Nadal nic się nie zmieniło

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Kraj

 

Przemówienie Andrzeja Dudy w ONZ z 20.09.2022 r. było poruszające dla wszystkich tam zebranych, ale nie dla Polaków. Dla Polaków było historycznym standardem i kolejnym „wyjściem przed szereg”. Takie stwierdzenie może budzić zdziwienie, ale gdy przyjrzymy się przemówieniu Jana Pawła II w tych samych murach na temat praw narodów i innym podobnym wydarzeniom w polskiej historii, to musimy zobaczyć zupełnie inny obraz niż pozostali mieszkańcy świata. Wystąpienie Prezydenta RP miało charakter alarmistyczny, odwołujący się do uczuć, porządności i poczucia moralności polityków tego świata – a więc do czegoś, co zawsze jest na drugim planie, po interesach własnych. Być może pewnym nowum tego wystąpienia był apel o pomoc nie dla siebie, lecz dla walczącego europejskiego państwa, jakim jest Ukraina.

Nasze historyczne sojusze nigdy nie były pewne lub trwałe. Małe Księstwo Warszawskie idąc z Napoleonem na Moskwę wystawiło niemal stu tysięczną armię. Zakończyło się śmiercią ks. Józefa Poniatowskiego w Elsterze. W Powstaniu Listopadowym powstańcy wychodzili na najwyższe drzewa, aby zobaczyć, czy nie nadchodzą Francuzi z pomocą. Po klęsce większość z nich nie poddała się i uciekła przed skazaniem na Zachód, a więc tam, gdzie mogli się czuć bezpiecznie i gdzie żyły ideały, o które walczyli w kraju. Stworzyli tam Wielką Emigrację, która dała początek nowej myśli politycznej. Powstanie Styczniowe okazało się klęską stawiającą naród na granicy załamania psychicznego. Ale nie było upadku. Od tamtej chwili zaczęliśmy się liczyć, formatować i przygotowywać intelektualnie. W 1920 r. liczyliśmy już raczej na siebie. Europa wówczas blokowała nasze wysiłki tak samo, jak dziś blokuje zmagania zbrojne na Ukrainie. Stany Zjednoczone wchodziły dopiero na arenę międzynarodową. Pomogli nam Węgrzy i to ich amunicją pokonaliśmy bolszewików. W II wojnie światowej ustawienie polskiej armii uwzględniało aktywność i pomoc zbrojną Francji i Anglii. Niestety, wcześniej nie posłuchano Piłsudskiego i po dojściu Hitlera do władzy nie zastosowano wojny prewencyjnej. W 1939 r. blamaż tych dwóch państw przyczynił się do rozwinięcia działań zbrojnych na cały świat i uniemożliwił szybkie zakończenie wojny z Niemcami. Dziś Bruksela wymusza na Polsce takie działania, które prowadzą do destabilizacji struktur państwowych i polskiej świadomości narodowej.

Przemówienia Andrzeja Dudy nie ograniczało się tylko do mobilizacji świata przeciwko agresji rosyjskiej na Ukrainie, lecz było również wysiłkiem w kierunku podniesienia rangi państwa polskiego na arenie międzynarodowej i ogólnoświatową przestrogą przed globalnym zagrożeniem wojennym. I tu warto zauważyć, że od upadku polskiej państwowości, wszelkimi srodkami, zmuszeni jesteśmy walczyć o Polskę poza jej granicami. Będzie tak dotąd, dopóki nie uwolnimy się z zaklętego kręgu bycia pomiędzy Niemcami a Rosją. Ukraina – cała, walczy fizycznie o swoje jestestwo, Polska – na razie na poziomie politycznym, ale tu w grę wchodzi nasze życie. Ukraińcy strzelają i giną. Polska pomaga, ale też czeka na dotacje z zaciągniętych przez UE pożyczek, a Polacy, choć rozumieją kłopoty Ukrainy, nie martwią się o swoją przyszłość, lecz o to jak przetrwać zimę, którą już okrzyczano, jako najcięższą od lat. Z jednej strony mamy walkę, z drugiej inercję, której hołduje Europa.

Przed taka właśnie inercją stanął nasz Prezydent. Choć zebrał gratulacje i wzbudził uznanie, tak naprawdę nie zmieniło się nic. Pozostał tylko jeden sojusznik – Stany Zjednoczone, dla których Polska jest zaledwie elementem prowadzonej przez siebie światowej polityki. I dopiero dzisiaj widać, jak ważne dla niepodległego państwa było dążenie Piłsudskiego do posiadania własnych sił zbrojnych, bez której II RP nie odzyskałaby niepodległości oraz jak beznadziejnie głupi był demontaż polskich sił zbrojnych za czasów rządów Platformy Obywatelskiej i PSL.

Przy okazji polskiego wystąpienia w ONZ warto zaznaczyć również potrzebę zorganizowania spójnej geopolitycznej siły, którą stanowi naród, jego patriotyzm, poczucie tożsamości i jego potrzeba obrony własnej. W wystąpieniu Andrzeja Dudy takie założenie istniało a priori, ale niestety, nie pokrywa się ono z prawdą. I ten, z rożnych względów, zaniedbany dotąd czynnik, który w 1920 r. zadecydował o odzyskaniu państwowości, dziś może zawieść. Gdy nie będzie woli walki i motywacji, nie pomoże nawet najlepsza armia. Ukraińcy mają na czym budować swoją państwowość, my niestety, jak dotąd, jeszcze nie. I nie czarujmy się, że Ukraińcy walczą za nas lub jakąś mityczna Europę – to przekaz dla naiwniaków lub żółtodziobów. Oni walczą za siebie i dla siebie. Jeżeli, my Polacy, nie zbudujemy swojej naturalnej siły, która jest świadomość miejsca, czasu i potrzeb, pokolenie naszych dzieci zmuszone zostanie do takiej samej walki, jak na Ukrainie – jeżeli oczywiście będzie ono w stanie podnieść jakąkolwiek walkę.

PS. Artykuł drukowany jest z opóźnieniem, ponieważ przez ostatni miesiąc byłem poza zasięgiem internetu. Może wywoła jakieś refleksje?

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)