I co z tego wyszło

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Idee

 

Przed napisaniem każdego ważniejszego artykułu, lubię sięgnąć do klasyki, bo ona pozwala nie tylko mieć kontakt z dobrym językiem, ale również zachować ciągłość myśli i logiki dziejów. Tak było i tym razem. Z półki wyjąłem niewielką książeczkę Jana Parandowskiego noszącą tytuł Wrześniowa noc (Iskry, Warszawa 1968). I oto fragment, jeszcze dziś bardzo pouczającego i wciąż aktualnego, wystąpienia Parandowskiego z 02.04.1945 r. Referat został wygłoszony w Teatrze Miejskim w Lublinie:

Literatura polska, choć oswojona z więzieniem i szubienicą, z nędzą i szpitalem, tak licznych strat w tak szczupłych granicach czasu [dot. II wojny] nie poniosła w żadnym okresie (s. 80).

[…] Przed literaturą polską stoją dziś zadania większe niż kiedykolwiek. Nie będą wypełnione od razu ani w krótkim czasie. Niepodobna się spodziewać, byśmy ujrzeli na scenie lub w tomach poezji i prozy tę otchłań nędzy, zbrodni i hańby, to podeptanie wszystkich praw i prawd osiągniętych przez człowieka w tysiącleciach myśli, walki i pracy, to wszystko, co świat przeżył za naszych dni. Trzeba sporo lat, aby to znalazło kształt w duszy artysty.

Zanim to nastąpi, pojawią się książki przejmujące, wydarte z najgłębszych doznań, dokumenty życia, nieraz bliższe prawdy niż piękna. Pojawią się również inne, pełne wdzięku, jakby zeszły z gwiazd, czyste od naszego znoju. Będą witane z radością, ponieważ przyniosą ulgę pozwalając zapomnieć. Mówić będą o innym bycie, o wiecznych prawach człowieka do miłości, do świata, do szczęścia. Aż któregoś dnia ich lekką melodię zakłóci potężny ton epopei. Gdzie się ona narodzi? Kto ja wykarmi? Z jakich słów się złoży, jakie w nią wejdą postacie i obrazy? Nikt tego nie przeczuwa, albowiem z przeszłości można przewidzieć tylko to, co jest podobne do przeszłości, a dziecko, które kiedyś się pojawi z pewnością nie będzie podobne do żadnego z istniejących.

Tymczasem płynie doba obecna, która nie chce i nie może czekać. Idzie przez nas prąd życia, do nas należy ten bezkresny dzień, którego świt wrócił nam siły. Wypełnimy go twórczym słowem, które poniesie w sobie wszystko, co się stało w naszej tragicznej ojczyźnie, i wszystko, co się dziać będzie. Sprzęgniemy nim poszarpane dzielnice Polski, zwiążemy odzyskane ziemie. Wyrażać będziemy nienawiść i miłość, ból i zachwyt, słodycz istnienia i gorycz samotnej śmierci, która padała na najlepszych synów tej ziemi.

To będzie naszym zadaniem, ale jest jeszcze inne, niemniej doniosłe i pilne. Trzeba pochwycić i nawiązać nić tradycji, zasklepić pustkę tych kilku lat, które nasze dziś oderwały od przedwojennego wczoraj. Trzeba się połączyć ze światem, dać drogę ożywczym powiewom z kraju starej kultury. Te okropne lata zepchnęły nas w całkowitą izolację, przemieniły w zapadłą prowincję, do której nie docierała żadna myśl spoza wałów granicznych barbarii. Żyliśmy nie w ascezie duchowej, ale w więziennym odosobnieniu. Była to samotność żrąca i zgubna. Nadaremnie usiłowaliśmy przeczuwać, jakie natchnienia rozkwitają poza naszą ciemnicą. Tracą jednak wiele przez brak wspólnoty duchowej z myślącą ludzkością, zyskaliśmy może nie jedno przez ciszę i skupienie, z jakim patrzyliśmy w swoje wnętrze. Czas odsłoni te zyski. Będą one miały wartości nie tylko natury artystycznej, ale i moralnej. Literaturze przypadnie jedno z pierwszych miejsc w odbudowie naszego świata. To ona musi zwrócić słowom ich znaczenie, pojęciom ich treść, rzeczom ich właściwe nazwy. Wszystko bowiem zostało diabolicznie pomieszane, wykoślawione, okaleczone, zgangrenowane (s. 81-82).

Tyle Parandowski w kwietniu 1945 r. Jego słowa dotyczyły zaledwie sześciu lat wojny, która wówczas wydawała się wiecznością. Dziś, od końca wojny minęło 70 lat, i niewiele się zmieniło. Pozostało klepisko zakłamania i istniejące wciąż proletariackie oderwanie się od rzeczywistości i wspólnych korzeni. Minęła komuna i zaczęła się postkomuna.W tym czasie ani nie połączyliśmy się z polskim czasem, ani nie zasklepiliśmy żadnej rany – raczej pogłębiliśmy swoje osamotnienie. Owszem, zasiedliliśmy niemal cały świat, ale co z tego, skoro wyjechaliśmy, jak sieroty, bez poczucia tożsamości i własnego punktu odniesienia, bez właściwej orientacji. Dlatego też duchowo nie byliśmy w stanie zidentyfikować tej myślącej części świata ani z nawiązać z nią kontaktu. Nie wyszliśmy więc z zapadłej prowincji. Wszyscy zaniedbaliśmy język i doprowadzając go do poziomu niemal knajackiego, a chyba większość do dziś nie zdajemy sobie sprawy, że literatura językiem stoi.

Wróćmy jeszcze do podręcznik prof. Wojciecha Roszkowskiego: Historia i teraźniejszość. Owszem, spełnia on swoją rolę, ale jest zaledwie pierwiosnkiem na wciąż obcym nam kulturowo obszarze. Monumentalne dzieło prof. Andrzeja Nowaka, jest również krokiem we właściwym kierunku, ale wciąż nie pojawiło się to dzieło, o którym wspominał prof. Jan Parandowski – przedstawiciel przedwojennej inteligencji. Dzieło literackie, które przeczytają wszyscy i wszystkim odmieni ono serca i rozum. Najcenniejszą zdobyczą podręcznika Wojciecha Roszkowskiego jest pokazanie pełnej panoramy światowego komunizmu i jego przerażających skutków. Andrzej Nowak swoim wielotomowym dziełem mozolnie, warstwa po warstwie, na peerelowską interpretację historii nakłada polską. Nie jest aż tak krytykowany, ale nie doszedł jeszcze do „gorącej strefy”.

I nie wiadomo, czy spełni się życzenie Autora Nieba w płomieniach – nie tylko dlatego, że w czasie II wojny polskiej kulturze odcięto głowę i odebrano głos, ale również dlatego, że Polacy po utracie państwowości w XVIII w. mieli zbyt mało sprzyjających okoliczności do wydania wielkich dzieł. Wyjątkiem okazał się okres romantyzmu - wielki krzyk upadającej Rzeczypospolitej. Klęska w Powstaniu Styczniowym okazała się tak głęboka i paraliżująca, że odebrała polskiej kulturze mowę. Zwycięstwo nad Wisłą i Niemnem, spowodowało, jak wówczas pisano, „wybuch Polski”, scalił on naród i zaczął dawać szanse wielkim talentom oraz rodzic nowe. Wielkie dzieło jednak nie pojawiło się, bo tę wolność, która czyni cuda, zamordowano w chwili, gdy do głosu zaczęły dochodziły najzdolniejsze i najpiękniejsze dzieci. I w tym stwierdzeniu nie ma nic z patosu. Nie ma również odpowiedniego dzieła ujmującego głębokość klęski po 1945 r., bo z „naturalnych” względu pojawić się nie mogło. A skoro nie mogło, to mogło pojawić się coś innego. I pojawiło: totalna krytyka romantyzmu, II RP i bezkrytyczna gloryfikacja ruchu robotniczego i Czerwonej Armii. Brak odpowiednich przeszkód w postaci dzieł literackich pozwoliło komunie i postkomunie wjechać w przestrzeń tradycyjnej polskiej kultury na czołgach, zdewastować ją, zakłamać i podać na śniadanie, jako peerowską sałatkę dla dzieci lub wprost, dorosłym, jako zakąskę do wódki.

„Solidarność”, dla potomności, jak dotąd, również literacko pozostała bezimienna. Czytamy książki neutralne, które niewiele, albo nic nie wnoszą do naszego życia – tracimy czas, ambitniejsi zadowalają się twórczością przyczynkarską i małą perspektywą. Kulturowo stajemy się więc coraz bardziej niemi, niemądrzy i niewidoczni. Zamiast wzmacniać własną kulturę i pisać wielkie dzieła, zaczęliśmy przymilać się do tych, którzy mają pieniądze lub pisać byle co na zamówienie – bo niby takie jest zapotrzebowanie. Na Ziemiach Zachodnich chyba nie ma polskiego twórcy, nawet tego najsłabszego, który nie byłby w jakiś sposób doceniony przez państwo niemieckie. A w Polsce nie tylko, że nie istnieje kryterium oceny dzieła, ale również nie ma „zapotrzebowania” na literaturę. Nadal selekcja negatywna dominuje nad pozytywną. Mało ludzi mówi i myśli językiem prawdziwej kultury. Niemal demonstracyjnie lekceważy się najwybitniejsze umysły mogących cokolwiek zmienić lub przewietrzyć ten powszechny zaduch i społeczeństwu dostarczyć tlenu. Natomiast płatnych książek, które szkalują Polskę pojawiło się całkiem sporo. I nic z tym nie robimy.

I teraz ponownie odwołajmy się do słów Parandowskiego, który stawia zadanie, aby „nawiązać do tradycji, zasklepić pustkę tych kilku lat [kilkudziesięciu – R.S.], które nasze dziś oderwały od przedwojennego wczoraj. Trzeba się połączyć ze światem, dać drogę ożywczym powiewom z kraju starej kultury. Te okropne lata zepchnęły nas w całkowitą izolację, przemieniły w zapadłą prowincję, do której nie docierała żadna myśl”. Przypomnijmy, Parandowski mówi o sześciu latach wojny.

Trzeba głośno postawić pytanie, dlaczego nikt w Polsce nie płaci za pracę twórczą? Dlaczego ewentualna zapłata nie pozwala rozbudować talentu lub napisać kolejnego dzieła? A jeżeli już, to dlaczego ważne prace popierane są na pokaz, na niby lub ze strachem? Dlaczego nie płaci się za wiersze, książki, za publicystykę, obrazy, rzeźbę. Dlaczego ludzie twórczy stali się pariasami współczesnej kultury i zakładnikami kaprysu świata liberalnego lub wszechwładztwa partyjno-politycznego? Przecież Polska kulturą swoja stoi.

Jeszcze w czasie ostatniej wojny powszechnie szanowano twórców, naukowców, ludzi z wyższym wykształceniem. Bo wszyscy wiedzieli, że są częścią jednej całości, że wszyscy są sobie jednakowo potrzebni i wszyscy się szanowali. Dziś wśród nowej inteligencji ilu wstydzi się własnego pochodzenia, ilu identyfikuje się z narodem, z własną kulturą, a ilu najbardziej kocha własną d….? I trudno tu nie przywołać prostej i dla wszystkich zrozumiałej odpowiedzi Piłsudskiego na pytanie o program dla wszystkich: „bić kurwy i złodziei”. W tej niby niepodległej Polsce coś takiego, jak ostracyzm nie funkcjonuje.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)

Komentarze

Czym jest inteligencja? To w większości ludzie o zwichrowanych kręgosłupach. Polska inteligencja została zlikwidowana, poniżona- wykorzystana do pracy technicznej (do budowania "polski ludowej") bez możliwości podniesienia głowy.
Struktura społeczna, w której wnuki lejtantów nie rozróżniających klozetu od umywalki, górują znajomością języków obcych, bezczelnością i "miękkimi kompetencjami" (cokolwiek paskudnego to znaczy), nie pozwala na odrodzenie patriotycznej polskiej elity o korzeniach przedwojennej inteligencji.

Pojawiają się ciekawe nazwiska, głównie u przedstawicieli Platformy Obywatelskiej, ale ile polskości zostało w tych nazwiskach?

Oczywiście czytając życiorysy, wielu się pochwali pochodzeniem, ale ile zostało z tych tradycji po dwóch pokoleniach? Szczególnie po ostatnich 30 latach? Szczególnie po ostatnich dwóch latach? Ile osób się zesz(mac/czep)iło?

Polska może odbudować się co najwyżej z polskich chłopów. Ale czy na pewno?

... Miałeś psorze złoty róg, ostały Ci się jeno dudy!

Vote up!
1
Vote down!
-1

Szanuję dr Katarzynę Ratkowską za uczciwość w podejściu do Covid 19.

#1649647