Nie przesadzajmy z tą różnorodnością

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Przecztałem felieton Zybertowiczów w "Sieci" na temat różnorodności i nasunęły mi się pewne refleksje.

Patrząc z indywidualnego punktu widzenia, różnorodność budzi zaciekawienie, wprowadzając powiew świeżości do rutyny, uruchamiając wyobraźnię. Problem w tym, że nie żyjemy w krainie wyobraźni, lecz w krainie realnych faktów, w której rządzi ekonomia czasu. Zależy nam na uzyskaniu korzystnego bilansu czasowego, a to wiąże się z koniecznością powtarzania pewnych ustalonych zachowań w ustalonej formie. Tej zależności i tego rodzaju faktów zaś po prostu nie dostrzegamy i nie doceniamy. Irytujemy się natomiast, gdy coś nam zakłóci tę wygodną rutynę. To po pierwsze. 

Po drugie, każdy człowiek posiada wrodzony komponent umysłowy zwany "teorią umysłu" pozwalający mu na analizowanie i rozumienie zachowań innych. Ale też należy pamiętać, że zachowania innych przebiegają według modeli kulturowych przyjętych w danej zbiorowości. Nasze umysły radzą sobie z rozpoznawaniem tych modeli, są jednak bezradne w zderzeniu z modelami obowiązującymi w innych kulturach. Najlepiej widać to po języku, który może stanowić barierę nie do pokonania w danej sytuacji. 

Po trzecie, warto uzmysłowić sobie, że nawet w ramach swojej kultury mamy do czynienia z pewną dozą różnorodności, którą wprowadzają osoby z różnych warstw społecznych o różnym statusie społecznym, różnym wykształceniu i różnym doświadczeniu zawodowym. Nie jest tak łatwo dogadać się z prawnikiem czy lekarzem. 

Po czwarte, trzeba też wziąć pod uwagę sferę rozmaitych nawyków, które zostały wyprowadzone poza sferę świadomości i funkcjonują automatycznie. Jedne nawyki mają charakter indywidualny, inne z kolei należą do repertuaru całej zbiorowości. Ja np. lubię ogniste brunetki, ale przed wejściem puszczam przodem panie niezależnie od karnacji. Te nawyki też dodają swoje do puli różnorodnośći, z którą muszą dawać sobie radę umysły. 

Po czwarte, jest jeszcze technologia i zmiany technologiczne, które wywierają wpływ na nasze bytowanie, wprowadzając zmiany, których zakres umyka naszej świadomości. Doskonałym obrazem tego jest internet, który dokumentuje niewiarygodny zakres tej różnorodnośći w obrębie jednej kultury, a jednocześnie pokazuje granice tolerancji na różnorodność w postaci hejtu. 

O różnodności więc łatwo rozprawiać, trudniej w niej żyć. Trzeba więc odróżniać aspekt werbalny od aspektu realnych aplikacji. Czy ktoś z Państwa chętnie czyściłby zęby cudzą szczoteczką ? 

A teraz weźmy pod lupę kwestię z punktu widzenia zbiorowości. Ludzie przystosowani są ewolucyjnie do życia w naturalnych wspólnotach o rozmiarze ok. 150 osób. W społecznościach większych trzeba stosować do zarządzania społecznościami rozmaite zabiegi i tworzyć rozmaite mechanizmy instytucjonalne. Te mechanizmy z natury rzeczy wymuszają pewną jednorodność. Ale z drugiej strony, nowoczesne społeczeństwo generuje zmiany wywoływane czy to przez rozwój technologii czy gospodarki, które wymagają dostosowywania instytucji do nowych warunków. I w ten sposób społeczność doświadcza bezustannych zmian naruszających stabilność zarówno jednostek jak i całej zbiorowości. W związku z tym pojawia się pytanie czy skala zmian nie przekroczyła już dopuszczalnego pułapu.

Twoja ocena: Brak Średnia: 3.9 (6 głosów)

Komentarze

Teoria umysłu jest zdolnością rozumienia myśli, uczuć oraz intencji drugiego człowieka. Jesteśmy obecnie świadkami lawinowego formułowania „teorii umysłu”. Duża część badaczy posługuje się diagramami, umieszczając na schematach ludzkiego mózgu obszar z napisem „SELF”. Wygląda to żałośnie, bo ów „SELF” musiałby sam mieć w środku swojego mózgu kolejny, własny „SELF” aby mógł czuć, myśleć logicznie i kontemplować. Teorie te popadają więc w widoczne, acz nieskończone, uwstecznienie (ang. „regress”).

Wielu badaczy, chcąc nie chcąc, ulega tutaj wpływowi tzw. kartezjańskiego teatru. Wizji, sprowadzającej aktywność mózgu do przetwarzania bodźców, aby zaprezentować je potem przed jakimś centralnym elementem (widownia teatru?), który wciela je w życie jako „świadome zachowania”.

Niemniej, niektóre testy neuropsychologiczne, jak Rey Complex Figure, czy NEPSY ("A Developmental NEuroPSYchological Assessment") diagnozują zdolność rozumienia perspektywy drugiej osoby, jej intencji czy też wierzeń („że coś …”). Zatem, oszacowują one stopień zaawansowania osobistej „teorii umysłu”). Faworyzowałabym więc tutaj raczej termin: „prywatna teoria osobowości”.

Odpowiadając zaś na pytanie o to „czy skala zmian nie przekroczyła już dopuszczalnego pułapu?” sugerowałabym, że jedynym stałym czynnikiem w życiu jest Zmiana.

Vote up!
6
Vote down!
0

kassandra

#1571806

Niektórzy ludzie myśląć o ludzkim umysłe posługują się faktycznie ideą homonkulusa, czyli jakiejś centrali zlokalizowanej w jakimś puncie i sterującej całością . Tak naprawdę, centrali takiej nie ma, lecz mamy do czynienia ze wspaniale skoordynowanymi dzialaniami różnych modułów funkcjonalnych. Świadomość nie jest taką centralą, bo spełnia tylko funkcję monitorowania, a poza tym reaguje post factum.

Osobiście jednak opowiadam się za terminem "teoria umysłu", bo wskazuje on, że każda ludzka jednostka, od pięciolatka wzwyż, jest świadoma, że inni ludzie też mają umysł. I to zupełnie wystarcza.

Co do zmian, mózg ludzki poszukuje stałych regularności w otoczeniu, czyli stawia na stałość, i w sposób często fikcyjny  stara się interpretować rzeczywistość pod tym kątem, a zmienność tylko uwzględnia jako zło konieczne.

Vote up!
0
Vote down!
0
#1571877

Teoria umysłu oznacza, że ktoś (dziecko czy dorosły) posiada koncept: w jaki sposób funkcjonuje umysł innych ludzi. Dlaczego zachowują się tak, czy inaczej?  Albo mają takie, czy inne emocje.  Na przykład trzylatek może mieć „teorię”, że za każdym razem, kiedy włoży palec w tort, jego mama się krzywi. Przeciwnie, kiedy on tego nie robi albo grzecznie ten tort je, jego mama się uśmiecha.

Także z punktu widzenia psychologii rozwojowej „teoria umysłu” zaczyna się rodzić u dziecka znacznie wcześniej niż w wieku pięciu lat.  Już w pierwszym roku życia niemowlęta łapią powiązania między zachowaniem rodziców, a tym co dzieje się następnie.  Dobre lub złe.

Myślę, że miał Pan na myśli „homunkulusa” albo „homunculusa” pisząc „homonkulus”. Warto by tutaj dodać, że identyfikowalny “SELF” nie został, jak do tej pory, zlokalizowany przez neurobiologów.  I może nigdy nie być zlokalizowany.  Pojawia się więc pytanie dla filozofów o to, czy możliwe jest istnienie samego konceptu moralności, jeżeli nie istnieje koncept SELF?

P.S. Proszę mnie źle nie rozmieć i nie jest też moją intencją urazić Pana, ale kiedy pisze się niezbyt zrozumiale oraz na zbyt wysokim poziomie ogólności, trzeba liczyć się z tym, nawet gdyby intencje autora były zupełnie odmienne od percepcji czytelnika, że odbiorca ustosunkowuje się tylko do tego co widzi „czarne na białym”. W konsekwencji jest bardzo łatwo z wszystkim co autor pisze się zgodzić albo też wszystko odrzucić.

Pozdrawiam,

Vote up!
3
Vote down!
0

kassandra

#1571883

Niektórzy ludzie myśląć o ludzkim umysłe posługują się faktycznie ideą homonkulusa, czyli jakiejś centrali zlokalizowanej w jakimś puncie i sterującej całością . Tak naprawdę, centrali takiej nie ma, lecz mamy do czynienia ze wspaniale skoordynowanymi dzialaniami różnych modułów funkcjonalnych. Świadomość nie jest taką centralą, bo spełnia tylko funkcję monitorowania, a poza tym reaguje post factum.

Osobiście jednak opowiadam się za terminem "teoria umysłu", bo wskazuje on, że każda ludzka jednostka, od pięciolatka wzwyż, jest świadoma, że inni ludzie też mają umysł. I to zupełnie wystarcza.

Co do zmian, mózg ludzki poszukuje stałych regularności w otoczeniu, czyli stawia na stałość, i w sposób często fikcyjny  stara się interpretować rzeczywistość pod tym kątem, a zmienność tylko uwzględnia jako zło konieczne.

 

Vote up!
1
Vote down!
0
#1571878