Międzytrzepakowa naparzanka a rządy „naszych”.

Obrazek użytkownika Moherowy Fighter
Idee

Andrzej A. pod moim ostatnim wpisem, pt. O rządach pod trzepakiem (Exclusively for Tygrys) odpowiedział mi, cytuję:

To ciekawa analogia. Pewnie gdyby dopisać jeszcze kilka innych motywacji, a które były poruszane przez innych blogerów, to uzyskało by się obraz kompletny. Również w dużej części wychowywałem się „pod trzepakiem”, na podwórku, na boisku i ten opis mnie nie dziwi – jest adekwatny. Pozostaje jedna nieciągłość. Ci, którzy rządzili i są w swoim mniemaniu JEDYNYMI predystynowanymi do tego żeby nadal to robić w międzyczasie stracili władzę. Ich pozycję zajęli nowi. Zachodzi dosyć istotne pytanie, kiedy „nowi” zostali zblatowani przez starych. I jakie czynniki zadecydowały o tym, że „nowi” skorzystali z medialnego wsparcia starych. Bo gdyby nie wsparcie medialne w 2007 to PO mogło by co najwyżej być betonową opozycją i niczym więcej. Według mojej wiedzy głównym czynnikiem była zwykła zawiść i wściekłość Tuska, że przerżnął wybory 2005. Ten człowiek jest wbrew pozorom niezwykle nieodporny na porażki. To ten moment zadecydował. Oczywiście PiS nie odwojuje ani elektoratu post SLD-wskiego, ani znaczącej ilości MWzWM. Może liczyć tylko na ruszenie tych, którzy się do wyborów nie fatygują, a jest ich około 45 procent elektoratu (to względnie stała wartość).

Postaram się wobec tego jemu i innym Mości Blogerom na powyższe pytanie odpowiedzieć. Wiemy wszyscy, że w czasach przed, tzw. transformacją, przez prawie pół wieku istniały monorządy jednego centralnego trzepaka, który na innych podwórkach, osiedlach, dzielnicach, w końcu miastach miał podporządkowane sobie inne, lokalne, trzepaki. Decyzje, które zapadały pod nim, były transmitowane w tamte dalsze rejony i były również egzekwowane przez twardzieli pilnujących także, by okoliczni mieszkańcy nie mieszali się do tego, co się pod tymi trzepakami dzieje. Z czasem pojedyncze znaczenie tych lokalnych trzepaków zaczęło na tyle rosnąć, że zaczęły stanowić coraz większą przeciwwagę względem owego centralnego trzepaka. W mniejszym bądź większym stopniu, co bardziej sprytny „lider” spod takiego bądź owego trzepaka, potrafił się usamodzielnić, stworzyć własne dominium, wykroić swoją przestrzeń interesów, wreszcie być równorzędnym partnerem wobec tych, którzy zajmowali ów trzepak centralny. Zresztą był również jego członkiem. Trzeba także dodać, że ten centralny trzepak miał swoiście specyficzne relacje z podobnymi do niego trzepakami w różnych innych regionach geograficznych, z którymi musiał się przyjaźnić, gdyż taka była wola i decyzja najważniejszego, w takim układzie, trzepaka nad trzepakami. To, oczywiście, było tak silnie zapętlone, zamotane, że w ramach tego wielopoziomowego systemu powiązanych ze sobą trzepaków wszelakie odniesienia i sprzężenia zwrotne mogły być na tyle autonomiczne, na ile wynikało to z tego, co zachodziło na najwyższym poziomie, tj. trzepaka nad trzepakami. W tym miejscu się zatrzymam, jeśli chodzi o opis owego osobliwego systemu trzepakowego, by odskoczyć w nieco inne rejony.

Na podwórku, osiedlu… itp., były również inne, wcale nie gorsze, miejsca, w których można się było gromadzić, by w nich rozwijać własne życie społeczne. To mógł być jakiś opuszczony garaż, jakieś stara, od dawna nieużywana, hala fabryczna, jakaś rudera, bunkier, zarośnięta polana…. Cokolwiek, co nie było w jakikolwiek sposób pilnowane przez dorosłych. To tam, podobnie jak na trzepaku, można się było zbierać, bawić, palić papierosy, pić alkohol…, się integrować. Z jakichś jednak powodów trzepak był miejscem na podwórku najważniejszym, najbardziej prestiżowym, najatrakcyjniejszym. Dlaczego? Myślę, że dlatego, iż z jego pozycji można było kontrolować całą okolicę: śmietnik, parkingi, klatki schodowe, zaplecze tego lub owego sklepu, ulice bądź inne ciągi komunikacyjne, skwery, parki…. Wreszcie, wraz ze śmietnikiem był on czymś bardzo użytkowym dla okolicznych mieszkańców. Pozostałe miejsca integrowania się znajdowały się gdzieś na uboczu, można powiedzieć, na „odludziu”. Z takiej pozycji trudno było okolicą „rządzić”.

Ferajna spod trzepaka była kumulacją wszystkich najgorszych cech charakteru, jakie można było sobie wyobrazić. Nie oznaczało to jednak wcale, że nie była w tym wszystkim sprytna, zaradna oraz wystarczająco inteligentna i przewidująca. Ona doskonale wiedziała więc to, jak umieć sobie podporządkować okolicę, w tym także pozostałe miejsca integrowania się. W swoim poprzednim wpisie określiłem je, jako grupa druga. Z czasem, coraz silniej i intensywniej, wybuchały konflikty pomiędzy całym systemem trzepakowym a tą grupą, do której dołączały się coraz większe rzesze okolicznych mieszkańców. Zaś w pewnym momencie ich przeważająca liczba poparła grupę drugą. Wydawało się, że na tym i innych podwórkach zapanuje już spokój, lecz szybko okazało się to złudzeniem. Trzepak centralny i pozostałe z nim związane zrobiły klasyczną ucieczkę do przodu, w taki sposób, by odstępując pola stworzyć sobie szanse do przejścia do ofensywy. Wszyscy wiemy doskonale, jak to się później potoczyło. Raptem, znienacka, była ona gwałtowna i rozstrzygająca. Wywołany w ten sposób szok na długo sparaliżował okolicznych mieszkańców, którzy w podwórkowo-uliczne życie coraz szybciej i coraz bardziej zaprzestawali się angażować. To również zostało dostrzeżone przez trzepaka nad trzepakami, który mógł się zająć własnymi, ważniejszymi, sprawami. A co z pozostałymi miejscami integrowania się: garażami, halami fabrycznymi, ruderami, bunkrami, zarośniętymi polanami itp.? One zaczęły nie wytrzymywać naporu gwałtowności wydarzeń, tym bardziej, że im dłużej one trwały, to tym mniejsze poparcie otrzymywały ze strony okolicznych mieszkańców. Ci zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, że z całym systemem trzepakowym nie wygrają.

Wreszcie różni uczestnicy tych wydarzeń, tj. siedzący na takim lub owym trzepaku, okoliczni mieszkańcy, bywalcy pozostałych miejsc integrowania się, a też i całkiem przypadkowi obserwatorzy, zaczęli czuć się coraz bardziej zmęczeni sytuacją, swego rodzaju patem. I im dłużej to trwało, tym bardziej narastała w nich potrzeba dokonania jakiejś zmiany, wyrwania się z marazmu, nudy, rutyny. Otwarcia sobie nowych możliwości. Po okresie koniecznej mobilizacji wśród takich lub innych trzepaków zaczęło pojawiać się ciśnienie, szczególnie ze strony młodszych ich członków, na to, by zacząć odbudowywać swoje lokalne dominia, wzmacniać swoje strefy wpływów, budować sobie odskocznię na przyszłość, na stare lata i przekazać trzepakowe rządy swoim następcom. I tak, owi młodzi, którzy zazwyczaj zajmowali miejsce w trzepakowej hierarchii na ławce stojącej nieopodal trzepaka, porozumieli się ze starymi wygami, że te pokojowo ustąpią tamtym swoje miejsce w zamian za gwarancje, tzw. „świętego” spokoju. Jednak, by to uczynić, to należało również przekonać do tego okolicznych mieszkańców, że tak dla każdego będzie lepiej. Że czasy trzepakowej ferajny się już skończyły, zaś zaczął się wiek przedsiębiorczego i perspektywicznego opiekowania się trzepakiem, śmietnikiem, parkingiem itd. Że trzepakowicze dorośli, spoważniali, stali się odpowiedzialnymi, jednak w dalszym ciągu zajmowane przez nich miejsce jest dla nich bardzo ważne. Co więcej, dla dobra i szczęśliwości każdego, to oni zgadzają się, by każdy mógł wypowiadać się o życiu trzepakowo-podwórkowo-ulicznym. Nawet ich najwięksi wrogowie z opuszczonych garaży, hal fabrycznych, ruder, bunkrów, zarośniętych polan, którzy przestają nimi być, a stają się dobrymi znajomymi, można powiedzieć, wręcz przyjaciółmi. Co też w niemałym stopniu się zgadzało, bo tamci byli bądź to rodzeństwem trzepakowiczów, bądź ich bliskimi sąsiadami z tej samej (lub okolicznych) klatki, bądź też i jakimiś kuzynami. W każdym bądź razie, i jedni i drudzy nie byli dla siebie nieznajomymi. Chociaż po jednej i drugiej stronie zdarzali się jacyś odczepieńcy, którzy na takie lub owe rozwiązania się nie zgadzali, to ich głos był ledwo słyszalny, zaś jeśli w ogóle, to był traktowany jako brednie, herezje, głupoty.

I pewnego, późnowiosennego, pochmurnego dnia trzepaki zjednoczone (i ich satelity), garaże, opuszczone hale fabryczne, rudery, bunkry, zarośnięte polany oraz przeważająca liczba okolicznych mieszkańców poszli wspólnie, by wypowiedzieć się na temat zmian w rzeczywistości trzepakowo-podwórkowo-ulicznej. Aczkolwiek, w opisywanych przeze mnie grupach pierwszej i drugiej, była pewna niepewność co do zakładanego wyniku, to jednak nie trwała ona długo. Gdy już się wszystko wyjaśniło, to pewna artystka mogła z egzaltacją wydeklamować, że ustrój trzepakowy padł. Co, jak wiemy, zapoczątkowało jego demontaż w innych regionach geograficznych. W niektórych łagodniej i „eleganciej” w innych dramatycznie i krwawo. Nieważne. Podwaliny pod „nowy wspaniały świat” zostały położone. I tak się zaczęło to ciągnąć z roku na rok, coraz bardziej sielsko, zdawałoby się, że coraz sympatyczniej. Pojawiło się nowe pokolenie, które trzepakowego ustroju – nomen omen – nie odczuło na własnej skórze. Co więcej, trzepakowicze nowego typu coraz bardziej zaczęli się jemu podobać, bo też ci coraz lepiej zaczęli upodabniać się do gwiazd i gwiazdeczek promowanych w światowych, kolorowych i perfekcyjnie edytowanych żurnalach i magazynach. Nie ma się zresztą co temu dziwić, gdyż młodzi trzepakowicze, czas jeszcze przez „upadkiem” ustroju trzepakowego zaczęli się szkolić w zakresie „światowego” savoir vivru, pracować nad swoim wizerunkiem, łapać języki obce, wodolejstwo zastępować erudycją itp. Podobne przemiany zaczęły również zachodzić wśród grupy drugiej. Zresztą obie tak bardzo ze sobą się wymieszały, że coraz trudniej było ich odróżnić od siebie. Powstał swoisty podwórkowy konglomerat, hybryda. Okolicznych mieszkańców, a też i większość obcych obserwatorów, to wszystko zaczęło coraz bardziej zachwycać. Trzepakowicze mogli dalej szpanować, jednak tym razem już inaczej, ich przyjaciele bakcyla szpanerstwa także szybko połknęli. Oczywiście, obie grupy zajęte były wespół w zespół budowaniem swojej przyszłości. Na ulicy, parkingu, za śmietnikiem, na zapleczu sklepowym…. było coraz spokojniej. Okolicznym mieszkańcom zaczęło się to więc coraz bardziej podobać. Nawet może mniej było połamanych ławek, zniszczonych trawników i klombów, pobazgranych ścian. A i awantury, bójki i burdy były coraz rzadsze. Co tym bardziej wywoływało zadowolenie wśród mieszkańców.

I wszystko może toczyłoby się bez zbędnego zgrzytu, gdy nie to, że deklarowana dawniej przedsiębiorcza opieka nad trzepakiem, śmietnikiem, parkingiem itd. zaczęła coraz bardziej rozmijać się z rzeczywistością. Trzepak i śmietnik zostały zabudowane i nie każdy zaczął mieć do nich dostęp. W miejsce parkingu powstał jakiś biurowiec. Tam, gdzie był okoliczny park, to wyrosło centrum handlowo-usługowo-rozrywkowe. Lokalny klub, gdzie wcześniej zbierały się dzieci i młodzież, został sprzedany i zamieniony na pub bądź jakąś kafejkę internetową. Na porośniętej polanie wybudowano uciążliwą montownię jakiegoś zagranicznego koncernu. Na terenie, gdzie stały opuszczone hale fabryczne, zamiast jakiegoś rodzimego przedsiębiorstwa, wybudowano luksusowy hotel z centrum konferencyjno-gastronomiczno-rekreacyjnym. Nieopodal, stare kamienice, zamieszkałe przez starsze i biedne osoby, poszły pod kilof, w którym to miejscu szybko pojawiło się zamknięte osiedle apartamentowców dla ludzi młodych i rozwojowych. Itd. itd. A przy tym wszystkim coraz częściej i głośniej zaczęły pojawiać się informacje o takich lub innych patologiach.

O tym wszystkim, z początku pokątnie lecz coraz donioślej zaczęli mówić dwaj bracia i ich koledzy z jednego z sąsiednich podwórek, którzy już wcześniej przestrzegali przed konsekwencjami wynikającymi z takiej zmiany ustroju trzepakowego. Zaczęli więc oni chodzić po różnych podwórkach na osiedlu, w dzielnicy, w mieście i gdzieś indziej i spotykać się z innymi, którzy widzieli rzeczywistość tak, jak oni. Takich grup znajdowali dosyć sporo, dzięki czemu mogli poznawać swoją siłę. Również próbowali docierać do różnych mieszkańców i ich uświadamiać o zaistniałej sytuacji. Jako, że natura próżni nie znosi, zaś ekonomia zna pojęcie ograniczoności zasobów, to wraz z kurczeniem się różnych możliwości „opiekowania się” takimi bądź innymi dobrami przez ów podwórkowy post-trzepakowy konglomerat zaczęły się wśród niego pojawiać różne napięcia. Chociaż przez długi czas udawało się je tak lub inaczej wyciszać i tuszować, to jednak nie dało się tego robić na tyle skutecznie, by były one w ogóle niezauważalne. Zwyczajnie, decentralizacja ustroju trzepakowego i przekształcenie go w ustrój post-trzepakowy (stanowiący hybrydę, konglomerat dwóch wcześniejszych podwórkowych grup) musiały spowodować, że składające się na to wszystko środowiska zaczęły mieć swoje własne (partykularne) aspiracje, ich zdolności wzajemnego komunikowania osłabiły się, pojawili się tacy, którzy zajęci byli tworzeniem swojego odrębnego, wzajemne popierającego się środowiska. Coraz większy dobrobyt, którym cieszył się podwórkowy konglomerat, uśpił jego czujność, stępiając jednocześnie instynkt samozachowawczy. Wreszcie bądź to zaczęły pojawiać się jakieś zadawnione animozje, względnie powstawały nowe na gruncie nowych faktów, interesów, potrzeb i aspiracji. Właściwie można powiedzieć, że to, co wcześniej się wydawało trzepakowiczom i ich późniejszym przyjaciołom, jako swego rodzaju zabezpieczenie ich spokojnej przyszłości, zaczęło obracać się przeciwko nim samym. I tak, przez ponad dekadę coraz bardziej narastał wrzód tarć wewnętrznych, nieporozumień, kłótni i sporów, aż jego masa krytyczna została przekroczona. Dodatkowo, do głosu coraz natarczywiej i impulsywniej zaczęło dochodzić młode pokolenie, które rodziło się w czasach owego późnowiosennego, pochmurnego dnia. Co zaś robili bracia i ich koledzy?

Właściwie można powiedzieć, niewiele. Mianowicie, czekali na pęknięcie tego wrzodu, integrowali swoje struktury, coraz bardziej nagłaśniali to, co wówczas widzieli. Zaś okolicznym mieszkańcom i innym odległym to, o czym mówili, udowadniali na autentycznych przykładach – wskazując wręcz na konkretne przypadki. No i pewnego, zimowego dnia wrzód ten pierdyknął. Fala uderzeniowa, jaka wtedy powstała, wywołała wiatr, który bracia i ich koledzy złapali w żagle i byli zdolni do popłynięcia dalej na fali wznoszącej. Ten cały post-trzepakowy konglomerat dosyć długo nie mógł się połapać, co się dzieje. Aż wreszcie, kiedy do niego dotarło, jakie to może wywołać konsekwencje, z jego kręgów wyszła koncepcja budowy jakiejś nie post-trzepakowej rzeczywistości lecz jakiegoś zupełnie nowego tworu. Miała to być kolejna ucieczka do przodu, by nieco zgubić ogon z bliższej i dalszej przeszłości. Rodzeństwo i jego koledzy błyskawicznie to podchwycili. Wprawdzie, jeszcze próbowano znaleźć jakieś porozumienie pomiędzy nimi a tym całym post-trzepakowym konglomeratem, to jednak gdzieś na obrzeżach tego wszystkiego pojawiły się dwa nowe środowiska, które tą post-trzepakową rzeczywistość chciały zburzyć całkowicie. Wiatr ciągle dmuchający spowodował, że cały post-trzepakowy establishment musiał się cofnąć, gdzieś się skryć, zaś opuszczoną przestrzeń zaczęli zajmować nowi. Znowu na podwórkach zrobiło się ciekawie, co ośmieliło do wyjścia na nie tych okolicznych mieszkańców, którym post-trzepakowa rzeczywistość zaczęła coraz bardziej doskwierać. Pozostali, wspierający post-trzepakowy establishment w znacznym stopniu postanowili zostać w mieszkaniach.

Ci, którzy przez chwilę przejęli teren pod swoje rządy, z wielkimi oporami zabrali się do zajmowania na nim swoich pozycji. Zaczęły się pomiędzy nimi kłótnie, przepychanki, odezwały się jakieś stare zadrażnienia. Wielu z nich tryumfalistycznie obnosiło jakieś trofea znalezione po poprzednikach. Inni z kolei poczuli się tak pewnie, że zamiast obchodzić okoliczne podwórka, osiedla, dzielnice…, i tam utrwalać nowe porządki, to zaczęli rozpierać się na trzepaku i do każdego wykrzykiwać, że nie dadzą się od niego odepchnąć. Niekiedy okazywało się, że wraz z nowymi naciągnęły jakieś szemrane typy. Zbiegowisko okolicznych mieszkańców zaczęło się coraz szybciej rozchodzić. Były tam takiego typu różne historie i historyjki. A post-trzepakowy konglomerat siedząc nieopodal robił do nowych na podwórku pełne dezaprobaty i oburzenia miny. Wreszcie doszło pomiędzy nimi do pierwszych bójek, przepychanek itd. Jak z lat młodości. A to, ma się rozumieć, coraz bardziej wywoływało popłoch wśród mieszkańców. W końcu, nowi zostali sami na podwórku. Nie potrafili również sformułować długofalowej współpracy, koalicji z podobnymi środowiskami na innych podwórkach, osiedlach, dzielnicach. Dosyć szybko stracili kontakt z sympatyzującymi z nimi mieszkańcami. Dawali się prowokować do drobnych bójek i naparzanek. Wreszcie sami, z pozycji własnych trzepaków, między sobą też zaczęli się naparzać. Im dłużej to trwało, to tym bardziej pomyślne wiatry zaczęły się odwracać, gdyż nacierający post-trzepakowy konglomerat zaczął go coraz więcej „wytwarzać”. W końcu, widząc, że są zewsząd otoczeni, wywiesili białą flagę. Tamci znowu wezwali okolicznych mieszkańców, lecz tym razem pojawiła się przeważająca liczba ich sympatyków, i spytali o to, kto ma w takiej sytuacji rządzić podwórkiem, ulicą – w ogóle dalszą i bliższą okolicą. Wynik wszyscy znamy. Nowi zostali z podwórka przegonieni i znaleźli się w piwnicach. Post-trzepakowa rzeczywistość wróciła. Więcej, post-trzepakowy konglomerat jest o wiele spraw mądrzejszy i pewnych błędów długo nie popełni.

Brak głosów

Komentarze

Ja w swoim rozumowaniu nie rozdzielam Twojej grupy 1 od grupy 2, gdyż jeśli cofniemy się dostatecznie głęboko, to się okaże, że powstanie grupy 2 było efektem walk frakcyjnych w grupie rządzącej trzepakiem po zainstalowaniu systemu trzepakowego.
Wbrew Swoim chęciom chyba jednak nie odpowiedziałeś na problem, który postawiłem.
"Nowi" to według mnie PO, teraz są u władzy.
"Jedyni predystynowani" to UD/UW na przemian z SLD.
"Nowi" dostali wsparcie medialne po swojej przegranej w 2005, przedtem nie było czegoś takiego. Przedtem było medialne przekierowywanie elektoratu pomiędzy grupą 1 i 2. Co obie grupy skwapliwie wykorzystywały.

Problem nadal jest bez odpowiedzi według mnie, czyli kiedy "nowi" rozumiani jako PO przyjęli poparcie medialne i związaną z tym poparciem kuratelę "jedynie predystynowanych".
Który moment, i które wydarzenie o tym zadecydowało.

Andrzej.A

Vote up!
0
Vote down!
0

Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A

#80318