Dwie kobiety

Obrazek użytkownika Anonymous
Kultura

Prawdziwe kobiety świecą zawsze czystym, odbitym światłem słońca.

W czasach gdy gromadziłem wszystkie możliwe publikacje na tematy erotyczne, w moje ręce wpadła kiedyś książeczka Harry'ego Mulischa zawierająca dwa opowiadania: Dwie kobiety oraz Stare powietrze. (Wrocław 1990). Uważam, że opowiadanie Dwie kobiety jest naprawdę wybitnym i potrzebnym nam dzisiaj opisem rzeczywistości lesbijek, który dość dobrze diagnozuje problem.

Laura - z zawodu historyk sztuki - bardzo potrzebuje czułości, ale nie ma jej skąd wziąć, bo choć siedem lat była mężatką, jest właśnie pięć lat po rozwodzie. Powodem była bezpłodność; mąż odszedł do innej, która dała mu dwoje dzieci. Nasza bohaterka od czasu do czasu chodzi do łóżka z jakimś przypadkowym mężczyzną, ale nikt jej nie chce na stałe. Nigdy nie była lesbijką. Ale gdy nagle widzi na ulicy w Amsterdamie piękne (jej zdaniem) ciało kobiety, zakochuje się w tym ciele z miejsca. I z wzajemnością.

Do tego momentu wszystko jest jeszcze naturalne, bo przecież wszyscy odczuwamy rodzaj estetycznej przyjemności lub doświadczamy swego rodzaju duchowej jedności z przyrodą, gdy widzimy ludzi na nasz gust pięknych lub pięknie wystrojonych. Jednakże te dwie panie z miejsca nawiązują bardziej uczuciową, osobistą relację. Młodsza od narratorki Sylvia – bo tak nazywa się to piękne ciało - jest szesnastolatką mająca liczne przygody i z mężczyznami, i z kobietami. „- Nie robi ci to różnicy, czy to mężczyzna, czy kobieta?” - pyta główna bohaterka. „Byleby tylko byli dla mnie mili” - odpowiada eteryczne, zwiewne ego w ciele kobiety. Od razu bierze sprawy w swoje ręce i zaciąga główną bohaterkę do łóżka. „Ubrałyśmy się” - podsumowuje to zdarzenie bohaterka - „i wyszłyśmy do umytego, nowo narodzonego miasta: pan i sługa – ona była panem, a ja sługą”.

Jak widać młodociana Sylvia jest w tym związku osobistością inicjującą, dominującą i korzystającą z chwilowej, życiowej słabości głównej bohaterki. Jest też Sylvia całkowicie pozbawiona skrupułów moralnych, jak aktorka odgrywająca jakąś bezsensowną rolę w teatrze i bawiąca się życiem innych ludzi. Wprowadzając się do mieszkania narratorki, oszukuje rodziców, że mieszka z jej synem (rzekomym „Thomasem”) jako swoim narzeczonym. Fotografuje się z przypadkowym chłopakiem na ulicy, aby potem pokazać jego fotografię własnej matce – osobie bardzo nowoczesnej i postępowej. Pajęczynę kłamstwa autor po mistrzowsku obraca w symbol krzywoprzysięstwa. Sylvia jest bowiem tak pochłonięta tworzeniem mistyfikacji, że wyciągając z oliwy wrzący kawałek mięsa nie macza go w zimnym sosie, ale przez nieuwagę wkłada do ust, raniąc sobie wargę. Wiadomo, kłamcy muszą mieć jakiś problem z ustami...

Sylvia jest jak opętana. Głównej bohaterce każe nago przybierać pozę Chrystusa na krzyżu, a następnie klęka przed nią i demonstracyjnie się „modli”. Kiedy coś sobie wymyśli, koniecznie musi to wykonać, niezależnie od fatalnych skutków, jakie może to wywołać. Patologiczne cechy swojej partnerki narratorka widzi coraz wyraźniej. „Kiedy ciebie słucham” - mówi - „mam wrażenie, jakbym zaglądała pod kamień w jakimś wilgotnym ogrodzie i patrzyła na te wszystkie pełzające tam stonogi”. Ale brnie w tę wilgoć coraz dalej. Pajęczyna kłamstwa rozrasta się niczym pleśń. Wzorem Sylvii narratorka oszukuje własną matkę (zamożną staruszkę, mieszkającą oczywiście w ekskluzywnym domu starców), że jest właśnie z niejakim „Thomasem”, którego nazwisko brzmi „Nithart” - tak samo jak nazwisko panieńskie Sylvii. W tym momencie w tę scenę niczym czołg wparowuje Sylvia, która oczywiście ma swoją koncepcję jak należy kłamać i stara matka z miejsca wszystko pojmuje. Chociaż staruszka jest chora i słaba, z nadludzkim wysiłkiem wstaje i z całej siły okłada Sylvię laską niczym wściekłego psa.

Tak to już jest, że gdy 0 dodamy do 0, otrzymujemy ciągle zero i choćbyśmy nie wiem ile razy dodawali, to i tak zawsze będzie zero. Obie śmiertelnie zakochane panie próbują sobie w jakiś sposób pomóc. Główna narratorka zawsze chciała mieć dziecko, ale nie dlatego, że kocha dzieci. Chciała po pierwsze oderwać się mentalnie od dominującej matki. Po drugie zaś chciała zaspokoić wyraźne żądanie swego ex-małżonka, który ją opuścił z powodu bezpłodności. Sylvia więc wpada na świetny pomysł, aby uwieść owego ex-małżonka, zajść z nim w ciążę, następnie go opuścić i przynieść dziecko w wianie swojej oblubienicy. Świetny temat na komedię, ale to co w teatrze może być wspaniałym dowcipem, w życiu kończy się tragedią, z czego autor doskonale zdaje sobie sprawę. Ex-małżonek narratorki zostaje uwiedziony i na jakiś czas porzuca żonę i dwójkę dzieci. Sylvia znika z życia głównej bohaterki, która szaleje z rozpaczy i wściekłości. Podczas dramatycznej rozmowy, którą odbywa z ex-małżonkiem, ten bezradny mężczyzna tłumaczy jej, że Sylvia jest eteryczną istotą. „Mam uczucie” - mówi - „że ona nigdzie nie przynależy, że jest czymś obcym, że właściwie nie istnieje... I jedynym, co pozostaje jeszcze do powiedzenia, jest to, że po tobie ona wybrała sobie mnie, by móc dalej istnieć”.

Jest to prawda, ale trochę inna, niż ów zakłopotany śmiertelnik sobie wyobraża. Sylvia bowiem tylko pozornie porzuciła swą dawną kochankę; wraca do niej, aby jej przynieść w prezencie dziecko. Obie są nieprzytomnie szczęśliwe, choć Laura doskonale wie, że to nie może się dobrze skończyć. „Sylvio” - pyta z powagą, podczas romantycznej namiętności na strychu przy otwartym oknie pod gwiazdami - „czy ty nigdy przed niczym się nie cofasz?”.

No cóż, jak postęp, to postęp. Dalej następuje to, co nastąpić musi. Zakochany w Sylvii ex-małżonek Laury dokonuje na Sylvii zabójstwa w afekcie, zabijając przy okazji dopiero co poczęte dziecko. Z miejsca przyznaje się do winy i jako prostoduszny mężczyzna oddaje w ręce policji, aby spędzić w więzieniu sporą część życia. Laura – która pochłonięta namiętnościami przez wiele miesięcy nie napisała do matki żadnego listu – otrzymuje informację o jej śmierci. Marzy już tylko o tym, aby jak najprędzej podążyć w jej ślady.

To znakomite opowiadanie o dziwo napisał mężczyzna, ale z tak doskonałym wyczuciem kobiecej psychiki, że aż można podejrzewać, czy przypadkiem jakaś przedwcześnie dojrzała nastolatka imieniem Sylvia nie napisała go dla niego z miłości. Opowiadanie pokazuje w kalejdoskopie większość społecznych słabości cywilizacji zachodniej, zarówno tej, którą znamy z czasów rozkwitu, jak i z czasów muzealniczej degeneracji (Laura jest pracownikiem muzeum). Po pierwsze problem bezpłodności, który w naszej cywilizacji urasta do rangi problemu politycznego. Człowiek wieków dawnych albo adoptował dziecko, albo dobierał sobie płodną nałożnicę. Innym sposobem uniknięcia bezpłodności był ożenek z kobietą, która już ma dziecko, co dawało nadzieję na dalszy przychówek. Były to rozwiązania pragmatyczne i podtrzymujące ludzki gatunek w najprostszy możliwy sposób. Po drugie dawniej było nie do pomyślenia, aby kobieta pozostawała sama i bez opieki. Oddalenie żony było czynem niegodziwym, ale przewidując różne możliwości, starano się wyposażyć kobiety w odpowiedni posag, aby w razie kłopotów nie była we wszystkim zależna od męża. Po trzecie autor ujawnia różne prawdy duchowe o nas wszystkich: potrzebę bliskości, w którą mogą wtargnąć złe moce pod postacią istot eterycznych – ulubiony motyw mitologiczny wszystkich mitologii na wszystkich kontynentach. Sylvia w istocie jest czarownicą, kobietą bezpowrotnie opętaną przez demona, toteż łatwo jest nam zrozumieć, dlaczego dawniej „leczono” opętanie wyrokiem śmierci. Oddalenie matki pozbawia Laurę naturalnej osłony duchowej osoby bliskiej i naraża ją na napaść. Ale z drugiej strony nie ma przypadku w tym, że Laura chce być od matki daleko, ponieważ nie ma między nimi zaufania. Starsza, konserwatywna pani żyje chyba w epoce wiktoriańskiej, co w naturalny sposób odgradza ją od emocjonalności córki. Czwarty motyw – estetyka ciała i to, jak bardzo kobiety stroją się i malują po to, aby podobać się innym kobietom. Większość pań, z którymi w młodości chodzimy pod rękę, nie ma pojęcia co tak naprawdę nam się w nich podoba – wszystkie żyją kobiecymi mitami o „kobiecie zadbanej” i pachnącej oraz najbardziej kretyńskimi kanonami piękna kobiecego, które aktualnie prezentują jakieś pedały, uchodzące za kreatorów mody. Dopiero właściwy pan na właściwym miejscu i w warunkach intelektualnego bezpieczeństwa potrafi kobiecie wytłumaczyć jakimi oczami mężczyźni patrzą na kobiety i co naprawdę w nich widzą. Bo kobiety są jak księżyc i świecą światłem odbitym – tego żadna egalitarna ideologia nigdy nie unieważni. Piąty motyw – miłość safoniczna. Nie ma mężczyzny, któremu by się jakoś nie podobała, kojarzymy ją z muzułmańskim rajem, pełnym zaokrąglonych, namiętnych hurys. W gruncie rzeczy traktujemy ją jako wzbogacający element normalnych, heteroseksualnych relacji męsko-damskich. Nasz mózg odbiera to jak przyjemne, musujące bąbelki. Ale co się stanie, gdy w tym wszystkim nas nie ma, a dwie osamotnione panie nie bardzo wiedzą czy są sobie nawzajem ojcem i matką, matką i córką, mężem i żoną, babcią i wnuczką, osobą dominującą i osoba uległą, dawcą i biorcą, wysysają energię życia z siebie nawzajem i wszystko w ich życiu powoli osuwa się w ową okrytą cieniem część kamienia, pod którym żyją „te wszystkie pełzające tam stonogi”?

Z tą niewesołą refleksją pozostawiam czytelników niepoprawnych w tym pięknym, słonecznym dniu, który z pewnością nie da stonogom wyzwolenia. Bo są to przecież istoty, które światła słonecznego bardzo nie lubią. A przecież prawdziwe kobiety świecą zawsze czystym, odbitym światłem słońca.

Jakub Brodacki

0
Brak głosów

Komentarze

Nie czytałam opowiadania "Dwie kobiety", opieram się tylko na Twojej relacji.
Mam wrażenie jakieś olbrzymiej nieprawdziwości obrazu kobiet. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że autorem opowiadania jest mężczyzna i patrzy na kobiety "męskim okiem"?
A może, choć sama jestem kobietą, za słabo znam swoją płeć ;))) ?
Na pewno razi dysproporcja między nieco naiwną postawą męża Laury a dogłębnie złą Sylvią.
Napisałeś o doskonałym wyczuciu przez autora psychiki kobiet.
Hmm, chyba nie tak doskonałym,jak sądzisz :)

...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5

Vote up!
0
Vote down!
0

...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5

#363787

Niezłe. A może raczej "wiedźmowate lesbijki" rozumiane jako niemożliwy do rozłączenia związek frazeologiczny ;) ??
A jeśli chodzi o emocjonalność, cóż to prawda, kobiety są emocjonalne, ale to nie wyklucza logicznego, konsekwentnego myślenia. Przynajmniej u niektórych ;))
Chyba rzeczywiście mało znam kobiety, nie mam zbyt wielu tzw. przyjaciółek, właściwie jedną. Cóż, zdarza mi się w trybie natychmiastowym, gdyż każda zbędna chwila zwłoki może grozić utratą równowagi psychofizycznej, dzwonić do przyjaciółki z informacją, że kupiłam wreszcie tę torebkę, o której Ci mówiłam w ubiegłym tygodniu, a która idealnie pasuje do kupionych miesiąc temu butów ;))) , ale większość naszych rozmów dotyczy przemyśleń o życiu, lektur, polityki..., czyli tematów, które mogę poruszać równie dobrze z kolegami, przyjaciółmi - mężczyznami.
A ten emocjonalny porządek opowiadania może faktycznie świadczyć o tym, że prawdziwą jego autorką jest kobieta (prawdopodobnie mająca jakąś urazę do innych kobiet!), a mężczyzna dał tylko nazwisko?

...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5

Vote up!
0
Vote down!
0

...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5

#363796

Istnieje teoria mówiąca, że chłodne, władcze matki mogą być przyczyną homoseksualizmu u swoich dzieci, zarówno chłopców, jak i dziewczynek.
Teoria często odrzucana, gdyż propaguje się, że homoseksualizm jest wrodzony.

...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5

Vote up!
0
Vote down!
0

...............................................
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a Magyart Ps.33,5

#363799

Nie znałem tej teorii, ale wierzę w nią intuicyjnie. Ja bym to jednak rozszerzył, że w ogóle doświadczenie chłodu emocjonalnego (rozwód, odrzucenie, sieroctwo, brak bliskich) może być przyczyną homoseksualizmu, co nie znaczy, że akurat do niego prowadzi. Wiele zależy od woli człowieka i samowychowania.

alchymista
===
Obywatel, który wybiera królów i obala tyranów
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0
#363802

Słońce i księżyc - rozbrajająco wąsko - konserwatywna metafora pełni kobiecości, relacji uczuć, i przede wszystkim lęku mężczyzny. Związek najbardziej pulsuje, wzbogaca, nadaje życiu sens, kiedy we wspólnej czasoprzestrzeni oplatają się promienie dwóch słońc. Wtedy on trwa, nie ucisza, iskrzy a nie krzywdzi, nadaje wartość miłości. Wystarczy, że jedno ze słońc, uzna się za większe, podtrzymujące - wtedy zaczyna się bieg po równi pochyłej związku.

"Wina" de facto po obu stronach, ale przecież można nie chcieć pełni, żyć światłem odbitym, to też jest okey, wszystko zależy od naszych potrzeb.

Vote up!
0
Vote down!
0

Aleksandra

#363806

Rzadki człek co by dwa słońca widział na niebie, ale niektórzy wierzą, że we wnętrzu ziemi jest inne słońce, gorętsze, niż niebiańskie. A jest między nimi siła magnetyczna, o której mówisz :-)

Księżyc, jesli nie chce świecić, chowa się za ziemię :-)

Istotą magnesu jest wzajemna uległość, nie zaś dominacja.

alchymista
===
Obywatel, który wybiera królów i obala tyranów
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0
#363815

 - ** -

I po co tutaj wiarę w bajki za argument przywoływać ;-) ?

Są w Uniwersum słońca podwójne, które sobie użyczają części własnych materii, oddziaływając na siebie grawitacją, kręcą się wokół wspólnego środka masy.

Istotą magnesu jest różnica, wzajemna uległość przyciąganie znosi;)

Ciekawe opowiadania piszesz. Zatrzymują uwagę.

 

Vote up!
0
Vote down!
0

Aleksandra

#363821

Bajki sprawiają, że nie jesteśmy wulgarni :-)

alchymista
===
Obywatel, który wybiera królów i obala tyranów
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0
#363823

Czyżby ? :) Tyle wulgarnej gry jest w bajkach, ale oczywiście nie w Twojej baśniowej metaforze.

Ważniejsza od ról ( świecenia - odbicia) jest osobowość, ale jak wcześniej wspomniałam, niektórzy lubią być wtórni, włączani w pełni przez padający na nie blask.

I czasami jest to zaledwie oświetlony okruch skalny, niezależny od płci ;), ot meteoryt czy planetoida trzymana grawitacją większego ciała. O byciu słońcami, mogą sobie pomarzyć, pobajczyć :).

Zamykam ten wątek, bo nie zmienimy swoich tez, prawda ?

Weny życzę i pozdrawiam. :)

 

Vote up!
0
Vote down!
0

Aleksandra

#363828