Jak Stolaruk howno spod rzeźnickiego noża wypuścił
Nadal mieszkałam wraz z moimi najbliższymi we Włodzimerzu Wołyńskim, ale już więcej nie spotkałam ludzi, którzy uciekli z Teresina, a którzy opowiadaliby mi osobiście swoje przeżycia. Tylko moja mamusia Zofia opowiedziała mi w pierwszych dniach po rzezi losy Heleny Brzezickiej, mówiła tak: „Helena Brzezicka tak jak inni na naszej kolonii ukrywała się po nocach przed Ukraińcami. Pomyślała sobie, że Ukrainiec Stolaruk jest kumotrem (ojcem chrzestnym) jej dziecka, to była dziewczynka (kilku miesięczne dziecko), to nie zrobi jej krzywdy i może nawet u niego będzie bezpiecznie. Dlatego zaczęła chodzić do niego na noc i tam się ukrywać. Chodziła tam cały tydzień. Jednej nocy znów przyszła się skryć na noc. Weszła do chaty, a jej niemowlę, dostało jakiś konwulsji, zaczęło się rzucać jej na rękach, miało tak mocne drgawki, aż nim całym rzucało, jak piłka do góry. Helena się przestraszyła, a Ukrainka, żona Stolaruka również przerażona zapytała: ‘Helka a było jemu kiedy tak?’. Na to Brzezicka: ‘Nie! Ja nie wiem, co się z nią dzieje.’.
Wtedy jakby jej się oczy otworzyły i zobaczyła, że Stolaruk ostrzy taki duży nóż. I nic się ani słowem nie odzywa, nawet na nią nie patrzy, tylko ten nóż dalej ostrzy. Helena tak wspominała te chwile: ‘Coś mnie tknęło i ogarnęło mnie straszne przeczucie, że chce mnie i dziecko dziś zamordować. Położyłam dziecko na stole, a ono dalej się rzucało. Ja już dłużej nie czekałam, ale rzuciłam się mu do nóg i zaczęłam bardzo go prosić, błagać tymi słowami: - Stolaruk, Stolaruk, co ty chcesz z nami zrobić, daruj nam życie, toż to twoja chrześnica!’. - A on ani słowem się do mnie nie odezwał, tylko robił dalej swoje. To ja nie rezygnuję i całuję go po nogach i rękach. On mnie odepchnął i znów słowa nie powiedział. W tym momencie podeszła do męża Stolarukowa i powiedziała krótko: - w doma nie! – Wtedy ja zrozumiałam, co mnie tu ma spotkać. Byłam już niemal pewna, że chcą nas tu dziś zarżnąć. To Stolaruk i tym razem nic nie powiedział.
Ledwie ona odeszła, a przyszedł syn Stolaruka lat około 23, który w tym czasie był już od pewnego czasu w ukraińskiej bandzie w lesie. Wszedł do domu, a Stolaruk nawet z nim nie rozmawiał tylko od razu: – o Wołodka – . A jego syn od razu opowiedział znacząco – nie budu – i wyszedł z domu. A ja cały czas klęczałam, koło niego, wcale nie wstawałam, wtedy on w końcu rzekł do mnie: - Helka zabieraj to howno i żebym ja cię tu więcej nie baczył! - . Wtedy złapałam swoje niemowle i wyszłam prędko z domu na podwórze, chwilę się zatrzymałam, a potem poszłam przed siebie.’.
Helena opowiadała także, że poszła przez bagna i dalej przed siebie, aż znaleźli ją chłopcy z polskiej policji, która stała we wsi ukraińskiej Chobułtowa. Oni to udzielili jej pomocy i skierowali ją do miasta Włodzimierz Wołyński. Tam z kolei spotkała swoją rodzinę, swoją mamę o nazwisku Siuch oraz swojego męża Józefa Brzezickiego. Matka zaopiekowała się dzieckiem, a ona została odprowadzona do szpitala bowiem była na skraju wyczerpania psychicznego. Tam jednak odzyskała swoje siły i choć jeszcze przez parę miesięcy, dochodziła do pełnego zdrowia, to jednak było z nią coraz lepiej.”.
Rodzina Siuchów była polska i pochodziła ze Swojczowa. Nie wiem co się potem z nimi wszystkimi stało, w każdym razie przeżyli wojnę i wyjechali do Polski, podobno zamieszkali gdzieś w Hrubieszowskiem. Historię tę znam od mojej mamusi Zofii, która osobiście rozmawiała z mamą Helki, zaraz jeszcze we Włodzimierzu Wołyńskim. W kontekście powyższego warto wspomnieć i to, że gdy jeszcze mieszkaliśmy na Teresinie, dowiedziałam się od naszych sąsiadów, iż razu pewnego właśnie Stolaruk miał wyznać: „Mobilizacja, mój poszedł do lasu.”. Naturalnie każdy kto słyszał te słowa, już wiedział, gdzie poszedł i do jakiej armii. Nie trzeba było się więcej pytać. [fragment wspomnień Adeli Roch z d. Rusiecka z kolonii Teresin na Wołyniu]
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1295 odsłon