Czym jest Fundusz Kościelny i czy on utrzymywał Kościół?

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

Nie będzie obniżki podatku dla rolników. Oznacza to, że rząd nie dotrzymał kolejnej obietnicy przedwyborczej. Któraż to już? Trudno się doliczyć, o wiele łatwiej policzyć te dotrzymane. Co do jednej można mieć pewność, że zostanie spełniona. Tusk nawet zadbał, by zajęli się tym „fachowcy”. Poinformował o tym jeden z nich w czasie konferencji prasowej w sejmie, powołując się przy tym na swe kontakty w tej sprawie z prezesem NIK, Marianem Banasiem. Oto, co rzekł Hołownia: „Najwyższa Izba Kontroli przeprowadzi kontrolę – już w zasadzie zaczęła do niej się przygotowywać, toczyliśmy korespondencję w tej sprawie, ale rozumiem, że ta kontrola rusza niebawem – kontrolę przepływów finansowych pomiędzy państwem a Kościołem, głównie katolickim, ale też innymi związkami wyznaniowymi”. Hołownia – przepraszam, że tak sine titulo, ale przyznaję ze skruchą, że jakoś nie pasuje mi tu „marszałek sejmu” – wyjaśnił szerzej swe działania w spółce z Banasiem. A więc „Tu nie chodzi o żadne prześladowanie Kościoła. Tu chodzi o to, o co pytają nas wyborcy,(dla uczciwości trzeba by dodać: nasi) odkąd weszliśmy do polityki. Nikt nie będzie nikomu narzucał tego, w co ma wierzyć, ani w jakim Kościele ma wierzyć. Natomiast chcemy mieć pewność, że wszystkie finansowe związki naszego państwa i Kościoła katolickiego, ale też innych związków wyznaniowych są przejrzyste, są transparentne". Nie są wzajemną wymianą usług propagandowych, wspierających, takich czy innych, tylko są przeprowadzane z poszanowaniem każdego grosza – publicznych, czyli wspólnych pieniędzy. Szymon Hołownia znany jest z tego, że lubi manifestować swą rzekomą wszechmoc, zwłaszcza gdy może się podeprzeć takim „panem prezesem Banasiem”, przeto, jak twierdzi, może zrobić „wszystko, żeby ta uchwała Sejmu została wykonana i wierzę, że wykonana zostanie". Dlaczego nie, skoro Wałęsa oświadczył, że zrobi wszystko, by Trump nie został prezydentem, a jak dodał – to on go skłonił do ubiegania się ten urząd. Z kolei Hołownia dał kolejny popis jakości swej kompetencji w sprawach kościelnych, dochodząc do wniosku, że „jeśli obywatele chcą utrzymywać swoją wspólnotę wyznaniową, to robią to, nie chcą – to tego nie robią. Ten system działa w wielu państwach świata. Uważam, że dzisiaj tę wolność obywatele powinni od państwa z powrotem odzyskać”. Proszę wybaczyć, ale takiego quantum prymitywnego ględzenia, w dodatku z prawdą nic nie mającego wspólnego i to ze strony marszałka sejmu należałoby się nie spodziewać. A jednak. Przecież nigdy Fundusz Kościelny nie utrzymywał Kościoła. Gdyby tak było, Kościół dawno by już nie istniał. Rzecz jednak w tym, że Hołownia tego nie wie, a mimo to mówi brednie z wysokiego stolca Marszałka sejmu. Zresztą styl jego wypowiedzi nie pozwala na jasne jej zrozumienie. Rządy Tuska właśnie na tym polegają, że on posługuje się takimi ludźmi. Hołownia nie jest wyjątkiem. – W razie czego zawsze można ich obwinić o różnego rodzaju karygodne czyny. Pamiętamy skazanie na śmierć przez Stalina „krwawego karła” – Nikołaja Jeżowa oskarżonego m. in. o stosowanie tortur i zbrodnie dokonane przecież na rozkaz Stalina.

Warto więc pokrótce przypomnieć panom Hołowni i Bansiowi jak to było z tym Funduszem Kościelnym. Kościół katolicki był w ciągu wieków uposażany przez władców i osoby prywatne. Głównym przedmiotem uposażenia była ziemia, do tego dochodziły legaty, fundacje i nieruchomości. Beneficjentami były parafie, zakony, biskupstwa i instytucje charytatywne. Zamachu na dobra kościelne dokonywali zwłaszcza władcy, a w czasie reformacji także odchodzący od Kościoła katolickiego innowiercy, dokonując tzw. sekularyzacji beneficjów dawniej kościelnych, a wskutek reformacji przechodzących na władców czy patronów kościołów, którzy byli odpowiedzialni za utrzymanie kultu. Generalne wywłaszczenie Kościoła przyniosła ze sobą rewolucja francuska, przy czym odbywało się to etapami, a państwo po przewrocie napoleońskim wzięło na siebie obowiązek zaopatrzenia Kościoła. Francja jednak pokazała monarchom drogę do sięgnięcia po zasoby kościelne. Upaństwowienie dóbr kościelnych odbywało się w poszczególnych krajach w zróżnicowanej formie. Na ziemiach polskich konfiskat majątków kościelnych dokonywali w XIX w. wszyscy zaborcy. Każdy na swój sposób. N. p. Jozef II w Galicji sekularyzował klasztory kontemplacyjne, przeznaczając ich mienie w części na uposażenie parafii i biskupstw, względnie nawet na ich zakładanie. Kolosalne jednak były przy tym pospolite kradzieże. W Prusach zabór własności kościelnej obejmował biskupstwa, przy czym biskupom naznaczano roczną pensję, n. p. arcybiskup gnieźnieński i poznański otrzymywał 24 tysiące talarów. Z kolei w zaborze rosyjskim pozostawiono parafiom kilka morgów ziemi jako beneficjum. W sumie wartość majątku zagrabionego w zaborze rosyjskim wynosiła 440 mln rubli w złocie. Taką wartość miały grunty – około 1700 tysięcy ha, budynki i kapitały. W zaborze pruskim upaństwowiono 785 tys. ha, uposażenie ziemią pozostawiono bowiem parafiom i kapitułom. W zaborze austriackim zabrano Kościołowi 100 tys. ha.

Kasacja posiadłości kościelnych była zatem, nie używając terminologii eufemistycznej, po prostu rabunkiem. Pewną restytucję własności kościelnej w Polsce przewidywał konkordat ze Stolicą Apostolską z 1925 r. Natomiast po II wojnie światowej Fundusz Kościelny powstał na mocy art. 8 ustawy z 20 marca 1950 roku o przejęciu przez państwo dóbr martwej ręki. Poręczał on proboszczom posiadania gospodarstw rolnych. Oczywiście w teorii, gdyż pozostawiono tylko areał karłowaty. Był to kolejny rabunek, zwłaszcza, że zawiadywał nim Urząd do Spraw Wyznań, organ władzy, którego zadaniem było zwalczanie Kościoła. Fundusz rozchodowany był dla wszystkich denominacji chrześcijańskich uznanych w Polsce i tak jest do dzisiaj, a jest tych denominacji około 200.

Ale żadna władza nawet komunistyczna nie twierdziła, że Kościół utrzymywany jest przez Fundusz Kościelny. Dopiero obecna ateistyczno-lewacko-libertyńska władza zdaje się głosić taką nowość, gdyż co innego może oznaczać zamiar zamiany Funduszu na odpis od podatku, zwany w Niemczech Kirchensteuer – podatek kościelny, istniejący tam od Republiki Weimarskiej. Płacił go nawet Hitler. Pieniądze stąd idące rzeczywiście utrzymywały Kościół, ale Fundusz Kościelny w Polsce był tylko symboliczną rekompensatą za zabrane na przestrzeni czasu dobra kościelne. A co on finansował, to niech sobie panowie Banaś i Hołownia gdzie przeczytają, by nie powtarzać propagandowych frazesów, będących jakże często w obiegu na Wiejskiej.

Może dobrze będzie, że wreszcie ta kradzież mienia kościelnego zakończy się, tak jak tego chcą Banaś, Hołownia, rząd Tuska i ateistyczno-lewacko-libertyńska część sejmu i senatu. Niech nawet głoszą, że jest to przysługa dla Kościoła, ale niech nie mówią, że Fundusz, a więc wszystkie kolejne rządy, także komunistyczny i ten jaki dziś mamy, utrzymywał czy utrzymuje Kościół. Bo jest to jedna z tych bzdur, w które populus chętnie wierzy. Kościół utrzymują wierni i niech tak będzie. Może być biednie, ale lepsze to niż „troska” tych, którzy dziś chcą dokończyć dzieła deprywacji Kościoła rozpoczętej u nas od końca XVIII wieku i trwającej do dziś, a istocie marzą o zniszczeniu Kościoła. Może w przyszłości już nie będzie czego kraść a Kościół uwolni się od „dobrodziejów”, którzy chętnie złożyliby go do lamusa.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (13 głosów)