Wszystko ma swój koniec

Obrazek użytkownika Piana
Idee

W końcowej scenie filmu „Apocalypto” główny bohater udaje się z rodzina do dżungli, aby pozostać z dala od wiekopomnych wydarzeń, które już wkrótce nastąpią. Niestety, my żyjemy w klimacie „umiarkowanym” (swoją drogą jaki on umiarkowany, skoro latem mamy +30, a zimą -20) i przeżyć w lesie jest bardzo trudno, szczególnie zimą. Tymczasem w dżungli, w klimacie tropikalnym da się żyć na pewnym poziomie, co udowadnia Wojciech Cejrowski w cyklu „Boso przez świat”.

Widząc stan „państwa” nazywającego siebie (chyba dla żartów) „Rzeczpospolita Polska”, nieraz przychodzi mi do głowy chęć zmiany trybu życia i zamieszkania w dżungli (globalne ocieplenie, przybywaj!). Ktoś, bez mojej wiedzy wziął w moim imieniu kredyt na 19000 zł (i ten kredyt stale rośnie), ktoś chce kontrolować ile zarabiam, co robię, do kogo dzwonię, zakazuje mnóstwa rzeczy dla „mojego dobra”… można by tak dalej.

Przyznaję się jednak, że zbyt wrosłem w zdobycze techniki. Wieczorny prysznic i poranna kawa. Internet , pralka i lodówka. To uzależnia, ale jednoczenie w ten sposób przywiązujemy się do danego miejsca... no i jesteśmy załatwieni - nie potrafimy sobie wyobrazić życia bez tych właśnie udogodnień.

Czy to nie czyni z nas niewolników? Na swój sposób tak. Dodatkowo przywiązując się do miejsca stajemy się bezbronni wobec wszelkiego rodzaju mafii zwanych „organami państwa”. Niestety. Niech no tylko ktoś spróbuje opodatkować pustynnych nomadów czy Indian w dżungli. Są chętni? Szkielety na wydmach i gnijące w dżungli ciała… to lepszy straszak niż wizyta chłopców z bejsbolami czy panów w kominiarkach.

Myślenie o tym, że każdy nasz krok jest kontrolowany nas skalę niespotykaną w przeszłości, wiedza o ilości pieniędzy kradzionych nam przez „państwo” (około 80%), ilość idiotycznych przepisów uniemożliwiających normalne funkcjonowanie, głupota rządzących i bezmyślność (chciałoby się powiedzieć gorzej) współobywateli, śledztwo smoleńskie zakrawające na kpinę – to wszystko może doprowadzać do stanów nerwowych. Czy jedyne możliwości to nie myśleć o tym i oddać się propagowanemu przez kolorowe media hedonizmowi, postawić na bunt, czy też (przepraszam za wyrażenie) olać wszystko, mając nadzieję, że „system” dopadnie sąsiada z naprzeciwka a nie mnie?

Jestem niewolnikiem, do czego się przyznaję i jedyne wyjścia to obalić system niewolniczy (zwany dla niepoznaki demokracją) albo oddać się w niewole innemu panu – może lepszemu, ale co do tego pewności nie ma. Dobrego rozwiązania nie ma, optymizmu tez niewiele.

Na koniec ziarnko nadziei. Spokojnie – to wszystko ma swoją ograniczenia. Granicą jest chwila śmierci, kiedy to przestają nas obowiązywać nas ludzkie zasady i ziemskie obowiązki. Udajemy się w inny świat, pozbawiony wad ludzkiej egzystencji. Tak więc memento mori, ale oczywiście z umiarem. Czyż nie jest to pozytywne zakończenie tekstu? W sam raz na Święto Wszystkich Świętych. Kłaniam się nisko.

Brak głosów

Komentarze

Nic w przyrodzie nie ginie. Nie tutaj to gdzie indziej da się żyć godnie. A może i działać na rzecz tego, żeby system niewolniczy upadł w Ojczyźnie. Bo Ją się ma podobno jedną...

Pozdrawiam.

Balansujcie dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat!

Vote up!
0
Vote down!
0

Balansujcie dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat!

#100117

http://spiritolibero.blog.interia.pl/

Gdyby nie Twój podpis pomyliłbym ten wpis z którąś z własnych notek...
10/10

Pozdrawiam :)

Vote up!
0
Vote down!
0

SpiritoLibero

#100193