Zadymiarz - zawód czy "powołanie"?

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

W 1972 r. byłem po raz pierwszy w Rzymie, a właściwie w ogóle na Zachodzie. Pewnego razu, wychodząc ze sklepu na rogu Via Della Conciliazione i Placu św. Piotra zauważyłem oddział policji wyładowujący się z kilku samochodów. Policjanci uzbrojeni po zęby ustawili się u wylotu ulicy, nieco teatralnie przyjmując postawę obronną. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, aż nagle od Zamku Św. Anioła pojawiła się grupka może kilkudziesięciu osób wykrzykujących gromko jakieś hasła, których nie rozumiałem. Na kilkadziesiąt metrów przed kordonem Policji zwinęli oni niesiony transparent i spokojnie się rozeszli. Policja także ulotniła się błyskawicznie. Ze sklepu wychodził właśnie ksiądz – Polak poznany niedawno w Kolegium Polskim. Spytałem go, co miała znaczyć ta demonstracja? Nie wiedział, ale spytał przechodnia. Ten dość długo mu rzecz wyjaśniał. Co się okazało? Był to protest komunistów przeciwko wizycie u Pawła VI jakiegoś dostojnika z Korei Południowej. Przechodzeń dodał, że demonstracja była taka niemrawa, bo demonstranci zostali oszukani przez komunistów, otrzymując mniej aniżeli im obiecano.

W ten sposób po raz pierwszy dowiedziałem się, że demonstracje robią po prostu – choć nie zawsze – wynajęci ludzie. Później w Waszyngtonie byłem świadkiem demonstracji przeciwko firmie Gilette, której eksperymenty na zwierzętach futerkowych uznano za torturowanie zwierząt. Tam mówiono nawet o specjalnych przedsiębiorcach zajmujących się wynajmem demonstrantów.

Nie zdziwiło mnie zatem zbytnio, kiedy po 2015 r. oglądając w TV rozmaite ciamajdany organizowane przeciwko rządom PiS przez PO/PSL i ich przybudówki, które to ugrupowania, rzekomo ceniąc ponad wszystko demokrację – dlatego jedna z nich przyjęła nazwę Komitet Obrony Demokracji – dążyły per fas et ne fas do obalenia demokratycznie wybranego rządu, by powrócić do koryta, od którego demokratycznie zostały odepchnięte. Nie dziwiło też i to, że wśród demonstrantów pojawiały się stale te same twarze, obojętnie co by nie było przedmiotem protestu. I tak jest po dziś dzień.

Demonstracje w celu przywrócenia do władzy środowisk i osób, które się nie sprawdziły – chyba może pod jednym względem, mianowicie, wyrzekając się suwerenności Polski na rzecz neokolonializmu i dbając o własne interesy – miały i mają zawsze charakter szantażu i sabotażu. Jest tak z konieczności, kiedy protestujący nie ma nic więcej do zaoferowania, jak tylko wołanie o własny powrót do władzy w miejsce demokratycznie wybranej. W języku potocznym demonstracje takie nazywa się „zadymami”. Konsekwentnie ich aktorzy noszą nazwę zadymiarzy.

Zdefiniowanie tej grupy jest niezwykle trudne, aczkolwiek z pewnym uogólnieniem można ich zaliczyć do dwóch kategorii: jedna to kategoria zawodowa. Istnieją ludzie, którzy, zwłaszcza w dużych miastach z tego jakoś żyją. Po prostu wynajmują ich do brudnej roboty środowiska polityczne, które na to stać. Zadanie takich zadymiarze jest bardzo zróżnicowane. Od burd ulicznych po akty przemocy wobec przeciwników politycznych swych mocodawców. Zadymiarz najmita jest w zasadzie niezaangażowany w meritum toczącego się sporu, najczęściej pytany co jest właściwie celem jego protestu, nie potrafi dać konkretnej odpowiedzi. W jego retoryce dominują zaimki: „oni”, „im”, „przeciw nim” itd. Ukonkretnienie tych zaimków, to już rzecz skomplikowana; nie na jego rozum.

Zadymiarz „z powołania”, to już rzecz całkowicie inna. Tu trzeba by zająć się psychologią i sięgnąć do dokładniejszej analizy osobowości. Ponieważ tak jak w poprzednio wspomnianym przypadku, chodzi nie tyle o świadomość, ale o aktywizm, nie można łączyć takiej osoby ze świadomym wyznawaniem jakiejś idei, do której obrony lub propagowania czuje się ona zobowiązana. Natomiast występuje tu wiara w podsuwane z zewnątrz treści i wynikające z niej zaangażowanie na ich rzecz.

Można zatem w tym przypadku mówić o sui generis „powołaniu”. Motywacja z niego wynikająca jest o wiele silniejsza niż w przypadku najemnika. Występuje nawet pewna identyfikacja z ideą, w imię której się występuje, ale nie równa się to z jej świadomą akceptacją, a nawet zrozumieniem. Takie zjawiska występowały w czasach totalitaryzmu, kiedy n. p. tłum słuchający wywodów Gomułki w części ich uchem nie chwytał, a w części nie rozumiał, a jednak w odpowiednich momentach wybuchał aplauzem. Myliłby się ktoś, sądząc, że działo się tak na rozkaz. W danym przypadku identyfikacja z mówcą następowała faktycznie, choć chwilowo i bez dostatecznego jej umotywowania. Po prostu ktoś zaczął klaskać…?

Kiedy przysłuchujemy się przemówieniom, których treścią jest wyłącznie negowanie tego, co widać gołym okiem jako faktycznie istniejące dobro, a w retoryce opozycji „totalnej” musi być prezentowane jako porażka władzy, upadek państwa, to staje się jasne, iż chodzi o uruchomienie owych zadymiarzy z powołania. Warunkiem bowiem ich wyprodukowania jest tak dalece sięgające wypłukanie mózgu, żeby nie pozostało w nim nic, co mogłoby przywrócić samodzielne myślenie.

Gdyby demonstracje były dziełem osób w pełni świadomych celu., do jakiego dążą, ich wyraz byłby z pewnością całkowicie czytelny, a środki teatralno-estradowe nie tylko zbyteczne, ale wręcz szkodliwe. Takie demonstracje jednak de facto nie istnieją, gdyż każda przyciąga zarówno owych „powołanych”, jak i zaciężnych, bez których organizatorzy zadymy obejść się nie mogą. Uwiedzenie bowiem tej zdrowo myślącej części demonstrujących dokonuje się zawsze przy użyciu demagogii. Skandowane frazesy wyłączają myślenie. Niemal podręcznikowy przykład, to ostatni strajk ZNP i FZZ. Przecież każdy logicznie myślący nauczyciel wiedzieć powinien, że nic nie uzyska, sporo starci, a sama forma protestu okaże się niewypałem, bowiem cóż to byłoby za państwo, które pozwoliłoby na taką skalę skrzywdzić Bogu ducha winną młodzież? Strajk był zatem wsparciem opozycji totalnej na okoliczność wyborów, a walka o podwyżki dla nauczycieli wyłącznie wabikiem dla wielu, by w tej rozróbie politycznej wzięli udział. Ponieważ uczestniczyli w tym nauczyciele, co do pewnego stopnia jest zrozumiałe, stali się, w każdym razie wielu z nich, amunicją wystrzeloną przez „totalną” w kierunku PiSu. Do najemników trudno ich zaliczyć, gdyż finansowo do imprezy raczej dołożyli. Zatem robili za demonstrantów „z powołania”, ale zarazem nieświadomych istotnego celu, jaki przyświecał ich przywódcom. Smutne to, bo od tego środowiska można było spodziewać się więcej racjonalnego myślenia i działania. Także w walce o lepsze uposażenie.

Ponieważ tak nie jest, niestety, demonstracja ta zasługuje, jak większość w wydaniu „totalnej” na określenie „zadyma”. Jak dotąd zresztą, innych u nas przez ostatnie lata nie było.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (21 głosów)

Komentarze

Gdyby mysleli - to docenili by to co maja i to co rzad ma im do zaoferowania. 

Niestety - w Polsce wiekszosc nauczycieli ma poglady lewicowe (zreszta tak jest chyba we wszystkich krajach rozwinietych - nauczyciele wszedzie popieraja lewice, w zamian lewica popiera nauczycieli...), glosuja na PO i SLD - bo te partie moga "obiecac im tyle ile nikt inny im nie da".

Jesli chodzi o strajki nauczycieli w Polsce (czy gdziekolwiek indziej na swiecie, z USA wlacznie) - to w zasadzie jedynym postulatem sa rzadania podwyzek plac nigdy natomiast nie ma postulatu podwyzszenia poziomu nauczania. Wrecz przeciwnie - zwiazki zawodowe nauczycieli od lat walcza o... nieocenianie nauczycieli na podstawie wynikow ich pracy.

Okraglemu Stolowi oswiaty - oczywiscie bez ZNP, ktore bojkotuje... - podpowiem, ze np, w USA nauczyciele pracuja takze w wakacje - organizowane sa roznego rodzaju zajceia - w tym wiele wyrownawczych - dla uczniow osiagajacych slabsze wyniki i sa one obowiazkowe i dla nauczycieli i dla uczniow. Warto chyba takze powrocic do organizowania w okesie wakacji zajec sportowych na szkolnych boiskach i salach. 

Vote up!
9
Vote down!
0

mikolaj

#1588387

"Totalni" na negacji rzeczywistości zbudowali swój świat, zamknięty na realia i żyją w nim pewni, że to co jest za oknem nie istnieje...

Vote up!
6
Vote down!
0

Yagon 12

#1588400

ugrupowania niekoniecznie polityczne ale tzw polskie mysla bardzo ciekawym systemem wartosciowania.Otoz o ile uda im sie osiagnac jakas korzysc finansowa to bardzo szybko o tym fakcie zapominaja i domagaja sie wiecej bo to co dotytchczas dostali to zza malo bo na zachodzie to tak i tak.To sa ludzie wyzbyci wszelkich zasad i wszystkiego co mozna nazwac czlowieczenstwem.Niestety tak bedzie do czasu az ktos postawi jakas bariere w postaci wyroku sadowego lub innych kar dotkliwie odczuwalnych przez tych domagajacych sie wiekszych srodkow finansowych na ich chora egzystencje zyciowa.Pamietam czasy Gomolki i nie tylko ale jak w jego przemowieniach wystepowalo czesto slowo warcholy polityczne to zastanawiam sie jakiego slowa nalezalo by uzyc w obecnej sytuacji warcholstwa zadaniowego.Czy on juz wtedy wiedzial ze tyle sie tego napleni w naszej pieknej Polsce?

Vote up!
2
Vote down!
0

Jeszcze zaświeci słoneczko

#1588628