Zapomniana grudniowa tragedia
Komuchy są mistrzami zacierania śladów swoich zbrodni. I robią to tak, by po latach nawet zawodowi historycy mieli problem z wyjaśnieniem co się stało.
Niemalże rokrocznie, gdy już przemija tradycyjne wzburzenie młodych, patriotycznych adeptów propagandy, którzy od takich starych zgredów jak ja i reszta rówieśników, dowiedzieli się o grudniowym terorze roku 1970 i 1981; tragediach i masakrach, które wówczas na zawsze zmieniły Polaków, przywołuję kolejną, wyjątkowo rozpaczliwą historię z 1961 roku, dosyć skutecznie wymazaną z historii Polski.
Pokazuje ona nie brutalną siłę i pogardę dla Polaków, lecz głównie niemoc i bezradność wobec głupoty i małości bolszewickich kacyków – wielkich tyranów u siebie i malutkich piesków wobec centrali.
Będę to jeszcze długo przypominał.
Walą młoty o burtę
Okres komuny skrywa wiele tragedii. Wiele z nich nawet nie dotarło do publicznej wiadomości. Chciałbym przypomnieć jedną z nich, niestety dla niej - grudniowej, więc skutecznie przykrywaną przez rocznice stanu wojennego.
To opowieść morska. Choć dokładniej stoczniowa. Nawet sobie nie wyobrażacie, ile na statkach, na morzu, w portach, czy stoczniach zginęło ludzi. Marynarzy i stoczniowców.
Chciałbym przypomnieć niektóre z tych tragedii, by zawód marynarza sprowadzić do należytych proporcji - bez zbędnego romantyzmu i otoczki światowca. To następna ciężka i ryzykowna praca.
13 grudnia. W społecznej świadomości, raz na zawsze zakodowana data. Ponury niedzielny poranek. Nie ma telewizji,córka chce obejrzeć program dla dzieci... W milczeniu patrzymy w końcu na ruskiego buca w polskim generalskim mundurze, który nas informuje, że właśnie zamienili kraj w obóz o zaostrzonym rygorze. Taką pamięć i skojarzenia z 13 grudnia ma większość z nas. Lecz dla kilkudziesięciu rodzin z Wybrzeża, 13 grudnia to przede wszystkim dzień tragicznej śmierci ojców, braci i synów. Dokładnie 20 lat wcześniej – 13 grudnia 1961 roku.
[*] Wykańczaliśmy jednostkę, plan się walił, liczył czas
A tych paru pracowało tam, na dnie,
Wtem się ogniem zajął mostek, ewakuowali nas,
A od tamtych na dnie odwrócili się.
Władza komunistyczna skutecznie zadbała, że by pamięć o tej tragedii została wymazana i nie pozostała w powszechnej świadomości. Pamięć o tragicznym pożarze na nowym drobnicowcu M/S Maria Konopnicka w gdańskiej Stoczni im. Lenina.
------------------------------------------------
Nowo zbudowana jednostka wróciła właśnie z prób morskich. Przechodzą takie próby wszystkie statki, bez przerwy. Na nowo wybudowanych, próby morskie trwają nawet dwa tygodnie. Grupa inspektorów i kilkudziesięciu stoczniowców sprawdza, czy wszystko, co wybudowali i zainstalowali, sprawuje się jak należy. Statek jest goły, nie ma jeszcze mebli. Nie ma też podłóg i sufitów. Ludzie śpią gdzie popadnie, na rozrzuconych materacach. Na wykończenie i kosmetykę przyjdzie czas, jak statek po próbach wróci do stoczni.
Za komuny zawsze pracowało się na hura. Lokalny kacyk, czy to sekretarz wojewódzki PZPR, czy sekretarz Stoczni, chcieli się pochwalić przed Warszawą, jacy to oni prężni i wspaniali i wydawali polecenie, że statek ma być wykończony i oddany armatorowi przed Bożonarodzeniowymi Świętami. Oczywiście takie polecenie było bezdyskusyjnym rozkazem. Na statek rzucano rezerwy ludzi. Na dole spawacze spawali sufity, a nad nimi stolarze kładli podłogi. Kompletne pandemonium. Nikt tego nie ogarniał. Setki ludzi kręciło się po statku, byle tylko wyszykować go i radośnie odbić o burtę butelkę ruskiego szampana, zgodnie z życzeniem Komitetu Wojewódzkiego.
Dodać do tego trzeba, że wszystko było byle jakie, prowizoryczne. Właśnie na hura. Najgorzej było z zarządzaniem i nadzorem. Kierownictwo kompletnie nie panowało nad robotami. Wkraczał majster ze swoją ekipą i robił co chciał. Przyspawał rurę, którą miał w planie, a po chwili drugi majster ją odcinał, bo on w swoim planie w tym miejscu miał zawór.
Ludzie robili co im polecono. Jednakże kierownictwo i nadzór były iluzoryczne. I tak do prawdy, nikt się tym nie przejmował. Zawsze to jakoś będzie.
------------------------------------------------------
Pamiętnego 13 grudnia 1961 roboty były prowadzone na całym statku. Od mostku na szczycie, do maszynowni na samym dnie.Do terminu zakończenia i przekazania statku armatorowi pozostały trzy dni. Wszyscy wiedzieli, że to nierealne, ale podobnie jak z autostradami Tuska, najpierw się odda, a potem wykończy, Dodatkowo do pracy na statku skierowano 300 robotników, pogłębiając jeszcze chaos, który tam panował.
Na pokładzie stał dieslowski agregat, który, jak to w stoczni, zasilał różne narzędzia elektryczne. W pewnym momencie zatrzymał się, a właściwie to go zastopowano, bo rura doprowadzająca paliwo przeciekała, więc postanowiono ją szybko zaspawać. Inny robotnik, który o tym nie wiedział, a któremu ręczna szlifierka przestała nagle działać, podszedł do agregatu, stwierdził, że nie ma paliwa, więc odnalazł zawór i go otworzył. A w tym czasie spawacz już spawał uszkodzony przewód paliwowy. Gdy paliwo doszło do miejsca gdzie spawał, wybuchło mu prosto w twarz. Spawacz zginął na miejscu. Tymczasem płonące paliwo, pod ciśnieniem wydostawało się na pokład i zaczęło zalewać pomieszczenia. Zapanowała panika. Nikt nie pomyślał o zakręceniu zaworu. Ogień i dym rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Pierwsi ludzie, którzy pracowali wewnątrz , przedarli się przez ścianę ognia i wydostali na zewnątrz, bezmyślnie przy tym zamykając luki i drzwi wodoszczelne i nie myśląc o tym, że wewnątrz mogli pozostać jeszcze ich koledzy.
Tak to w sekundach rozpoczęła się ta tragedia.
Co było potem, to jeden wielki chaos, niekompetencja i indolencja. Natychmiast wezwano stoczniową straż ogniową. I co z tego! Kierownictwo i dyspozytor nie wiedzieli, gdzie statek stoi i skierowali ją w zupełnie inny zakątek stoczni. Gdy wreszcie strażacy zjawili się na miejscu, ogień szalał pełną mocą. A wewnątrz, schronieni w maszynowni, odcięci przez ogień i zaryglowane drzwi, byli ludzie. Ponadto straż nie miała odpowiedniego sprzętu do tego typu akcji. Po co więc była stoczniowa straż pożarna?
Okręt płonie - krzyczą - plan! Trzeba gasić co się da!
My po jeszcze żywych, dalej kadłub ciąć,
Wtedy wojsko zawezwali i ratować zakazali:
Kula w łeb, kto zechce w rękę palnik wziąć!
I słyszeliśmy jak młoty o stal walą, Coraz wolniej, jakby z czasem zwlekał czas, Oni biją tam na alarm, że się żywym ogniem palą, My stoimy, i nie robi nic nikt z nas. Mimo wszystko, można było wówczas jeszcze szybko uratować, jak się później okazało, 21 uwięzionych stoczniowców. I to bardzo łatwo. Trzeba tylko było od nabrzeża wyciąć palnikiem dziurę w kadłubie. W stoczni to prosta, parominutowa operacja. Uwięzieni walili młotami i kluczami w blachy wskazując dokładnie miejsce, gdzie się znajdują. Cóż z tego... Wśród kierownictwa na zewnątrz statku nie znalazł się taki odważny, by w nowej jednostce, prawie wchodzącej do eksploatacji, wyciąć dziurę w burcie. Czy ktoś jest w stanie pojąć tą całą sytuację? Uwięzieni w ciemnej czeluści ludzie, w pomieszczeniu pełnym dymu i już bardzo gorącym, którzy zdają sobie sprawę, że ich życie jest zaraz poza tą cienką blachą, tylko ją wyrwać, pokroić. I którzy w desperacji walą tymi młotkami, bo przecież wszyscy muszą ich tam na zewnątrz słyszeć i muszą pomóc.... A tu nic...
Bo jest komunizm. Bo ludzie już dawno nie mają wolnej woli i jaj. Brygadzista sra ze strachu przed kierownikiem, kierownik przed dyrektorem, dyrektor przed sekretarzem partii, ten przed województwem, województwo przed Warszawą, a Warszawa przed Gomułką. Czyli w tamtej logice tylko Gomułka mógł uratować tych ludzi.
Stukanie młotami w burtę było coraz słabsze. Cichło... W końcu zapanowała cisza. Ogień zebrał swe żniwo.
I ucichło to ich bicie, długo zanim pożar zgasł.
Milczał statek ocalony, wojsko, my.
Ale premię za przeżycie wyfasował każdy z nas
I urlopu strachowego po dwa dni.
Oczywiście odbył się proces. Komuna dbała o pozory. Nie znaleziono winnych wśród kierownictwa i nadzoru. ZA ŚMIEĆ 22 STOCZNIOWCÓW, GŁUPIĄ I BEZSENSOWNĄ, NIE ODPOWIEDZIAŁ NIKT. Komuna zadbała by opinia publiczna nic nie wiedziała o tym zdarzeniu. Pożar na „Konopnickiej” w gdańskiej Stoczni im. Lenina długo trzymano w tajemnicy. Mała tablica upamiętniająca tą tragedię została powieszona przy stoczni 13 grudnia 2004 roku.
* W 1985 Jacek Kaczmarski przebywał w Monachium w rozgłośni Radia wolna Europa. Tam po raz pierwszy dowiedział się od Bogdana Żurka o stoczniowej tragedii. Był wstrząśnięty. Następnego dnia przyniósł tekst piosenki.
Wykańczaliśmy jednostkę
Plan się walił liczył czas
A tych paru pracowało tam na dnie
Wtem się ogniem zajął mostek
Ewakuowali nas
A od tamtych na dnie odwrócili się
Okręt płonie wrzeszczą plan
Trzeba gasić co się da
My po jeszcze żywych dalej kadłub ciąć
Wtedy wojsko zawezwali
I ratować zakazali
Kula w łeb kto zechce w rękę palnik wziąć
I słyszeliśmy jak młoty o stal walą
Coraz wolniej jakby z czasem zwlekał czas
Oni biją tam na alarm
Że się żywym ogniem palą
My stoimy i nie robi nic nikt z nas
I ucichło to ich bicie
Długo zanim pożar zgasł
Milczał statek ocalony wojsko my
Ale premie za przeżycie
Wyfasował każdy z nas
I urlopu strachowego po dwa dni
Zwodowaliśmy jednostkę
I o burtę szampan prysł
Zaspawanych na dnie wieczny grób wśród braw
W chorągiewkach nowy mostek
Flag białoczerwony błysk
Płyń po morzach imię polskiej floty sław
I słyszymy wciąż jak młoty o stal walą
Coraz wolniej jakby z czasem zwlekał czas
Oni biją tam na alarm
Że się żywym ogniem palą
My stoimy i nie robi nic nikt z nas
Jacek Kaczmarski
..........................................
Zamyślmy się trochę wraz z śp. Jackiem Kaczmarskim
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 706 odsłon
Komentarze
Komuna, a właściwie ich
16 Grudnia, 2021 - 11:35
Komuna, a właściwie ich "resortowe dzieci i wnuki", do dzisiaj mają w 'głębokim' poważaniu ludzkie życie, dla nich liczy się tylko władza dla której odzyskania są gotowi zniszczyć ludzkie zdrowie czy życie ale i Polskę, niestety ale taka jest żydo-komuna.
To ya.
Zetknąłem się z informacją o tym tragicznym zdarzeniu -
16 Grudnia, 2021 - 12:13
- przed wielu laty (chyba ponad 20 lat temu) - w jakimś programie w TV i czytałem w jakimś piśmie też już bardzo dawno dlatego nawet nie pamiętam w jakim ale to były tylko te dwie wzmianki a przynajmniej te dwie do mnie dotarły.
To było "za komuny" typowe sowieckie podejście i nikt się z życiem ludzkim nie liczył tak jak na ruskim okręcie podwodnym Kursk który gdyby postawili w pionie to by wystawał nad wodą ze 30 metrów. Był bardzo płytko a mimo to nikt ludzi nie ratował.
Motto na dziś: "Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć".
Ci młodzi ludzie w piachu, a
16 Grudnia, 2021 - 18:40
Ci młodzi ludzie w piachu, a Miller w Parlamencie Europejskimi...
Historia ma qrewskie poczucie humoru
TO ABSOLUTNIE NIE JEST ZAPOMNIANA TRAGEDIA
17 Grudnia, 2021 - 12:48
Wiem o tej zbrodni od wielu lat, czytałem o tej historii nie pamiętam gdzie i kiedy. Wydaje mi się, że przynajmniej raz w jednym z Twoich dawnych felietonów. To jest mrożąca krew w żyłach zbrodnia. Ale co jest moim zdaniem najważniejsze - to niesamowita lekcja komunistycznej mentalności, rozpoznanie struktury myślenia wbitego w komunistyczny mózg.
Wtedy można było tych ginących ludzi uratować. Wystarczyło wypalić dziurę w stalowej burcie. Jednak w żadnej komunistycznej głowie nie zaświtała nawet myśl, by przystąpić do działania. Nikt świadomie nie skazywał tych ludzi na śmierć, nikt nie zastanawiał się nad żadną próbą udzielenia im pomocy. Nikt nie czekał na żaden telefon z Komitetu Wojewódzkiego z poleceniem: - Palić tę dziurę. Nic
W żadnym bolszewickim łbie w żadnej chwili nie powstał żaden problem, nie istniała żadna przyczyna skłaniająca ich do działania. Żaden odruch.
Po prostu w żadnym bolszewickim, pełnym frazesów łbie nie istnieją żadne NASZE sprawy. NASZE życie nie ma najmniejszego znaczenia. Nie istnieje jako zjawisko, ani jakikolwiek problem. Na tym właśnie polega intelektualna niewydolność i paraliż decyzyjny elit Zachodu [link].
To jest tak jak prawdziwa historia bitwy o Lenino, w której rosyjscy generałowie posłużyli się polskimi żołnierzami w celu "rozpoznania walką". Rosyjscy dowódcy kosztem życia polskich ludzi dowiedzieli się gdzie Niemcy mają cekaemy, a gdzie moździerze.
NASZE życie nie miało wtedy najmniejszego znaczenia.
To jest jądro lewicowego poglądu na świat, obecnie zwane światopoglądem liberalnym. Trzeba ratować planetę, a ludzie mogą zdychać. Dlatego wczoraj EU nie zaakceptowała ograniczenia systemu ETS. Trzeba ratować planetę, ludzie niech zdychają.
Proponuję zajrzeć do mojej współczesnej definicji komunizmu [link]
michael
@michael-abakus
17 Grudnia, 2021 - 15:52
Witaj Michaelu
To jest mrożąca krew w żyłach zbrodnia. Ale co jest moim zdaniem najważniejsze - to niesamowita lekcja komunistycznej mentalności, rozpoznanie struktury myślenia wbitego w komunistyczny mózg.
Wtedy można było tych ginących ludzi uratować.
Liczyłem na Ciebie i się nie zawiodłem. Musiało to Cię ruszyć. Tak, jak piszesz, ta tragedia dla mnie jest miniaturą bolszewizmu. Pokazuje, jak komunizm jest nieludzki i jak kłamią, mówiąc - wszystko to dla was.
Widocznie mamy podobne wzorce fundamentalnych uczuć i mentalności. Za każdym kolejnym razem gdy to ponownie publikuję stają mi włosy na głowie i tętno przyspiesza. Kaczmarski też musiał to czuć. Całą tą ohydę komunizmu.
Serdeczności
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
@ jazgdyni
18 Grudnia, 2021 - 01:05
Tragedia na MS Maria Konopnicka jednym z dziesieciotysecznikow w roku 1961 jest rzeczywiscie wielka tragedia dla Polski. Jezeli przeanalizujemy sprawy tego pozaru z punktu widzenia analizy technicznej i mozliwosci owczesnych osob odpowiedzialnych za ta tragedie, wszystko moze wygladac calkiem inaczej. W roku 1961 polski przemysl okretowy ciagle raczkowal. Ja wiem ze w tamtych czasach kazda taka sytuacja byla traktowana jako sabotaz, bo przeciez ciagle trwala walka z oporem przeciwko komunie. Taka mnie zastanawia sytuacja: nie znam szczegolow wiec probuje zastanowic sie dlaczego ci ludzie nie mogli opuscic tego miejsca gdzie przebywali? Czy byl poklad i nie mozna bylo ich wyciagnac jakims dzwigiem? Druga sprawa jest taka, ze gdyby tam juz byl zamontowany poklad i caly dol tego statku stanowil jedno pomieszczenie w ktorym plonal ogien, to czy wypalenie dziury w burcie nie spowodowaloby tak zwanego dolania oliwy do ognia, czyli dodania tlenu ktory by ten ogien jeszcze mocniej bustowal? Ja wiem z opowiadan strazakow, ze gdy plonie jakies pomieszczenie to otwarcie do niego drzwi lub okien powoduje gwaltowny wzrost ognia, a nawet czasami eksplozje. Dzisiaj jest latwo to wszystko oceniac na podstawie ograniczonej wiedzy o szczegolach tej tragedii. Moj znajomy pracujacy na stanowisku kierwniczym w stoczni w Szczecinie poszedl siedziec w roku 1981 za smiertelny wypadek jego podwladnego. Wtedy nie bylo przelewek jak teraz. Za doprowadzenie do zamachu w Smolensku nie odpowiedzial nikt ze strony polskiej, chociaz wszyscy wiedza ze w niej uczestniczyli. Jezeli dyskutujemy o tragediach ktore zdarzyly sie w przeszlosci w Polsce, to warto uswiadomic tych ktorzy nie slyszeli nigdy o zatonieciu Gustlofa w roku 1945 storpedowanego przez sowiecka lodz podwodna w okolicach Kolobrzegu. To byla najwieksza katastrofa w historii katastrow morskich. Wowczas nikt sie nie uratowal, a bylo na tym statku okolo 10tys glownie cywilow z Gdanska ktorzy uciekali przed frontem zblizajacym sie do Gdanska. Swiat o niej milczy, bo stara zasada mowi, ze zwyciezcow sie nie sadzi. Tam tylko nurkowie hobbysci od czasu do czasu probuja ogladac lezacego na dnie Gustlofa.
Pozdrawiam
JanStefanski
@JanStefański
18 Grudnia, 2021 - 07:00
Panie Janie
...gdyby tam juz byl zamontowany poklad i caly dol tego statku stanowil jedno pomieszczenie w ktorym plonal ogien, to czy wypalenie dziury w burcie nie spowodowaloby tak zwanego dolania oliwy do ognia
Proszę uważnie przeczytać jeszcze raz, zanim Pan napisze coś takiego. Czy nie napisałem, że statek wrócił po próbach morskich, czyli w całości wykończony za wyjątkiem kosmetyki?
Nieważne. Takie dywagacje to klasyczne PRLowskie zamulanie tematu, gdy sytuacja była prosta - dwóch spawaczy z nabrzeża zwykłym palnikiem acetylenowym w ciągu 10 minut mogło wypalić dziurę w burcie i uratować życie uwięzionych ludzi.
Potem zaspawanie tej dziury, oczyszczenie i odmalowanie zajęło by 3 godziny.
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
Re: wypalenie dziury i zaspawanie
18 Grudnia, 2021 - 08:37
Wie Pan wypalenie dziury bylo rzeczywiscie proste, tylko pytanie jest: dlaczego tego nie zrobili? Z cala pewnoscia oprocz tego ze pozar opoznil oddanie statku do eksploatacji, te 3 godziny dodatkowej roboty nie zmienilyby niczego. Wydaje sie ze generalny menadzer projektu mial taka wiedze ze wypalenie dziury uratowaloby tych ludzi. Za te smierc musial ponosic jeszcze wieksza odpowiedzialnosc niz za sam pozar. Nie sadzi Pan ze to jest troche dziwna historia?
Pozdrawiam
JanStefanski
Źle oceniony komentarz
Komentarz użytkownika zwykły polak nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.
Temat handlu prawami do emisji CO-2 należy pociągnąć dalej -17 Grudnia, 2021 - 16:09
- to jest kolejna afera europejskich żydo-komunistów i faszystów i źródło gigantycznych dochodów dla garstki wtajemniczonych. Te kilkadziesiąt decyzyjnych osób z PE dobrowolnie nie zrezygnuje z tej "kopani złota" choć by cała ludność UE miała zdechnąć z głodu.
Niemcy wybudowali nowoczesny faszyzm na zgubę UE. Chyba czas aby kraje zaczęły łączyć się nieoficjalnie po za unijnymi strukturami z docelowym pozbyciem się Niemiec.
Na debatach publicznych już powinno się puszczać takie "sztuczne balony" i zobaczyć reakcję innych na ten pomył. - (na razie tylko rozmów ale na nieoficjalnych debatach poszerzać zakres ustaleń)
Motto na dziś: "Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć".
@zwykły polak
18 Grudnia, 2021 - 07:02
Po co ta wrzuta?!
Co ma piernik do wiatraka?
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
@jazgdyni - Sorry - faktycznie i ja czytam i nie dowierzam
18 Grudnia, 2021 - 13:40
- miałem chyba otwarte dwa okna do komentarzy i wkleiłem nie pod ten temat. Ostatnio destruktywnie działa na mnie deszczowa pogoda i mam wyraźny brak koncentracji - może po szczepieniu zatkało mi neurony.
Motto na dziś: "Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć".