Kto nam ukradł młodzież?

Obrazek użytkownika Mohair Charamassa
Idee

Niech pan posłucha! - przywitała mnie miła, starsza pani, polonistka, pochylona nad wypracowaniem tegorocznej maturzystki. - Edyp miał ciężkie życie, cały czas pod górkę ... - zacytowała fragment pracy i spojrzała na mnie. - Co by pan zrobił na moim miejscu? No, tak … - chwilę mi zajęło by zdążyć ochłonąć. - Napisałbym w komentarzu: - A co byś, w takim razie, dziecko, powiedziała o życiu ... Syzyfa? - zażartowałem i udałem się do swoich zajęć.

 Nie, nie chcę tu pisać o zapaści systemu edukacji, o rozmyciu kodu kulturowego spajającego pokolenia, nie chcę wznosić okrzyków: O tempora, o mores! …

Chcę się zastanowić, kto nam ukradł młodzież i co robić by młodzież odzyskać. Nie zamierzam powielać schematów o skretyniałych lemingach i stetryczałych moherach. Mam po dziurki w nosie pojękiwań o upadku obyczajów i naszej wyższości nad durną mierzwą małolatów, którzy w swej głupocie w chwilę po uzyskaniu dowodu biegną i – w owczym pędzie – głosują na PO.

Po pierwsze: to już było. Mogę się założyć, że – jeśli PO szlag wcześniej nie trafi – tym razem nie pobiegną. A jeśli nawet – zagłosują inaczej. To oni dostają w dupę na śmieciowych umowach, to oni wiedzą najlepiej, co znaczy okres próbny, po którym kolejny jeleń dostaje okazję by pracodawca mógł nie płacić ZUS-u.

Uwiódł ich Wojewódzki, Owsiak z tym swoim „róbta, co chceta”, uwodzą codziennie reklamy z napędem na cztery koła, celebryci z miesięcznymi pensjami równymi ich pięcioletnich zarobków.

No, dobra - uwiedli. Udało się zabrać dowód babci i teraz mają: irlandzkie cuda i cuda niewidy III RP, bez obciachu Kaczek, z palikotowym luzem i kaliszową misiowatością, jest super i europejsko, czyż nie tak?

No, właśnie – niezupełnie. Już do nich dociera, że ich wartość zaczyna się mierzyć zdolnością kredytową, której, cholera, nie staje by zapłacić raty za mieszkanie, a kurs franka powoli zmienia się w gilotynę. Co z tego? Co z tego wynika? Póki co – nic. Gdzie oni są? Dlaczego nie u nas?

Z całym szacunkiem dla PIS i innych naszych, w tym dla NP., którym sam, pardon, zawyżam średnią wieku, dopraszam się uprzejmie: ruszmy głową by do nas przyszli.

Ja, starszy facet, którego siła rażenia z dnia na dzień słabnie, chętnie ustąpię miejsca młodym wilkom, których byle pętak pokrzykujący o dorzynaniu watah zacznie się bać. Bez nich będziemy słabi …

Nie napisałem tego tekstu, ot tak, by napisać. To mój najważniejszy wpis. Nie znam odpowiedzi, co zrobić aby do nas przyszli.

Ale wiem, że musimy tę odpowiedź znaleźć. To nasze: to be or not to be ...

Brak głosów

Komentarze

Żarty jakieś? Nikt nam nie ukradł. Dali się ukraść. Prawdopodobnie był to przekręt. Ubezpieczeniowy... ;-)/:-(.

Zrewanżuję Ci się anegdotą: gdzieś ok. 1994 roku mój kolega - wówczas doc.dr hab. - poinformował mnie, że swoim doktorantom zadaje lektury "od strony, do strony"... Wystarczy... :-(?

Nie ma rodziny, nie ma (porządnych)dzieci. Edukacja państwowa to dopiero potem... :-(

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#326220

OK - fajna anegdota. Teraz ja: wiesz kiedy po raz pierwszy dowiedziałem się o The Beatles? W śp "Kobiecie i Życie" na ostatniej stronie ukazała się notka takiej, miej więcej, treści: w Anglii popularny się staje zespół długowłosych muzyków, których największy przebój "She loves you, yeh, yeh, yeh" stał się prawdziwym hitem. Autor komentarza pewnie do dziś jest dumny z tego jak zmiażdżył kapitalistycznych grajków. Czy wśród naszych nie dostrzegasz kolejnych koneserów? Ja - mam ich powoli dość.
Musimy odzyskać młodych. Liczę na Ciebie, TŁ. :)))

Vote up!
0
Vote down!
0

charamassa

#326225

Troche sie nie zgadzam.

Szkola w znacznym stopniu odbiera dzieci, a wiec rodzina, jesli nawet jest, ma na wychowanie dzieci bardzo znacznie ograniczony wplyw, chocby ze wzgledow technicznych, bo nie zostaje zbyt wiele czasu aby poswiecic dziecku po powrocie ze szkoly, no ale o to przeciez chodzi. A to, co jest tloczone im tam do glow - pozal sie Boze. A to, czego sie tam w ogole nie uczy - rece zalamac. W tej sytuacji rodzice maja znacznie utrudniona sytuacje i czesto proces wychowywania w duzym stopniu ogranicza sie do "damage control" - usuwania skutkow edukacji, ktora nie uczy, tylko zabiera czas, a rodzice sa w znacznie gorszej sytuacji niz szkola, bo moga spedzic z dziecmi tylko kilka godzin w ciagu dnia, ktory to czas maleje czym dziecko jest starsze.

Nalezy dodac wplyw mediow - ktorych nie sposob uniknac - kino, TV, muzyka, gry, czasopisma, wszystko majace wplyw na ksztaltowanie postaw i swiatopogladu, a takze wplyw rowiesnikow, ktory u mlodziezy jest nieslychanie wazny. Nauczyciele, nawet ci najlepsi, tez maja zwiazane rece.

To jest system, ktory zabiera dzieci - tak poukladany, aby rodzina miala jak najmniejszy wplyw na wychowanie, a edukacja, zeby oglupiala a nie uczyla samodzielnego, krytycznego myslenia, nie wspominajac juz o faktach.

Jesli dziecko ma rodzine, ktora jest w stanie te sytuacje przeciwwazyc, to pol biedy, ale nie wszystkie dzieci maja takie mozliwosci, z roznych przyczyn i niekoniecznie ze zlej woli albo lenistwa rodzicow.

Nie zapominajmy tez o tym, ze znaczna czesc mlodziezy urodzonej w PRL-u takze miala wpojone idee, ze np. kazdy powinien sie usamodzielnic i jak najszybciej odseparowac od rodzicow i pojsc "na swoje". Co prawda wielu nie bylo stac na przeprowadzke, bo nie mieli gdzie mieszkac, niemniej jednak, propaganda dzialala i podejrzewam, przeniknela w nastepne pokolenie. Wielopokoleniowe rodziny nie staly sie przezytkiem "naturalna koleja rzeczy", ale dlatego, ze byla prowadzona taka a nie inna polityka, szczegolnie mieszkaniowa. Przypomnijmy sobie, ze mieszkania byly wielkosci klatek, a dom nie mogl miec wiecej niz 100m2, a wiec nie bylo to lokum dla duzej wielopokoleniowej rodziny, gdzie babcie i dziadkowie mogliby przylozyc sie do wychowywania dzieci i gdzie mozliwa bylaby wieksza socjalizacja dzieci ze wzgledu na staly kontakt z kuzynami i wieksza grupa doroslych.

Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!

Vote up!
0
Vote down!
0

Lotna

 

#326233

Podoba mi się Twoje "Trochę się nie zgadzam". Nie będę się upierał, gdzie rozkładać akcenty, ba - doskonale rozumiem, że "damage control" czasem przerasta możliwości zabieganych rodziców. Święta prawda! Szkoła umiera. Tej szkoły, do której Ty i ja chodziliśmy już nie ma. To temat sam w sobie i mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli o tym porozmawiać. Moja skromna notka, to tylko sygnał, że już pora jak myśleć by nasz syn, czy córka chcieli pójść z nami do kościoła i przestać nam mówić, że nie chcą, bo to obciach. Nie przepadam za księdzem, który przy dźwiękach gitary próbuje schlebiać młodocianym gustom i myśli, że wystarczy być "cool". Schylę czoło przed każdym, kto będzie potrafił zwrócić ich uwagę na to, co naprawdę ważne. Mam wielką nadzieję, że jeśli uda nam się znaleźć sposób jak do młodych dotrzeć, pytanie "kto nam ich ukradł?" na zawsze straci sens.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

charamassa

#326236

"Nie przepadam za księdzem, który przy dźwiękach gitary próbuje schlebiać młodocianym gustom i myśli, że wystarczy być "cool"."
I tu się nie zgodzę. Ja jako kilkuletni kajtek bardzo miło wspominam msze dla dzieci, gdzie właśnie ksiądz lub organista całą mszę grał na gitarze zamiast organach. Bardzo lubiłem chodzić na nie. Teraz nie wiem jak to wygląda z tym graniem, bo czasy były wtedy inne - końcówka lat '80tch - a i do kościoła teraz nie chodzę. Mimo, to tamte msze miło wspominam.

Wracając do sedna sprawy. Rodzice to jednak podstawa, przynajmniej jedno z nich musi być na poziomie, by zaszczepić jakieś wartości. Z własnego doświadczenia wiem, że jak to młodzi wiadomo w pewnym okresie fiubździu w głowie i tak będzie zawsze. Takie są odwieczne prawa natury :). Jednak jak się w młodym wieku zaszczepi pewnie wartości to to później wyłazi, że tak się wyrażę.

Sama szkoła, jeśli chodzi o program i nauczycieli, to często porażka. Jeśli chodzi o przedmioty humanistyczne, to niestety za dużo umartwiania się, krytykanctwa, użalania i narzekania. Tę ciekawą i dumną stronę naszej historii odkryłem dopiero na studiach politechnicznych dzięki internetowi w akademiku - początek lat 2000cznych, no i trochę wcześniej już jej znałem dzięki Radiu Maryja. Okres początku i końca Piastów, Jagiellonowie i RON przedstawiony tragicznie, a zważywszy, że miałem jeszcze "stary" program nauczania podejrzewam, że teraz to już gorzej niż źle. Ja pierwsze co bym zrobił jeśli chodzi o lekcje historii to wymienił podręczniki dotyczące Polski na Jasiennicę. Ciekawie napisane i uczące wyciągania wniosków.

Co do języka polskiego to trudniej trochę. Lektury trzeba przeczytać, bo inaczej się nie da. Może wcześniejsza lista zagadnień podana przez nauczyciela no co zwrócić uwagę i dodatkowo po przeczytaniu propozycje uczniów? Dorzuciłbym trochę etymologi jako ciekawostki i tak dla urozmaicenia. Gramatyka w powiązaniu z językiem obcym, którego się uczą uczniowie - ale tu trzeba współpracy z nauczycielem języka obcego.

Ogólnie w szkole ma być ciekawie i DUŻO rozmawiania o różnych zagadnieniach. Nawet jeśli nauczyciel będzie "nieprawomyślny" to zawsze znajdzie się jakiś uczeń o innym poglądzie. Oczywiście podręczniki też muszą trzymać poziom.

TV, radio prasa to już zależy od nas. Nie ma co się obrażać, tylko robić swoją.

I przede wszystkim dać młodym trochę zaufania, trochę luzu. Dać się wyszaleć. Nawet przy Death Metalu :).

Podstawa to jednak rodzice.
'

Vote up!
0
Vote down!
0
#326371

 Bardzo dobry tekst. Jeden z nielicznych, który dotyka sedna sprawy, czyli straconej młodzieży. Bo ja myślę, że to pokolenie obecnych 25-30-latków możemy spokojnie uznać za stracone. Pokolenie obecnych 16-18-latków może być dla nas szansą, o ile damy im szansę samorealizacji w dobrych warunkach. A co mamy obecnie? Zboczenia, korupcję, złodziejstwo i zanik wszelkich ideałów. Dlatego postulat silnej Rodziny jest postulatem pierwszym i podstawowym, bez którego stracimy kolejne pokolenia. A co robi POwski sejm? Głosuje za zniszczeniem Rodzin. Trzeba temu położyć kres, nawet siłą fizyczną, jak pisał Piłsudski w swoim słynnym liście. 

Vote up!
0
Vote down!
0
#326227

Dzięki. Nie za pochwałę tekstu, ale za zgodę na to, że możemy i że powinniśmy coś zrobić by wykorzystać szansę by odmłodzić szeregi. Młodych spotykam codziennie i wiem, że - tak jak my w ich wieku - mają ideały. Rzecz w tym, by umieć z nimi o nich rozmawiać. Masz rację - musimy zacząć w rodzinach. Wszystkim, którzy chcą tknąć Rodzinę - na pochybel ...

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

charamassa

#326232

przypomina mi się fragment Ewangelii gdzie zdeterminowana i zmotywowana grupa wykrzyczała sobie Barabasza.
Być we właściwym miejscu i nie bać się, nie ulegać presji. Tam i wtedy większość nie umiała.
Niewidoczny ciężar wyboru. Nieświadomość jak wiele się decyduje w jednej chwili.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326234

To bardzo ważny fragment Ewangelii. Rzuca światło na tematy: ,,Kto nam ukradł młodzież?,, , ,,Kto nam uwiódł młodzież ?,, , ,,Kto nam skorumpował młodzież,,?
Ukazuje sedno dzisiejszych manipulacji medialnych.

Problem w tym, że tamta grupa, która wykrzyczała sobie Barabasza wcale nie wybierała - ona była zmanipulowana.

Jednym z owoców mojej dyskusji z Lotną na blogu http://niepoprawni.pl/blog/1315/pedaly-do-gazu#comment-374290
jest stwierdzenie istnienia alternatywy między przegłosować, a przekrzyczeć.

W sprawie ,,wykrzyczenia sobie Barabasza,, nie doszło do głosowania - nastąpiło właśnie przekrzyczenie zwolenników nauki Jezusa, tych, którzy Go parę dni wcześniej w Niedzielę Palmową tak radośnie i po królewsku witali przez
grupę krzykaczy na owe czasy poprawnopolitycznych, potajemnie ,,zmotywowanych,, przez faktycznie sfaszyzowane żydowskie ,,elity ducha,, , broniące w ten sposób swoich niemoralnych przywilejów.
Tak ! Przywilejów ! Bo grupa związanych ze świątynią jerozolimską była ,,elitą,, pasożytniczą. ,,Elitą,, sfaszyzowaną, bo tuczącą się na styku państwowego i prywatnego.

Można by nawet uznać, że to ,,wykrzyczenie,, było formą głosowania, tylko że spraw z zakresu moralności nie da się przegłosować, bo głosowaniem rozstrzyga się tylko sprawy w których możliwy jest kompromis polityczny, sprawy w których chodzi tylko o sposób działania na rzecz naszych dóbr wspólnych.
W sprawach moralnych jedynym dopuszczalnym sposobem rozstrzygania sporów jest sięgnięcie po racje wyższego rzędu jak przedmiot sporu - i przekonanie wszystkich.

Jeżeli ,,elity okołoświątynne,, tego nie rozumiały, nie rozumiały i sensu istnienia moralności, i sensu istnienia religii. Były wyłącznie barbarzyńską ,,grupą trzymającą władzę,,.

Dzisiejsze ,,ukradzenie nam,, , uwiedzenie, skorumpowanie młodzieży, cała jej demoralizacja, całe jej gorszenie, cała deprawacja, mają dokładnie ten sam cel - podtrzymać przez młodzież (jej naiwną, nie przypuszczającą fałszów i zdrad, łatwowierną niefrasobliwością i niedojrzałością w człowieczeństwie) barbarzyńską ,,grupę trzymającą władzę,,.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326342

Co zrobić by nastepne pokolenie nie skłąniało się do różnej maści uzurpatorów? Po częsci powinna to zrobić edukacja w szkole i na uczelniach. Ale wiemy jak jest. Nie jest dobrze a ma być znacznie gorzej.
Pozostaje uniezależnić się od systemu. Stworzyć własny mikro system edukacji i pracy u podstaw.
Dzieci muszą być jak w czasach zaborów uczone prawdziwej historii rodziny, Polski i świata. To najłatwiejsza do zrealizowania sprawa. Trzeba być systematycznym, edukować się samemu i robić to od od najmłodszych lat. Tyle że to wskazówki dobrze znane jak mi się wydaje i dotyczy tych którzy mają dzieci lub planują je mieć wkrótce.
Gorzej gdy chodzi o rezultaty tych działań. One będą owocowały w przyszłym pokoleniu. Na dziś mamy do czynienia z dwudziesto i trzydziestolatkami, którzy już tej edukacji się nie poddają. Postępuje ich tefałenizacja.

Drugim ważnym ogniwej jest wiara i nauka religii. Tu też rodzina może coś robić. W każdej edukacji potrzebny jest czynnik który wzmocni wymowę edukacji poprzez autorytet. Autorytety są dziś liczone na pacach. Dla dzieci autorytety znajdują się na facebooku i twitterze lub w internecie. W szkole zakłada się nauczycielom kubły na śmieci na głowę. W domu autorytet zapracowanej mamy polega ciągle jeszcze na oberwaniu ścierką przez plecy. Ojciec jeżeli jeszcze mieszka z rodziną coraz częściej sam zajęty jest szukaniem odpowiedzi na coraz dotkliwszy problem jak być mężczyzną i na czym tak naprawdę ma to polegać? Problemy z dziećmmi i problemy dzieci są spychane cęsto na powszechne "później".

Jeśli są rodziny w których robi się to wszystko co robić należy, to zawsze kosztem czegoś. Jeśli edukacja w domu to także kosztem innych spraw jak choćby intensywności kontaktów z rówieśnikami często ostro oprotestowanych przez dzieci.
Wielu rodziców łudzi się że dzieci jakoś się wychowają. Tymaczasem życie ucieka a dzieci nigdy nie były w prawdziwym teatrze, nie wiedzą co to poezja, nie znają żadnej literatury pięknej, nie znają historii własnej rodziny ani geografii świata czy historii. Telewizja odebrała dzieciom rozum. Zastąpiła go migającymi obrazkami, które pokazują jak za komuny, daleki i nierealny świat ludzi żyjących w pięknych, luksusowych domach. Świat seriali zastępuje nastolatkom rzeczywistość i wypłukuje z ich umysłów często jeszcze w dzieciństwie zdobyte przekonanie że świat jest dla nich. Podświadomie czują że te domy jednak nie są z ich bajki. Tymczasem wszystko wskazuje na to że to one (dzieci)są dla świata i posłużą kiedyś jako jakieś przysłowiowe mięso (armatnie czy propagandowe).
NAleży być upartym w tym co robimy nie ograniczając dzieci w ich pragnieniach na ile to możliwe. To bardzo trudne, ale możliwe do realizacji. Trzeba też utrzymywac za wszelką cenę przywiązanie do tradycji, kultywować ją, mówić przy każdej okazji jakie to ważne dla życia człowieka. Tak robimy w naszym domu. Niestety starsze pokolenia już nie żyją więc nie mamy możłiwości rozmowy z dziadkami. Pomocą służą zaprzyjaźnieni ludzie, którzy opowiadają historę widzianą ich własnymi oczami. Podsuwamy książki, inicjujemy rozmowy, prowadzimy do teatru lub wystawy. Odrywamy dzieci na ile się da od ekranów komputerów i telewizorów. Coraz trudniej to idzie, ale jakiś osad tam pozostaje. Choćby tylko to że prezentujemy kontestacyjny stosunek do rzeczywistości jaka nas otacza pozwala nmieć nadzieję na przyjęcie podobnej postawy. Pokazujemy i omawiamy z nimi rzeczy złe i podajemy jak można unikać zła i jak starać się krzewić dobro. Dajemy im przykład na ile się da, postępując według zasad jakie stramy się dzieciom wpajać. Kościół to osobna sprawa, ale nie jest łatwo bo nasza parafia jak i sąsiednie nie mają szczęścia do księży ostro sprzeciwiających się temu co się dzieje. Księdza który wsławił się postawą zdecydowanie antyrządową szybko wysłano na jakąś wieś odległą od większych skupisk. Poprostu zesłano. Protesty nic nie pomogły. Innemu zaś zdrowie zaczęło niedomagać i musiał ograniczyć publiczne wystąpienia i kazania.
Słowem praca u podstaw i dawanie przykładu swoim postępowaniem. Innej droogi nie widzę.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326247

 To, o czym piszesz, ja właśnie realizuję wobec moich dzieci i już zbieram tego owoce. Dobre owoce, dodam, w przeciwieństwie do wielu moich znajomych, którzy tylko na swoje dzieci narzekają. Teraz narzekają, ale czas dla tych dzieci podarowali polszmatowi i tefałenowi, albo zwyczajnie roztrwonili na udowadnianie jedynie słusznej "prawdy" PO. Teraz, a dzieci wkraczają w dorosłość budzą się, ale z ręką w nocniku, do którego nasrał donek.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326335

Mój kolega, dziekan jednego z wydziałów PW powiedział do mnie: "Ludzie, którzy kończą 3-letnie studia licencjackie, czyli inżynierskie, mają mniejszą wiedzę z przedmiotów podstawowych (matematyka, fizyka) niż my gdy kończyliśmy liceum w 1981".
I drugie zdanie: "Jeśli mam do czynienia z w miarę sensownym młodym człowiekiem, to mam 99% szans na to, że znam rodziców najdalej przez trzecich znajomych."

Obecna matura ma się tak do tej naszej, jak ta nasza do przedwojennej.

This world is totally fugazi.
Andrzej.A

Vote up!
0
Vote down!
0

Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A

#326274

nie ukradł, raczej ukradziono, podstępnie zabrano, czasem przymusem i co wcale nie znaczy, że proces został przerwany. Raczej się nasila.
Pomimo mojego optymizmu widzę, że obecne pokolenia mamy już stracone i trzeba zacząć dbać o to, które dopiero startuje w przedszkolu - tu mamy jeszcze szansę.
Obecnym trzeba głównie otwierać oczy, gdyż to co sami widzą - nie wszystkim i nie zawsze - jest jedynie fragmentem wielowymiarowej rzeczywistości.

wyrzuć telewizor

Vote up!
0
Vote down!
0

wyrzuć telewizor

#326285

Przybywa tutaj, także dzięki Panu, tematów zasługujących na życie pozablogowe, a "Niepoprawnym" nie wyrósł jakoś organ pozwalający podtrzymywać to, co już poczęte, albo i powite.

Bardzo nad tym ubolewam, ale dobrze pamiętam, jak skwitowana została przez młodych komentatorów moja sugestia utworzenia
spółdzielni "N." - i jak przy innej okazji inny niepoprawny młodzieniec wezwał mnie do zaniechania pisaniny i do pomocy w ciężkiej pracy, którą tutaj świadczy bezinteresownie.

W pierwszym przypadku oskarżony zostałem o chęć zajęcia intratnej synekury ("Znamy takich..") w drugim zdezawuowano wartość mojej pracy umysłowej i jej efektów, ale pożytku nie odnieśli ani autorzy, ani portal, bo też nie o żadne pożytki tutaj chodzi, ale - o Sprawę.

Tacy wartościowi, młodzi ludzie nie zostali "nam" ukradzeni, są wszak emocjonalnie zaangażowani w działania pozytywne, niestety, nie zostali wdrożeni do myślenia w kategoriach pozytywistycznych, na "Niepoprawnych" niemal nieobecnych, bośmy tu wszyscy, panie dzieju, romantycy całą gębą, i kipi w nas wola walki, która udziela się patriotycznej dziatwie, gotowej prać, kogo ociec każą, lub wznosić okrzyki : Precz ! Hańba ! i t. p. ale nienawykłej do samoorganizacji choćby
na poziomie samorządu szkolnego czy osiedlowego.

Konspiracyjny kamuflaż stwarzający złudne pozory rzekomej anonimowości pozwala bezkarnie grasować w Sieci dywersantom oraz prowokatorom siejącym wzajemną nieufność, co uniemożliwia integrację wspólnot wokół pozytywnych zadań i nadaje im podejrzanie "niejawny" charakter zanim zostaną podjęte - co się, nawiasem mówiąc, nieczęsto zdarza.

Maski były potrzebne spiskowcom; rycerze nosili przyłbice, a gdy walczyli, umieli odróżnić wrogów od przeciwników.

To, o co walczą Niepoprawni, ale też to, z kim i jak walczą, może mieć znaczenie dla poszukujących celów i wzorów swego własnego wojowania o naprawę Rzeczypospolitej młodych.

Jeśli wybiorą konspirację, ułatwią zadanie przeciwnikom, być może będącym wrogami, ale -być może- posiadającym "zdolność honorową" (policjanci też bywają przecież kibicami..).

Nie wiem, czy trzeba zmienić "ustrój" i na jaki, a także kto i jak miałby tej zmiany dokonać - żeby komunikacja między obywatelami i władzą nie znajdowała się w łapach oligopolu medialnego ze znaczącym udziałem kapitału zagranicznego.

Wiem, że tzw. życie umysłowe, głównie zresztą uczuciowe, polskiej młodzieży, jest sterowane przez ów oligopol, który
bezkarnie narzuca obce standardy estetyczne i obyczajowe potomkom polskich bohaterów czy też zdrajców i kolaborantów, przekształcając kolejne już pokolenie w zhomogenizowany motłoch bez kulturowych korzeni, dotknięty moralną anomią.

Nie wiem jak to zmienić - ale wiem, kto z woli prezydenta
przewodniczy Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, i mam nadzieję, że odpowie za włodarzenie "przestrzenią medialną" Rzeczypospolitej wcześniej, niż na Sądzie Ostatecznym.

Taki mamy ład moralny, jaki jest "ład medialny" za pana Jana Dworaka i jego otoczenia pod niewątpliwie bardzo światłym kierownictwem politycznym zarządzających tym wszystkim, co współczesną Polskę stanowi, więc i młodzieżą - przepraszam
: zasobami ludzkimi.

Vote up!
0
Vote down!
0

Andrzej Tatkowski

#326375

Ja widze problem w upowszechnieniu matur, a potem studiów wyższych.
Tu ktoś napisał w komentarzu o przedwojennych maturach. Ale kto miał przed wojną maturę? Bardzo nieliczni. Była to młodzież albo z zamożnych domów, a więc o jakimś poziomie kultury (wtedy to szło w parze, bo wykształcenie dawało pozycję materialną), albo uboga, ale zdolna. Reszta poprzestawała na kilku klasach.
Teraz - jeśli chodzi o to, co w głowach, a nie o papierek - proporcje są podobne. Po prostu.

Ratunkiem byłyby elitarne szkoły dla najzdolniejszych a jednocześnie chcących coś wiedzieć.

Dużo zależy od rodziców.
Kiedy ja szłam do liceum, to większość chciała dostać się do klasy z łaciną, a nie z francuskim, wyobraźcie sobie. Ja też się do tej klasy dostałam, co bardzo sobie cenię, bo miałam świetną, wymagającą nauczycielkę, która wypuściła dość sporo olimpijczyków. I nikt nie narzekał, po co ona tyle wiedzy przekazuje i wymaga. Wręcz przeciwnie, wszyscy to cenili.
A teraz? Kto z rodziców wybrałby taką klasę dla swojego dziecka? Nawet Wy, którzy to czytacie: wybralibyście? Przyznajcie tak z ręką na sercu.
Dziecko teraz ma znać angielski i komputer i jeszcze coś, co pozwoli mu dostać się na studia.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326379

,,Ratunkiem byłyby elitarne szkoły dla najzdolniejszych a jednocześnie chcących coś wiedzieć,,.

Jakoś tego nie czuję. Szkoły ,,dla najzdolniejszych,, wychowują egoistów, a w dzisiejszych czasach tych, którzy pierwsi zdradzą Ojczyznę na rzecz korporacji zagranicznych.
Za komuny nauczyciele koncentrowali się właśnie na specjalnej opiece nad tymi ,,najzdolniejszymi,, (pamiętając też i o przepychaniu najsłabszych) i efekty są tragiczne do dziś.
Tragiczne nie tylko w dziedzinie gospodarki, ale i polityki, jako że bez silnej klasy średniej nie istnieje demokracja, zaczyna się faszyzm.
Bez silnej klasy średniej robi się przepaść między niekontrolowanymi już przez nikogo ,,elitami,, , a klasą niższą, coraz bardziej niedouczoną, coraz bardziej demoralizowaną, dołowaną i zniewalaną, pozbawianą nadziei na sensowne i odpowiedzialne organizowanie życia wspólnotowego i swojego...

Klucz widzę w specjalnym wysiłku nauczycielskim, by formować wysokiej jakości średniaków - tych, którzy naturalnym biegiem rzeczy i tak lądują w małym biznesie, a którzy dzięki tym szkołom staną się faktycznymi profesjonalistami w tej swojej klasie średniej, by z czasem, awansując do klasy wyższej wnosić weń zdrowego ducha.
Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by do takich szkół uczęszczali i najzdolniejsi.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326533

Nie zrozumieliśmy się.
Narzekamy na poziom maturzystów i studentów. Podniesienie go nie jest możliwe przy takim upowszechnieniu liceów, jakie jest teraz. Część młodzieży, mniej zdolna czy o mniejszych ambicjach zdobywania "wiedzy dla wiedzy" - zaniża poziom nauczania w liceach. Rozmawiam dużo z nauczycielami i wiem, co mówię. Oni muszą równać z wymaganiami w dół, do "najmniejszego wspólnego mianownika" - że zacytuję autora książki "Teleogłupianie", o której w innym wątku pisałam. W związku z tym wszyscy uczniowie, nawet ci zdolni i chcący coś wiedzieć - mają taki sam poziom nauczania. W takiej klasie niemożliwa jest bardziej ambitna dyskusja np. nad lekturą.

Potem to przenosi się na studia, ci słabi idą na studia, głównie płatne, zaniżają poziom uczelni wyższych.

Dlaczego od kilkunastu lat polskie uczelnie, za komuny plasujące się na świecie wysoko, nie mieszczą się w rankingu pierwszych 400? Polska nauka przestaje się liczyć.
Kiedy ja chodziłam do szkoły, w moim mieście powiatowym było całkiem solidne technikum, liceum pedagogiczne i ogólniak. Ci, którzy mieli mniejsze ambicje "poznawcze" - wybierali tamte dwie, a do liceum szli ci, którzy wiedzy się nie bali, którzy mieli ambicje intelektualne. Którzy (oni czy ich rodzice) nie pytali się "a co im to da", tylko zależało im na rozwoju własnym.

I o to mi chodziło. Żeby młodzież zdolniejsza i bardziej ciekawa wiedzy mogła chodzić do szkół, gdzie te aspiracje można zrealizować.
Co będzie w sumie dobre dla kraju.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326597

Unikał szkoły jak ognia; nigdy się nie sprzedał;  był samoukiem w swoim zawodzie; gdy rozpoczęły się komusze pomruki, że emigranci powinni zwrócić koszty kształcenia - pękał ze śmiechu.

Był moim mężem, umarł młodo. Nikt Go nie ukradł. Ponieważ był odważnym, utalentowanym Polakiem.

Vote up!
0
Vote down!
0

Bóg - Honor - Ojczyzna!

#326749

Właśnie ,,średniacy,, za komuny byli takimi Markami. Szkoła nie dawała im praktycznie nic, chyba że liczyć rzadkie przypadki wyróżniania ich, kiedy to ich doceniano jako kandydatów na prymusów według reguł szkoły.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326823

 3 osoby (na 30) przeczytały Pana Tadeusza. Nauczycielka nie może prowadzić lekcji, zgłębiać tematu, bo nie ma z kim rozmawiać. Postawienie jedynki nic nie daje, bo taki jeden z drugim na mierną i tak wyciągnie i promocję otrzyma. Syn powiedział mi dzisiaj, że w jego klasie, jedynie kilka osób wybiera się na studia. Reszta nie ma żadnych poglądów na życie. Są w tym liceum, bo są. Mama i tata kazali, albo obciach był pójść do "zawki", albo też dlatego, bo były wolne miejsca. Tacy uczniowie ciągną poziom w dół. W tym samym liceum, kiedy ja tam byłem, były 3 klasy profilowane, teraz 5, mimo niżu demograficznego. Za każdym uczniem idzie "subwencja oświatowa", więc przyjmuje się na ilość, nie jakość. Tych dzieci nie obchodzi poziom, bo w obecnym systemie oświaty "gdzieś się załapią i kwit będzie". A że niczego nie umieją i nic nie potrafią - kogo to? Zawsze można wyjechać z tego kraju na budowę w Niemczech czy do szklarni w Holandii...

Vote up!
0
Vote down!
0
#326845

"Postawienie jedynki nic nie daje, bo taki jeden z drugim na mierną i tak wyciągnie i promocję otrzyma."

Mało tego, jeśli wymagający nauczyciel postawi za dużo jedynek, źle oceniany jest... nauczyciel. Że jest złym nauczycielem, bo nie uwzględnia możliwości młodzieży. Źle jest oceniany nie przez uczniów i rodziców, ale przez... przełożonych. Przełożonych zaś ochoczo wesprze GW, która - pamiętam - kiedyś cieszyła się, jakie łatwiutkie były te matury, bo po co uczniów stresować. Wiadomo, trzeba wypuszczać w najlepszym razie dobrych rzemieślników. Po co więc wiedzieć więcej? :-(
.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326976

W związku z Sienkiewiczem.

Niedługo z języka polskiego zniknie słowo "dulszczyzna", bo kto by tam czytał Zapolską.

Opowiadała mi znajoma, ze na III roku polonistyki w grupie liczącej ponad 20 osób NIKT nie przeczytał nawet jednej marnej nowelki Manna, nie mówiąc o "Doktorze Faustusie" czy "Buddenbrookach". Chciała w rozmowie z nimi poruszyć jakiś problem, filozoficzno-życiowy, nic skomplikowanego, i w związku z tym nawiązała do jednej z nowel Manna - i nie było do czego się odwołać, nie było "wspólnego mianownika".

Studenci tegoż wydziału robią rażące błędy ortograficzne i gramatyczne, nie mówiąc o interpunkcyjnych.

Ci ludzie w większosci pójdą do szkół jako nauczyciele polskiego! Pójdą do redakcji jako redaktorzy czy korektorzy, bo redakcje w ogłoszeniach życzą sobie polonistów, nie znając realiów.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326980

,,W związku z Sienkiewiczem,,.

No tak, a za chwilę proxenia będzie wydziwiać, że wszyscy na blogu dali się nabrać, że ,,Pana Tadeusza,, napisał Sienkiewicz.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326987

Naprawdę nie Sienkiewicz? O rety! A ja myślałam... ;-)

Doceniam czujność. Tak trzymać. Trzeba tropić nawet roztargnienie.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326988

,,Narzekamy na poziom maturzystów i studentów,,.

Myślę, że ,,na poziom maturzystów i studentów,, to narzekają sami nauczyciele i to na zasadzie ,,łapaj złodzieja,,.

My, jako członkowie społeczeństwa, to narzekamy raczej na ich bylejakość pracowniczą młodych,
na ich niedojrzałość do spełniania wymogów życia społecznego i odpowiedzialności politycznej,
brak dalekowzroczności w kształtowaniu przyszłości tak swoich wspólnot, jak i swojej własnej,
na ich bezmyślność, brak samodzielnego myślenia, konsumpcjonizm...
Narzekamy na brak ich zdolności do myślenia przyczynowo-skutkowego,
brak odwagi w ponoszeniu konsekwencji własnych działań i zaniechań,
brak wrażliwości na krzywdę, która dzieje się innym ludziom,
na ich naiwność w postaci łatwego ulegania obiecankom-cacankom,
bezmyślności w przyjmowaniu mód, idoli i poprawności politycznych lansowanych przez media lewackich zbrodniarzy
narzekamy na łatwość dawania sobie wmówić przez młódź konfliktu między wspólnotowym, a indywidualnym, a zatem i konfliktu między moralnym, stojącym na straży dobra wspólnoty ludzkiej i jej przyszłości, a chwilowymi, egoistycznymi zachciankami.

,, Podniesienie go nie jest możliwe przy takim upowszechnieniu liceów, jakie jest teraz,,.

Licea i inne szkoły średnie nie są obowiązkowe. Żadna szkoła nie ma też obowiązku promowania uczniów, którzy się nie uczą.
Młody człowiek, który zda maturę, musi być już człowiekiem w pełni ukształtowanym do życia społecznego.
Studia wyższe nie poprzedzone tak rozumianą maturą równoważną nobilitacji na elitę ducha to zupełne nieporozumienie.
Naszym obywatelskim obowiązkiem jest naciskanie na egzekwowanie przez szkołę obowiązku uczenia się tych, co się już do szkoły dostali (po surowych egzaminach wstępnych) i rozstawania się z tymi, którzy do swoich obowiązków podchodzą niepoważnie.

,,Część młodzieży, mniej zdolna czy o mniejszych ambicjach zdobywania "wiedzy dla wiedzy" - zaniża poziom nauczania w liceach. Rozmawiam dużo z nauczycielami i wiem, co mówię,,

Obawiam się, że wiesz jednak tylko tyle, ile mówią nauczyciele.
Chęć przekazywania młodzieży ,,wiedzy dla wiedzy,, zupełnie dyskwalifikuje takich ,,nauczycieli,,.
To przede wszystkim czyni ich ,,złodziejami młodzieży,, i to tylko po to, by tą młodzież wysyłać na manowce życia tak społecznego, a więc i indywidualnego.

Wiedza, nauka, to nic innego jak zdobywanie szacunku dla natury, dla rzeczywistości, w której żyjemy. Dotyczy to zwłaszcza jej logiki, jej niezmienności i konsekwentości, jej związków przyczynowo skutkowych.
Wiedza nie jest nam potrzebna ,,dla wiedzy,, , a dla świadomości tego, w jakim świecie żyjemy, oraz jak w nim się poruszać biegle i bezkonfliktowo, aby żyć dobrze i mądrze, aby umieć z szacunkiem korzystać z tego, co nam Bóg dał (niektórzy wolą tu mówić ,,Natura dała,, , ale to to samo, bo Bóg jest i Bogiem Natury).

Szkoła we wszystkim co robi musi być dla młodzieży atrakcyjna, musi być nie tylko furtką do życia, ale i życiem - atrakcyjnością życia i rzeczywistości, w której się ono odbywa.

,,W takiej klasie niemożliwa jest bardziej ambitna dyskusja np. nad lekturą,,.

Tacy ,,nauczyciele,, którzy dopuścili do tego, by ich klasa była klasą młodzieży ogłupiałej, już dawno powinni ręcznie niwelować ziemię pod autostrady, czy latać po polach z pończochami, by wyłapywać pyłki roślin GMO. Przynajmiej byłby z nich pożytek.

,,do liceum szli ci, którzy wiedzy się nie bali, którzy mieli ambicje intelektualne...Żeby młodzież zdolniejsza i bardziej ciekawa wiedzy mogła chodzić do szkół, gdzie te aspiracje można zrealizować,,.

Właśnie !
I to jest ten ,,ideał,, z punktu widzenia ,,nauczycieli,,: nieważne, co będzie po szkole - młodzież ma ,,realizować swoje aspiracje chłonąc "wiedzę dla wiedzy", młodzież ma być dla nauczycieli.

Tacy nauczyciele, to najgorsi lewaccy sabotażyści.

Nie uprawiajmy polityki, budujmy więzienia dla lewaków !!!

Vote up!
0
Vote down!
0
#326859

nie wiem, gdzie pani spotkała takich nauczycieli sabotażystów i lewaków, którzy to uwiedli i ukradli młodzież! Pytanie po co i dla jakich powodów? Pani tekst, mocno egzaltowany, jest pełen nielogiczności i myślowych niekonsekwencji! Zapraszam do mojego liceum wielkiego, około 1000 młodzieży i 80 uczących, w bardzo dużym mieście. Zapraszam po to, aby wzięła pani udział w owej lewackej, zaplanowanej przez nauczycieli kradzieży młodych dusz i umysłów!

Vote up!
0
Vote down!
0

mika54

#326883

,,Pani tekst, mocno egzaltowany, jest pełen nielogiczności i myślowych niekonsekwencji!,,.

Oczywiście ! I jestem z tego dumny. Jest po to, by trzeźwić, wyrywać ze standardów myślenia, budzić. To tylko głos w dyskusji, a nie wypracowanie na temat ,,Deklaracji niepodległości,, , czy laurka. Musi być otwarty i przesadny, a nie skostniały, obrośnięty lewakim ,,nicniemóstwem,, , jak polskie szkolnictwo.

Spoliczkowany Jezus przez jednego ze sług arcykapłana Annasza odpowiada: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18,23).
To takiej postawy ma uczyć szkoła, a nie bezmyślnego krytykanctwa i zabijania aktywności.

,,Zapraszam po to, aby wzięła pani udział w owej lewackej, zaplanowanej przez nauczycieli kradzieży młodych dusz i umysłów!,,.

Za zaproszenie dziękuję, ale nie widzę sensu w przekonywaniu tych, którzy już podjęli swoje decyzje, a może i uważają się za ,,genetycznych,, , ,,urodzonych nauczycieli,, , czy ,,dotkniętych palcem bożym,, , którzy już funkcjonują jak chorzy na duszy, nadający się do leczenia psychiatrycznego, czy chorzy na duchu, czyli opętani, którym pomóc mogą tylko egzorcyzmy lub więzienie.

Pani obrona ,,nauczycieli,, przypomina mi obronę homoseksualistów przez Lotną w dyskusji sprzed paru dni. Tam odpowiedziałem:
,, Lewactwo satanizmu nie wymyśliło, nie wymyśliło masonerii, nie wymyśliło homoseksualizmu, jednak wszystko to w sobie połączyło w jeden zbrodniczy, antyczłowieczy pasożytniczy, robaczy system,,.
Tu jest podobnie. To, że ,,nauczyciele,, , jak i homoseksualiści są tylko narzędziami w ręku lewactwa wcale nie zdejmuje z nich odpowiedzialności za to, by ich działania i zaniechania były prospołeczne, by nie zabijały ducha młodych ludzi jałowością ,,pedagogicznego,, podejścia typu: "wiedza dla wiedzy" , bo to natychmiast przekłada się na kolejne ,,jałowizny,, , np.: ,,polskość dla polskości,, , czy ,,moralność dla moralności !!!
To, że ,,nauczyciele,, , jak i homoseksualiści są tylko narzędziami w ręku lewactwa wcale nie zdejmuje z nich odpowiedzialności za wyjście swoje i swoich podopiecznych z tych zniewoleń.

Rodzice sami sobie nie poradzą.
Polecam zamieszczony poniżej tekst "Nikt i nic nie zwalnia rodzica...
stronnik, 28 stycznia, 2013 - 06:56

Atak lewactwa jest zaplanowany i koordynowany. Rodzice są o dwa, trzy, a może i więcej kroków do tyłu za tym, co się dzieje z ich dziećmi.
Nawet, gdy jak stronnik dość mądrzy i świadomi rzeczywistości rodzice, którzy jakimś sposobem zachowali zdolność do samodzielnego myślenia i zareagowali na czas i potrafili zmniejszyć dystans w stosunku do potrzeb do jednego kroku, to i tak, drugi krok musi wykonać szkoła, a może i dalsze, gdy rodziców też trzeba budzić i trzeźwić.
Rodzice mają prawo być przeciętnymi, nie muszą się wykazywać heroizmem na codzień - nauczyciele odwrotnie - oni przeciętnymi być nie mogą. Oni muszą być profesjonalistami w każdym calu - nie tylko w swojej specjalności zawodowej, ale i w moralności. Wzywanie rodziców do szkoły na rozmowy, czy wywiadówki nie mają służyć jakiejś iluzorycznej ,,dbałości o poziom,, , a przede wszystkim wychowywaniu rodziców.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326970

tak określiłabym państwa dyskusję na temat kradzieży młodzieży ( rym niezamierzony, tak wyszło ). Czuję się wywołana do odpowiedzi, bo z młodzieżą licealną pracuję ponad trzydzieści lat. Chcę zapytać państwa o to, gdzie byliście, jak " reformowano " nam szkoły, deprecjonując wartość wiedzy i samego uczenia a ucznia sprowadzając do biernego podmiotu pedagogicznej obróbki? Większość " reform " odbywała si e bez żadnych konsultacji ze środowiskiem nauczycielskim, a aktualna nowa podstawa programowa to hańba dla polskiej oświaty i kształcenia w ogóle! Czy sądzi pani Proxenio, że nauczyciele przyjmują te wszystkie rewelacje ze spokojem?. Nowa podstawa programowa drastycznie zmniejsza liczbę godzin na naukę przedmiotów ogólnokształcących! Jedynie historykom, dzięki głodowym strajkom ludzi dobrej woli,udało się ocalić godziny na naukę przedmiotu. Pozostałe pocięto i obcięto do minimum. Od lat mam świadomość, że kształcę już nie przyszłych półinteligentów, ale nawet ćwierć! I co, jakoś nie widać rzesz rozjuszonych rodziców, którzy, by walczyli o dobre szkoły dla swoich dzieci! O poziomie intelektualnym młodzieży też nic dobrego nie mam do powiedzenia. Najczęściej nie chcą się uczyć, sfrustrowani brakiem perspektyw życiowych, bądź uczą się z zamiarem wyjazdu z kraju na studia czy do pracy. Często odnoszę wrażenie, że uwikłani, zabiegani rodzice nie mają czasu ani siły, by młodzieży służyć wsparciem w każdym zakresie i sytuacji. Proszę państwa, to nie szkoła ukradła wam młodzież, nie internet i tv, to państwo sami, często z konformistycznych powodów zwolnili się z odpowiedzialności za kształcenie i wychowanie swoich dzieci, przerzucając ten obowiązek na szkołę i nauczycieli! Nikt i nic nie zwalnia rodzica od odpowiedzialności za los i edukację własnych dzieci.

Vote up!
0
Vote down!
0

mika54

#326881

Nikt i nic nie zwalnia rodzica" To oczywiśie prawda której nawet nie myślę kontestować. Tylko pytanie jakie zadają sobie rodzice, którzy są tego świadomi i ta swiadomość nie daje im spokoju, takie pytanie pozostaje często w kofrontacji z rzeczywistością, która daje alternatywy typu: mam zabrać się za dopilnowanie latorośli czy raczej znaleźć czas na dodatkowy zarobek? A nie obracam się w środowisku prostych wyrobników. Dziś ludzie z wykształceniem (jeszcze tym pamiętającym lepsze czasy) mają problemy z utrzymaniem podstawowego poziomu życia swoich rodzin. Doadatkowo przeszkadzają różne telewizje i internety oraz propagowane postawy w sposób dla wielu rodziców niezrozumiały wykrzywiające poglądy ich dzieci na własne życie i ich stosunek do szkoły i szkolne autorytety. Rozmawiam z wieloma rodzicami i często mówią o bezsilności w walce z tym
swoistym nichilizmem młodzieży wobec takich podstawowoych nakazów jak nakaz uczciwości w stosunkach między ludźmi itd. Czują się bezsilni wobec zalewu wulgaryzmów i postaw "olewających" troskę o własne przyszłe życie. PAradoksalnie dla wielu młodych ludzi, znane już powszechnie negatyywne strony wyjazdu z kraju do pracy za granicę, nie są żadną przstrogą lecz niedościgłym chwilowo wzorcem. Znam rodziców którzy mówią że ich dizeci już nawiązały kontakty w Irlandii z poprzednim rocznikiem, który wyjechał bo oni też pojadą i w związku z tym studia nie wchodzą w grę. Jak z tym walczyć? Moja podpowiedź nie na wiele się zda jeśli dziecko jest w szkole średniej. Natomiast ja sam i moja żona przeczuwaliśmy podoną sytuację jescze w latach 90tych. Wtedy też zaczęliśmy przyzwyczajać nasze dzici do selektywnego oglądania telewizji, umiejętności wyboru programów a co ważniejsze oglądania ich w naszej obecności co pozwalało nam kierować ich uwage na rzeczy istotne, ważkie i nauczyć ich krytycznego oglądu rzeczywistości. Dziś nie mamy problemów w szkole, nie ma problemu z zachowaniem. Oczywiście zapłaciły pewną cenę nie będąc w głównym nurcie swoich rówieśników, zajmując inne postawy. Ale te z nich, które weszły w dorosłość są już całkowicie stracone dla wszelkich manipulatorów medialnych. I o to chodziło. Ich edukacja nie była być może na najwyższym poziomie, ale wystarczyła na zdobycie wyższego wykształcenia dwojga z nich (reszta jeszcze się uczy).
Innym problemem jest sam fakt JAK edukacja jest osadzona w społeczeństwie. Powinno istnieć nauralne, ale wspierane przez państwo dążenie do rozwoju osobistego każdego człowieka i dawania mu szansy oraz podstaw do tego. Jednak zamiast o to dbać, państwo obniża poziom wiedzy, ogranicza rozwój młodych ludzi. Edukacja funkcjonuje jako system obróbki bardziej niż jako system umożliwiający i wspierający rozwój. Stąd już tylko krok by młodzież nie była zaiteresowana nauką bo nie widzą w tym metody do polepszenia swojego bytu. Otoczenie mówi im że wiedza nie jest specjalnie pożądaną rzeczą bo nie przekłada się na szybkie i duże pieniądze. I to chyba jest podlożem tego co obserwujemy. Okoliczni cwaniacy i zwykli złodzieje są powszechnym przykładem "sukcesu" bez edukacji. Iksiński ma duże pieniądze a nie ukończył nawet zawodówki, mówił mój syn kilka lat temu, gdy chciał nakłonić nas do kupna nowego telewizora z płaskim ekranem. Oczywiście dziś ma taki telewizor, ale kupił go za własne pieniądze i jest na dobrej drodze by przelicytować iksińskiego, bez użycia wpływowego tatusia i wszystkich tych oszustw. MOją rolą było niedopuścić aby zasady wyznawane przezemnie zostały zarzucone przez moje dzieci. No i późniejsze dopilnowanie by się temu nie sprzeniewierzyły w dorosłym życiu. Myślę że odetchnąć będzie można dopiero gdy dziecko ukończy trzydziesty rok życia. Proces wychowania dzieci chyba jednak się wydłuża.
Co do walki o szkołę. Myslę że jest tak jak pisze mika54. ale myslę też że trudno dziś oczekiwać żeby rodzice gremialnie ruszyli do obrony nauczycieli i nauczania wogóle. Sądzę że świadomość rodziców jest mierna jeśli nie żadna. Zagonieni, ogłupieni propagandą, zmęczeni i zniechęceni tzw polityką, głusi na nikłe apele nauczycieli nie są w stanie wykrzesać czasu i sił by walczyć o coś co w atmosferze stwarzanej sztuccznie iluzji normalności i jakiegoś ogólnego zadowolenia, byliby zdolni do reakcji gwałtownych. Bowiem tylko taka gwałtowna, nasilona akcja mogłaby w tym całym codziennym gnoju, zrobić na kimś jakieś wrażenie. W kraju w którym ginie prezydent i żaden rządowy czynnik nie traci głowy, w którym likwiduje się całe gałęzie przemysłu tłumacząc to jakimiś bzdurami, gdzie wszczyna się walkę z kierowcami samochodów wydając ciężkie miliony, wreszcie gdzie na każdym kroku istnieje jakaś zaniedbana sprawa, która tak naprawdę nigdy nie powinna mieć miejsca, trudno jest liczyć na zrozumienie tak zawiłej sprawy a jednocześnie tak ważnej jaką jest edukacja. A ta nadaje się prawdopodobnie do stworzenia zupełnie na nowo. Skoro jest tak żle to czy wogóle jest jakiś sens łatać coś co jest już tak poprute i tak sknocone że niewiele z tego już się da zrobić? Może nie mam racji, ale myslę że jest bardzo źle i że edukacja musi funkcjonować w spójnym systemie całej Polski. W oderwaniu, w morzu bagna nawet najpepiej pomyślane reformy i reorganizacje nic nie dadzą.
Robię jednak swoje w poczuciu obowiązku wobec dzieci, które spłodziłem i które tak kocham, wobec obowiązku w stosunku do Polski i nic mnie od tego obowiązku nie jest w stanie uwolnić.
Dziś mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć że nie obudziłem z ręką w nocniku, zadbałem o dzieci i ich edukację bo wielu rzeczy uczyłem dzieci sam. Mmożna było pewne rzeczy przewidzieć tylko trzeba było zawczasu wyjść poza myślenie ogólnie przyjęte i oprzeć się na zdrowym rozsądku i trzeźwych kalkulacjach by Polak był mądry przed szkodą.
Na tej podstawie śmiem twierdzić że my jako Naród jesteśmy trochę tak jak amerykanie byli w początkach swojej państwowości. Potrzeba nam pewnej dozy przesady w pojmowaniu polskości by w ogólnym rozrachunku wyszło nam to co chcemy. Najpierw musimy chcieć być Polakami by móc myśleć po polsku, chcieć być wielkim narodem aby w końcu móc z całą siłą i determinacją zacząć realizować tę polskość w życiu własnym ale i publicznym. Podejżewam że takie świadome i zdeterminowane postawy i podstawy działań nie są powszechne wśród Polaków. Dla zbyt wielu polskość jest terminem jałowym i nie budzącym emocji. Z naciskiem na jałowym.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326891

Pracowałam przez kilka lat z licealistami (czas przeszły, dlatego, dlatego teraz tylko opieram się na rozmowach z nauczycielami-kolegami), od pewnego czasu pracuję ze studentami, i dziennymi, i wieczorowymi, więc obserwuję cały ciąg edukacyjny.
To na razie tyle, dla wyjaśnienia, na resztę odpowiem, jak przeczytam wszystkie komentarze.

Vote up!
0
Vote down!
0
#326973