwo wzniosło modlitwę o “wieczną pamięć” bojownikom za wolność, “którzy położyli dusze za przyjaciół swoich”, słowa te tak wzruszyły modlących się, że wielu z nich zapłakało. Podobne fakty miały miejsce w Archangielsku i w Baku, gdy po wzniesieniu modlitwy o “wieczną pamięć” za “zabitych bojowników o wolność” (w Archangielsku) i w trakcie służenia za nich panichidy (w Baku) wielotysięczne tłumy padały na kolana.

Elementy religijne były zawczasu włączane przez lokalne władze w programy obchodów świąt rewolucji. I tak, w przeddzień “dnia wolności” w Archangielsku, wyznaczonego na 10 marca, ogłoszono program obchodów, który zawierał następujące punkty: “1) uroczystości odbędą się na Placu Soborowym; 2) zebranie – godzina 11; 3) molebeń, wieczna pamięć, salwa, przemówienia, defilada; 4) oddziały wojskowe obowiązkowo z czerwonymi sztandarami (sztandary pułkowe wedle życzenia);… 7) defilada będzie przyjęta pod czerwonym sztandarem, trzymanym przez robotnika, żołnierza i marynarza, przez przedstawicieli organizacji obywatelskich, zebranych 5 kroków od sztandaru”. Wedle takiego programu, w obecnościBiskupa Wiackiego i Słobodzkiego Nikandra (Fenomenowa), odbyło sie również “pierwsze święto rewolucji” w Wiatce. W taki sposób “dni wolności” były organizowane na podobieństwo świąt Rosji carskiej, ale z nowymi hymnami i z nową symboliką. Tak, jak przedtem, duchowieństwo odgrywało w tych oficjalnych uroczystościach jedną z najważniejszych ról; teraz jednak tradycje uroczystości cerkiewnych połączono ze zwyczajami rewolucyjnymi. W efekcie “święta wolności” miały charakter zarówno rewolucyjny, jak i religijny. Można to zaobserwować na przykładzie uroczystości ludowych z okazji “dnia wolności”, które odbyły się 12 marca 1917 roku w Kałudzie i Riazaniu.

I tak, w Kałudze o godzinie 10 rano Biskup Kałuski i Borowski Teofan (Tuliakow) odsłużył w cerkwi seminaryjnej uroczyste nabożeństwo, na którym byli obecni: komisarz gubernialny Rządu Tymczasowego, członkowie lokalnego Komitetu Wykonawczego i przedstawiciele rozmaitych organizacji. Pod koniec nabożeństwa do seminarium nadeszły procesje z innych cerkwi – z całym duchowieństwem miasta. W południe uroczysta procesja cerkiewna ruszyła na Pole Krestowskie celem odsłużenia molebnia. Porządek procesji był następujący: na czele szli żołnierze z chorągwiami i ikonami, za nimi podążało duchowieństwo, następnie – członkowie Komitetu Wykonawczego, dalej zaś, z czerwonymi flagami – profesorowie różnych szkół, przedstawiciele instytucji i różnych organizacji. Wzdłuż drogi procesji stały szpalery wojsk, z orkiestrami, które grały hymn “Kol’ sławien”. Po obydwu stronach drogi stało mnóstwo ludzi. W czasie procesji we wszystkich cerkwiach biły dzwony. Po przybyciu na Pole Krestowskie uczestnicy przemarszu zostali ustawieni w określonym porządku, duchowieństwo weszło na zawczasu przygotowaną platformę i odsłuzyło molebeń, pod koniec którego biskup wygłosił słowo “z okazji wielkiego dnia”. Przeprowadzono defiladę wojsk, wystąpili mówcy, po czym wszyscy uczestnicy uroczystości, przy dźwiękach muzyki i pieśni “wolności” przeszli na plac defiladowy, skąd rozeszli się po domach o godzinie czwartej po południu.

W Riazaniu ceremoniał święta “Dnia Wolności” był praktycznie identyczny: duchowieństwo miasta na czele z Biskupem Riazańskim i Zarajskim Dymitrem (Spierowskim) służyło liturgię w Soborze Rożdiestwienskim. W swoim kazaniu eparchialny archijerej wezwał wiernych do wszechstronnego współdziałania z Rządem Tymczasowym we wprowadzeniu w kraju łądu i spokoju i w doprowadzeniu wojny do zwycięskiego końca. Po zakończeniu służby miała miejsce procesja, którą prowadził wikarny Biskup Michajłowski Ambroży (Smirnow). Procesja doszła do placu, na którym odbywały się główne uroczystości miejskie. Na specjalnie zbudowanej na “dzień wolności” estradzie odłużono molebeń i wzniesiono modlitwę o “wieczną pamięć” bojowników o wolność. Następnie odbyła się defilada wojskowa i przemarsz 50 tysięcy obywateli, “którzy stanęli pod czerwoną flagą wolności”. W święcie uczestniczyło całe duchowieństwo miasta.

To, że władze świeckie szeregu guberni zarezerwowały dla duchowieństwa znaczącą rolę w miejskich uroczystościach rewolucyjnych (procesja, molebeń w centralnym miejscu itd.) świadczyło o tym, że były one świadome znacznego wpływu duchowieństwa na świadomość masową, a także o tym, że władza korzystała z aktywnego, ideologicznego poparcia duchowieństwa RCP. (Uczestnicząc w imprezach organizowanych przez nową władzę duchowieństwo sprzyjało jeśli nie legitymizowaniu, to na pewno utwierdzeniu wśród wiernych atrybutyki rewolucyjnej: czerwonych flag, wstążek i kokardek, a także “marsylianki”, która zastąpiła stary hymn). To zaś, że w “dni wolności” przeprowadzano triumfalne nabożeństwa z udziałem arcykapłanów mówiło zarówno o upolitycznieniu życia cerkiewnego, jak i o tym, że duchowieństwo starało się zająć dobre dla siebie miejsce w nowych okolicznościach społeczno-politycznych.

Wielu naocznych świadków wydarzeń z wiosny 1917 roku mówiło o “paschalnej” atmosferze “wielkiej, bezkrwawej” rewolucji. W pierwszych dniach marca, na które w tamtym roku przypadał mniej więcej środek prawosławnego Wielkiego Postu, na ulicach miast często można było usłyszeć pozdrowienie: “Chrystus Zmartwychwstał… wreszcie jesteśmy wolni”. W tamtym czasie owo pozdrowienie wyrażało nie tyle uczucia religijne, ile ogólny entuzjazm. Z takim pozdrowieniem zwracali się do obywateli nawet duchowni (przypadki takie miały miejsce na przykład w Krasnojarsku i Żytomierzu). Więcej, “święta wolności” z uczestnictwem duchowieństwa niektórzy naoczni świadkowie przeżywali nie tylko jako “dni zmartwychwstania narodu rosyjskiego”, ale jako “coś większego od Paschy”. W czasie triumfalnych uroczystości dziekani, bądź inni wpływowi kapłani (czasem również miejscowi biskupi) zwracali się do wiernych z mowami odpowiadającymi swoim charakterem nastrojowi mas ludowych. Na przykład w Stawropolu, 7 marca, w czasie świętowania “pierwszego Triumfalnego Dnia Wolności Rosji” Arcybiskup Kaukaski i Stawropolski Agafodor (Preobrażenski) w obecności wszystkich przyzywając “Bożą łaskę i Boże błogosławieństwo” na trudy Rządu Tymczasowego, publicznie oświadczył: “Stojąc z pobożnością przez Bożą Prawdą, Która przemieniła losy naszej Ojczyzny, w obliczu Niebios zaświadczam moje oddanie nowemu ustrojowi Rosji”.
Generalnie rzecz biorąc, w czasie świąt rewolucji duchowieństwo wezwało lud do popracia nowej władzy i współdziałania z nią, do miłości chrześcijańskiej i twórczej pracy, podkreślając konieczność doprowadzenia wojny do zwycięskiego końca.
Bardzo podobne do “świąt wolności” były “dni pochówków ofiar rewolucji, które miały miejsce w niektórych miastach w marcu 1917 roku. Chowano uczestników lokalnych powstań lub ponownie chowano uczestników rewolucji 1905 roku. Czasami łączono obydwa święta w jedno (na przykład w Kronsztadzie – 7 marca). W Moskwie pochówki “ofiar rewolucji” miały miejsce 4 marca 1917 roku. Chowano trzech żołnierzy 2-ej zapasowej roty samochodowej i dwóch robotników, którzy zginęli 1 marca. W przeddzień pogrzebu, 3 marca, odłużono panichidę, a następnego dnia liturgię za zmarłych odłużył znany kapłan W.I. Wostokow wraz z dwoma innymi kapłanami. Jeden z nich wygłosił słowo nad grobem mówiąc, że zmarli przelali swoją krew i oddali życie za wolność i przyszłą wielkość Rosji oraz że następne pokolenia powinny cenić swoich bohaterów i zachowywać o nich pamięć. W drodze na Cmentarz Wszystkich Świętych (Bracki) procesja pogrzebowa zatrzymywała się kilkukrotnie celem odsłużenia krótkich nabożeństw za zmarłych (litii). W Syzraniu była jedna ofiara lutowych wydarzeń rewolucyjnych. W pogrzebie, który się odbył 21 marca, uczestniczyło całe miejskie duchowieństwo. Procesji pogrzebowej, idącej pod dźwięk orkiestry, towarzyszył przemarsz wojsk i 15-tysięcznej manifestacji. W soborze odsłużono triumfalną panichidę.
Pogrzeb “ofiar rewolucji” w Piotrogrodzie został starannie zaplanowany, gdyż miał on być ogrólnorosyjskim symbolem zwycięstwa nowego ustroju. Opracowaniem programu ceremonii zajęła się Rada Delegatów Robotniczych i Żołnierskich. Jednym z zadań organizatorów było niedopuszczenie do tego, aby w czasie manifestacji z okazji “obalenia caratu” miały miejsce nieporządki, by nastanie rosyjskiej demokracji nie zostało naznaczone jakąś nową “Chodynką”. W przeddzień pogrzebu, 22 marca, Rada odrzuciła prośbę wielu przedstawicieli stołecznego duchowieństwa o zezwolenie na udział w tej uroczystej ceremonii. Jako przyczynę podano postanowienie o tym, że pogrzeb na Polu Marsowym ma mieć charakter świecki, zaś uroczystości cerkiewne mają się odbyć wedle woli rodzin zmarłych. W związku z tym wydarzeniem rangi państwowej zarówno w Piotrogradzie, jak i w Moskwie nie pracowały niektóre fabryki i zakłady. Odbywały się tam mitingi, poświęcone pamięci bojowników o wolność. Również we wszystkich centralnych instytucjach Św. Synodu 23 marca został ogłoszony dniem wolnym. Pogrzeb ofiar rewolucji w Piotrogrodzie był najważniejszą i największą manifestacją z wszystkich, które miały miejsce w Rosji wiosną 1917 roku.
24 marca, na prośbę krewnych, a także jednego z członków Rady Piotrogrodzkiej duchowieństwo CerkwiWoskresenija-na-Krowi na czele ze swoim proboszczem, protojerejem N.R. Antonowem wyszło procesyjnie na Pole Marsowe i odsłużyło zaocznie nabożeństwo pogrzebowe za zabitych. Uroczysta służba przyciągnęła dużą ilość modlących się. W mowie, którą proboszcz wygłosił nad grobem, znalazły się słowa o wielkiej zasłudze “bohaterów, którzy zginęli za dobro Ojczyzny”. Nieco później, 11 kwietnia 1917 roku, w dzień paschalnego wspomnienia umarłych (Radonicę) piotrogrodzcy duchowni odłużyli wielką ilość panichid za bojowników o wolność. Przez cały dzień, od 9 rano do 5 po południu, przychodziły procesje ze stołecznych cerkwi i soborów na mogiły rewolucjonistów.
Imprezą o charakterze ogólnopaństwowym, która odbyła się wiosną 1917 roku, był ponowny pochówek resztek lejtnanta P.P. Szmidta i trzech jego towarzyszy. W uroczystościach, związanych z tym wydarzeniem, jedną z głównych ról odegrali duchowni RCP.
Lejtnant P.P. Szmidt, konduktor S.P. Czastnik, dowódca N.G. Antonienko i maszynista A.I. Gładkow, za organizację w listopadzie 1905 roku powstania rewolucyjnego na krążowniku “Oczakow” zostali rozstrzelani w nocy z 6 na 7 marca 1905 na wyspie Berezań (znajdującej się w pobliżu Oczakowa, przy wyjściu z limanu dnieprowskiego do morza). Specjalna ekspedycja, zorganizowana przez Radę Sewastopolską, odnalazła resztki marynarzy w dniu 16 kwietnia 1917 roku. Wkrótce, 7 maja, przedstawiciele Komitetu Społecznego i Rady Przedstawicieli Wojskowych twierdzy oczakowskiej przybyli na Berezań. Prochy marynarzy zostały umieszczone w wystawnie ozdobionych żelaznych trumnach. Po panichidzie przeniesiono je na kuter, który przy wtórze salw artyleryjskich, wziął kurs na Oczaków. W Oczakowie resztki rozstrzelanych przeniesiono do soboru wojskowego, postawiono koło nich wartę honorową i odsłużono uroczystą liturgię pogrzebową. Przed panichidą miejscowy kapłan wzywał zebranych, aby “podążali szlakiem idei rozstrzelanych”, którzy oddali życie za wolność narodu. Kazanie kończyło się następującymi słowami: “Przyrzeknijmy, tak, jak Szmidt, że nic nas nie zatrzyma na drodze ku wyznaczonemu celowi – wolności, równości i braterstwu. W ten właśnie sposób najlepiej zadbamy o wieczną pamięć tego prawdziwego syna Rosji”. Po służbie cerkiewnej na ulicach miasta odbył się szereg mitingów i manifestacji, przy dźwiękach orkiestr i ze śpiewem hymnów rewolucyjnych. Wieczorem tego samego dnia prochy rozstrzelanych marynarzy dostarczono na krążownik, który odpłynął do Odessy.
Dnia 8 maja dosłownie cała ludność Odessy wyszła na spotkanie szczątków lejtnanta Szmidta. Manifestanci trzymali dziesiątki czerwonych i czarnych (żałobnych) chorągwi z napisami “Wieczna pamięć bojownikom o wolność”. Wśród spotykających był również chór archijerejski i liczne duchowieństwo, na czele z wikariuszem eparchii odessko-chersońskiej, Biskupem Mikołajowskim Aleksym (Bażenowem). Z honorami wojskowymi, przy dźwiękach hymnu religijnego “Kol’ sławien” trumny przeniesiono ze statku na przystań. Po służbie za spokój dusz ogromna manifestacja poniosła je przez ulice miasta. W towarzystwie procesji cerkiewnej pochód udał się do soboru katedralnego. U wejścia do świątyni katedralnej manifestacja została przywitana przez Arcybiskupa Chersońskiego i Odesskiego Nazarego (Kiriłłowa), który, wraz z biskupem Aleksym, odłużył triumfalną panichidę. Przez cały dzień ponownego pochówku bojowników o wolność odbywały się mitingi. Wieczorem trumny z prochami “bohaterów-oczakowców”, przy dźwiękach marsza pogrzebowego i hymnu “Kol’ sławien” ponownie zostały przeniesione na krążownik, który wziął tym razem kurs na Sewastopol.
W Sewastopolu, w dniu 9 maja, celem oddania czci ofiarom “starego reżimu” na wybrzeżu zebrała się również dosłownie cała ludność miasta. Wzdłuż ulic stały na baczność oddziały wojskowe, ze swoimi chorągwiami oraz flagami czerwonymi i żałobnymi. Resztki rozstrzelanych marynarzy, oprócz tłumów mieszkańców spotykało na Przystani Grafskiej całe duchowieństwo miasta na czele z Biskupem Sewastopolskim Sylwestrem (Bratanowskim), wikariuszem Eparchii Taurydzkiej. Po tym, jak “w nadzwyczaj triumfalny sposób” trumny przeniesiono z krążownika na brzeg, procesja wraz z nimi ruszyła do soboru. Na jej czele stanął dowódca Floty Czarnomorskiej A.W. Kołczak wraz z oficerami sztabu. Manifestanci nieśli ponad 200 wieńców żałobnych.
Rola sewastopolskiego duchowieństwa w opisywanych wydarzeniach wcale nie ograniczyła się do uczestnictwa w spotkaniu resztek marynarzy-“oczakowców”. W związku z tym, że oddanie prochów rozstrzelanych ziemi odłożono do momentu przybycia ich krewnych, trumny z ich resztkami umieszczono w miejskim Soborze Pokrowskim, dla publicznego oddania im czci. Znajdowały się tam przez ponad tydzień: minister wojny i marynarki, A.F. Kierieński, w czasie swojej wizytacji frontu południowo-zachodniego odwiedził Sewastopol w dniu 17 maja i triumfalnie złożył na trumnie lejtnanta Szmidta w soborze wieniec żałobny oraz krzyż św. Jerzego.
Odbyta w taki sposób ceremonia ponownego pochówku resztek marynarzy-“oczakowców” nosiła ewidentnie religijny charakter i przypominała przeniesienie świętych relikwii. W ostatnią drogę prochy lejtnanta Szmidta odprowadzało trzech arcybiskupów oraz dziesiątki kapłanów i ludzi służby cerkiewnej Oczakowa, Odessy i Sewastopola.
O stosunku duchowieństwa RCP do wydarzeń rewolucji lutowej świadczy również jego uczestnictwo w świętowaniu dnia solidarności ludzi pracy 1 maja (18 kwietnia st.st.). Jednakże uczestnictwo takie nie było powszechne: w Moskwie służby ku czci 1 maja odbyły się w nielicznych cerkwiach, a wśród nich również, na skutek osobistego rozporządzenia zarządzającego Eparchią Moskiewską Biskupa Dmitrowskiego Joasafa (Kallistowa) – w cerkwi Chrystusa Zbawiciela. W związku z tym, że wydarzenie to zostało “uświęcone” przez autorytet kierującego eparchią i przez odbycie służby w soborze katedralnym, działania duchownych moskiewskich można uznać za wyraz ich oficjalnego stanowiska. A jeśli chodzi o świętowanie 1 maja, przedstawiciele episkopatu moskiewskiego zajmowali stanowisko dość radykalne. I tak, Biskup Dmitrowski Joasaf potępił stołeczne duchowieństwo parafialne za niedostateczne uczestnictwo w “święcie ludzi pracy”. W tym samym duchu wypowiedział się znajdujący się w Moskwie i kierujący Eparchią Chełmską Biskup Bielski Serafin (Ostroumow): “Powinniśmy być dzisiaj w świątyniach, żeby duszami zjednoczyć się z tymi, kto dzisiaj świętuje i przez triumfalne nabożeństwo oraz dźwięk dzwonów pokazać, że my naprawdę współodczuwamy z tą wolnością, która została ogłoszona w wielkie dni marca i która również nam jest droga, gdyż oparta jest na nauczaniu Samego Chrystusa i apostołów, będąc duchem i istotą Ewangelii. Powinniśmy być dzisiaj z ludem jak Chrystus, który był z nim zawsze, albowiem żadna z nauk nie jest tak demokratyczna, jak nauka ewangeliczna”. Podtrzymując opinię biskupa Serafina, kierujący Eparchią Moskiewską zaznaczył, że w nadchodzącym czasie służenie triumfalnych nabożeństw, z procesjami, biciem dzwonów i mnogoletijami “powinno stać się normą … w dni świąt ludowych, które zostaną ogłoszone w przyszłości”.
W taki sposób od 1918 roku, według planów episkopatu moskiewskiego, “dzień solidarności ludzi pracy całego świata, bojowy przegląd sił pracujących całego świata”, 1 maja, miał mieć charakter religijny. Sprzyjała temu również okoliczność, że, według słów ówczesnych ludzi, po 1917 roku 1 maja “z czysto proletariackiego stał się świętem całego narodu rosyjskiego”.
( W warunkach rozpętanych przez władzę sowiecką prześladowań Cerkwi Prawosławnej, duchowieństwo RCP zmieniło swoje stanowisko odnośnie  swojego uczestnictwa w świętowaniu 1 maja. W związku z tym, że ten dzień w 1918 roku przypadał na Wielką Środę – gdy Cerkiew wspomina liturgicznie zdradę Jezusa Chrystusa przez Judasza – Sobór Lokalny w dniu 7 (20) kwietnia przyjął postanowienie o niedopuszczalności uczestnictwa w tym dniu w jakichkolwiek publicznych manifestacjach, które obrażałyby uczucia wiernych prawosławnych. Postanowienie soboru mówiło między innymi: “W pełne boleści dni Wielkiego Tygodnia wszystkie głośne święta i pochody uliczne, niezależnie od tego, kto i z jakiego powodu je organizuje, powinny być rozpatrywane jako ciężka obraza dla uczuć religijnych ludu prawosławnego”).
W Piotrogrodzie w “święto pracy” organizowano świąteczne pochody, które kierowały się na Pole Marsowe – do miejsca pochówku “bojowników o wolność”. W kolumnach demonstrantów, wraz z licznymi czerwonymi flagami, można było ujrzeć również chorągwie cerkiewne i hasła: “Niech zajaśnieje wolna, ludowa Cerkiew”; “Wolnemu ludowi – wolna Cerkiew”. Nad grobami “męczenników rewolucji” z mowami do zebranych zwróciło się dwóch kapłanów. Jeden z nich, proboszcz Cerkwi Spaso-Boczarinskiej, P.W. Rajewski, na prośbę ludzi przechodził z jednej trybuny na drugą, sześciokrotnie przemawiał i wzywał Boże błogosławieństwo. W przerwach między jego mowami orkiestra grała “marsyliankę”. Drugi kapłan – proboszcz Soboru Sampsoniewskiego, protojerej Ostrogorski wygłosił przemówienie, w którym powiedział, że rewolucja sprzyja uwolnieniu cerkwi i daje możliwość łatwiejszego osiągnięcia chrześcijańskich ideałów braterstwa, równości i miłości.
W innych miejscach “święto 1 maja” było przez duchowieństwo świętowane w jeszcze większym stopniu i bardziej triumfalnie. Na przykład z tej okazji w Kamieńcu Podolskim duchowieństwo miejskie i wojskowe wraz z Biskupem Podolskim i Bracławskim Mitrofanem (Afonskim) odsłużyło molebeń dziękczynny. Podobne nabożeństwa z okazji święta “ludzi pracy”, pod przewodnictwem miejscowych arcypasterzy –Biskupa Turkiestańskiego i Taszkienckiego Innocentego (Pustynskiego) i Biskupa Tomskiego i Ałtajskiego Anatola (Kamienskiego) – odbyły się w miastach Wiernym (Ałma-Acie) i Tomsku. W tym ostatnim pod koniec nabożeństwa arcybiskup wzniósł mnogoletije za wszystkich pracujących. W Nowoczerkasku, w świątecznym mitingu pierwszomajowym, który odbył się na Placu Soborowym uczestniczyli przełożony Eparchii Dońskiej, Arcybiskup Mitrofan (Simaszkiewicz) oraz jego wikariusz –Biskup Aksajski Hermogenes (Maksimow). W swoim przemówieniu do żołnierzy i ludu biskup wikarny powiedział, że wraz z “zapanowaniem” w Rosji wolności “zajaśniało słońce radości i nastąpi dobrobyt i pokój”. Po zakończeniu przemowy Hermogenes pobłogosławił zebranych. Na podstawie tego, że owym święcie “pracy” uczestniczyli obydwaj nowoczerkascy hierarchowie oraz najwyzsi świeccy urzędnicy miejscy, a także na podstawie tego, że główna uroczystość miała miejsce na Placu Soborowym, można wysnuć wniosek, że 1 maja świętowała wiekszość miejskich kapłanów. Mieli bowiem taki obowiązek w związku z “archijerejską” rangą uroczystości.
Znane są również przypadki zajęcia odmiennego stanowiska przez episkopat wobec “święta pracy”. Na przykład Biskup Permski Andronik (Nikolski) odmówił w nim uczestnictwa, zaś przełożony Rosyjskiej Misji Duchownej w Pekinie, Biskup Perejasławski Innocenty (Figurowski) nazwał publicznie 1 maja świętem pogańskim.
Nie zważając na negatywny stosunek swojego arcypasterza do 1 maja, duchowieństwo Permu samodzielnie podjęło decyzję o uczestnictwie w święcie “pracy”. We wszystkich cerkwiach tego miasta w dniu 1 maja odsłużono triumfalne nabożeństwa. W Sewastopolu natomiast kolumny demonstrantów maszerowały przy dźwiękach dzwonów cerkiewnych. W mieście Aczinsku (guberni jenisiejskiej) zdarzyła się nawet nietypowa sytuacja, opisana przez miejscową gazetę socjalistyczną. “Nie rozumiejąc, że święto to skierowane jest przeciwko burżuazji”, jej przedstawiciele, na czele z duchowieństwem żydowskim i prawosławnym, przyłączyli się do pochodu pierwszomajowego. “W czasie mitingu wyszła na jaw oczywista sprzeczność poglądów politycznych warstw burżuazyjnej i proletariackiej. Pierwsi wzywali do doprowadzenia wojny do zwycięskiego końca, drudzy – do jak najszybszego zawarcia pokoju i przerwania bratobójczej rzezi”. Gazeta zauważała, że sama obecność “burżuazji i duchowieństwa” na święcie “ludzi pracy”, wśród haseł rewolucyjnych typu “Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”, “Precz z wojną!”, “Niech żyje Miedzynarodówka!” była bardzo niezręczna. Dlatego “przemówienia tych panów były krótkie, a ich myśli niejasne”.
Molebnie z okazji święta światowego proletariatu (towarzyszące w szeregu miejsc uroczystościom składania przysięgi na wierność nowej władzy) służono w niektórych miastach powiatowych i różnych mniejszych miejscowościach rozlicznych guberni. W przeddzień 1 maja Zjazdy Eparchialne – Saratowski i Tambowski przyjęły, każdy z osobna, postanowienia o konieczności świętowania “dnia międzynarodowej jedności i braterstwa proletariatu” i w związku z tym przerwały swoje obrady, aby umożliwić udział w uroczystościach jak najszerszemu gronu duchowieństwa. W związku z tym, że te same zjazdy wysłały do Piotrogrodu świąteczne telegramy z życzeniami dla Rad Deputowanych Robotników, Żołnierzy i Chłopów, to szerokie uczestnictwo miejscowego duchowieństwa w uroczystościach święta socjal-demokracji (gdyż w tamtym czasie święto to miało w istocie charakter wąski i partyjny) dobitnie świadczy o lewicowych sympatiach politycznych pasterzy wyżej wymienionych eparchii.
Dosłownie w przeddzień “pierwszomajowego święta”, 16 kwietnia (wg nowego stylu – 29 kwietnia) 1917 roku w Tomsku obchodzono jeszcze jedno święto – “Pierwszy Dzień Równouprawnienia Kobiet”. Taką bowiem nazwą, na fali wydarzeń rewolucyjnych, określono święto cerkiewne – Niedzielę Świętych Niewiast Mironosic, obchodzone w trzecią niedzielę po Zmartwychwstaniu Gospodnim. Jednakże duchowieństwo przez swój udział w tym dniu w uroczystościach miejskich faktycznie legitymowało nową, świecką nazwę. Z okazji tego “święta kobiet” Biskup Tomski Anatol odsłużył na Placu Soborowym molebeń, a także wygłosił kazanie.
Według słów księcia N.D. Żewachowa, rosyjska “rewolucja ukazała całemu światu prawdziwą galerię portretów rewolucjonistów, niosących na sobie wysoką godność pasterzy i arcypasterzy Cerkwi”.
W okresie polutowym 1917-ego roku duchowieństwo RCP nie przeprowadziło żadnych, nawet najmniejszych zorganizowanych wystąpień kontrrewolucyjnych mających na celu obronę monarchii. Wiadomo tylko o jednym przypadku planowania tego rodzaju manifestacji, która była przygotowywana w Saratowie. Miejscowy kapłan, który stał na czele organizacji monarchistycznej, miał zamiar w dniu 1 maja (st.st.) przeprowadzić protest pod hasłem “Żądamy Cara i chleba!”. W tym celu wydano nawet specjalną ulotkę. Jednakże pasterz oraz członkowie jego organizacji już na cztery dni przez zaplanowanym wystąpieniem, w dniu 27 kwietnia, zostali aresztowani przez miejscowy Komitet Wojenny.
Ze strony Św. Synodu nie było żadnej reakcji na pojawienie się świąt rewolucyjnych. Zresztą w dniu 3 sierpnia 1917 ober-prokurator A.W. Kartaszew przedłożył Synodowi do rozpatrzenia projekt Rządu Tymczasowego dotyczący wprowadzenia nowych świąt państwowych: 19 lutego – dzień uwolnienia chłopów z poddaństwa (w 1881 roku), 27 lutego – “dnia Wielkiej Rewolucji Rosyjskiej, w którym naród reprezentowany przez Komitet Wykonawczy Dumy Państwowej wziął władzę w swoje ręce” (w 1917 roku), 17 października – dzień ustanowienia w Rosji pierwszego ustroju konstytucyjnego (w 1905 roku). Dzień “ludzi pracy” – 18 kwietnia (1 maja), w 1917 roku ogłoszony w instytucjach państwowych dniem wolnym od pracy, nie był uwzględniony na tej ogólnej liście, gdyż uznano go za partyjne święto socjaldemokratów-internacjonalistów. Najwyraźniej tylko z powodu zwołania Soboru RCP, który rozpoczął obrady 15 sierpnia, a także wskutek wydarzeń, które nastąpiły w Rosji pod koniec października 1917 roku i zaowocowały dekretem o oddzieleniu Cerkwi od państwa, Św. Synod nie zajął swojego stanowiska odnośnie nowych świąt rewolucyjnych.
Natychmiastowe przejście duchowieństwa na stronę nowej władzy (które nastąpiło dosłownie w pierwszych dniach marca 1917 roku), uczestnictwo duchowieństwa w triumfalnych uroczystościach z okazji obalenia monarchii, a także upicie się przez nich wolnością można wyjaśnić czterema czynnikami. Po pierwsze – niezadowolenie kleru swoim “niewolniczym połzożeniem” w Rosji carksiej (duchowieństwo już od lat 1905-1907 stopniowo przechodziło do opozycji wobec władzy carskiej, starając się uwolnić od nadzoru państwowego i opieki, żywiąc nadzieję na uzyskanie możliwości samorządności i samoorganizacji. Owo uwolnienie się wiązano z obaleniem władzy carskiej, co zresztą duchowni wiosną i latem 1917 roku sami przyznawali zarówno w ustnych kazaniach, jak i w periodykach cerkiewnych. Twierdzono na przykład, że demokratyczna forma zarządzania państwem, w przeciwieństwie do samodzierżawia, stwarza lepsze warunki dla rozwoju życia cerkiewnego). Po drugie – duchowieństwo usiłowało poprzez podkreślenie swojej jedności z wiernymi zająć dobre dla siebie miejsce w przyszłym systemie politycznym Rosji. Po trzecie – całkowicie szczere uczucie radości z powodu nastania długo oczekiwanych “swobód” cerkiewnych i państwowych, które były deklarowane przez Rząd Tymczasowy. I wreszcie, po czwarte – strach przed możliwymi prześladowaniami: jawna opozycja mogła zaowocować pozbawieniem kapłana jego parafii, a biskupa – katedry.

***

Wszystko, co zostało wyżej powiedziane, pozwala na wniosek, że wiosną 1917 roku społeczno-polityczne stanowisko duchowieństwa RCP było jednym z ważnych czynników umocnienia władzy Rządu Tymczasowego, zarówno w centrum, jak i na prowincji. Aktywny i praktycznie powszechny udział duchowieństwa i służących przy cerkwi w świętach rewolucji był dla wiernych sygnałem pozytywnego stosunku do obalenia dynastii Romanowów. Wezwania pasterzy do uznania Rządu Tymczasowego, spokoju i twórczej pracy, rozbrzmiewające w czasie tych świąt, stały się dla ludu bodźcem do podporządkowania się nowej władzy i sprzyjały wytworzeniu się w jego świadomości poglądu, że “burżuazyjno-demokratyczna” rewolucja jest wydarzeniem “słusznym” i “legalnym”.
Podjęte w pierwszych tygodniach wiosny 1917 roku działania duchowieństwa RCP popierające nową władzę, wywarły znaczny wpływ na społeczno-polityczne życie w kraju. Były jedną z przyczyn “milczącego” zniknięcia z rosyjskiej sceny politycznej partii prawicowych, których prawosławno-monarchiczna ideologia już w pierwszych dniach marca 1917 roku okazała się pozbawiona poparcia ze strony oficjalnej Cerkwi.
Rewolucyjne iluzje duchowieństwa zaczęły się rozwiewać wraz z narastaniem ogólnego rozczarowania obywateli Rosji polityką Rządu Tymczasowego. Aktywność społeczna duchowieństwa i służących przy cerkwi zaczęła wyraźnie spadać od połowy lata 1917 roku. W tym czasie niezdolność Rządu Tymczasowego do przeprowadzenia koniecznych reform oraz uchronienia kraju przez narastającą anarchią i chaosem stały się oczywiste. Jednocześnie w kraju pogłębiał się kryzys ekonomiczny, rozkład armii, a w społeczeństwie zaostrzyła się walka między rozmaitymi “burżuazyjnymi” i “socjalistycznymi” partiami. Naród zmęczył się trwającą już od ponad trzech lat wojną, przy której wszelkie zjawiska kryzysowe nabierały szczególnej ostrości i zagrażały samemu istnieniu państwa rosyjskiego.
W życiu cerkiewnym wiosną i latem 1917 roku kryzys władzy był już oczywisty. Wyższa hierarchia szybko traciła kontrolę nad szeregowymi kapłanami. Św. Synod otrzymywał od biskupów eparchialnych mnóstwo skarg na upadek dyscypliny cerkiewnej w parafiach. Biskupi powiadamiali, że kapłani parafialni przestali oddawać do kas eparchialnych pieniądze, niezbędne do zaspokojemia potrzeb eparchii. W efekcie nastąpił gwałtowny spadek ilości środków finansowych Synodu. Upadek dyscypliny cerkiewnej przejawiło sie równiez w tym, że w analizowanym okresie czasu lokalne, eparchialne zjazdy duchowieństwa często odwoływały, albo podejmowały starania odwołania zarządzających nimi biskupów. W wielu miejscach duchowieństwo organizowało rozmaite związki, które za cel stawiały sobie nie tylko liberalizację życia cerkiewnego i przeprowadzenie zasadniczych reform ustroju cerkiewnego, ale również przejęcie władzy w eparchiach. Na skutek powstałej wewnątrz Cerkwi smuty hierarchowie zaczęli przechodzić na pozycje opozycyjne wobec rewolucji.
Kryzys w RCP przejawił się również w taki sposób, że kapłani parafialni w coraz większy sposób odczuwali na sobie nieposłuszeństwo zarówno parafian, jak i im podporządkowanych psalmistów i ponomarów. W związku z masowym odchodzeniem społeczeństwa od Cerkwi wśród wiernych rodziły się wojujące nastroje antyklerykalne. Parafianie oburzali się na ustanowione opłaty za nabożeństwa cerkiewne, na brak kontroli rozchodu cerkiewnych pieniędzy, a nierzadko również na niemoralne życie swoich pasterzy. W parafiach miały miejsce masowe wygnania duchownych. W niektórych eparchiach liczba wygnanych duchownych dochodziła do kilkuset. Na przykład w eparchiach – kijowskiej i wołyńskiej w ciągu trzech pierwszych tygodni kwietnia wygnano z ich miejsc po 60 kapłanów, w saratowskiej – 65; w penzeńskiej guberni – 70 kapłanów, co stanowiło około 5-10% ogólnej liczby kapłanów parafialnych tych eparchii. Działania wiernych często były bezpodstawne: powszechnie załatwiano osobiste porachunki oraz knuto rozmaite intrygi. Po wsiach chłopi na równi z ziemiami szlacheckimi zaczęli odbierać również grunty cerkiewne. Wszystkie te czynniki doprowadziły do gwałtownego upadku dochodów cerkiewnych i dotknęły interesów finansowych duchowieństwa. W środowisku tym zaczęło wzrastać niezadowolenie z powstałej w kraju sytuacji politycznej i społecznej. W efekcie duchowni zaczęli zmieniać swoje poglądy na bardziej prawicowe, a latem 1917 roku nawet przechodzić do opozycji wobec rewolucji.

Autor: M.A.Babkin

Vote up!
4
Vote down!
-1
#421704

zapewne mają za zadanie rehabilitację Czerwonych.

 Swoją drogą, czyż to tak trudno obstawić nową władzę kilkoma dostojnikami w sutannach, by nadać jej stosowną "legalizację"? 

Jak było u nas, na początku? I Bierut szedł w procesji na Boże Ciało:)

Przeczytaj to:

"Należy rozpocząć od tego, dlaczego ideologia bolszewicka z taką nienawiścią obchodziła się w stosunku do Cerkwi. Polityka „rewolucjonistów” wobec religii wynikała z marksistowskiego ateizmu, za którym poszedł i Lenin i jego następcy. Według nich religia jest przeżytkiem, powoduje, że ludzie stają się ulegli wobec wszelkich form ucisku, a przesądy utrudniają podburzenie mas. Nade wszystko dla bolszewików najważniejszym aspektem walki z Cerkwią był fakt, że pozostawała w ścisłym związku ze znienawidzonym przez nich wcześniejszym ustrojem caratu. Jeżeli rewolucja chciała zlikwidować stary porządek, musiała uregulować stosunki z Cerkwią, zniszczyć to, na czym opierała się dotychczas Rosja. Przytoczę zdanie ludowego komisarza oświaty, Łunaczarskiego, by pokazać, jaką drogę obrali bolszewicy, aby skutecznie „wytępić” wiarę w Boga i zastąpić ją wiarą w naukę: „Religia jest jak gwóźdź: jeśli w nią uderzysz, wbijesz tylko jeszcze głębiej…Tu trzeba obcęgów. Religię trzeba chwycić, ścisnąć od dołu: nie uderza się jej, ale wyciąga, wyciąga z korzeniami. A to można osiągnąć tylko naukową propagandą, moralną i kulturalną edukacją mas.” A więc w tym stwierdzeniu zawiera się przemyślana metoda konfrontacji według której należy postępować- dzięki upowszechnieniu oświaty religia będzie powoli umierać. Chciałabym zauważyć, że nie ma mowy wprost o użyciu siły, którą cechuje późniejsza działalność komunistów. Sam Lenin uważał, że początkowo nie należy uciekać się do bezpośredniej walki z Cerkwią, a jedynie podważyć jej silną w społeczeństwie pozycję. Dlatego pierwszym zadaniem, jakie postawił przed partią było osłabienie Cerkwi jako instytucji, a nie destrukcja religii. B to sprytne posunięcie mające na celu uśpienie czujności, może nie samej Cerkwi, która zdawała sobie sprawę z wrogich w stosunku do niej relacji bolszewików, ale szerokich mas, by od razu nie wywołać niechęci i nie stracić dopiero co zdobytej władzy."

http://przezhistorie.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=293:walka-bolszewikow-z-cerkwi-do-1925-roku&catid=14:xx-w-artykuy&Itemid=44

 

Pozdrawiam

Vote up!
6
Vote down!
-1
#421706

.......dorwą tego gościa ( artystę ) czy nie ......

Vote up!
3
Vote down!
-1

ardawl

#421709

 Nie ma winy bez kary.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#421774

Zachłysnęli się światłem wyłażąc z ciemnicy
Bóg oddał ludziom wolną wolę bezgranicznie
Dlatego diabeł atakował nas cyklicznie
Bez ufania Bogu tracimy człowieczeństwo
Na tym korzysta diabeł i jego błazeństwo
Tylko powierzając swoją duszę dla Boga
Uchronimy Ojczyznę od naszego wroga
Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#421751

"Zachłysnęli się światłem wyłażąc z ciemnicy"

Coś w tym jest.

Pozdrawiam serdecznie

Vote up!
0
Vote down!
-1
#421775

Rzezie, mordy zbiorowe, celowa eksterminacja, zabieranie dzieci to tylko przykłady tego, co jest przejawem ludobójstwa. Zawsze z ludzkością związane jest ludobójstwo w różnych odsłonach. Aż dziw bierze, że to ludzie tak postąpili, aż nie chce się wierzyć, do czego zdolny jest człowiek. Gdzie człowieczeństwo, miłosierdzie, miłość bliźniego były, kiedy enkawudzista strzelał w tył głowy oficerowi polskiemu, gdzie było miłosierdzie hitlerowca wrzucającego cyklon B do komór gazowych, gdzie było sumienie inkwizytorów palących na stosach kobiety posądzane o czary? Dalej ktoś mógłby spytać ? gdzie był Bóg pod jakąkolwiek postacią ? Jezusa, Buddy, Jahwe? To trudne pytania i nie ma na nie odpowiedzi, choć niektórym poruszonym tą tematyką zajmuje całe życie szukanie odpowiedzi. Bogowie milczą, ofiary milczą, żyjący powinni pamiętać i robić wszystko, by nie powtórzył się koszmar Holocaustu, Katynia, Rwandy, Srebrenicy, Wołynia. Od XVIII do XX wieku ? mimo że ludzkośćnazywana była cywilizacją, że odbyła się rewolucja techniczna, naukowa, że człowiek tyle dokonał i odkrył ? cyklicznie obserwuje się ludobójstwo, mordy, eksterminację. Po co? W imię czego? Nie wiadomo, czym kierują się ludzie nakazujący takie zbiorowe mordy i nie wiadomo, czym kierują się ci, którzy dokonują takich aktów terroru. Chęć zysku, pieniądze, władza, buta, pycha, zawiść? Pewnie wszystkiego po trochu, ale po co? Co widzi morderca, kat zabijający z zimną krwią dziecko, kobiety, wszystkich uznanych za odmiennych, obcych? Czy to dlatego strzelano w tył głowy, żeby nie widzieć oczu ofiar? Straszne są oblicza człowieka, okrutna jest ciemna strona ludzkiej duszy. Ludobójstwo, które zostaje popełnione, niczego nie uczy katów, mimo że świat potępia takie zachowania i akty. Ludobójstwo też niczego nie uczy ludzkości, bo ciągle żywe są przejawy ludobójstwa i jego przejawów.

Vote up!
3
Vote down!
0
#421753

Kiedyś, moja siedmoletnia wówczas córka, zapytała mnie o to, czy Niemcy wierzą w Boga? Pytanie padło znienacka, kiedy stałyśmy obie przed przydrożną figurką Maryi. Kapliczka upamiętniała tragiczne wydarzenie z lat okupacji niemieckiej.

Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, że nawet na pasach nosili znamienną deklarację:"Gott mit uns"

Pozdrawiam

 

Vote up!
1
Vote down!
-1
#421776

 Pacyfiści za dychę:

http://niezalezna.pl/53659-kandydat-sld-do-europarlamentu-zapowiada-bedziemy-topili-ksiedza-w-wisle

Vote up!
1
Vote down!
-1
#421873

Bóg chcąc ludzi ukarać rozum odbiera
Szkoda że niektórych w wór nie przyodziewa
Pokuta najlepszym sposobem na pokorę
Przez nią się gubi panoszącą się w duszy zmorę
Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#421877