UWAGA! Kolejny ideolojeb chce nas utopić w szambie
Ideolojeb to taki mój, klasycznie kacapski i ukochany też przez szkopów neologizm, jak te kompromaty (kompromitujące materiały) będący zbitką ideologa z pojebem.
Ideolojeb to taki człowiek, który w historii ludzkości wyrasta nagle jak bolący wrzód na dupie, nie, żeby nam życie polepszać, tylko je niszczyć.
Oczywiście w swoim fanatyzmie i zwichrowanej psychice on uważa, że robi wszystkim dobrze (taka ogólnoświatowa prostytutka?), ale za każdym razem, żeby w końcu było dobrze, to musimy nieco pocierpieć, coś stracić i przyzwyczaić się do czegoś, co dotychczas uważaliśmy za wstętne, czy nawet obrzydliwe. Jak pożywianie się robakami.
Tak jakoś dziwnie łączy ich jedno: - żeby osiągnąć te swoje wydumane cele, musi być rewolucja. Inaczej się nie da. A my, ludzie wiadomo, strasznie kochamy rewolucje. Wprost nie możemy się doczekać. Krew sika z rozerwanych pociskiem, tętnic, wnętrzności wypadają z rozciętych brzuchów a ścięte głowy tak pięknie się toczą. My przecież kochamy horrory.
Rewolucje kochają idioci. Fanatycy. Cóż, Wielki Kreator – nasz konstruktor nie przewidział programu =reset= i my sami musieliśmy wymyślić pokoje bez klamek, gdzie ściany wyłożone są miękkimi materacami, kaftany bezpieczeństwa i elektrowstrząsy. I co tam jeszcze uwielbiali bolszewicy w tych swoich psychuszkach, gdzie praktycznie mógł trafić każdy obywatel. Ba... nawet każdy towarzysz.
No dobra, czasami historia tak się toczy, że taki fanatyk potrafi, bo akurat jest przekonujący, zebrać wokół siebie liczną grupę wyznawców, takich spolegliwych owieczek, które z radosną pieśnią na ustach chętnie maszerują do ubojni.
Jednak najgorzej jest, gdy jakiś władca, możnowładca, pier***nięty miliarder, co ma już tyle, ze brak mu bodźców, by czymś jeszcze się podniecić, odkrywa takiego fanatyka i jego popieprzone idee i postanawia się zabawić, a może jeszcze przy tym zarobić.
I patrzmy, jak tylko w ostatnim stuleciu z kawałkiem, kolejni schizofrenicy z paranoją i halucynacjami, którym magnaci i ta najbardziej obrzydliwa, śliska kasta ludzkości – politycy, udostępnili możliwość działania, zamiast po bolszewicku zamknąć w psychuszce, narozrabiali, przez co miliony prostych ludzi straciło życie.
Kogo tu nie mieliśmy? Marks i Engels, Gramsci i Spinelli, Hitler, Stalin, a także Trocki... ,Mao Zedong... Pewnie jeszcze paru Pol Potów, czy Castro by się znalazło. O! A taki Michnik u nas to gips? Zawsze nas, Polaków się pomija.
No i nagle – a jakże! - z Niemiec – ukazał się nam kolejny potwór, postać śliska, zakłamana i chciwa. Krańcowy fanatyk. I to taki, który akurat trafnie wycelował w ducha czasu – jego niemiecki Zeitgeist. To w moich oczach paskudny zramolały i chyba już całkiem bezrozumny fanatyk – 85 letni staruch, Klaus Schwab.
Warto się zastanowić, komu on i jego Światowe Forum Ekonomiczne - WEF, słynne Davos w Szwajcarii, podlega. I co on chce zrobić.
To zaprzysiężony globalista, a jego WEF ma się stać ogólnoświatową władzą.
W swej książce, która narobiła dużo zamieszania, "Czwarta Rewolucja Przemysłowa", napisana pod patronatem największych bogaczy tego świata, Schwab bez ogródek opisuje jak ma wyglądać świat w niedalekiej przyszłości, gdy wreszcie te 2% ziemskiej populacji, tych tryliarderów, najbogatszych ludzi świata, pod przewodnictwem WEF, przejmie władzę nad wszystkim i wszystkimi na tej ziemi.
To co już znamy, czy to z najnowszej historii, czy nawet z autopsji: dzisiejsza dzicz Putina, mordy i pomysly Pol Pota w Kambodży, Rewolucja Kulturalna Mao Zedonga w Chinach, hitlerowskie Niemcy, to mały pikuś, w stosunku do tego co nam szykuje zidiociała burżuazja, która jakimś cudem zaraziła się komunizmem, i gdzie twarzą tego jest Klaus Schwab, a jego portrety, jak kiedyś, pamiętamy portrety Stalina, będą wisieć w każdej klasie szkół na całym świecie.
Zapewne wielu już nie młodzieńczych czytelników pamięta Czerwone książeczki Mao. Ponieważ wtedy też wybuchł ruch hippisowski, stała się ona modna na świecie. Wydrukowano tego chyba parę miliardów i mogłeś ją dostać w swoim języku w każdym chińskim konsulacie, czy innej placówce.
Tak rozpoczęła się komunistyczna indoktrynacja na całym świecie. Dołączając COVID-19, można powiedzieć, że Chiny są dobre w zarażaniu świata zarazą
Co to było, ta kieszonkowa ksiązeczka?
"Cytaty z Przewodniczącego Mao (chiń. 毛主席语录, Máo zhǔxí yǔlù), na Zachodzie nazywane także Czerwoną książeczką – była „biblią” hunwejbinów w okresie rewolucji kulturalnej (1966-1976). Każdy Chińczyk był zobowiązany do jej studiowania, zachęcano do uczenia się jej na pamięć. Cytaty pełniły rolę pozdrowienia na ulicy, w pracy, czy podczas rozmowy telefonicznej, wypisywano je także na transparentach, fasadach domów, noszonych na piersiach znaczkach, a nawet na ramach rowerów. "[Wikipedia]
W roku 1981 byłem w Chinach. Popłynąłem tam na m/s Paderewski należącym do do dziś istniejącego Chipolbroku – Chińsko – Polskie Towarzystwo Okrętowe S.A. w Szanghaju. Mimo, że niby rewolucja kulturalna się skończyła, to państwo środka było jak gąbka przesiąknięte zwyczajami hunwejbinów.
Pamiętam taki epizod, gdy po jakiejś towarzyskiej imprezie w konsulacie, czy budynku CP, jeden z młodych naszych oficerów zachował się zbyt śmiało wobec chińskiej, młodej towarzyszki. Dzisiaj nazwalibyśmy to usiłowaniem mobbingu. Co za cyrk się rozpętał. Sprawa się zakończyła w ten sposób, że mieliśmy się ubrać w nasze oficerskie mundury, wyjść na ląd, grzecznie uformować szereg, z kapitanem na czele i poczekać, aż przyjadą chińscy oficjele z krwiożerczymi minami, a biedny, głupio napalony IV oficer musiał wygłosić (uzgodniono, że wystarczy po angielsku) gorące, oficjalne przeprosiny. Dobrze, ze nie kazano mu płakać, bo tak w Chinach demonstruje się szczerość.
A teraz poczytajmy sobie – zapewne będzie to Tęczowa Książeczka – to niemalże bublijne [nie poprawiać] dzieło neo-proroka Klausa Schultza. (Wiecie, że szkopskie imię Klaus to od św. Mikołaja. Santa Claus. Niesamowite...).
To jest lektura dla ludzi o mocnych nerwach. Ci z problemami sercowymi lepiej niech tego nie czytają. Chyba, że jak w Chinach z książeczką Mao Zedonga, stanie się to lekturą obowiązkową.
Nie będę się o treści tego skromnego tworu literackiego rozwodził. Brzydzi mnie to i niestety wnerwia. Pokrótce tylko powiem, że jest to uporządkowanie wszystkiego tego, co w doniesieniach i plotkach słyszeliśmy o NWO – New World Order – Nowy prządek świata.
Tutaj już bez ogródek planuje się po objęciu całej Ziemi, – jedynie słuszną i właściwą władzą, podział ludzkości na dwie, biegunowo różne grupy. Zakładając dzisiejszą populację globu – przyjmijmy dla równego rachunku 8 miliardów – 7, 9 miliardów, to mamy być my, ciche owieczki – neo-niewolnicy; a może jakieś 100 milionów, a może nawet dużo mniej, to klasa władców. Ci miliarderzy, plus sprzedajni politycy, finansiści, medialni bonzowie, naukowcy na każdy temat za gotówkę, oraz cały pozostały personel do obsługi kasty władców, lekarze, inżynierowie i clowni dla rozrywki, to ci wybrańcy Klausa Schaba na górę.
A cała reszta? Ten wielki tłum niewolników?
Sześć lat pracowałem na Zatoce Perskiej. Wtedy, gdy Irak napadł na Kuwejt, a ci dosłownie zesrani ze strachu, błagali cały świat o pomoc. Poznałem wtedy ten Kuwejt, przy okazji także Emiraty, Arabię Saudyjską, Oman i resztę świata arabskiego. Wszyscy przebogaci i jednocześnie ultra leniwi.
Tam, co było nawet dla mnie pewnym zaskoczeniem, zobaczyłem, że niewolnictwo nadal istnieje. A cały tak zwany demokratyczny świat, z tymi wszystkimi prawami obywatelskimi, siedzi cicho i gapi się w inną stronę pogwizdując pod nosem.
Są tam nawet targi niewolników.
Chyba najwięcej u Arabów zniewalano sąsiedzkich Pakistańczyków (w skrócie Paki). Lecz do czarnej roboty kupowano ludzi z Etiopii i Sudanu.
Jeżeli ktoś myśli, że to opowieści dziwnej treści, to niech sobie odszuka informacje o budowie stadionów i reszty infrastruktury na ostatni Mundial w Katarze.
"Ponad 6,5 tys. robotników z Azji Południowej, zatrudnionych przy budowie infrastruktury na mistrzostwa świata w piłce nożnej w Katarze, straciło życie od 2010 r., kiedy kraj otrzymał prawo do zorganizowania tej imprezy - wynika ze śledztwa dziennika „The Guardian”. Robotnicy pracują w złych warunkach i bez zabezpieczeń." [bankier.pl]
Niewolnictwo wg. Klausa Schwaba ma być nieco łagodniejsze. Mniej więcej takie, jak to parę lat temu oznajmił jeden niższego poziomu aktywista z Polski, wówczas premier, Donald Tusk: ludność ma być w miarę zadowolona. Do tego wystarczy im piwo, grill i "Taniec z gwiazdami". Lecz czytając clowna Klausa dowiadujemy się, że poza tym nic własnego nie będziemy posiadać.
Będziemy mieszkania, czy nawet domy wynajmować. Żadnych samochodów nie będziemy posiadać – będą nam one udostępniane na konkretny czas. Naszym dobrostanem będzie rządzić, jak to już się stosuje w Chinach, punktowy system nagród i kar. Jesteś dobry obywatel – potulny i pokorny – uzbierałeś dużo punktów, to możesz polecieć samolotem do Egiptu i spędzić tam tygodniowy urlop. A jeśli byłeś nisko oceniony, to nigdzie nie wyjedziesz, a na dodatek możesz ze strony władz spodziewać się ustawowych restrykcji.
Jak już napisałem, nie chcę się wgłębiać w te plany neo-bolszewików, bo to jest taki stek idiotyzmów i anty – humanitaryzmu, że aż zęby bolą.
Klaus Schwab, żeby było jasne, jest tylko "twarzą" tej całej sekty bogatych durni. Choć on zapewne sam uważa się za przywódcę.
Chyba najbardziej pasuje mu pozycja kacyka, onegdaj gościa na Karaibach, jeszcze przed Kolumbem, który rządził całym plemieniem, wraz z kapłanami, szamanami i starszyzną wojowników.
Dzisiaj tak definiujemy przywodcę, sprawującego władzę w sposób samowolny i arbitralny. Dokładnie jak te staliny i hitlery.
Wyraźnie daje się zauważyć, demonstrowana jaskrawo germańska buta i filozofia uber alles. Jak wiadomo, z takimi typami żadna dyskusja nie ma sensu. Oni zawsze wiedzą lepiej.
Czy mamy szansę ich pokonać? Choćby w imię prawidłowego humanizmu.
Sądzę, że jeszcze pozostało nam dosyć czasu, by nie dopuścić do zwycięstwa sekty bogaczy i ich popleczników.
Proszę zauważyć, że działają oni w sposób ekskluzywny. Nawet tajemniczy i ukryty. Ich spotkania, jak te tego cyrkowego Klubu Biderberga ( o komizmie tej grupy świadczy tam członkostwo Radosława Sikorskiego), tajnych spotkań nowojorskich, czy nawet Opus Dei, są ochraniane przez tysiące policjantów, służby specjalne i prywatnych ochroniarzy. Jak to się mówi – strasznie się tajniaczą. Dopiero WEF z Davos z Klausem Schwabem zaczyna nieco otwierać się na światową ocenę, mimo, że nadal jest to towarzystwo, gdzie wstęp do niego wysoko kosztuje. Na przykład Aleksander Kwaśniewski, gdy był prezydentem i rozpierała pycha, jak u chłopa, który pierwszy raz założył skarpetki, by zostać zaproszonym na forum w Davos, odznaczył Schwaba Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.
O czym to świadczy. Przede wszystkim, że ta samozwańcza światowa elita ciągle się boi i nie jest pewna zwycięstwa i akceptacji przez ludzkość proponowanego "nowego porządku". To, że mają górę pieniędzy i reguła, że "każdego można kupić" nie wystarcza by mogli zwyciężyć. Ich majątki nie są aż tak wielkie, by mogli kupić każdego człowieka. Zresztą pewnie nawet się tym brzydzą, bo ich kolonialni przodkowie pokazali, że taniej i łatwiej jest po prostu całe narody podbić i zniewolić. Zastosowali więc inne metody przygotowania do zniewolenia ludzkości.
Pierwszy etap schwabowskiej rewolucji to "urabianie ludności", tak, aby stała się ona coraz bardziej bierna, bezsilna i bezmyślna.
Najważniejszym elementem tego etapu to likwidacja fundamentów, zniszczenie tysiącletniej cywilizacji łacińskiej, dzisiaj pogardliwie od momentu rozbudzenia ruchu BLM – Balack Lives Matter nazywanej "cywilizacją białego człowieka", a co za tym idzie, zastąpienie cywilizacją przyjemności. Wszystko ma być "lekko, łatwo i przyjemnie". Więc nie ma co dzieciaków niepotrzebnie męczyć tą edukacją, wykształceniem i stresującymi egzaminami. A enigmatyczne dobro należy zastąpić przyjemnością. To znaczy, że tylko co przyjemne jest dla nas dobre.
Z przykrością trzeba stwierdzić, że ta zamiana myślących obywateli w spolegliwe owieczki, koncentrujące się wyłącznie na konsumpcji i dyktaturze celebryckich mediów, w dużym stopniu dokonała się już na tak zwanym zachodzie.
Jednocześnie, postanowiono pozbawić obywateli tego, co jest dla nich chyba najważniejsze i czego oczekują od każdego państwa. To bezpieczeństwo, spokój i porządek. Takie właśnie powinno być życie każdego. Tak uważa zdecydowana większość, jak to pokazują statystyki.
Więc ta banda dążąca do nowego porządku, zdecydowała się usunąć te pożądane wartości za pomocą ideologicznego chaosu powodującego stres i niepewność, poprzez wymyślone oszukańcze teorie genderowskie, oraz zakłamany klimatyzm.
Taka dawka hipokryzji, właściwie bezczelnego kłamstwa, mieszania ludziom w głowach, zrywania niezbędnych więzi międzypokoleniowych i rozbijania sensu rodziny, musi wprowadzać prostych ludzi w stan nieustannej traumy, nerwic i stresu. O to tym typom z kontenerami pieniędzy właśnie chodzi. Tych co nie można łatwo kupić, jak tych chciwych polityków, naukowców i dziennikarzy, należy wykończyć psychicznie. Wtedy opór będzie o wiele słabszy. I dla przysłowiowego "świętego spokoju" lud zgodzi się na wszystko. A jak się w końcu połapią, że droga wiedzie do niewolnictwa i biedy, to będzie już za późno.
Teoretycy historiozofii, antropologii i współczesnej socjologii, wiedzą, że za powodzeniem takiej rewolucji, czy "tylko" potężnej transformacji, musi stać jeden przywódca – bohater, który stanie się symbolem. Czyżby wybór padł na tego szkopskiego, lub lepiej powiedzieć – szwabskiego – starucha, Klausa Schwaba? To on ma być w przyszłości symbolem, jak Konfucjusz, czy Sokrates – ci, co popchnęli świat naprzód? Kimś, o którym się będzie mówić z szacunkiem i podziwiać?
A może jednak postawi się go obok Stalina i Hitlera jako kolejnego INIMICUS HUMANITATIS – wroga ludzkości.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 832 odsłony
Komentarze
Widać, że trapią nas podobne zjawiska
16 Sierpnia, 2023 - 07:22
Ostatnio zwrócił moją uwagę felieton o myśleniu kognitywnym - "Gobalna wojna o mózgi", Grzegorz Górny. Polsce brakuje polityki polegającej na tym, by własnych asów zatrzymywać u siebie, a zagranicznych pozyskiwać. Brakuje jeszcze jednego elementu, którego nie zauważył Grzegorz Górny - nauki posługiwania się rozumem oraz stałego treningu tej umiejętności.
Traktuję ten artykuł pana Grzegorza Górnego jako jeden z przyczynków do analizy metod działania współczesnego Little Schitlera, próbującego przetworzyć ludzkość w globalne stado baranów. Analiza potrzebna jest do przygotowania działań prowadzących do obezwładnienia wysiłków tych stetryczałych głąbów, reżyserów głupiich spektakli w imperialnych scenografiach.
Szokujące jest to, że całe ugrupowania tych szwabskich Klausów, nie ma pojęcia o tym, że ich sny o potędze, są na tyle sprzeczne z rzeczywistym globalnym Zeitgeistem, iż zaprzeczają wszelkim współczesnym wymaganiom i wyzwaniom przyszłości XXI wieku.
Nie wiedzą i nie potrafią zrozumieć, że ich imperialne rojenia i programy "nowej globalnej stratyfikacji społecznej" są na tyle irracjonalne, że są po prostu samobójcze. Nie wiedzą o tym, że Little Schitlera czeka koniec podobny do finału Adolfa Hitlera.
michael
Harry Igor Ansoff o ekspertach
16 Sierpnia, 2023 - 00:50
Jeden z pierwszych speców od zarządzania strategicznego, H.I, Ansoff opowiadał kiedyś o specjalnym gatunku człowieka zwanego ekspertem.
Otóż kiedy stary człowiek jest tak stary, że już nic nie może, wtedy staje się ekspertem.
michael
Kiedyś, kiedy byłem jeszcze nauczycielem akademickim
16 Sierpnia, 2023 - 02:09
miałem wykład z bardzo zaawansowanej dziedziny matematyki. Musiałem wtedy poświęcać godziny na tak zwane konsultacje. Wszyscy wiedzieli, że to lipa, żaden student nigdy nie korzysta z żadnych konsultacji, ale trzeba wtedy siedzieć w uczelni i czekać na Godota, gotowy do spotkania ze studentem.
Aż tu kiedyś nagle na moich konsultacjach zaczął systematycznie pojawiać się czarny jak smoła student, Nigeryjczyk. Szybko okazało się, że miał bardzo ciekawe rzeczywiste problemy z bardzo wysokiej półki, tak że te spotkania były bardzo interesujące również dla mnie.
Ponieważ ten nigeryjski student prezentował bardzo wysoki poziom matematycznego wyszkolenia, zacząłem go wypytywać o źródła jego wykształcenia. Okazało się, że w jego afrykańskiej Ojczyźnie poziom matematyki w szkole średniej i wymagania potrzebne do zdania egzaminu maturalnego są mniej więcej na poziomie drugiego roku studiów polskiej uniwersyteckiej matematyki.
Na moje pytania student stwierdził, że matematyka jest królową nauk i dlatego konieczne jest opanowanie naturalnych i dobrze wyćwiczonych umiejętności posługiwania się prawdziwą matematyką, w przeciwnym wypadku dostęp do wyzwań XXI wieku jest zamknięty.
Ten sam student pytany o to, skąd w nim tyle pracowitości i pasji poznania, odpowiedział bardzo prosto o źródle swojej wielkiej motywacji:
Albo zdobędzie umiejętności pozwalające na skuteczną odpowiedź na wyzwania XXI wieku, albo pozostanie mu tylko zapieprzanie na plantacji orzeszków ziemnych.
Taka to jest ta motywacja!
michael
@michael-abakus
16 Sierpnia, 2023 - 06:01
Cześć Michaelu!
To już dziesięć lat jak skoncentrowałem się na kognitywistyce. Za mentora obrałem sobie Patricię Churchland (Churchland). Chciałem się nawet tu doktoryzować. Niestety, wybrany toruński UMK okazał się zabetonowany w swoim materializmie i jakiekolwiek szersze spojrzenie filozoficzne było dla nich nie do przyjęcia. Sprawdziłem jeszcze parę uniwersytetów, gdzie są zainteresowani rozwojem kognitywistyki (Poznań, Kraków) i tam także przyjęli poglądy wykluczające dualizm. Jedynie profesor Edward Nęcka (który nie wytrzymał i już nie jest na UJ-ocie) dysponuje wystarczająco otwartym światopoglądem.
Jeszcze wcześniej, długo przed moim zafiksowaniem się na kognitywistyce, stwierdziłem, że jestem neo-tomistą, bo właśnie św. Tomasz, doktor kościoła, wskazuje właściwy kierunek rozmyślań. No a jeszcze przedtem założyłem i propagowałem Klub Dyletantów (wzorowanym na londyńskim Society of Dilettanti) bo zdecydowanie okopałem się w tezie, że właściwsze jest zdobywanie jak najszerszej wiedzy w przeróżnych dziedzinach, niż jako naukowiec wgłębiać się coraz bardziej, w coraz węższej dziedzinie nauki.
To chyba właśnie jest inteligencja kognitywna, która na podstawie analizy wiedzy z szerokiego pola potrafi dokonać syntezy i wyciągać meta wnioski. Także w zakresie prawdopodobieństwa zdarzeń w przyszłości.
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
@jazgdyni - Kognitywistyka
16 Sierpnia, 2023 - 08:13
Pojęcia kognitywistyki, inteligencji kognitywistycznej i wszelkie nauki kojarzące się z tym pojęciem także krążą w wirze zawężającym i spejalizującym rozumienie tej nauki aż do punktu czyli zaprzeczenia idei filozofii samej siebie. Dlatego zamiast kognitywistyki przedkładam pojęcie neksjalizmu zdefiniowanego w książce "Misja międzyplanetarna" Alfreda Eltona van Vogt.
Ten neksjalizm ma być metodą interdyscyplinarnego, holistycznego wykorzystania całości nauki oraz dostępnego pola informacyjnego do skutecznego rozwiązania każdego problemu.
Intuicyjnie: - Inteligencja kognitywistyczna dyletanta "wie trochę o wszystkim" a neksjalizm "wie jak z dokładnej wiedzy o wszystkim wybrać właściwe narzędzia do rozwiązania konkretnego problemu". Tak to z intuicją jest - dokładnie wiemy co definiujemy, ale brakuje słów, gdy mamy precyzyjnie zapisać to, co wiemy. Ale mam nadzieję, że się rozumiemy.
michael
@michael-abakus
16 Sierpnia, 2023 - 12:55
Dyletantyzm, w swoim pierwotnym znaczeniu (amator, koneser, hobbysta), był czymś światłym i właściwie dostępny wyłącznie do elit. To dopiero nie tak dawno zmieniono znaczenie pospolite na dyletant = ignorant. A w kulturze anglosaskiej antonimem dyletanta jest PROFESSIONAL.
Jednak zadałem sobie nieco trudu, rozmyślając, co jest lepsze - wchłanianie wiedzy pionowo ( nauka, specjalizacja, ekspercki [jest od tego rzeczownik?]), czy wsysanie jak gąbka ile się da przeróżnej wiedzy, by lepiej zrozumieć świat. Czyli postępowanie poziome w przestrzeni wiedzy. Po co to robiłem (i robię)? Bo mam dotąd nierozwiązane pytanie - kiedy zdobywa się większą mądrość? Tak, czy tak?
Było mnóstwo dyskusji. Znany bloger Krzysiek Osiejuk, lepiej znany jako Toyah tak o tym pisał [dyletant] :
"... A dlatego mianowicie, że tak naprawdę dyletant to nie jest żaden cymbał, lecz ktoś, kto mimo braku wykształcenia w danej dziedzinie, dziedziną tą się pasjonuje i stara się ją systematycznie zgłębiać. To jest właśnie dyletant. I co w tym złego?
Co w tym złego, jeśli człowiek, poza swoim faktycznym wykształceniem, ma zainteresowania znacznie wykraczające poza to, co mu było dane poznać podczas wielu lat studiów i pracy zawodowej? Co złego w tym, że człowiek ma tych zainteresowań tak dużo, tak bardzo się stara zdobywać amatorską wiedzę – a jak czas i zdolności pozwolą, może i na w pół zawodową – w każdej dziedzinie, staje się dyletantem więc nałogowym? No chyba nic."
Sieci neuronowe, które podobno dobrze się sprawują w AI, choć nikt z twórców nie wie, jak to działa, są w dużym stopniu oparte na matematyce chaosu. A tu właśnie pokazuje się niesłychana wartość wyobraźni i ciekawości. Proszę wybaczyć - znam wielu naukowców, którzy bardzo szybko stracili ciekawość i stali się zwykłymi wyrobnikami.
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
Gdy jesteśmy zbyt blisko geniuszu, by o tym wiedzieć
17 Sierpnia, 2023 - 12:26
Niekiedy problem polega na tym, że nie zdajemy sobie sprawy z tego, że próbujemy rozwiązać wielowymiarowy problem umieszczając go na płaszczyśnie, czyli w przestrzeni dwuwymiarowej, a już jest dramat, gdy sami widzimy to zjawisko linearnie, czyli na przykład w postaci alternatywy.
Problemy powstają również, gdy gubimy świadomość, że w jednej układance posługujemuy się różnymi miarami.
Podchodząc dosłownie do tego co napisałem mamy wrażenie, że to jest banał.
Ale to jest tylko porównanie. A rzeczywisty problem zrozumienia relacji metod naukowego albo praktycznego ropoznania rzeczywistości w zamiarze sprawnego rozwiązywania problemów jest istocie zadaniem wielowymiarowym - i dlatego nie powinniśmy zamieniać tego zadania na alternatywy w logice dwuwartościowej. Dyletant nie jest antytezą ignoranta. Dyletant nie jest również przeciwieństwem specjalisty.
W obu przypadkach mamy do czynienie z metodami gromadzenia informacji. Problem jest po prostu gdzie indziej. Jakkolwiek napełniany jest zbiornik z informacjami - ważne jest to, co i jak z tymi informacjami zrobimy.
Dlatego rozumiem, że złożenie tych dwóch wielowątkowych procedur oczekuje na zdefiniowanie pojęcia określającego optymalizację tego złożenia. Dlatego kiedyś, dawno temu wybrałem określenie "neksjalizm", pomnieważ nie jest obciążone żadnymi negatywnymi skojarzeniami. A słowo "dyletant" też jest dobre, ale w historycznym już rozumieniu człowieka wszechstronnego.
A wszechstronność rozpoznania rzeczywistości jest dopiero pierwszym krokiem do zrealizowania procedury skutecznego działania. Na przykład Sherlock Holmes jako dyletant wszechstronnie rozpoznawał miejsce, czas i okoliczności zbrodni, ale dopiero wyposażony w umiejętność dedukcji stawał się protoplastą neksjalizmu.
Jak go zwał, tak go zwał, ważne, że wiemy o co chodzi.
michael
A co do wszystkich Little Schitlerów
17 Sierpnia, 2023 - 11:29
To są ludzie, którzy wyparli się jakiejkolwiek logiki i wszelkiej teorii prawdy, by absolutnie nie wiedząc nic o czymkolwiek, apodyktycznie przyjmować za prawdę to, co im się wydaje, że jest prawdziwe. Czyli pycha i pieniądze zastępują im wszelką wiedzę.
Relatywizm absolutny inteligencji autystycznej.
michael