Słowotwórstwo

Obrazek użytkownika Marek Jastrząb
Blog
Słowa są nie po to, by gęba miała zajęcie. Mają służyć nie tylko do ciurkania elokwencji, ale i do odzwierciedlania tego, co się ma zamiar wyartykułować. Jednakże między powiedzieć, a „powiedzieć„ rozpościera się otchłań różnic; można coś tam wyrazić, nie uzyskawszy żadnego oddźwięku. Dzieje się tak, gdy język jest martwy, sparciały, mało elastyczny, nie zmusza do przetwarzania skojarzeń, zadowala się stwierdzeniem gołego faktu, nie rodzi konkluzji, a człowiek, po przewentylowaniu takiej myśli, nie chce zgłębiać, co te znaczenia skrywają pod podszewką. Lecz są słowa przeciwne do tamtych: ruchome i rozhuśtane. Kiedy w zdaniu znajdziemy takich kilka znaczeń, nawet pozornie sprzecznych ze sobą, wręcz rządzących się nieznanymi prawami, to nagle się okazuje, że zbudowane z nich zdanie zawiera w sobie nowe barwy i przedtem nieprzewidywalne sensy, że tym samym są bogatsze, różnorodniejsze, ciekawsze, że są istotne, ponieważ sprawiają, że zwykła myśl, uszarpana własną miernotą, naskórkowa i „jednowymiarowa”, dzięki owym zbitkom lub skojarzeniom słów, zaczyna wyłazić na powierzchnię znaczeń w zupełnie nowej szacie, zaczyna pączkować prawdami, których nie podejrzewalibyśmy na wstępie. Mówiąc krótko: niektóre są martwe, bo pojedyncze, a inne - składane jak teleskop. Gdy używamy pierwszych, jesteśmy szablonowi i kołczejemy z poprawności. Lecz jeśli posłużymy się słowem teleskopowym, znajdziemy się wśród barw, które nie są przedawnione, zastarzałe i passe, a nasza wyobraźnia uwolni się od stereotypów i przeniesie nas do krain zbudowanych z nowych zafrapowań, nowych pytań i nowych odpowiedzi, odsłoni przed nami las, rozarium, a nie tylko zwyrodniałe skupisko patyków. * Literatura za bardzo wzięła sobie do serca fakt, że mówi się o niej „piękna”. Zanadto, gdyż powinna mieć spocony kałdun wystający z niedopiętej koszuli. W moim rozumieniu nie ma nic wspólnego ze stylistycznym betonem: jest prosta, czyli ludzka. Pachnie rzeczywistością; nie nosi kagańca i przepuklinowego pasa. Literaci uwzięli się zażywać słów przyczesanych, słów z porządnym przedziałkiem. Używane przez nich, dzielą się na dopuszczalne i zakazane. Pierwsze to te z bramy frontowej, wizytówkowe i uładzone, drugie to te, które ukradkiem przemykają się pod schodami. Słów potocznych, żywych i obrazowych, używa się niewiele. Kolokwialne, pospolite, chadzające za potrzebą i samopas, słowa na bosaka, z tłuszczykiem i przy kości, wymięte, neologizmy ulicy i bazarów, słowa przy nadziei, zamieszkałe w nieprostackiej zwyczajności nie mogą dopchać się do należnej im nobilitacji.
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.6 (6 głosów)