Rok Dekolonizacji Rosji

Obrazek użytkownika Rafał Brzeski
Świat

“Wobec olbrzymiej przewagi Rosji pod względem terytorialnym i ludnościowym, zdawało się początkowo, że wojna musi skończyć się prędko i z tryumfem. Zacierali ręce generałowie i ministrowie, żądni odznaczeń i dotacyj - zacierali ręce przedsiębiorcy, rachujący obfite zyski…”

Brzmiący znajomo cytat, pochodzi z krótkiego opisu wojny rosyjsko-japońskiej 1904 roku we wspomnieniach Edwarda Woyniłłowicza, Polaka uważanego za jednego z twórców niepodległej Białorusi. Podsumowując wojenną porażkę Rosji kresowy magnat zwraca uwagę, że “zdemoralizowane wojska, odstępując po przegranej, tworzyły po drodze rozmaite republiki syberyjskie” i “fale odśrodkowe zataczały coraz to szersze i głębiej nurtujące kręgi”. Minęło 100 lat  z okładem i historia się powtarza. Przynajmniej w infosferze.

Z rozpoczęciem roku fundacja “Wolna Jakucja” rozpowszechniła w sieci odezwę adresowaną do narodów posiadających administracyjny status republiki w ramach Federacji Rosyjskiej. Czytamy w niej:

“My, przedstawiciele ludów republik narodowych, przyłączamy się do inicjatywy ruchów antywojennych i ogłaszamy rok 2023 Rokiem Dekolonizacji Rosji. Niech każda z naszych republik uzyska Suwerenność i Wolność od Kremla. Życie każdej osoby w republikach musi mieć znaczenie i być na wagę złota! Nie bierzcie udziału w tej haniebnej wojnie! Szanujcie swoje życie i bądźcie  dumni ze swej tożsamości, języka i kultury!

Ratuj życie dla przyszłości swej republiki!”

Fundacja “Wolna Jakucja” ogłosiła swoje istnienie w mediach społecznościowych w Dniu Niepodległości Ukrainy, 24 sierpnia. W programowym poście na Instagramie głosi, że opowiada się za republiką wolną od narzuconego przez Kreml totalitaryzmu i faszyzmu oraz chce “chronić rodaków przed rosyjską propagandą”. Kiedy późnym latem w sieci krążyły już pogłoski o rychłym zarządzeniu przez Kreml mobilizacji mężczyzn, to fundacja rzuciła na Instagramie hasło “Nie dla wojny”.

Jakucja, czyli oficjalnie Republika Sacha, to ósme co do wielkości terytorium administracyjne na świecie, ale liczy tylko niespełna milion mieszkańców, przy czym rdzenni Jakuci stanowią niecałą połowę a reszta to głównie Rosjanie. Według fundacji “Wolna Jakucja” potulna wobec Moskwy administracja, w której dominują Rosjanie, wykorzystuje mobilizację jako wygodne narzędzie czystki etnicznej i fizycznej likwidacji Jakutów wysyłanych jako “mięso armatnie” na ukraiński front. Stąd mowa o życiu na wagę złota nie jest pustą przenośnią.

“Wolna Jakucja” nie jest jedyną antywojenną organizacją etniczną sprzeciwiającą się “oszczędzaniu” Rosjan przy wystawianiu kart mobilizacyjnych. Kilka dni po rosyjskim ataku na Ukrainę w internecie pojawiła się “Wolna Buriacja”  zarejestrowana w USA przez mieszkającą na emigracji rosyjską dziennikarkę Aleksandrę Garmażapową. W ślad za nią pojawiły się sieciowe emanacje innych narodów azjatyckich: “Wolna Kałmucja”, “Nowa Tuwa”, o której kremlowska propaganda pisze, że jest pośrednikiem w finansowaniu i koordynowaniu przez Zachód “antyrosyjskich projektów medialnych, mających rzekomo bronić interesów mobilizowanych” oraz “Azjaci Rosji” - antywojenna i antyrosyjska platforma narodów Sacha, Buriatów, Kałmuków, Ałtajów, Chakasów, Tuwińców oraz innych rdzennych ludów północnej i południowej Syberii. Szefem platformy jest Tuwiniec, Wasilij Mationow, który zorganizował czat z Christo Grozewem, głównym animatorem międzynarodowej kooperatywy dziennikarzy śledczych Bellingcat specjalizującej się w rozpracowywaniu rosyjskich służb wywiadowczych i demaskowaniu funkcjonariuszy GRU, SWR i FSB. Na powtarzające się pytanie “co robić” ze strony uczestników czatu z różnych syberyjskich grup etnicznych, Grozew odparł krótko: jednoczyć się, wymieniać doświadczenia i wspólnie występować publicznie.    

Nie każdemu taki pasywny program odpowiada. Wielu swoimi sposobami, o które lepiej nie pytać, trafia do etnicznych batalionów ochotniczych walczących  w szeregach wojsk Ukrainy. Swoje oddziały etniczne po ukraińskiej stronie mają, Czeczeni, krymscy Tatarzy, Azerowie, Ujgurowie z Chin, Białorusini a nawet Rosjanie. Jest też batalion Turan sformowany z ochotników posługujących się językami turkijskimi rdzennych Sybiraków. Ochotnikom nie jest łatwo, gdyż traktowani są z podejrzliwością i muszą na pierwszej linii frontu udowadniać, że nie są rosyjską agenturą. Zdaniem ukraińskiego ministra obrony Ołeksija Reznikowa udział innych narodów Federacji Rosyjskiej w walkach z armią rosyjską przynosi nie tylko korzyści polityczne i propagandowe, ale również taktyczne. Ochotnicy sprawdzają się zwłaszcza w działaniach zwiadowczych i sabotażowych na rosyjskich tyłach. Znając rosyjski i używając własnego języka mogą uchodzić za świeżo zmobilizowanych. Jednocześnie ochotnicy “nabierają doświadczenia w prowadzeniu nowoczesnej wojny, wojny technologii, dronów i walki eletronicznej” - podkreśla Reznikow i konkluzję zostawia ochotnikom, którzy w rozmowie z korespondentem dziennika New York Times nie kryli, że jeśli przeżyją, to nabrane umiejętności chcą wykorzystać po powrocie do domu, gdyż inaczej niż siłą “nie da się przekonać tyrana, żeby się wyniósł”.

Premiera: ]]>www.tysol.pl]]>

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (11 głosów)