Pogrzeb III RP, pióra Jakuba Żulczyka
Gdy dzieją się rzeczy ważne, doniosłe, artyści reagują na nie jak barometr, wyczuwając wczesne sygnały nadchodzących zmian. W Polsce, co jest samo przez się zastanawiające, tak się nie dzieje, być może dlatego, że nie dzieje się nic nowego, że to powtótka z wielowiekowej rozrywki i wcześniejsi prorocy już wszystko na ten temat powiedzieli, więc nie ma nic odkrywczego do dodania.
Jakub Żulczyk, w swojej najnowszej powieści, zatytułowanej “Wzgórze Psów”, a napisanej w latach 2015-2017, wyprawia pogrzeb III RP równolegle do procesu jej upadku. Gdyby autor napisał rzecz przed rokiem 2015, byłoby to dzieło prorocze, a więc genialne, a tak pozostaje tylko znakomitym artystycznie odczytaniem zachodzących wydarzeń.
Oto główny bohater, człowiek trzydziestotrzyletni, powraca, zmuszony niepowodzeniami, z Warszawy po wielu latach nieobecności wraz z żoną do rodzinnego miasteczka na Mazurach, ktore opuścił po maturze. Powrót do miasteczka jest właściwie ucieczką, a właściwie wygnaniem z Warszawy, z w której nie potrafił sobie ułożyć życia, podobnie zresztą jak wyjazd z miasteczka, który też nosił charakter ucieczki przed traumami rodzinnymi i osobistymi. Jako dwudziestodwulatek odnosi w Warszawie sukces literacki, pisząc oskarżycielską, demaskatorką i pełną przesady powieść o rodzinnym miasteczku, w którym zamordowana została jego dziewczyna. Pomimo tego sukcesu, traumy te bohatera nie opuszczają i stacza się dosłownie, popadając w narkomanię, z czego ratuje go dziewczyna, która zostaje póżniej jego żoną.
Po przyjeździe do miasteczka rozpoczyna się główna część akcji noszącej znamiona prawdziwego thrillera. Ale wyjdźmy teraz poza samą fabułę, zaczynając od miasteczka. Fabuła pozbawiona jest elementów politycznych, poza niezbędnymi ze względów realistycznych odniesieniami do lokalnych układów, jak lokalne referendum. Nie da się jednak nie odnieść wrażenia wynikającego z przebiegu akcji, że miasteczko jest ofiarą zafundowanej krajowi transformacji, dającej wolną rękę elementom zdemoralizowanym, nad którymi nie panują żadne reguły moralne czy prawne, w efekcie czego dochodzi do wspomnianego morderstwa, a bohater nie może znależć w nim sobie miejsca. Po ucieczce do Warszawy, bohater doświadcza identycznego chaosu społecznego w większej skali i ponosi klęskę, która zmusza go do powrotu.
I teraz zaczyna się najbardziej interesująca część powieści, bo albo będzie powtórka albo nastąpi reset, a decydując się na reset, autor konstruuje coś w rodzaju thrillera opartego na wątkach z popkultury, obecnych w kulturze masowej w postaciach supermanów, batmanów, spidermanów czy punisherów, które to wątki domagają się by ktoś wziął Prawo we własne ręce, bo instytucje oficjalne są skorumpowane. Te wątki popkulturowe nie są pozbawione podstaw realnych w ewolucji gatunku ludzkiego, bo przecież teoria gier zaleca w takich warunkach nieokreśloności moralnej zastosowanie strategii Wet za Wet, która okazuje się jedynym środkiem przywrócenia porządku. I tak się dzieje wraz z powrotem bohatera do miasteczka, ktoś bierze Prawo we własne ręce by wymierzyć Sprawiedliwość. Nomen omen, proszę Państwa, choć sam narrator nie jest do końca przekonany, że to jest najlepsze wyjście, ale lepszego nie dostrzega. Bo bez usunięcia starego zła nie da się zbudować normalnej, lokalnej wspólnoty.
Nie da się ukryć, że to pogrzeb tzw. III RP, co mnie nie dziwi, w końcu i literatura musiała się z tym zmierzyć, choć z opóźnieniem. Ciekawy jest też język powieści, dosadny i dostosowany do wątków. Do tej pory spotkałem się w polskiej literaturze z dwiema powieściami, których autorzy potrafili stworzyć taki klimat w swoich utworach. Pierwsza to była “Konopielka” Redlińskiego, z lat 70tych, będąca mieszanką realizmu z elementami czystej fantastyki, a drugim jest książka Żulczyka. To jest rzecz niezbędna w porządnej biblioteczce.
Jednej tylko rzeczy nie udało mi się rozgryżć w powieści – skąd ten tytuł z tymi psami ? Nie wydaje mi się wystarczająco umotywowany wątkami powieści.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1138 odsłon