To jest wasza impreza!
Na fali ogólnonarodowego rozczulenia i międzyludzkiego zbliżenia Hiobowscy zaprosili do siebie rodziców kuzyna kontestatora. Stosunki pomiędzy obiema rodzina układały się źle. Szczerze mówiąc - fatalnie. Według rodziców kuzyna kontestatora główną przyczyną tego stanu rzeczy była najmłodsza latorośl Hiobowskich. To Łukaszek ściągał na nich same katastrofy i nieszczęścia.
Hiobowscy przy zaproszeniu podkreślili zatem, że podczas spotkania nie będzie ani Łukaszka, ani też jego siostry. Będą jedynie dorośli, poważni ludzi, co gwarantuje dojrzałą, spokojną atmosferę. Rodzice kuzyna po długim namyśle zgodzili się i przybyli o wyznaczonej porze do mieszkania Hiobowskich. Nastąpiło powitanie według wszelkich reguł, jeszcze nie serdeczne, ale wykraczające poza zwykłą neutralność.
- Przyznam się, że nie bardzo widzę, żebyście urządzili prawdziwą, neutralną imprezę - wyznała mama kuzyna. - W waszym wykonaniu i tak na pewno zamieni się to w seans nienawiści...
Rodzice kuzyna zapewnili o swoich dobrych intencjach, Hiobowscy o swojej dobrej woli, wszyscy jeszcze raz zapewnili się o chęci pojednania i zasiedli do obiadu.
- Rosół z kostki? - zauważyła mama kuzyna.
- Ale gdzie tam? - oburzyła się babcia. - Z żadnej kostki! Uczciwie, na włoszczyźnie i na mięsie! takie uwagi mnie obrażają i...
- Mieliśmy się jednać - przypomniała mama Łukaszka.
- Ależ oczywiście! - zamachała rękami mama kuzyna. - W końcu to jest wasza impreza! Możecie robić rosół z czego wam się podoba! Nawet z kostki!
Babcia Łukaszka zagryzła ze złością wargi i nic nie powiedziała.
Przy drugim daniu uaktywnił się tata kuzyna.
- Uważam, ze skoro się jednamy i jest to ważne wydarzenie, to mogliście dać na stół jakiś odświętny serwis.
- To jest odświętny serwis! - oburzył się dziadek. - Nie są to co prawda łabędzie Bruehla, ale...
- Mieliśmy się jednać - przypomniał tata Łukaszka.
- Ależ oczywiście! - zreflektował się tata kuzyna. - Nie to jest przecież najważniejsze! Liczy się to, że jesteśmy razem, a nie to, że jemy na tekturowych tackach! Poza tym to jest wasza impreza!
Dziadek sapnął i nic nie powiedział.
I tak to trwało. Hiobowscy próbowali sprostać oczekiwaniom gości, pytali, czego sobie życzą, ale nieodmiennie słyszeli, że przecież to jest ich impreza... Uroczysty obiad się skończył, rodzice kuzyna kontestatora pożegnali się. Na odchodnym powiedzieli kilka rzeczy. Że się świetnie bawili pomimo chamskich prowokacji gospodarzy. Że się najedli pomimo rosołu z kostki. Że oprawa była całkiem, całkiem, pomimo tekturowych tacek na których jedli. I że po powrocie do domu obdzwonią resztę rodziny i zdadzą im szczegółową relację z jednania...
Do domu wrócili Łukaszek z siostrą. Weszli do pokoju w momencie gdy reszta rodziny snuła plany jak to zachowają się podczas rewizyty. Plucie do zupy, nadużywanie przypraw, psucie powietrza.
- Czyli z pojednania jednak nic nie wyszło? - zapytał żywo Łukaszek.
- Skąd ten absurdalny pomysł? - obruszyli się Hiobowscy. - Jednamy się i świetnie nam to idzie. A co, nie widać?
- Widać, ale my to w szkole nazywamy nie jednaniem tylko zemstą...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1774 odsłony
Komentarze
;-)))))
19 Kwietnia, 2010 - 04:53
o, toto.