Najeżka, czyli jak mój szwagier odkrył drogę do zgody narodowej.

Obrazek użytkownika Romek M
Humor i satyra

Kiedy jechałem na święta do mojej siostry, nie zastanawiałem się nad tym czy znów się będziemy kłócić przy świątecznym stole. Ale o co? O Kaczyńskiego, o PO, o Smoleńsk?

To dziwne, ale nie pamiętam, byśmy dawniej, się kłócili. Dawniej, to znaczy przed 2005 rokiem. Co najdziwniejsze nie przypominam sobie, abyśmy przed tym szczególnym rokiem, w ogóle rozmawiali o polityce. Ona dla mojego szwagra nie istniała. No, ale potem przyszło zagrożenie dla demokracji i fanatyczny Kaczyński zaczął kompromitować Polskę swoim wzrostem, na arenie międzynarodowej. PiSowi zaczęło przeszkadzać, że świat stawał się piękny jak wieczór po "tańcu z gwiazdami" i wygnał na ulice dywizjony moherowych beretów i facetów na starych rowerach , którzy nie tylko spowolnili ruch i zepsuli asfalt, ale również, a może przede wszystkim zakłócili optymistyczny pejzaż kraju kwitnącej jabłoni. Więc trzeba było dać odpór Polsce pomników i kwękolenia. Za dużo już tego było. Kiedy jeszcze jacyś goście niepodobni do jamników zaczęli tropić byłych agentów i skorumpowanych, zaczęło się stawać koszmarnie. Jakiś smutek zaczął wiać spod czarnych sutann księży, że nawet piwo przestało smakować. I karkówka była jakby gorszej jakości. Ale miarka przebrała się, kiedy skiepściły się odcinki Kiepskich. Szwagier wspólnie z celebrytami powiedzieli wówczas głośno dosyć. Ale jakby jeszcze tego nie było dosyć zepsuła się również pogoda. Od tego czasu w mojej rodzinie rozpoczął się głęboki podział. Nie osiągnął jeszcze wprawdzie głębokości kanionu w dolinie Kolorado, ale zszedł już moim zdaniem na głębokość kilkuset dobrych metrów i na taką szerokość, że jeszcze wprawdzie można się porozumiewać, ale już tylko krzykiem.
Więc jadąc, zastanawiałem się na czym ten podział polega. Kto mojemu szwagrowi mówi co jest poprawne , a co nie. Dlaczego zawsze wie, co jest cacy a co nie. I dlaczego zawsze jest to spójne z wizerunkiem świata widzianego przez obiektyw kamery TVN? Można zadać oczywiście inne pytania. Dlaczego ja widzę prezydenta, spuchniętego jak najeżka, który udaje suma i ambitnego premiera wijącego się jak pijawka w cukrze? Dlaczego ja nie chcę przyjąć, że sprawa jest "do bulu prosta". Kto mi to wszystko wmówił? Czemu wierzę fałszywie uśmiechającemu się Macierewiczowi, a nie ufam dostojnemu Millerowi?
Nie wiem. Tak samo jak nie wie tego mój szwagier. Żebym chociaż ja był niewykształconym, z małego miasta, i stary, a on na odwrót. Ale nie. Nie jest to wszystko kurcze takie proste.
Przez całą Wielką Sobotę udało nam się omijać tematy polityczne. Rozmawialiśmy o temperaturze wody w Adriatyku, celibacie i depresji u szczurów hodowlanych. Ale kiedy pod wieczór, kończąc przy piwie dyskusję nad tym, czy można już jeść kiełbasę czy też jeszcze nie, a tematy zaczęły schodzić na sprawy wyższości Śląska nad Podkarpaciem, wiedziałem, że konflikt staje się nieunikniony. Wytrzymaliśmy jednak tego dnia do końca bez walki. Nikt nie dał się sprowokować. Leżąc w łóżku, na nowym miejscu, przewracałem się z boku na bok, zastanawiając, jak nie dopuścić jutro do kłótni, która - czułem to - dojrzewała jak śmierdzący ser w perfumerii. Nagle zdałem sobie sprawę nad jak ważkim problem deliberuję, na tej składanej kozetce. Tu przecież nie chodzi o nic innego jak o zgodę ogólnonarodową. Jeśli znajdę rozwiązanie, znajdę je dla całej Polski! Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej wydawało mi się, że jestem bliski rozwiązania. W końcu, zmęczony, zasnąłem z uśmiechem na ustach, który przerodził się później w gromkie chrapanie z elementami bezdechu, zakłócającego spokój mieszkańców, co autorytarnie stwierdzili rankiem wszyscy domownicy. No, ale czego w końcu można oczekiwać od złośliwego mohera z południowego - wschodu?
Mój szwagier wstał wcześniej ode mnie i radośnie pogwizdując zajął na pół godziny łazienkę na parterze, gdzie w przeddzień złożyłem swą maszynkę do golenia i szczoteczkę. Nie pozostało mi nic innego jak czekać, zgrzytając brudnymi zębami. Kiedy wyszedł, pachnący dobrą wodą kolońską, ze śnieżnobiałbym uśmiechem na ustach, który odcinał się wyraźnie od śniadej muskulatury, wiedziałem już, że to on znalazł rozwiązanie problemu, który nurtował mnie przed zaśnięciem. Nie powiem, że nie poczułem ukłucia zazdrości. Mimo wszystko szybko się ogoliłem i ubrałem uroczyście. Zbliżało się Wielkanocne śniadanie. Posiłek, na którym to on jako gospodarz, miał pierwszy złożyć wszystkim życzenia. Drżałem, kiedy ceremonialnie wzniósł jajko na twardo. Wiedziałem, że za chwilę nastąpi "wielkopomna" chwila. Szwagier odchrząknął, powiódł po nas wzrokiem, a potem powiedział: "Życzę wam, przybysze z dziwnej krainy, abyście poznali prawdę. Prawda przyniesie wam spokój." Poczułem jak opada ze mnie nienawiść, a wielka łapa śląskiego powietrza kładzie się na mą głowę i gładzi po rzadkich włosach. Pokonując wzruszenie powstałem ze swego miejsca i podziękowałem za te wspaniałe słowa. Życzyłem wszystkim tego samego. Z całego serca. Czego i Wam również życzę, mimo że już po świętach.

Brak głosów

Komentarze

n.t.

Vote up!
0
Vote down!
0

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart

#155248

Wiem, że nie jest proste, ale możliwe. Trzeba wierzyć.

Vote up!
0
Vote down!
0
#155270