Między imperium a republiką

Aby Polska mogła być psujem kocertu wielkich mocarstw, trzeba tworzyć Polską myśl imperialną.
Przesłuchałem właśnie intrygujące jak zwykle i bardzo ciekawe wystąpienie profesora Nowaka (link w polecankach, tamże obszerniejsze cytaty). Wystąpienie daje się streścić w kilku tezach:
-
Koncert mocarstw jest na dłuższą metę niemożliwy do utrzymania – pokazuje to doświadczenie historyczne. Tradycyjna polityka Polski polegała i powinna polegać na psuciu takich porozumień „o nas bez nas”;
-
W położeniu między dwoma silnymi sąsiadami - Rusią a Niemcami - Polska znajduje się od początku swej historii i jest niejako skazana na to wyzwanie;
-
Nie można pogodzić roli imperium z republikańskim umiłowaniem wolności. Gdybyśmy mieli być imperium musielibyśmy podbić albo Rosję albo Niemcy i niejako zastąpić jedno z tych imperiów. Odbyłoby się to zawsze kosztem wolności: bylibyśmy „rabami” króla/cara i jego „drabów” - czyli silnej armii.
-
Zamach majowy był dla Polski nieszczęściem, ponieważ uderzał w tradycję republikańską Polski.
Tak się składa, że jako wielbiciel Marszałka Piłsudskiego i zarazem zwolennik staropolskiego republikanizmu muszę się nie zgodzić z tą myślą w sposób zasadniczy. To fakt, że Piłsudski raczej pogardzał sarmacką przeszłością i bardziej nawiązywał do imperialnej tradycji litewskiej. Ale taka pozorna sprzeczność, rzekome „wyobcowanie” z tradycji polskiej, tradycji demokratycznej, to złudzenie tworzone przez słowa, podczas gdy czyny Marszałka mówią o czym innym.
Po pierwsze, tradycja staropolska znała pojęcie rokoszu, jako drogi do reformy państwa w oparciu o świętą i nietykalną osobę królewską. Żaden rokosz nie doprowadził bezpośrednio ani do śmierci ani do obalenia urzędującego monarchy; wszystkie występowały (choć nieco fałszywie) pod hasłami „naprawy króla”, a nie jego obalenia. W istocie chodziło o naprawę państwa. Wynikiem każdego rokoszu, łącznie z rokoszem Lubomirskiego, były reformy ustrojowe, które w rozumieniu szlachty wzmacniały państwo. Najbardziej wyniszczający rokosz Lubomirskiego był wstępem do potężnego ruchu odnowy, która wyniosła na tron najpierw Michała Korybuta Wiśniowieckiego, a potem Jana Sobieskiego, dzięki czemu utrzymany został mocarstwowy status Rzeczypospolitej po okropnej kompromitacji czasów potopu. Wcześniejszy rokosz Zebrzydowskiego doprowadził do opisania procedury wypowiadania posłuszeństwa, odsuwając na czas jakiś niebezpieczeństwo niekontrolowanych wybuchów niezadowolenia i stabilizując prace parlamentu aż do lat 30. XVII wieku. Żaden z tych rokoszów nie wzmacniał jednak państwa na tyle, aby poważnie zagrozić wolności (co niektórzy mają im za złe). Łączy to rokosze staropolskie z zamachem majowym, który zagroził wolności kilkudziesięciu polityków, ale nie milionom Polaków, którzy w warunkach pomajowej stabilizacji mogli stopniowo nauczyć się życia we własnym, a nie obcym państwie, nauczyć się polskości, nauczyć się szacunku do wartości własnego państwa. By użyć „najgorszych” przykładów: pokolenie endecji wychowane w II RP, pokolenie Zub-Zdanowicza, to pokolenie, które nie zastanawia się czy iść z Niemcami czy z Rosją, ale walczy przeciw dwóm wrogom. Przekornie, ale i bez przesady mogę powiedzieć, że endecy tego pokolenia są pojętnymi uczniami Marszałka.
Po drugie, litewska tradycja imperialna nie jest sprzeczna z tradycją polską, ale ją uzupełnia i czyni ją realną. Proszę Państwa, hołdując wyłącznie wartościom libertariańskim – tej nowoczesnej odmianie późnego sarmatyzmu – zachowujemy się jak dzieci, które nie chcą ponosić odpowiedzialności za własne państwo. Otóż moja teza od dawna jest taka, że my tymi libertarianami byliśmy od bardzo dawna, co najmniej od rozbicia dzielnicowego. To nie jest źle, intencje są słuszne, ale czegoś tu brakuje. Aż się prosiło, aby ktoś nas łagodnie skarcił i nauczył jak się buduje państwo. Dlatego myślę, że to nie my podbiliśmy Litwę w XV wieku, ale Litwa podbiła nas. To Litwa wygrała bitwę pod Grunwaldem, ponieważ to Litwini wzięli na siebie ciężar ataku lewego skrzydła pruskiej armii, dokonali pozorowanej ucieczki, nie poddali się demoralizacji, wciągnęli zakonnych „gości” w pułapkę i wrócili na pole bitwy aby zamknąć krzyżacką armię w worku okrążenia. Co w tym czasie robili Polacy? No cóż: walczyli mężnie, toczyli pojedynki, raz nawet stracili chorągiew i na szczęście ją odzyskali. Strach pomyśleć co by było, gdyby to Polacy byli w roli Litwinów i mieli wykonać odwrót pozorowany...
Jedyne, czego Litwie brakowało, to zasobów ludzkich. Mieli co prawda Ruś – ale słabą i zdemoralizowaną. Potrzebowali wsparcia cywilizacyjnego, aby zagospodarować swoje imperium. Polska im tego wsparcia udzieliła, a wielu panów polskich (na czele ze Zbigniewem Oleśnickim) naiwnie mniemało, że tą drogą uda się Litwę podbić i wcielić do Królestwa Polskiego. Nic bardziej mylnego! Przekonano się o tym rychło po tragicznej śmierci Władysława Warneńczyka, gdy Litwa Polsce narzuciła króla – Kazimierza Jagiellończyka. Tak, o tym fakcie nie uczyliśmy sie na lekcjach historii, prawda? To wtedy pierwszy raz Litwini dali Polakom lekcję, że ich wolność będzie bezpieczna tylko wtedy, gdy zgodzą się, aby racja stanu Litwy była racją stanu całego jagiellońskiego mocarstwa. I trzeba przyznać, że dopóki tej zasady przestrzegano, wolności szlacheckie w Królestwie Polskim kwitły bezpiecznie, a ludziom żyło się dostatnio.
Po trzecie, aby Polska mogła pełnić rolę „psuja” kocertu wielkich mocarstw, należy dążyć do wzmocnienia Polski i tworzyć Polską myśl imperialną. Polacy i tak mają duch anarchii we krwi, a więc tworzenie imperium w wydaniu polskim i tak będzie miało charakter „anarchistyczny”. Nie ma tu zatem żadnego zagrożenia dla polskości i jej ducha republikańskiego. Zresztą republikańskie imperium to nic innego, jak „zabijanie miłością”. Amerykanie rozumieją to doskonale; Rosjanie ich za to nienawidzą. Poza tym idea imperium – jakkolwiek megalomańska i w sumie idiotyczna – jest jedynym sposobem zmobilizowania mas. Tu jest właśnie słabość zachwalanej przez prof. Nowaka Unii Europejskiej: nie można budzić patriotycznego entuzjazmu, negując patriotyzm. To jest sprzeczność, której nie da się pogodzić; aby obudzić narodowy entuzjazm, trzeba też obudzić patriotyzm. A nie da się tego zrobić pod hasłami likwidacji suwerenności i żebrania o unijne dotacje! To co zrobił Piłsudski – a więc właśnie zamach majowy – to mobilizacja republikańskiej polskości pod hasłami budowy imperium. I choć imperium zbudować się nie udało – nie było to realne – jednak udało się Piłsudskiemu przekazać rodakom życiodajny impuls, którego wybuch można było obserwować podczas republikańskiego karnawału Solidarności w latach 1980-1981 (patrz Otium dla mas). Przecież Solidarność tworzyło także pokolenie Armii Krajowej, wychowane w wolnej Polsce, Polsce pomajowej, Polsce Piłsudskiego! Polsce, w której nie było już w pełni wolnych wyborów, a rządy sprawowała faktycznie mono-partia. A jednak ta Polska nauczyła Polaków minimum dyscypliny, która bardzo przydaje sie podczas prac zaimprowizowanego naprędce parlamentu...
Biorąc to wszystko pod uwagę i ceniąc przemyślenia profesora Nowaka, nie mogę uciec od refleksji, że im bardziej będziemy dążyli do wzmocnienia państwa i roili sobie choćby naiwne nadzieje stworzenia imperium, tym większe są nasze szanse przetrwania. Bolesław Chrobry roił sobie takie nadzieje i choć ówczesne społeczeństwo piastowskie ciężko odczuło skutki tych rojeń, jednak ostatecznie to wojny Chrobrego stworzyły niejako nowy naród polski, będący przecież wspólnotą krwi. To rojenia Bolesława Krzywoustego pozwoliły Polsce dzielnicowej przetrwać, a bezbożny czyn Bolesława Śmiałego dał Polakom nadzieje na cudowne zrośnięcie się członków odnowionego Królestwa. To dzięki Litwie Nowe Królestwo weszło do grona pierwszoligowych mocarstw Europy i utrzymało tę pozycję aż do czasów Władysława IV, zachowując przecież swoje umiłowanie wolności. To dzięki Piłsudskiemu i dzięki Lechowi Kaczyńskiemu możemy dzisiaj cieszyć się resztkami wolności i swobód, które rychło możemy utracić, jeśli zrezygnujemy z własnego państwa i z idei imperium.
Jakub Brodacki
ps. redakcję przepraszam, bo publikuję dwa wpisy jednocześnie, a wydaje mi sie, że ten temat jest jednak ważniejszy, niż obrzydliwosci literackie ;-)
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 964 odsłony
Komentarze
Redakcja
21 Maja, 2013 - 10:20
Na "blue" pls.
walka na dwa fronty?
21 Maja, 2013 - 11:11
przewaznie konczyla sie kleska - w XVII w mielismy tego dobitne przyklady gdy walka przeciw Kozakom, Szwedom i Rosji spowodowala utrate ok 1/3 ludnosci. - dopiero po 100 latach odtworzylismy zasoby ludzkie -ale w tym czasie urosla juz potega moskiewska [ sukcesywne reformy Piotra + zbrojenia oraz umiejetne sojusze ].
Wegrzy byli neutrali, potem poszli obok Hitlera na komunistow - kto im to dzis wypomina?
NAwet faszystowskie Wlochy - czy ktos Wlochom wypomina, walke przeciw Aliantom?
Zreszta my tez mielismy sojusze z niemcami wielokrotnie
{ chocby pod Wiedniem 1683 )jesli zachodzila potrzeba pobicia wspolnego wroga....
@Emir
21 Maja, 2013 - 12:52
Nie wybieramy sobie wrogów - to oni wybieraja nas ;-) Szwedzi mogli pójśc po rozum do głowy. Władysław IV chciał pojąć za żonę królowę szwedzką Krystynę i to być może na jakis czas rozwiązałoby sprawę. Ale Szwedzi prowadzili politykę zbójecką - więc jak z takimi dojść do ładu? Wyprawy przeciw nim kosztowne, bo brak stałej floty, geopolitycznie powinni być sojusznikiem, ale po wojnie 30-letniej mieli mnóstwo żołnierzy, których nie mieli czym opłacić...
alchymista
===
Obywatel, który wybiera królów i obala tyranów
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Panie Emir, Węgry to wyjątkowo nietrafione porównanie
22 Maja, 2013 - 11:22
Polska w takich sojuszach skończyłaby gorzej od Rumunii, która idąc z Niemcami na ZSRR straciła połowę armii oraz Besarabię na rzecz ZSRR i południową Dobrudżę na rzecz Bułgarii. Nie pomogło wypowiedzenie wojny Niemcom w 1944 roku.
Twierdzenie że z Polską byłoby inaczej to pokaz wyjątkowej ignorancji. Rosja jest wyjątkowo uczulona na Polskę i jeśli nie skończyłoby się wcieleniem do ZSRR, to na pewno Polska byłaby kadłubkiem bez ziem zachodnich.
Nie okłamujmy się, że Niemcy z Polską u boku pokonałyby Sowietów. Za nimi stała liczba ludności i dwie największe potęgi gospodarcze ówczesnego świata: USA i Imperium Brytyjskie.
Co najwyżej wojna trwałaby pół roku dłużej i zakończyła dowaleniem atomówką w Berlin i Warszawę