Brawo panie mecenasie – czyli ruszyć się z Nowogrodzkiej.

Obrazek użytkownika Moherowy Fighter
Idee

W dzisiejszym „Naszym Dzienniku” ukazała się fenomenalna wręcz rozmowa Bogusława Rąpały z byłym ministrem skarbu, w rządzie K. Marcinkiewicza, mec. Andrzejem Mikoszem, pt. ]]>Pójść w Polskę]]>. W niej to mecenas daje wręcz arcyprostą receptę, a przy tym najskuteczniejszą, na to, co zrobić, by Prawo i Sprawiedliwość wreszcie zaczęło wygrywać. Zobaczmy, co w niej jest najważniejszego. Zanim to nastąpi, to zacytujmy rzecz fundamentalną.

W Polsce Wschodniej PiS wygrywa w całkiem niezłym stylu… (…) Uważam, że Prawo i Sprawiedliwość pozostaje najsilniejszą alternatywną propozycją polityczną w stosunku do układu rządzącego, ale wynik wyborów powinien dać wiele do myślenia przywódcom tej partii. Wygranej PO nie można tłumaczyć tylko medialnym jazgotem wokół odejścia z PiS grupy polityków. Takie tłumaczenie porażki wskazywałoby na brak dojrzałości. – mówi mecenas. I tak się dzieje. PiS, trzeci kolejny rok, piątą (czy może – szóstą) porażkę, tłumaczy, że ma pod górkę, że wiatr w oczy, że coś tam. To mniej więcej wygląda tak, jakby mały Jasio w szkole tłumaczył się „pani”, że nie ma odrobionej pracy domowej, bo nikt w klasie nie tylko, że nie powiedział jemu, co było zadane do domu lecz również nie dał jemu jej „odpisać”. A co w tym czasie Jasio robił? Ano z kolegami z innej klasy był na boisku i kopał w gałę. I właśnie o to chodzi. No dobra, wróćmy na poważniejsze tory.

Pojawia się w związku z powyższym pytanie, które kiedyś postawił pewien Klasyk w pewnej broszurze propagandowej, „co robić?” A przede wszystkim, czy tegoroczne wybory samorządowe, a szczególnie do sejmików, dają jakiś prognostyk na wygrane przez PiS wybory. Mecenas widzi to następująco, Moim zdaniem, wyniki te są wysoce nieprzekładalne na wybory parlamentarne. Proszę zwrócić uwagę, że PO w dużej mierze osiągnęła tak niski wynik wskutek silnego spadku frekwencji wyborczej w wielkich miastach. Platformie nie udała się tak wielka mobilizacja społeczna, jaka nastąpiła w 2007 r. podczas wyborów parlamentarnych. Również dzięki tej mobilizacji udało się doprowadzić do wygranej Bronisława Komorowskiego w tegorocznych wyborach prezydenckich. Do tego dochodzi duży zawód związany z rządami PO oraz brak alternatywy – ponieważ za taką alternatywę nie jest uznawane PiS. Proszę zauważyć, że liczba głosów, która padła w skali kraju na poszczególne partie, nie do końca przekłada się na liczbę uzyskanych mandatów w sejmikach i wygrane wybory lokalne. Platformie wystarczało mniej głosów, aby pokonać PiS. Zaś PiS potrzebowało więcej głosów, by wygrać z Platformą. W świetle rozkładu frekwencji wyborczej jest to dodatkowy sygnał alarmowy dla PiS. Czyli, jak należy to tłumaczyć? Ano tak, że biorąc nawet taką skalę zniechęcenia platformianego elektoratu dotychczasową polityką PO nie można się łudzić, że przejdzie on na stronę PiSu, jednak to i tak będzie wystarczało PO do tego, by z partią Jarosława Kaczyńskiego móc wygrywać na każdym poziomie. Bo? Bo PiS osiadła na laurach i nie robi nic, by nie tylko wzmacniać się we własnym elektoracie lecz także go poszerzać.

Tylko zaraz, zaraz, skąd miałoby PiS brać te głosy, które jemu brakują, skoro dotychczasowa pula w grze jest rozdysponowana? Mecenas tak na to odpowiada, Natomiast można oczywiście popatrzeć na to w ten sposób, że dwa lata temu krzyżyk kładziono również na amerykańskiej Partii Republikańskiej, która w tych wyborach dokonała największego podboju w Kongresie od ponad 50 lat. Dlatego nie wszystko jest stracone. Problem polskiej prawicy polega na tym, że coś, co było możliwe w Stanach Zjednoczonych dzięki powstaniu ruchu Tea Party, zrzeszającego ludzi zatroskanych o ojczyznę i traktujących państwo jako rzecz wspólną, nijak nie przystaje do naszej polskiej rzeczywistości. U nas nie ma żadnej partii, która traktowałaby państwo jako dobro wspólne, a nie jako dojną krowę. Również wśród wyborców PiS pokutuje myślenie, że państwo ma coś dawać. Tak więc podstawowym problemem jest brak ducha republikańskiego w Polsce, który w Stanach Zjednoczonych był w stanie zmieść demokratyczną lewicę. Wciąż brak takiej republikańskiej prawicy. Ale chwileczkę. Kiedy w lipcu 2006 r. prof. Bogusław Wolniewicz, w „Naszym Dzienniku”, w rozmowie z Małgorzatą Goss i Julią M. Jaskólską, apelował, Jeżeli chce się w polityce państwa dokonać wielkiego zwrotu, to tego zwrotu nie da się dokonać bez poparcia mas. Trzeba się odwołać do mas! Pan profesor Jerzy Robert Nowak od dawna nawołuje – i słusznie – że trzeba tworzyć szeroki front poparcia dla nowej Rzeczypospolitej., zaś wymieniony (w artykule, pt. ]]>Z Narodem czy z dworem?]]> – cz 2., 24 marca 2007) pisał wprost, Premier, prezydent i inne postacie z kierownictwa PiS dawno już powinny były postawić na stworzenie jak najszerszego ruchu społecznego, wspierającego jakże trudne reformy zmierzające do zbudowania IV Rzeczypospolitej i rozbicia patologicznych starych układów. Z wielu środowisk wciąż podnoszone są apele na rzecz powstania takiego ruchu. Myślę, że czas najwyższy, by przystąpić do jego organizacji w skali krajowej. Ruch taki powinien być zarówno ruchem maksymalnie wspierającym działania rządu koalicyjnego na rzecz reformatorskiego przełomu, jak i środkiem presji na rzecz naprawdę radykalnych przemian, ich wyrazistości, zapobiegania zgniłym kompromisom i zbaczania w stronę jakże szkodliwych dogadywań się z PO. Dogadywań, o których niestety ciągle jeszcze marzą niektórzy PiS-owscy liderzy, których jak widać niczego nie nauczyła dotychczasowa tak destrukcyjna polityka Platformy opartej na środowiskach oligarchicznych. Przecież obaj profesorowie wprost wołali o to, by zrobić właśnie swego rodzaju pisowski ruch „Tea Party”, zanim coś takiego się zdarzyło w USA. I niech „Nowogrodzka” nie gada, że o tym nie wiedziała, bo przez dwa lata ze studia Radia Maryja, to nie wychodziła. No tak, tylko z całym szacunkiem dla panów profesorów, jednak mogli oni nie uwzględniać tego, że w okolicach ul. Nowogrodzkiej jest wiele różnych miejsc, w których można poczuć smak luksusu sprawowania władzy. A stamtąd, to daleko do „ludu”, gdy takie miejsca są od niego odgrodzone barierkami, ochroniarzami itp.

No właśnie o tych stołecznych klimatach, w które wpisuje się PiS (!), barwnie opowiada mecenas. Czytajmy wnikliwie. Wydaje mi się, że niewiarygodne dla potencjalnego polskiego, republikańskiego elektoratu jest to, co w tej chwili powstaje, czyli tzw. PiS-light, z Elżbietą Jakubiak, Joanną Kluzik-Rostkowską oraz Pawłem Poncyljuszem. Z jednego, bardzo prostego powodu – wszyscy są warszawiakami. Jedyna wielka zmiana może nastąpić na zasadzie buntu tzw. prowincji, sprowincjonalizowanej przez warszawsko-centryczne myślenie kolejnych rządów, przeciwko centralizmowi i wydawaniu naszych pieniędzy przez bandę darmozjadów z Warszawy. Taki republikański ruch widziałbym w Polsce. I tym ruchem powinno i mogłoby być PiS. W dużej mierze wyczuwa to Jarosław Kaczyński, za co należy mu się pełen szacunek, tyle tylko, że program jego partii przygotowywany był m.in. przez ludzi, których on właśnie z partii wyrzucił. Konflikt o przywództwo na prawicy może jednak rozegrać się pomiędzy Polska Jest Najważniejsza – nawiasem mówiąc, to okropny skrót, kojarzy mi się z peerelowskim Frontem Jedności Narodu – a PiS, i wygra to ugrupowanie, które postawi na Polskę i pójdzie w Polskę. Ale Polska to nie Warszawa i warszawskie kanapy w TVN czy na Czerskiej. „Warszawsko-centryczne” – capisci? No, jak się ma parcie na szkło, lans i permanentnie się obsługuje wszystkie możliwe redakcje prasowe oraz studia radiowe i telewizyjne, by kilka razy w tygodniu móc się (bądź o sobie) przeczytać w każdej możliwej gazecie, usłyszeć swój głos w każdym możliwym radio i zobaczyć się w każdym możliwym kanale telewizyjnym, to czasu na siedzenie w terenie zaczyna zwyczajnie brakować. Oczywiście do tego dochodzą „zwykłe” czynności życiowe, jak spanie, kąpanie się, relaks, odpoczynek, pozasłużbowe spotkania rodzinne i towarzyskie, robienie zakupów itd. itd. Swoją drogą to, gdy w tym roku popatrzyłem na tych na plakatach, „poprawionych” Fotoszopem, to pomyślałem sobie, że oni nie są mi do niczego potrzebni.

O właśnie. Społeczeństwo coraz bardziej biednieje, setki tysięcy ludzi wskutek powodzi potraciło cały dorobek życia, a z „podrasowanych” plakatów patrzą na nich wybrańcy wyglądający, jakby się mieli jak najlepiej. Stąd więc nie jest najłatwiej zrobić to, o czym mówi mecenas, że Nad tym, jak zaktywizować 50 proc. obywateli, którzy nie poszli do wyborów, zastanawiają się teraz przede wszystkim taktycy i stratedzy w PO. Ponieważ są to głównie wyborcy, którzy głosowali na nich w 2007 roku. I to jest wielki problem partii rządzącej. Nie twierdzę, że powinniśmy tych wyborców pozostawić kolegom z PO, ale jeśli nie, to powstaje pytanie, czy na prawicy jest w stanie pojawić się program, ewentualnie ugrupowanie, które będzie atrakcyjne i wiarygodne właśnie dla tych, którzy do wyborów nie poszli. I tu mecenas popełnia dość istotny błąd. Myślę, że społeczeństwo ma już dosyć słuchania jakichś tam programów, papierowych deklaracji, tych telewizyjnych popisów…. Ta cała ogromna reszta po cichu pyta się, „Kiedy ci, tam w Warszawie, wreszcie się do nas ruszą i zajrzą w nasze opłotki?”, „Kiedy się zainteresują tym, co się u nas dzieje?”, „Kiedy zamiast siedzieć tam w tych mediach, pławić się w luksusie, do nas przyjadą i zaczną z nami normalnie gadać?”, „Kiedy ci, na których się tutaj głosuje, zaczną załatwiać nasze problemy a nie swoich partyjnych szefów?”, „Kiedy zajmą się drogami, przychodniami, szpitalami, upadającymi zakładami itp. zamiast krzyżami i Smoleńskiem?” I tych takich „kiedy” jest cała masa. A gdy się już ktoś z „Nowogrodzkiej” wreszcie zjawi, to zajedzie drogą limuzyną, w drogim garniturze i drogich butach, a wracając zje obiad w najbardziej ekskluzywnej knajpie w okolicy. I to ludzi razi.

Z kolei powyższe jest, przez mecenasa źle interpretowane, iżby Polska jest krajem, który po dwustu latach od upadku Rzeczypospolitej pod ciosami naszych zbójeckich sąsiadów naród polityczny ma niewiele większy aniżeli Rzeczpospolita szlachecka. Bo jeżeli przyjmiemy, że około 10 proc. polskiego społeczeństwa w końcu XVIII wieku stanowiła szlachta, do tego dochodzili aktywni politycznie i mający prawa obywatelskie mieszczanie z miast królewskich i ci, którym takich praw politycznych udzielono, to w tej chwili – biorąc jeszcze pod uwagę to, że głosować mogą również kobiety – naród polityczny w Polsce liczy około 20-30 procent. I to jest przerażające. Czy oby mecenas mówi o tymże narodzie politycznym, który 30 lat temu, w sile 10 milionów wsparł NSZZ „Solidarność”? Który w ciągu 20 lat w wyborach parlamentarnych utrzymywał średnią frekwencję na poziomie 47 proc., z czego głosów ważnych oddawał średnio 96 proc. Nie, nie. Myślę, że mamy naród bardzo polityczny, jednak nie trawiący politykierów. A to diametralnie zmienia postać rzeczy. Bo zobaczmy.

W systemie wyborczym frekwencja jest po angielsku nazywana „voter turnout”. Różnie to jest liczone w różnych krajach, jednak zadziwiać może takie porównanie. Zobacz niżej.

]]>]]>

Źródło, ]]>stąd]]>.

Aż trudno w to uwierzyć, prawda? Porównywalnie ze Stanami Zjednoczonymi i Szwajcarią. Zatem, co zrobić, by zwiększyć liczbę wyborców?

1. Do szafy odwiesić i odłożyć garnitur (kostium), krawat i buty jak z żurnala. Założyć coś skromniejszego.

2. Z rąk i z szyi zdjąć jakieś precjoza (wystarczy obrączka ślubna).

3. Mieć skromną fryzurę i makijaż.

4. Używać dyskretnych perfum.

5. Do garażu odstawić wypasioną gablotę. I wynająć przeciętny samochód, autokar, względnie jeździć koleją (raczej klasa II) – na miejscu, w terenie, i tak ktoś odbierze.

6. Ruszyć się w teren, tj. nieco dalej niż ścisłe centrum Warszawy.

7. Przyjechać, na wcześniej przygotowane przez lokalne struktury partyjne, miejsce.

8. Zacząć się spotykać z ludźmi i mieć świadomość tego, że o sobie usłyszy się nie najlepsze opinie, uwagi, krytykę. Cierpliwie tę krytykę znosić.

10. Jak się da, to przepraszać lokalną społeczność za zaniedbania w różnych sprawach.

11. Więcej słuchać niż mówić. A jak mówić, to jak najuprzejmiej.

12. Broń Boże przemawiać do ludzi z jakiegoś podwyższenia, tj. sprawiać wrażenie jakby się chciało nad nimi górować.

13. Jak trzeba, to swoich lokalnych działaczy zrugać za zaniedbywanie spraw lokalnych.

14. Wpierw się przywitać z lokalną społecznością, a dopiero potem z miejscowymi notablami.

15. Na miejscu, zamiast bawić w najbardziej reprezentacyjnym otoczeniu, to udać się w biedniejsze rejony.

17. W nich to spotkać się z tamtejszymi mieszkańcami i dowiedzieć się, co można dla nich zrobić.

18. Obiad spożyć w lokalu średniej klasy a nie najbardziej w ekskluzywnej knajpie.

19. Swoich lokalnych działaczy pogonić do pomagania mieszkańcom w rozwiązywaniu ich problemów.

20. Podczas takiego pobytu spisywać listy z problemami lokalnymi i wyznaczać lokalnym działaczom ich partyjną odpowiedzialność za je rozwiązywanie.

21. W strukturach lokalnych dopilnować, by zawsze był ktoś (działacz lokalny, poseł, senator, ktokolwiek), do kogo można by się w każdej chwili zwrócić o pomoc, poradę lub coś podobnego.

22. Na poziomie centrali wyznaczyć osoby odpowiedzialne za stały i doraźny monitoring pracy struktur lokalnych.

23. Zamiast likwidować lokalne struktury, to je powiększać, wzmacniać i tworzyć nowe.

24. Lokalnych działaczy zobowiązać do stałego bycia w kontakcie z lokalnymi środowiskami (np. przedsiębiorcami, osobami opiekującymi się dziećmi, młodzieżą, osobami starszymi, artystami, jakimiś grupami zawodowymi) i do wspólnego z nimi załatwiania różnych problemów.

25. Lokalnie wydawać różne pisma i biuletyny partyjne odkłamujące oficjalną propagandę.

To chyba wystarczy. Myślę, że coś takiego mecenas Mikosz miał na myśli mówiąc, żeby „Pójść w Polskę”. Bo, gdy góra nie chce przyjść do Mahometa, to ten musi przyjść do niej. Tak, tak, szanowna „Nowogrodzka”, by wygrać fortunę, to trzeba dać szansę Bogu, zaryzykować i kupić los na loterii. A jak się go zgubi, to nie tłumaczyć się dziurawymi kieszeniami.

Brak głosów

Komentarze

przykład innych krajów pokazuje gdzie szukać 15% głosów do wygranej - w większej ferkwencji.

Vote up!
0
Vote down!
0
#108792

O diagnozie pisałem już kilka dni temu na moim blogu na Niepoprawnych.

A oto mamy i konkretne propozycje Moherowego Fightera.

Ale trzeba je jeszcze uzupełnić o ważny konkret - to członkowie i działacze PIS wspólnie z sympatykami tej partii oraz z każdym z kim się da, / wykluczamy oczywiście osoby skompromitowane w środowisku /, powinni inicjować różne społeczne inicjatywy.
Ludzie obojętni, rozczarowani polityką nie zagłosują na PIS dlatego że to PIS i walczy " z komuną ". Tacy już teraz w większości na tą partię głosują.
Ale może będą chcieli zagłosować, jeśli zobaczą, że PIS coś konkretnego dla ich środowisk chce zrobić.

Vote up!
0
Vote down!
0

mirek603

#108798

W tym ostanim tzn. na pierwszym miejscu ( 95% ) kraju - wybory są obowiazkowe ( i słusznie ) a nieuzasadniona absencja kosztuje 100 dolców.
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#108804

Wszystko prawda, wystarczyło by odrobię zainteresowania sprawami ludzi, wyjście do istniejących różnych struktur (na spotkanie przy imprezach przyparafialnych festynach czy też spotkaniach różnych grup) aby teren był PIS-u. Ogólnie ludzie jeśli głosują to wyłącznie ideowo, sama kierowałam się tylko logo partii, bo ludzi nie znałam.

Vote up!
0
Vote down!
0

Kazia

#108835

To się robi !!!!!!

Vote up!
0
Vote down!
0
#108844

Problem polega tez na tym , ze w strukturach partyjnych PiS jest mniej ideowców niż wśród ludzi głosujących na PiS!!!!
Ludzie ideowi, z charakterem nie garną się do działalności , bo nie bardzo wierzą , ze cokolowiek się uda naprawić.Wynik wyborów samorządowych to prawdziwa katastrofa....pajęczyna samorzadowo-biznesowa powstała wokół funduszy unijnych pozostała nienaruszona i będzie kwitła. Znakomicie poprowadzony marketing...otwieranie inwestycji, a następnie ich kończenie po wyborach...toć to czysty Gierek! Zagłosowalismy jak na proszek do prania.... Ludzie to widzą i nie reagują? A może w tym szaleństwie jest metoda? Takie niepisane przyzwolenie na kombinatorstwo, nepotyzm, układanie się???? Słyszałem ostatnio takie przemyślenia biznesmana, który pracuje dla samorządów...nie PiSowiec.
Żałował jednego, że PiS nie dotrwał do końca kadencji nawet kosztem całkowitego "zużycia".Jego zdaniem dzisiaj już korupcji by nie było!
W Polsce następuje przyspieszony proces uwłaszczenia i już niedługo nie będzie czym zarządzać. Tak jak komuchy oddały władzę w 1989, tak PO odejdzie za kilka lat, ale zostawi kraj spustoszony, zadłużony i rządźcie sobie wtedy jak chcecie. Przyszłoroczne wybory są kluczowe dla przyszłości Polski. Tylko jak dotrzeć do ludzi? Parlamentarzyści PiS wraz Prezesem powinni rzeczywiście olać Warszawę i udać się w Polskę!To jest trafiona diagnoza.
Mirek

Vote up!
0
Vote down!
0

Mirek

#108853

moim zdaniem pierwszą rzeczą, którą powinni zrobić to udać się na jakąś terapię zbiorową i/lub indywidualną, by pozbyć się kompleksów (niższości/wyższości)*. Następnie powinni coś trochę potrenować savoir vivru, bon tonu, jakiejś takiej zwykłej kindersztuby. Dalej, zamiast siedzieć w kółku wzajemnej adoracji, to może lepiej by było, by zaczęli chodzić po czytelniach, by się dokształcać z nowoczesnej wiedzy o wielu rzeczach. Są przeraźliwie cieńcy merytorycznie w wielu sprawach. Nie wiem. Jak mi coś wpadnie to napiszę.

* właściwe podkreślić.

Vote up!
0
Vote down!
0
#108879

Jak PiS zjedzie poniżej 10 proc. i zacznie czuć się zagrożone wypadnięciem z sejmu, to może dopiero coś tam się ruszy. W końcu nawet "konsumenci" mediów O. Rydzyka też się zniechęcą, więcej, ten segment wyborców coraz bardziej będzie się wykruszał. Może czas najwyższy, by koncern toruński zaczął myśleć o przeorientowaniu "targetu"?

Vote up!
0
Vote down!
0
#108894