Szkoła i rocznice
- Dziś pierwszy dzień września - powiedział uroczyście dziadek Łukaszka. - Ważny dzień! Rocznica!
- Waryński założył pierwszą partię socjalistyczną! - krzyknęła rozanielona babcia i wyprowadziła dziadka z równowagi, który krzyczał o międzynarodowych zdrajcach.
- Widzę, że jedne wydarzenia są mile widziane, a inne nie - zauważyła z przekąsem mama Łukaszka. Siedziała przy stole chłonąc wielki artykuł na pierwszej stronie - list od przywódców sąsiednich mocarstw. List nosił tytuł "Wybaczamy wam!".
- A w gazecie, którą czytają moi starzy, na pierwszej stronie jest zupełnie coś innego - powiedział zdumiony Gruby Maciek. - Mogę pokazać...
I sięgnął do torby po czym wyjął jakieś zawiniątko. Rozwinął je i podał papier tacie Łukaszka. Była to właściwie okładka pisma "To, Co Jest". Pod drobnym napisem "Tworzymy opinie: tylko u nas najwybitniejsi Polacy o wybuchu wojny - strony 2 i 3" było wielkie zdjęcie jakiegoś zabandażowanego faceta leżącego w szpitalnym łóżku i tytuł: "Boże, szwagier wbił mu gumiaka w głowę! Mógł umrzeć!! Wszyscy umrą!!!".
- Zabierz to... - tata z jakimś takim obrzydzeniem oddał papier Grubemu Maćkowi, ten zawinął z powrotem swoje rzeczy, a tata Łukaszka zainteresował się nagle: - A właściwie co ty tam masz, chłopcze?
- Kapcie - wyjaśnił lakonicznie Gruby Maciek. - Do szkoły.
- Szkoła!!! - złapali się za głowę Hiobowscy. - Która godzina?! Spóźnicie się!
- Spokojnie - rzekł Łukaszek. - Dzisiaj jest tylko uroczyste otwarcie.
- To po co on niesie kapcie już dzisiaj? - spytał podejrzliwie tata Łukaszka. - Przecież wuefu dzisiaj nie będzie!
- Schowam se do szafki - wyjaśnił Gruby Maciek.
- Do jakiej szafki? Macie szafki???
- Y... No bo... - tłumaczył Łukaszek. - Bo pan dyrektor powiedział we wakacje, że nie otworzy szkoły. Bo pani minister szkodnictwa... E... Szkolnictwa... - poprawił się Łukaszek. - Wydała rozpo... Coś tam.
- Rozporządzenie. Pamiętam - wtrąciła się mama Łukaszka. - Każda szkoła miała zapewnić uczniom szafki, ławki, stołówkę i...
- No i pan dyrektor powiedział, że nie ma kasy i nie otworzy szkoły - kontynuował Łukaszek.
- Nic o tym nie wiemy! Nic nam nie powiedziałeś! - krzyczeli Hiobowscy.
- No bo specjalnie nic nie mówiłem - przyznał Łukaszek. - Umówiliśmy się, cała szkoła, że nikt nie mówi rodzicom, bo byłoby fajnie gdyby szkoły nie otworzyli. Ale jakieś głupki powiedziały. I część rodziców cały sierpień zasuwała w szkole. Robili szafki... Malowali ściany... No i otworzą szkołę - zakończył zrozpaczonym tonem.
- O której jest to otwarcie? - przerwał dziadek.
- Za pół godziny.
- No to trzeba już iść. A najlepiej jak ja was zaprowadzę - zadecydował dziadek i poszli.
Ledwo zdążyli na czas, bo przejście dla pieszych było zatarasowane tłumem smutnych ludzi. Chodzili po nim w kółko z transparentami "Zalegalizowanie niezależnych od partii i pracodawców związków zawodowych!", "Podjęcie realnych działań wyprowadzających kraj z kryzysu!", "Zagwarantowanie wzrostu płac równolegle do wzrostu cen!", "Wprowadzenie zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej!", "Poprawienie warunków pracy służby zdrowia!" czy "Zapewnienie odpowiedniej ilości miejsc w żłobkach i przedszkolach!".
W szkole skierowano ich do auli. Dziadek siadł sobie wygodnie na krześle w rzędach dla gości, a obaj chłopcy poszli tam, gdzie nad tłumem głów kiwała się tabliczka z napisem "czwarta a". Była tam już prawie cała klasa, a po chwili zjawiła się młoda pani od polskiego. Ucieszyła się na ich widok, sprawdziła ile chłopcy urośli, sprawdziła czy żadna z dziewczynek nie jest w ciąży i powiedziała, że w tym roku szkolnym ponownie będzie ich wychowawczynią.
- Hurra!!! - ryczała czwarta a, ale zaraz musieli się uciszyć, bo rozpoczęła się okolicznościowa akademia. Wyszedł na scenę pan dyrektor, powiedział to co zwykle - że wita, że grono nauczycielskie, że uczniowie, że nauka i że regulamin. Nowością w tym roku było odsłonięcie wielkiej kotary, a za nią wisiał wielki telebim.
- Podobno szkoła nie ma pieniędzy - zasyczeli źli rodzice z rzędów dla gości.
- Zaoszczędziliśmy na szafkach - uśmiechnął się pan dyrektor. - A taki telebim musimy mieć. Od dziś będą akademie multimedialne - zerknął na zegarek i zawołał: - A teraz łączymy się z Westerplatte.
Na telebimie pokazała się mównica. Przemawiał przedstawiciel Polski.
- ...tak, Westerplatte to symbol, ale wojna zaczęła się gdzie indziej i trochę wcześniej. Długo trwało ustalanie. Przed Westerplatte był nalot na Wieluń. Przed tym nalotem napad na stację kolejową w Szymankowie...
- Photestuję - odezwała się wysokiej rangi delegatka z Niemiec. - Szimankowo to było Folne Miasto Ktańsk! Tak naprawdę druga wojna zaczęła się trzydziestego pierwszego sierpnia!
- O, a gdzie?
- Jak to gdzie? Gleiwitz!
Ambasadorowie Francji i Wielkiej Brytanii zgodnie stwierdzili, że ta godna pożałowania wojna rozpoczęła się wtedy, gdy przekroczyła zwykłą skalę pożałowania godnych konfliktów granicznych, jakie w tym pożałowania godnym rejonie zdarzały się często. A zatem - wtedy, gdy z tej pożałowania godnej wojny zrobiła się wojna światowa. A było to wtedy, gdy do wojny przystąpił, co było pożałowania godne, cały świat, czyli Francja i Wielka Brytania. A zatem - trzeciego września.
- Ktoś powiedział, że to zwycięzcy piszą historię - powiedział lodowatym głosem bardzo wysokiej rangi przedstawiciel Rosji. - A wojnę wygrał przecież Związek Radziecki, bo poniósł największe straty. Wojna wybuchła dwudziestego drugiego czerwca.
- Ależ to bez sensu - do mównicy przepchał się pan z długim nosem. - Trudno ustalić jakąś konkretną datę i miejsce, bo antysemityzm był od dawna i to w całej Europie! No, ale jeśli trzeba kogoś wskazać to... - wyjął jakiś notesik i przekartkował go. - To będzie Szwecja.
- Jak to Szwecja??? - zdumieli się wszyscy.
- A co, zapłacili jednak? - ucieszył się pan z długim nosem.
- Nie, ale Szwecja była neutralna!
- I co z tego... - pan machnął ręką i poszedł twierdząc, że musi zadzwonić do banku.
Na mównicę wszedł ostatni z zaproszonych gości. Przybysz zza Oceanu Atlantyckiego. Najwyższy rangą szef kucharzy w Białym Domu.
- Jak będziemy tak wyliczać do tyłu jak Polacy, kiedy zaczęła się ta wojna, to dojdziemy do momentu gdy po Europie Indianie gonili bizony - powiedział cierpko. - Tu zawsze ktoś z kimś się bił, państewka powstawały i znikały, a każde z nich mniejsze od Nebraski albo nawet Tennessee! Wojna się zaczęła wtedy, kiedy wyszła z Europy, a jej płomień ogarnął cały świat!
- I pewno jest to dzień siódmego grudnia? - zapytał kpiąco ambasador Francji.
- Nie! Czwarty lipca!
- Znowu? - skrzywił się ambasador Wielkiej Brytanii. - Co wy macie z tym czwartym lipca? Co się zdarzyło podczas wojny?
- No wie pan? I pan to mówi?! - obruszył się przedstawiciel USA. - To wtedy wojna przeniosła się na inny kontynent! Wy egoiści, tylko Europa i Europa, a pomyślelibyście o innych! Czwartego lipca tysiąc dziewięćset czterdziestego roku zostały zaatakowane pozycje brytyjskie - tu szef kucharzy w Białym Domu spojrzał ironicznie na ambasadora Wielkiej Brytanii.
- Wielkie Brytanii? Gdzie?
- W Sudanie! Ataku dokonały wojska włoskie, z Abisynii. Ale gdy mówię wojska włoskie, to nie oznacza samych Włochów - przedstawiciel USA rzekł patetycznie. - Wielu biednych Abisyńczyków zostało przemocą wcielonych do włoskiego wojska i zmuszono ich do udziału w wojnie, która stała się wojną światową...
- O, przepraszam - obruszył się ambasador Francji. - Mers-El-Kebir miał miejsce trzeciego lipca! A to jest przecież Afryka, chyba pan nie zaprzeczy!
Ambasador Wielkiej Brytanii na hasło "Mers-El-Kebir" taktownie zamilkł. Przedstawiciel USA obrócił się w stronę ambasadora Francji. Po hebanowej twarzy przedstawiciela USA spływała łza, gdy mówił:
- Do końca egoiści! Co z tego, że Mers-El-Kebir jest w Afryce, jak tam nawalały się białasy!
- No wie pan... - szepnął oburzony ambasador Francji. I po hebanowej twarzy ambasadora również spłynęła łza.
Pani pedagog gwałtownie wyłączyła telebim.
- Y... Tak... - stęknął pan dyrektor. - Według naszych najnowszych ustaleń druga wojna światowa zaczęła się w Jeziorkach koło Piły. Podczas ataku Niem... Hitlerowców na placówkę polską w dniu pierwszego września tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku o godzinie pierwszej dwadzieścia zginął kapral Piotr Konieczka. Cześć jego pamięci!
W auli przez chwilę panowało milczenie.
- Czy ktoś ma jakieś pytania? - tradycyjnie zapytał pan dyrektor.
- Ja! - tradycyjnie odpowiedział Łukaszek. - Czy w tym roku czwarte klasy mają historię? Bo ja się martwię...
Zanim pan dyrektor zdążył cokolwiek powiedzieć, do mikrofonu przepchnął się pan od historii.
- Wy się martwicie? Wy?? A co ja mam kurde powiedzieć?!
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1489 odsłon
Komentarze
Hehehe
1 Września, 2009 - 08:54
Dobre, jak zwykle.
brawo ! toż to gotowy scenariusz na krótki film tv
2 Września, 2009 - 11:01
rewelacja. i nie jest formatem zachodnim. czekam na następne kęski !
Jak zwykle Łukaszek jest..
2 Września, 2009 - 14:48
SUPER!! :-)