"Afera hazardowa" jest w sumie banalna

Obrazek użytkownika kataryna
Kraj

Czytelnicy, którzy są ze mną dłużej,
wiedzą, że mam skłonność do budowania hipotez, które się potem nigdy
nie potwierdzają. Taką mam słabość, lubię rozumieć rzeczywistość, a jak
do jej zrozumienia brakuje mi twardych dowodów, to sobie luki wypełniam
własną narracją. Robię to zastrzeżenie, żeby uprzedzić pytania o dowody
i nieuchronne zarzuty, że żadnych nie mam. Nie mam, ale chcę podsumować
swoje rozumienie afery, która wczoraj znalazła swój finał.

Wiemy już, że w nowej ustawie nie będzie tego z czym lobby hazardowe
przez półtora roku walczyło. Na pierwszy rzut oka decyzja premiera jest
samobójcza, a w każdym razie bardzo ryzykowna, wypełnił wolę "Rysia"
nie czekając nawet aż afera trochę przycichnie. Ale może było to
wyjście optymalne, tym bardziej, że zabezpieczone mnóstwem
"dupokrytek".

Nie ulega wątpliwości, że choć
jedynym wyznaczonym przez partię kozłem ofiarnym ma być Chlebowski, z
pewnością nie był sam, a jego rozmowy nie były niewinnym popisywaniem
się. Szczere wypowiedzi biznesmena od hazardu są dość niewygodne nie
tylko dla Chlebowskiego.

Włodzimierz Mękarski: Rysiek
postanowił dotrzeć do ludzi, którzy mogą nam pomóc. (...) Przecież on z
tymi politykami grał na co dzień w golfa, rozmawiali o tym. Strach
przed słowem "hazard" jest u nich tak wielki, że jeśli ktoś chce nawet
pomóc, to wyznacza spotkania na cmentarzach. (...) Czy minister
Drzewiecki albo Chlebowski mogliby oficjalnie spotykać się z Ryśkiem
Sobiesiakiem?

O tym, że Drzewiecki pomagał jak mógł
już wiemy, jego pismo z czerwca spowodowało usunięcie dopłat. Wiemy na
pewno, że w pomaganie lobbystom zaangażowany był Chlebowski (szef klubu
parlamentarnego), Drzewiecki (skarbnik partii), Rosół (jego wpływowy i
niezatapialny asystent, wcześniej u boku Schetyny i Tuska).
Kierownictwo partii albo wiedziało o tych działaniach, albo dawało na
nie carte blanche swoim
zaufanym ludziom. Gdyby było inaczej, oszukany i wpędzony w kłopoty
machlojkami robionymi za jego plecami premier, niezwłocznie wyrzuciłby
z partii wszystkich winnych. Widać
premier nie czuł się oszukany i skrzywdzony, bo nie tylko nie ukarał
sprawców (mówię o realnych karach, a nie rytuałach pod publiczkę), ale
też zrobił wszystko, żeby ich dzieło za nich dokończyć, a im samym
pomóc się wykaraskać. Temu służyły wszystkie działania po 14 sierpnia.

14 sierpnia.
Tusk dowiedział się, w jakie kłopoty wpakowali się jego ludzie.
Kamiński pokazał mu fragmenty stenogramów z rozmów z lobbystami,
powiedział o próbach zmiany ustawy pod dyktando lobbystów. Gdyby prawdą
było to, co w Sejmie powiedział Boni, że już 30 lipca Tusk wydał
polecenie pisania nowych założeń, Tusk nie miałby żadnego powodu
ukrywać to przed Kamińskim, przeciwnie, musiałby Kamińskiemu wszystko
powiedzieć, żeby Kamiński wiedział co się dzieje z ustawą, która jest
szczególnie zagrożona patologicznym lobbingiem i wymaga specjalnej
ochrony antykorupcyjnej. Wymyślenie uzasadnienia trzymania polecenia z
30 lipca w tajemnicy przed szefem własnej służby antykorupcyjnej
alarmującym o nieprawidłowościach przy tej właśnie ustawie, będzie
jednym z większych wyzwań budowniczych narracji. Bo żadnego logicznego
wytłumaczenia na celowe wprowadzenie Kamińskiego w błąd być nie może.

19 sierpnia.
Tusk spotyka się z Drzewieckim, a także Schetyną. Obecność Schetyny
przy tej rozmowie okazuje się na tyle niewygodna, że nie trafia do
kalendarium opracowanego przez Jacka Cichockiego. Na szczęście dla
Tuska i Cichockiego, nikt ich nie niepokoi niewygodnymi pytaniami, czy
o Schetynie "zapomnieli" wspólnie, czy też była to osobista decyzja
Tuska, który Cichockiemu o udziale Schetyny po prostu nie powiedział.
Spotkanie z Drzewieckim i Schetyną odbywa się bez świadków, nie ma z
niego żadnej notatki dla Cichockiego czy Kamińskiego. To kolejna rzecz,
z której się Tuskowi będzie trudno wytłumaczyć.

25 sierpnia.
Lobbyści hazardowi już wiedzą, że są nagrywani, wiedzą, że przez CBA i
wiedzą mniej więcej, w jakiej sprawie. Sobiesiak "wycofuje Magdę z
projektu" wejścia do Totalizatora. W prokuraturze odbywa się
kilkugodzinna narada nad postawieniem Kamińskiemu zarzutów w sprawie
tak dętej, że od dwóch lat nie można jej było zamknąć, choć
skomplikowana dowodowo nie była.

26 sierpnia.
Tusk spotyka się z Kapicą, sprawdza co ten wie, o zainteresowaniu
ustawą polityków PO i dowiaduje się, że Kapica uważa działania
Chlebowskiego, a zwłaszcza Szejnfelda, za wielce zastanawiające. Z tego
spotkania też nie powstaje żadna notatka Tuska dla Cichockiego i
Kamińskiego. Nie ma też nigdy żadnego spotkania z Szejnfeldem, choć na
jego bardzo dwuznaczną rolę zwrócił premierowi uwagę Kapica. Za to po
spotkaniu z Kapicą, Tusk spotyka się z Chlebowskim i Schetyną. I znowu
nie zostaje po tym spotkaniu bez świadków żadna notatka. Gdy po
wybuchu afery Cichocki opracowuje kalendarium premiera, wpisuje do
niego polecenie wydane przez Tuska Kapicy, choć nie był świadkiem gdy
padło. Nie było go na spotkaniu, nie ma notatki, więc wie o tym tylko z
ustnej relacji Tuska. Jeśli nie znajdzie się żaden, choćby nieformalny
dokument, potwierdzający wydanie polecenia, trudno będzie w nie
uwierzyć. Kapica, dostając już po spotkaniu polecenie pisania od nowa
ustawy, nad którą pracował półtora roku, odnotowałby to jakoś w notatce
służbowej dla swojego szefa, w mailu do Tuska gdzie upewnia się czy
dobrze zrozumiał oczekiwania, w korespondencji z Bonim, z którym
wspólnie ją pisał.Tymczasem z odpowiedzi jaką dostałam z CIR wynika, że nie istnieje żadne potwierdzenie tego polecenia.
Pisząc ustawę od nowa, według całkiem nowych założeń, Kapica musiał
zostawić po sobie mnóstwo śladów, kogoś informował, z kimś konsultował,
zlecał ekspertyzy i analizy.Działania Kapicy są do odtworzenia krok po kroku, dokument po dokumencie.

31 sierpnia.
Chlebowski spotyka się na cmentarzu z Sobiesiakiem, umawiając się z nim
przez wspólnego znajomego, który określa Chlebowskiego pseudonimem.
Pełna konspiracja. Ciekawe będzie jak Chlebowski się wytłumaczy z tego
spotkania. Jedynym powodem, dla którego ktoś przyłapany, wiedząc, że
dalej jest na celowniku, spotyka się z kimś z kim spotykać się chwilowo
naprawdę nie powinien, jest to, że trzeba było wymienić informacje i
ustalić dalszy plan gry w niecierpiącej zwłoki sprawie. Wszystko inne
mogło poczekać aż sprawa ucichnie. Tylko to jedno było pilne. Co teraz
robimy?

Tusk w którymś momencie musiał zdać sobie sprawę, że nie ma dobrego
wyjścia, tym bardziej przy tak nieprzewidywalnym i nieskłonnym do
współpracy przy zamiataniu człowieku jak Kamiński. 25 sierpnia
rozpoczęła się procedura usuwania Kamińskiego, ale załatwia ona tylko
część problemów, wiadomo było, że sprawa i tak wypłynie. Na
przepchnięcie ustawy w wersji dla lobby hazardowego niewygodnej
Platforma najwyraźniej nie mogła sobie pozwolić. Nawet niekoniecznie
dlatego, że liczyła na wymierną wdzięczność. Świadomość, że Kamiński
prędzej czy później odpali bombę, zostawiła Platformę na łasce i
niełasce hazardziarzy. Wiedząc, że sprawa może się skończyć w
prokuraturze, może przed komisją śledczą, a na pewno w mediach, nie
można sobie pozwolić na ryzyko, że hazardziarze rozeźleni
przepchnięciem niewygodnej ustawy będą zeznawać według uznania, nie
przejmując się interesem procesowym czy wizerunkowym swoich niedoszłych
partnerów w interesach. Platforma nie miała więc wyjścia, musiała
wypuścić ustawę w wersji przyjaznej dla tych, od których w dużej mierze
zależy jak zostanie przedstawione zaangażowanie jej członków w
hazardowy lobbing.

Nie mogła inaczej, ale mogła przynajmniej zabezpieczyć się przed
zarzutami, że zrobiła dobrze hazardziarzom choć Kamiński przedstawił
szokujące informacje i dowody na to, jak ustawa była załatwiana. I temu
ma służyć cofnięcie w czasie decyzji o likwidacji dopłat. 30 lipca
przecież nic się jeszcze nie działo, Tusk o niczym nie wiedział,
niczego nie podejrzewał, i to wtedy właśnie, całkowicie suwerennie i
powodowany wyłącznie troską o budżet, nakazał pisanie nowej ustawy.
Jego decyzja, a tym samym likwidacja dopłat, nie ma absolutnie nic
wspólnego z aktywnością hazardowych lobbystów, o której Tusk dowiedział
się dopiero dwa tygodnie po wydaniu polecenia likwidacji tychże dopłat.

Ten scenariusz jest banalny i mało odkrywczy. Nie mam też żadnych
twardych dowodów na jego potwierdzenie. Ma jednak tę niewątpliwą
zaletę, że pasują do niego wszystkie znane nam do tej pory fakty i
dowody. To oczywiście jeszcze go nie potwierdza, ale na początek
wystarczy, że nic go nie obala. Nie da się wyciągnąć żadnego argumentu,
że tak być nie mogło bo...Problem Platformy polega natomiast na tym, że
jej wersji mnóstwo faktów i dowodów przeczy, przeczy tak bardzo, że
jest w stanie tworzyć wyłącznie scenariusze cząstkowe, tłumaczące
pojedyncze wątki i zdarzenia ale wspólnie nie składające się w jedną,
wewnetrznie spójną narrację. Nie wydaje mi się, żeby ktoś był w stanie
zebrać wszystko co wiemy w taki scenariusz, którego nie dałoby się z
dziecinną łatwością obalić.

Z tym się po prostu nie da się nic zrobić, tę "aferę" można już tylko
zakrzyczeć. Wybrnąć sie nie da, bo samego Tuska można zapędzić w kozi
róg góra trzema pytaniami o 30 lipca. Przez kilka zbyt szybkich i
nieprzemyślanych ruchów na etapie ratowania twarzy, Platforma postawiła
się w sytuacji, w której każda uczciwa analiza będzie w jakiś sposób
obciążać Tuska, który w najlepszym razie, "tylko" kłamał aby kryć
kolegów. Porównując więc "aferę hazardową" do "afery Rywina", Tusk jest
w dużo gorszej sytuacji niż Miller, bo sam na siebie zastawił kilka
pułapek nieprzemyślanymi "dupokrytkami", na czele z kalendarium
Cichockiego. Gdyby kalendarium nie zostało opublikowane, sytuacja
byłaby dużo bardziej plastyczna. Teraz już niewiele można zrobić, a w
te sklecone wtedy naprędce ramy, dzisiaj nie da się wpasować elementów,
które doszły później. Jak choćby właśnie polecenia z 30 lipca.

Jeśli dużo bardziej niewinna "afera Rywina" obaliła Millera, to co by
zostało z Tuska, gdyby się nagle dziennikarze wzięli za rzetelne
badanie i zaczęli stawiać pytania, których niezadanie ich po prostu
kompromituje? "Afera hazardowa" ma ogromny potencjał niszczycielski,
gdyby dziennikarze potraktowali ją tak jak na to zasługuje, poparcie
dla Platformy stopniałoby o połowę. To oczywiście czyni z odliczającego
dni do prezydentury Tuska, a także z jego partii, zakładników mediów.
Bo przecież nie jest tak, że Tuskowi afery nie szkodzą. Tuskowi nie
szkodzi na razie wyobrażenie jakie o aferach ma ogromna większość,
śledząca je pobieżnie z medialnych relacji, w których czarnym
charakterem jest wyłącznie Kamiński. No i może jeszcze agent Tomek.

Brak głosów

Komentarze

Pozwolę sobie mieć trochę odmienne zdanie na parę zagadnień przedstawionych:
1. Samobójcza decyzja premiera - Podjęta została po przeanalizowaniu sondaży, czyli z informacją że wzrosło. Propaganda się wywiązuje, więc można zapewnić sobie źródło dochodu. Samobójcza - nie koniecznie. Tak jak już zaczął nagrywać Karpiniuk - PiS też zlikwidował dopłaty czyli winne PiS. Obawiam się, że schemat obecnie wygląda następująco: Donald Duck robi wszystko co mu na myśl przyjdzie, jego ludziom i grupie trzymającej władzę za mordę, bez względu na konsekwencje. Jak coś wycieknie to propaganda ma zrobić wszystko by wyglądało, że winne jest PiS. Skoro się propagandystom udaje, więc nie ma się co obawiać, a nawet lepiej, wszyscy w końcu zobaczą jakie złe jest PiS.
2. Kamiński, pojawiła się już teza, iż został usunięty w takim pośpiechu by sprawdzić ile materiałów zebrał, coś tak jak przejmowanie akt komisli likwidacyjnej wsi. Widać kwerenda po materiałach w CBA uspokoiła szefa szefów i tych co trzymają władzę za mordę.
3. Szkodzenie afer Tuskowi - bez demonizowania szkodliwości afer. Niezadowolenie tłumów może być wywołane wyłącznie wtedy, kiedy większość zacznie się obawiać o całkowicie własne, prywatne 4 litery. Dopóki to inni mają gorzej, inni tracą pracę i inni muszą emigrować - widać to frajerzy. Inaczej rzecz ujmując zły będzie zawsze ten, kto będzdie mówił, przekazywał budzące dyskomfort i strach informacje, czyli znowu winny PiS.
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#35444

kto dostanie koncesje na prowadzenie kasyn gry...

Vote up!
0
Vote down!
0
#35454

Ile dali w łapę właściciele kasyn?
Po wybuchu „afery hazardowej” właściciele kasyn wyczuli, że mogą pozbyć się „nieuczciwej konkurencji” - w postaci „automatów o niskich wygranych” (w rzeczywistości często „...o średnich wygranych”). Teraz pod płaszczykiem "walki z hazardem" „Rząd” JE Donalda Tuska zaproponował ustawę, (która ma być zgłoszona w ciągu tygodnia - i uchwalona "w trybie natychmiastowym" - by uniemożliwić kontr-akcję pismakom, prawnikom i politykom!!!), a która w ciągu pięciu lat ma uczynić z kasyn absolutnych monopolistów.
„Liberalny” „Rząd” proponuje (i przeprowadzi, bo przecież PiS i SLD też są za tym!):
- zakaz video-loterii
- zakaz gier na pieniądze w Sieci (ciekawe, jak „rządy” będą go egzekwowały?!)
- zakaz „jednorękich bandytów”... poza kasynami (wprowadzany konserwatywnie przez pięć lat...)
a ponadto:
- podwyższony ma być ryczałt od „jednorękiego bandyty”: z €180 na €480 (!!)
- na założenie kasyna konieczna będzie koncesja (a nie, jak dotąd, zwykłe zezwolenie)
- zakazana ma być wszelka reklama hazardu – i jest to jedyny punkt, który od biedy liberał (ale tylko konserwatywny) może ścierpieć.
Ja mam tylko jedno pytanie do P.Premiera:
„Który z Pana ministrów lub totumfackich, na jakim cmentarzu, i w jakiej wysokości - wziął łapówkę od właścicieli kasyn?” !!
JKM blog na http://korwin-mikke.pl/blog 27 pazdziernik

Vote up!
0
Vote down!
0
#35457

http://kataryna.salon24.pl/134492,tusk-zdelegalizuje-rysia
http://wszolek.salon24.pl/134474,kaminski-a-dziennikarze

Vote up!
0
Vote down!
0
#35461