Ludzie-gady
Co jakiś czas pada na moim blogu pytanie następujące: dlaczego czepiasz się „naszych” a nie czepiasz się „onych”, czyli dziennikarzy z GW. Wyjaśniam: w środowisku, w którym się znajdujemy mało kto kojarzy dziennikarzy z GW poza kilkoma sztandarowymi nazwiskami, które są bez przerwy wymieniane w różnych kontekstach. Ja sam nie czytam Gazowni, nie wiem więc jak się ma odnosić do tego co tam publikują. Nasi zaś zagospodarowują blogosferę, traktując ją jak folwark, a blogerów jak psy pasterskie w najlepszym razie. Dziś postanowiłem jednak coś zmienić i napisać tekst o dziennikarzu z GW, o Wojtku Staszewskim.
Doskonale pamiętam Staszewskiego z czasów, kiedy ja i inni studenci ostatnich lat, rozglądaliśmy się za pracą w Warszawie, kiedy szukaliśmy sobie jakiegoś miejsca, które byłoby choć w części zgodne z naszymi aspiracjami i miało kilka punktów stycznych z tą całą propagandą, która wylewała się na nas każdego dnia z mediów. Z tym zwycięskim kapitalizmem, z sukcesem i z nowym lepszym życiem, które się właśnie dla nas wszystkich zaczęło. Nie mam zamiaru narzekać, bo w porównaniu z tym co dzieje się dzisiaj na rynku pracy, czasy dawniejsze jawić się muszą wielu z nas jako raj na ziemi. Pracy szukało się poprzez ogłoszenia drobne w GW właśnie, na rozmowach kwalifikacyjnych człowiek gadał z samym szefem, a nie z przedstawicielem wynajętej firmy, która rekrutuje ludzi do roboty według schematu wymyślonego nie wiadomo gdzie i przez kogo. Było prościej i ciekawiej, no i wszyscy traktowali człowieka jakoś tak cieplej, choć oczywiście zdarzały się różne przykre przygody.
Pamiętam, że co poniedziałek kupowaliśmy dodatek do GW pod tytułem „Gazeta praca” i szukaliśmy tam szczęścia. Czytaliśmy, tak jak większość młodych ludzi w naszym otoczeniu, GW i nie mieliśmy jeszcze poczucia, że jesteśmy oszukiwani. Ja, w swojej nieopisanej głupocie nie zorientowałem się nawet po opublikowaniu artykułu Cichego o Powstańcach Warszawskich mordujących Żydów. Coś do mnie dotarło dopiero po tym jak przeczytałem pewien tekst Wojtka Staszewskiego właśnie. Zwyczajny tekst dziennikarza zajmującego się oświatą. Był to tekst entuzjastyczny, pisany z pozycji człowieka sukcesu, który dzięki swoim kompetencjom, dzięki wytrwałości ma pracę i jest szczęśliwy. Pisał wtedy Staszewski, że zdobył wraz ze swoimi kolegami świątynię kapitalizmu i nie oglądał się przy tym na nic. Ja sobie dobrze zapamiętałem tę frazę, do dziś mam ją w głowie. Nie zdarzyło się bowiem nigdy wcześniej, bym przeczytał tekst równie pogardliwy, równie chamski, równie demaskujący deficyty autora co ten tekst Staszewskiego. Później zaś Staszewski stał się prawdziwą gwiazdą, a jego największym wyczynem było tropienie szarej strefy w edukacji, czyli piętnowanie tych nauczycieli, którzy udzielają korepetycji i nie rozliczają się ze skarbówką, ze swoich nędznych groszy. Staszewski grzmiał i potępiał srożył się i machał rękami, prawie jak Bartoszewski. Wtedy właśnie przestaliśmy czytać GW codziennie i zaczęliśmy ją kupować okazyjnie. Staszewskiego nie czytałem w ogóle, wiedziałem tylko, że dostał szajby w związku z bieganiem.
I oto przedwczoraj blogerka partyzantka umieściła na swoim blogu link do tekstu Staszewskiego, w którym zwierza się on swoim czytelnikom z kłopotów następujących: chciał pojechać z żoną na maraton do Frankfurtu, ale nie mógł, bo to za drogo kosztuje. Drogo czyli 4 tysiące za weekend na dwie osoby. Staszewskiego nie stać na ten wyjazd, choć – jak podkreśla – jest świetnym dziennikarzem, maratończykiem, ojcem niezliczonej ilości dzieci porozrzucanych po świecie na które płacił do niedawna alimenty. Uważa się ponadto Staszewski za kogoś w rodzaju zawodnika ekstra ligi, piłkarza Realu Madryt jak sam napisał i nie rozumie dlaczego nie stać go na ten weekend we Frankfurcie skoro jest taki świetny. Coś tam nie sztymuje – myśli Staszewki, ale nie może dociec dokładnie co.
Ja, jak napisałem, pamiętam szczegółowo tamten tekst Staszewskiego sprzed lat i powiem wam, że on się nie różni temperaturą emocji i konwencją od tego sprzed kilku dni. Jest dokładnie taki sam. Tyle, że 20 lat temu Staszewski zdobył świątynie, a dziś – nie wiadomo jakim sposobem – go z tej świątyni wyrzucono za tak zwany wsiarz. Czy ja z tego powodu odczuwam satysfakcję? Ogromną. Mogę to powiedzieć wprost, albowiem pamiętam, jak po przeczytaniu tekstu Staszewskigo jedna nasza koleżanka, która nie mogła znaleźć pracy, choć znała języki i w ogóle była wykształcona i zdolna, rozpłakała się. Kiedy tak patrzę ta tego Staszewskiego, kiedy przypominam go sobie sprzed lat, widzę, że on się nie zmienił ani jotę. Jakby się codziennie smarował aloesem po całym ciele, albo jakby był jaszczurką, która się wiele lat temu wykluła z jakiegoś jajka i od razu zaczęła to swoje nadaktywne życie. Życie polegające na bieganiu po podłodze i stukaniu w klawiaturę. On nawet tak patrzy, ten Staszewski, jak jaszczurka, nawet nie jak student w czasie egzaminu, mądrze i z nadzieją, ale jak taki gad właśnie.
I myślę, że jest nieźle, ale nie do końca tak jak powinno być. Kryzys bowiem dotyka póki co na razie takiego Staszewskiego, który jest tam figurą podrzędną i nic nie znacząca. Przez dwadzieścia lat nie awansował i nie dostał żadnej lepszej propozycji. Jest tam gdzie był. No i chodzi w sumie nie o być albo nie być jak w przypadku wielu rodzin dotkniętych kryzysem, ale o jeden głupi weekend we Frankfurcie. Mimo to jest nadzieja, słaba, ale jest. Czekam aż ich zaczną zwalniać. U mnie robota jest jak zawsze przy drewnie i przy liściu. Może się któryś załapie. Tylko, czy któryś z nich się do czegokolwiek w ogóle nadaje. Poza bieganiem oczywiście.
Ponieważ jedziemy dziś z kolegą Kamiuszkiem do telewizji i będziemy tam rozmawiać o racji stanu, doktrynie państwa i innych podobnych drobiazgach, co może się niektórym wydać nawet dziwne, nie będę mógł komentować. O czym uprzedzam.
Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do księgarni www.multibook.pl, http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, do księgarni Wolne Słowo W Lublinie przy ul. 3 maja, do księgarni „Ukryte miasto” w Warszawie przy Noakowskiego 16, oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2173 odsłony
Komentarze
Cześć Gabrielu! Ty juz wiesz o co chodzi?
8 Lutego, 2013 - 12:07
"Ludzie-gady"...
Są w blogosferze ludzie(?),którzy mają zamiast mózgu
LOCUS COERULEUS.
Reszta im sie nie wyewoluowała...pomagaja sobie jeszcze
rdzeniem kręgowym i to wszystko.
Cały centralny układ nerwowy...
Vide wczorajsza dyskusja na S24 pomiędzy Kamiuszkiem,Toyahem
i Coryllusem...tak...na jednym blogu...zleciała sie cała
trójka.
Tylko mi braklo kaczejzupy,ale może później dołączyl?
zezowaty
8 Lutego, 2013 - 16:36
Ty masz zezowaty nasrane w tym pustym łbie z tą kaczą zupą. Mam nadzieję, że cię znowu stąd wyrzucą.
coryllus
Non riposta...
8 Lutego, 2013 - 16:52
Per me,sei un miraggio...
Myślę, że tamtych się tu nie krytykuję bo to nie ten tzw. target
8 Lutego, 2013 - 12:51
więc tez nie konkurencja. A ci są krytykowani (po 1000 powtórzeniach jak jeden taki doradzał) zostaną na tyle obflekowani, że zwolni sie miejsce dla wymienionej przez Zezowatego grupki - na to tu się liczy. Ale kto tak liczy ten się przeliczy. Bo kampanią negatywną, czarnym PR (a to eufemizmy na tle opluwania) nie zjedna się sympatyków, nawet fanów jakich nadal mimo nieustannej krytyki (TU!!!) maja Łysiak, RAZ etc itd
Ciao logos!
8 Lutego, 2013 - 16:50
Saluti da Breslavia :-)
Re: ludzie-gady
8 Lutego, 2013 - 13:08
"dlaczego czepiasz się „naszych” a nie czepiasz się „onych”, czyli dziennikarzy z GW. "
Ja już się chyba przyzwyczaiłam. ;-)))
Pzdr.
Coryllus strzela...
8 Lutego, 2013 - 17:41
Coryllus kule nosi. Ty zawsze srtzelasz tylko w dziewiątkę? Bardzo Ciebie polubiłem kiedyś a potem im dłużej Ciebie lubiłem, tym mniej Ciebie lubiłem. I tak już zostało. W książkach jesteś jednak lepszy.
Re: Ludzie-gady
8 Lutego, 2013 - 21:51
,,dlaczego czepiasz się „naszych” a nie czepiasz się „onych”,,?
Problem przypomina mi historię, jak to jeden facet szukał czegoś pod latarnią. Przechodził drugi, dowiedział się, że zgubionej złotówki i zaczęli szukać obaj. W końcu nowy pyta: czy to na pewno pod tą latarnią ? A zapytany na to: nie, między latarniami, ale tam ciemno.
Tak i coryllus - napracuje się, napracuje, ale jak nie zaszkodzi, to i nie pomoże.
Gad
10 Lutego, 2013 - 02:25
[quote]On nawet tak patrzy, ten Staszewski, jak jaszczurka, nawet nie jak student w czasie egzaminu, mądrze i z nadzieją, ale jak taki gad właśnie.[/quote]
Co racja, to racja:
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart