I ja tam byłem…

Obrazek użytkownika Kapitan Nemo
Blog

Nigdy nie pisałem o tym dniu. O dniu 17 grudnia 1970 roku w Gdyni, gdy mieszkałem wtedy przy ulicy Kopernika, czyli pięć minut piechotą do Miejskiej Rady Narodowej. Ale wtedy pracowałem także w ówczesnej Stoczni im. Komuny Paryskiej, studiując równocześnie na Politechnice Gdańskiej. Jestem zatem jedną z niewielu osób, które widziały masakrę grudniową w Gdyni i w Gdańsku...

Gdy przyjechałem do Gdańska w poniedziałek 14 grudnia 1970 roku okazało się, że zajęć na Politechnice już nie będzie. Rektor ogłosił tydzień rektorski w związku z „zamieszkami” w Gdańsku. Dowiedzieliśmy się także od kolegów, że o 17-tej ma się odbyć wiec pod Politechniką. Razem z kolegą z Gdyni postanowiliśmy poczekać. Przeszliśmy się na herbatę do Wrzeszcza i po około godzinie wróciliśmy w stronę Politechniki. Gdzieś w dali na Alei Grunwaldzkiej ujrzeliśmy tłum, zmierzający od Gdańska w kierunku Politechniki. Połączyliśmy się z tłumem robotników stoczni gdańskiej, ubranych w robocze ubrania i hełmy. Tłum ten powiększali cywile, zaś na czele tego pochodu robotnicy pchali milicyjną Nyskę, wyposażoną w megafon. Przez ten megafon padały zachęty do mieszkańców w okrzykach „Chodźcie z nami !” i krótkie wypowiedzi na temat władzy komunistycznej, która wprowadziła drakońskie podwyżki cen mięsa i innych artykułów spożywczych. Gdy tłum dotarł do Politechniki – olbrzymia brama stalowa była zaryglowana. Wkrótce dało się jednak tę bramę otworzyć i na dziedzińcu Politechniki i odbył się krótki wiec.

Po wiecu tłum robotników i cywili ruszył z powrotem w kierunku Gdańska. I ja tam byłem wraz z kolegą. Gdy doszliśmy do mostu Błędnik, milicja otworzyła ogień. Pierwszy raz w swoim życiu zobaczyłem prawdziwą wojnę i prawdziwe trupy. Niedaleko mnie padła dziewczyna, a jej ubranie w okolicy podbrzusza natychmiast zalała się krwią. Milicja Obywatelska strzelała bowiem pociskami dum-dum, co później wyjaśnił nam na zajęciach na Politechnice jeden z profesorów. Jedna kula rozrywała połowę ciała i tylko niewielu przeżyło po postrzeleniu takim pociskiem….

Uciekaliśmy na oślep, padając na ziemię i podnosząc się. Wielu leżało już bez ruchu. Nie wiem jak, ale znalazłem się na ulicy Rajskiej w pobliżu ówczesnych Delikatesów. Delikatesy płonęły, a zewsząd słuchać było strzały milicji. Widziałem atakujące gaziki milicyjne, czy też wojskowe na których zamocowane były rakietnice. Z tych rakietnic też strzelano do ludzi. Uciekając w kierunku Gdyni zobaczyłem samochód pick-up. Do niego cisnęli się ludzie i ja się też wcisnąłem. Kierowca nie pytając dał gazu i z niedomkniętymi tylnymi drzwiami samochód uciekł z pola walki. Byłem uratowany ! Po jakimś czasie, domknęliśmy drzwi i tak szczęśliwie dotarłem do Gdyni. Do domu przy ulicy Kopernika…

Ale już tego wieczora na Gdynię jechały czołgi od strony ówczesnej ulicy Dzierżyńskiego (dzisiaj Legionów). Do wojny włączyła się zatem armia pod dowództwem szefa MON gen. Jaruzelskiego, którego nota bene sprawę, związaną z odpowiedzialnością za masakrę na Wybrzeżu „niezależny i niezawisły” sąd III RP zawiesił w 2011 r. ze względu na zły stan zdrowia generała. Mordercę pochowano więc z wojskowymi honorami…

O tym rozmawialiśmy dzisiaj, idąc w pochodzie po rocznicowej Mszy św. w Kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gdyni w kierunku Krzyży przy Urzędzie miasta Gdyni. Zresztą, jak co rok w „wolnej” już Polsce, w której żaden z komunistycznych władców nie został osądzony, zaś żaden z przywódców obecnej III RP nie ma odwagi stawić się na porannym apelu przy pomniku ofiar Grudnia 70’ w Gdyni w pobliżu nieistniejącej już stoczni… Owszem, przyjeżdżał tam zawsze ś.p. Lech Kaczyński, ale skutecznie został od władzy odsunięty. Gwoli prawdy – jeden raz pojawił się w rocznicę Czarnego Czwartku w Gdyni Bronisław Komorowski. Wygwizdany, już się w Gdyni nie pojawił i na pewno nie pojawi. A premiera ? Nie miejmy do niej pretensji, skoro bidulka siedzi od paru dni w zaryglowanej kancelarii…

                                                                                                                               *                      *                      *

Wracając więc do Czarnego Czwartku 1970 roku - po przemówieniu tow. Kociołka w telewizji, który wezwał wieczorem 16 grudnia stoczniowców Gdyni i Gdańska do powrotu do pracy, następnego dnia po piątej rano wsiadłem do trolejbusu przy Wzgórzu Nowotki (obecnie św. Maksymiliana, aby dojechać do Stoczni im. Komuny Paryskiej . Trolejbus dojechał tylko do Placu Konstytucji, skąd wraz z tłumem stoczniowców ruszyłem pieszo w kierunku przystanku Gdynia-Stocznia, gdzie zatrzymywały się kolejki elektryczne. Z nich wysiadały tłumy pracowników stoczni i portu. Ale droga do stoczni i portu była tego wczesnego ranka zablokowana przez wojsko i stojący na skrzyżowaniu czołg. Tłum więc gęstniał i gęstniał: na pobliskim moście, na pomoście nad torami i na ulicy od Placu Konstytucji (obecnie Janka Wiśniewskiego). Ja tam właśnie byłem w tym coraz bardziej gęstniejącym tłumie ludzi...

Wkrótce usłyszeliśmy przeszywający powietrze wystrzał z czołgu, a po nim serie z karabinów maszynowych. Tłum się zachwiał na obecnej ulicy Janka Wiśniewskiego. Padli pierwsi zabici, zanim następni i następni… Wszyscy uciekali, gdzie popadnie. Część z nich zaczęła uciekać nasypem na pobliskie tory kolejowe. Ja też tam pobiegłem. Wkrótce ryk syren karetek pogotowia rozdarł miasto. Nad Gdynią pojawiły się helikoptery, z których strzelano do ludzi na ulicach i rozrzucano gazy łzawiące. Była to dobrze zorganizowana bitwa, stąd i Gdynia przypominała jedno wielkie pole bitwy. Starając się wrócić do domu, szedłem, biegłem, ukrywałem się wraz z przerażonym i gniewnym tłumem, zmierzającym ulicą Władysława IV i Świętojańską. Przepuszczaliśmy tylko karetki pogotowia. Ludzie wyrywali kostki brukowe do obrony przed uzbrojoną po zęby milicją i wojskiem. Tak doszliśmy pod Miejską Radę Narodową…

Tam już też stał gniewny tłum, nad którym latał helikopter. Zauważyliśmy, że na sąsiedniej ulicy Bema stoją policyjne suki , z których wysiadały uzbrojone oddziały . Po pierwszych strzałach rozpętało się piekło, gdyż z nieba spadały gazy łzawiące a ludzie w bezładzie usiłowali się uratować z tej matni. Wraz z wieloma osobami udało mi się – klucząc po omacku wśród gęstniejącego gazu - ukryć w budynku przy ulicy Partyzantów. To jest naprzeciw Miejskiej Rady Narodowej. Ktoś - po prostu wpuścił do swojego mieszkania uciekających z zasadzki ludzi, skąd mogliśmy dostrzec tyralierę morderców zmierzającą w kierunku tego budynku. Ktoś krzyknął: „Pozabijają nas tutaj wszystkich”. Jakaś dziewczyna zaczęła histeryzować widząc mężczyznę, który padł martwy w pobliżu tego budynku. Wraz kilkoma osobami postanowiłem opuścić ten budynek i uciekać w kierunku kościoła Franciszkanów. Wspinając się po stromej skarpie, pośród nieustającego terkotu karabinów maszynowych, udało nam się dotrzeć na wzgórze, na którym stoi kościół. Tak wpadliśmy do jego wnętrza, gdzie było już wiele osób. Byliśmy uratowani….

Gdy wreszcie dotarłem do domu – moja ś.p. mama przywitała mnie jak zjawę… Bo wielu ludziom, w tym bardzo młodym, jak ja wówczas – nie udało się przeżyć piekła tamtych dni. Piekła Grudnia 70’ w Gdańsku i w Gdyni…

                                                                                                            *                             *                            *

 

Późnym wieczorem, po dzisiejszych uroczystościach, włączyłem telewizor. Tam ani słowa o Czarnym Czwartku w mieście Gdynia. Obecna władza, zaryglowana w pałacu i w kancelarii odpuściła bowiem 44 rocznicę Grudnia 70’. Pewnie dlatego reżimowe media już nic nie mówią o zawłaszczaniu Grudnia 70’....

Bo oni doskonale wiedzą, że nie uda im się zawłaszczyć rocznicy masakry na Wybrzeżu, skoro pożegnało się jednego ze sprawców tej masakry z honorami wojskowymi. Nikt więc nie zaryzykuje, by pojawić się tutaj pośród tych, którzy nie utracili pamięci, honoru oraz pojęcia Ojczyzna. Dlatego w Gdyni nie pojawił się na tej uroczystości w Kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa i w pochodzie ulicami Gdyni choćby jeden poseł „naszej”, czyli waszej towarzysze z Platformy Obywatelskiej partii...

 

P.S. Jest i dalsza część tej opowieści. Po jakimś czasie, gdy wydano już stoczniowcom nowe legitymacje – otrzymałem już w styczniu 1971 roku wezwanie do stawienia się na ubecji w Gdańsku przy ul. Okopowej. Wprowadzono mnie do pomieszczenia o wymiarach 2,5 na 2,5 metra i wysokiego na 4 metry. W tej studni stało tylko biurko i krzesło. A na biurku lampa. Przypomniały mi się opowieści mojego ś.p. już ojca, który w 1956 roku został zrehabilitowany i znał metody ubecji. Stojąc tak w tej studni, po dłuższym czasie z innego wejścia wszedł ubek, który oskarżył mnie o zabicie milicjanta. Twierdził, że mają moje zdjęcia z uczestnictwa w tym morderstwie. Wiedząc, że perfidnie kłamie - od razu zorientowałem się, że ubecji chodzi o zastraszenie mnie w tym celu, bym stał się ich współpracownikiem.

Tego styczniowego dnia, wozili mnie czarną Wołgą po całym Trójmieście, aż do wieczora. Prowadzili mnie do jakiś mieszkań (zapewne współpracowników ubecji), gdzie jedynym pytaniem było: „Czy zna pan (i) tego pana ?” Ja tę ich akcję przeżyłem bez jedzenia i picia, choć ubecy zatrzymywali się w jakiś miejscach na dłuższy czas, zostawiając mnie samego w samochodzie. Gdybym uciekł – byłbym ich, gdyż by mnie dopadli, oskarżając o byle co.

Gdy po trzech dniach od tego zdarzenia, znowu zadzwonili do kierownika wydziału, gdzie pracowałem, że znowu mam się pojawić na Okopowej - odpowiedziałem kierownikowi (prawdopodobnie też współpracownikowi ubecji), że nigdzie nie pojadę. Znają mój adres, więc niech wyślą oficjalne wezwanie. Próbowali tak ze dwa jeszcze razy… Dopiero w latach 90-tych dowiedziałem się, że w ten właśnie, lub podobny sposób – ubecja załatwiła sobie po masakrze 1970 roku współpracowników ze stoczni i portów Gdyni i Gdańska. Potwierdził ten fakt pewien osobnik, którego III RP uznała za mędrca, a przedtem poprowadził „Solidarność” do ugody z komunistami.

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (21 głosów)

Komentarze

25 lat PO obaleniu komuny, a tak na prawdę nic się nie zmieniło, dalej rządzą ale POd szyldem demokracji. Brak ustawy o dekomunizacji i lustracji. POzwala im żyć w dobrobycie, i bez strachu że odpowiedzą za swe zbrodnie. Towarzysze sędziowie lub ich POtomkowie pilnują, by ich nie ukarano, i nikt im nie przeszkadzał. Śmiałków czeka długoletni proces, i olbrzymie koszta. Takie dramatyczne przeżycia jak pana, zostają u człowieka na całe życie, i odbijają na człowieku swe piętno, ból rozpacz gniew i chęć zemsty, a zarazem bezsilność gdy widzi te chodzące czerwone bestie na wolności. Dla mnie towarzysz red bul Bredzisław napluł i znieważył, ludzi bestialsko zabitych na Wybrzeżu w 1970 roku. Idąc na mszę POgrzebową tego zbrodniarza i czerwonego kata Jaruzelskiego, kata który wydał rozkaz by do tych ludzi strzelano. W Polsce panuje jakaś dziwna amnezja, część sPOłeczeństwa nie pamięta i nie chce pamiętać o tych komunistycznych mordach, na bezbronnych Polakach. Polska to kraj, gzie czerwonym katom żyje się dobrze, niż ich ofiarom

Vote up!
9
Vote down!
0

Jestem jakim jestem

-------------------------

"Polska zawsze z Bogiem, nigdy przeciw Bogu".
-------------------------

Jestem przeciw ustawie JUST 447

#1456208

część sPOłeczeństwa nie pamięta i nie chce pamiętać o tych komunistycznych mordach, na bezbronnych Polakach

A ja tak sobie myślę, ze w SB, wojsku, ZOMO wreszcie MO i w PZPR było dostaecznie duzo ludzi, aby wraz ze swoimi rodzinami, dziecmi wnukami ciepło wspominac dawne czasy, te sklepy za żółtymi firankami, wczasy w lepszych ośrodkach itd itp, by stanowic dzisiaj znaczący "odpór" PiS nawołujacemu do rozliczeń, dekomunizacji czy pozbawiania powiększonych emerytur. I to sie niestety nie zmieni ani teraz, ani w przyszłości, bo nawet jak juz dawni towarzysze zemrą, to ich potomkowie sa już ukształtowani. 

Vote up!
8
Vote down!
0
#1456217

Wstrząsająca relacja...własnie dlatego PO-szuści zamilczają takie rocznice bo powstanie i zdobycie władzy przez ich sitwę było przygotowane przez slużby wywodzące się z PRL - Czempiński, Dukaczewski to symbole "układu", który wyprodukował tę sitwę geszefciarzy, byłym współpracowników a potem oddał im "Władzę" rzecz jasna stale kontrolowaną...

Vote up!
9
Vote down!
0

Yagon 12

#1456210

Witaj

Byliśmy blisko siebie w tamtych dniach. Może nawet wspólnie odpoczywaliśmy u Franciszkanów.

Tak to było....

 

Pozdrawiam

Vote up!
5
Vote down!
0

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1456231

W tym kraju Kościół był zawsze oazą i niech tak zostanie na wieki, wieków… Pozdrawiam

Vote up!
7
Vote down!
0
#1456256

wydarzeń grudniowych w 1970 roku mogę dodać opwiadanie mego kolegi z liceum ,który w tym czasie służył w Marynarce Wojennej i wyprowadzili ich przeciwko robotnikom w Gdyni. Na rozkaz strzelania podobno tylko nieliczni  z oddziału strzelali a po powrocie "zastrajkowali" i już ich więcej nie wyprowadzano. Tych co strzelali przenieśli do innych oddziałow bo zostali wpisani przez kolegów na czarną listę mimo,że przysięgali że nie celowali w robotników. Dziś ten kolega nie żyje lecz wydarzenia te zostawiły w nim głęboką rysę. Podobnie jak Ty Kapitanie został marynarzem i gdy został pierwszym ofecerem dogoniła go śmierć. Jak widać można być przeciw a i tak stać po przeciwnej stronie.

Vote up!
1
Vote down!
0

lupo

#1456298

za to wspomnienie...

jestem niewiele młodszy  ale w tamtych czasach słuchalem z uchem przyklejonym do radioodbiornika wszystkich po kolei stacji nadających dla nas...

faktycznie - teraz w mediach cisza o tamtych czasach ....

czyżby tylko niezależne portale i skromne media prawicowe mialy siłę wspominać...

naród, który nie zna...

a rosną kolejne pokolenia...

kto im przekaże jak nie tacy jak Kapitan Nemo ...

jeszcze raz szacun...  

Vote up!
2
Vote down!
0

... to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...

#1456335