Ambaras

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

W dzień wyborów samorządowych Hiobowscy oczywiście udali się do lokalu wyborczego. Ale nie wszyscy razem, lecz małymi grupkami. W pierwszej grupce byli dziadek i babcia. Chociaż trzeba przyznać, że z domu wyszli osobno. Z samego rana dziadek Łukaszka udał się na mszę, a po nabożeństwie udał się pod lokal wyborczy. Tam czekała już na niego babcia Łukaszka. Zagłosowali razem, lecz na kompletnie przeciwne sobie opcje, i zaczęli się zastanawiać co robić z tak mile rozpoczętym dniem.
- Mógłbym pójść na kolejną mszę - medytował dziadek Łukaszka.
- Byłeś i wystarczy! - ucięła zdecydowanie babcia. - Idziemy na bazarek kupić ci coś do ubrania! Nosisz się jak dziad!
- Oszczędzam - rzekł urażony dziadek. - Nie będzie mi proletariat wypominał...
- Ten proletariat ma czystsze buty od ciebie - zgasiła go babcia. - Idziemy na ryneczek!
I poszli, chociaż dziadek wynajdywał coraz to nowe argumenty. Że zakupy w niedzielę to szatan. Że kupowanie na ryneczku uwłacza godności.
- Powiedz to tym co tam handlują - mruczała babcia. - Nie każdego stać na to żeby iść do sklepu w centrum miasta! Poza tym ci ludzie co tam sprzedają ciężko pracują! No i jest tam taniej! A poza tym ty przecież potrzebujesz nowej czapki na zimę!
Dziadek ugiął się pod ilością argumentów i postanowił przejść do cichego sabotażu. To znaczy na każde pytanie, czy dana czapka mu się podoba, zamierzał odpowiadać, że nie. Plan jednak spalił na panewce. Babcia wcale nie pytała go czy mu się podoba czy nie. Oceniała sama.
- Ciasna jest! Ciśnie mnie! - pienił się dziadek.
- Się wypierze to się rozejdzie - przekonywała pani sprzedawczyni.
- Luźna jest! Zleci mi! - pienił się dziadek przy innym egzemplarzu nakrycia głowy.
- Się wypierze to się zejdzie - przekonywała pani sprzedawczyni.
- Może sam być sobie jakąś wybrał - podsunęła wreszcie zmęczona babcia.
Dziadek sięgnął szybko po coś co wydawało mu się czarną dżokejką i przymierzył. Pasowało jak ulał.
- Mogłoby być. Tylko czemu te czapki są parami? - spytał dziadek Łukaszka zdejmując. Babcia Łukaszka milczała płonąc na twarzy czerwienią, a sprzedawczyni oznajmiła wściekłym szeptem:
- To jest stanik, proszę pana!
- Och... - bąknął słabo dziadek Łukaszka. Rozejrzał się, wydawało mu się, że wszyscy na niego patrzą. Tego było już za wiele jak na dziadkowe nerwy i dziadek dyskretnie ulotnił się po angielsku zostawiając babcię i wściekłą sprzedawczynię. Wycofał się w kierunki osiedlowego marketu, gdzie nabył ćwiartkę alkoholu w celu uspokojenia skołatanego serca. Szybkim krokiem obszedł sklep i stwierdził, że już dwie osoby wpadły na ten pomysł przed nim. Pierwszą był pan Sitko, który kończył właśnie o wiele większą butelkę. Druga była jakaś pani, w średnim wieku, bardzo elegancko ubrana, która właśnie kończyła pierwszy łyk. Płacząc.
- Witam sąsiada - ukłonił się po skosie pan Sitko (miał już problemy z pionem). - Jest problem, może sąsiad pomoże tej pani.
- Mnie już nic nie pomoże! - zapiała dramatycznie pani i pociągnęła drugi łyk. - Co za wstyd! Co za ambaras!
- Ambaras! - mruknął dziadek Łukaszka, gwałtownym ruchem zdarł nakrętkę razem z banderolą i spojrzał na niebo przez denko. - Ja to miałem przed chwilą ambaras!
I jakoś tak się stało, że opowiedział im co go spotkało na rynku.
- O ja cię, jesteś pan tam już spalony - zawyrokował pan Sitko.
- Mnie spotkało coś gorszego! - zapiała pani. - Przed chwilą wywalili mnie z komisji wyborczej!
- O! - panowie wykazali zainteresowanie. - A za co?
- Za nic! Zupełnie za nic! Wszystko przez moje paznokcie! Proszę! - i pani zaprezentowało swoje szpony, wymalowane i przyozdobione literkami. - Pożyczyłam do córki literki i przykleił sobie jakieś na chybił trafił. I jakiś mądrala zauważył, że układają się w napis!
Pani zakręciła buteleczkę, po czym zaprezentowała komplet paznokci ręcznych. Panowie przeliterowali napis.
- Ależ to nazwisko jednego z kandydatów! - zawołał zdumiony dziadek Łukaszka.
- To przypadek! - zarzekała się pani. - I ten facet mnie oskarżył o agitację! Wyrzucono mnie z komisji! Co za wstyd!
- Nie da się dogodzić ludziom, a zwłaszcza wszystkim ludziom - rzekł pogodnie pan Sitko. - Więc ja nawet nie próbuję. Po tym co przeszedł taki mój znajomek...
- A co się stało? - zapytała żywo pani. Wcale już nie płakała.
- Pojechał do Anglii czy Irlandii. Kiedyś, dawno temu. Pracy potrzebował. Desperat! - pan Sitko aż się zatrząsł ze wstrętem na myśl o pracy. - No i w tej Anglii czy gdzieś sprzątał w jakimś domu. A ten olbrzymi... Że hoho! No i mu się zachciało... Ten tego. No to poszukał drzwi gdzie było napisane, że klozet i skorzystał. A ta rodzina jak wróciła do domu, to go wyrzuciła z pracy. I wiecie państwo za co? Że podobno nasrał im do szafy! Czego to ludzie nie wymyślą! - i pan Sitko charknął. - W gardle mi zaschło.
- Może pan się poczęstuje - dziadek Łukaszka podał mu swoją flaszkę.
- Co to jest? - pan Sitko przyjrzał się butelce nieufnie, przymrużył jedno oko, a drugie rozwarł szeroko i podsunąwszy tuż pod nie etykietę czytał:
- Na ziołach... Trzydzieści trzy procent... Pan wybaczy - oddał dziadkowi butelkę - ale ja o tej porze dnia wina nie pijam!

Brak głosów

Komentarze

Jan Bogatko

...lektura Pańskich tekstów poprawia mi humor na kolejne 24 godziny. Dziękuję!

Pozdrawiam,

Vote up!
0
Vote down!
0

Jan Bogatko

#107371

Słyszałem, że ponadnormatywny może służyć do noszenia ziemniaków ale, że może robić za podwójną dżokejkę!? Dobre!

Vote up!
0
Vote down!
0
#107375