U SOŁTYSA W DOMU – opowiadanie cz. II

Obrazek użytkownika Kapitan Nemo
Kultura

Streszczenie odcinka I: W domu sołtysa odbywa się małe przyjęcie z okazji zakończonego polowania. W spotkaniu uczestniczą Prezes Sądu, Komendant policji i Kotek – producent wina owocowego „Rączy Jeleń”. Jednak przed wejściem do domu Sołtysa, z domu wybiega żona Sołtysa z informacją, że premier wyznaczył kandydata na Prezydenta, co pokazywali w telewizji. Po wejściu do domu, Sołtys nie wierząc, włącza telewizor: „W tym momencie telewizja pokazała samego premiera, który potwierdził, że Sołtys będzie kandydatem partii na stanowisko Prezydenta!”

*

Stojący w salonie goście, którzy nie zdążyli się rozsiąść, zaczęli coś krzyczeć, ściskać ręce sołtysa i całować go z radości w policzki… Sołtysowi świat zawirował, jakby sam wypił butelkę nalewki na czereśniach. Do salonu wpadła też jego żona, przygniatając oszołomionego Sołtysa, swoim wydatnym biustem, aż mu oddech odebrało. - No dajcie mi spokój, bo mnie udusicie! – wykrzyknął w końcu Sołtys czując, że robi mu się słabo. Odstąpili od niego, jak na rozkaz, zapewne zdając sobie sprawę, że siedzi przed nimi przyszły prezydent – głowa państwa, a nie jakiś zwykły sołtys z wioski graniczącej z prastarą puszczą…

Sołtys wszedł do łazienki, obmył twarz w zimnej wodzie, gdy zadzwonił telefon komórkowy: - Cześć, mówi premier! No co, zaskoczony pan Sołtys dzisiejszą informacją?…- usłyszał znajomy głos w słuchawce.

– Zaskoczony, to mało. Raczej porażony… – odpowiedział cicho, by nikt z gości nie usłyszał o czym rozmawia, tak zamknięty w łazience.

– Nie martw się, wszystko mam już rozpisane na nuty. Ty tylko rób to, co ci powiem. W poniedziałek przyjeżdżaj wprost do kancelarii, to się wszystkiego dowiesz! – zakończył premier.

– Tak jest panie premierze, będę w poniedziałek i niczego nie zrobię bez uzgodnienia z panem premierem – odpowiedział Sołtys.

– I o to chodzi i o to właśnie chodzi… - podsumował premier. Sołtys chciał jeszcze coś dodać, dziękując za zaufanie, ale premier wyraźnie nie miał ochoty na dalszą rozmowę, gdyż tylko powtórzył: - Spotkamy się w poniedziałek, to pogadamy. Teraz się śpieszę, bo mamy zarezerwowany stadion na Łazienkowskiej…

Gdy wrócił do gości, na stole piętrzyły się na talerzach zwoje kiełbas z dziczyzny własnego wyrobu, chleb, ogórki, herbata. Kotek napełniał kieliszki nalewką, komplementując żonę Sołtysa, która rozanielona też się rozsiadła pośród gości, choć nigdy przedtem tego nie robiła po zakończonym polowaniu. W blasku światła z żyrandola, wydawała się jeszcze bardziej zwalista, można rzec - dostojna a podwójny podbródek nadawał jej wyraz swoistej dzikości.

- Stara, przynieś jeszcze musztardy i chrzanu! – zaordynował, podchodząc do zastawionego stołu…

- Ale najpierw wypijemy razem z panią prezydentową toast na zdrowie pana Prezydenta – zaproponował Komendant.

- Jeszcze nie prezydenta, jeszcze nie tak szybko… - Sołtys poprawił Komendanta. Goście jednak, ignorując zastrzeżenie Sołtysa, wraz z żoną powstali z krzeseł, podnosząc kieliszki do góry. Kotek szybko napełnił kieliszek Sołtysa, który – chcąc nie chcąc – także uniósł go do góry. Stuknęli się wzajemnie a Prezes głośno krzyknął: - Zdrowie pana Prezydenta!

Po wypitym toaście, żona z nietęgą miną poszła do kuchni, a oni usiedli, zabierając się za przygotowane smakołyki. Rozmowa potoczyła się w kierunku przyszłej prezydentury Sołtysa, gdyż zakończone polowanie stało się mało znaczącym epizodem, w porównaniu z wiadomością, która ich poraziła swoim ogromem. Wszyscy czuli na sobie ciężar historii, celebrując spotkanie z przyszłym prezydentem…

- Panie Sołtysie, przepraszam: panie Prezydencie… - zaczął nieśmiało Komendant, któremu przedtem nigdy rezonu nie brakło. – Pozwalam się zapytać, dlaczego pan prezydent utrzymywał tę informację w tajemnicy? – dokończył…

- No cóż panowie…Sprawa jest prosta, a drugiej strony niezwykle skomplikowana. Niezwykle skomplikowana… - powtórzył z naciskiem Sołtys. – Po pierwsze, nie wypadało mi, jako kandydatowi pana premiera, mówić o tym przed premierem…

- No tak, to oczywiste…- zdecydowanie podkreślił Prezes, spoglądając przy tym na Komendanta, który wygłupił się swym pytaniem.

- Po drugie…- tu Sołtys zawiesił głos. – Po drugie, mamy urzędującego jeszcze prezydenta, który nie wiadomo, co nam jeszcze wiwinie przed samymi wyborami…- Sołtys podparł twarz ręką, zastanawiając się nad następną kwestią… Cisza zaległa salon i wszyscy oczekiwali na jakąś informację, niedostępną zwykłym śmiertelnikom…Gdy cisza przedłużała się, odezwał się nagle producent win owocowych, Kotek:

- A co nam ten kurdupel może wywinąć? No co? To my możemy mu wywinąc i przekręcić go, jak w maszynce do mięsa! Mamy przecież telewizję i gazety za sobą. Poza tym, Europa nas popiera ! Komendant z Prezesem z wyraźną aprobatą spojrzeli na Kotka, który nie na darmo znalazł się w Sejmie…

- Oj, mylisz się Kotek, mylisz…Prezydent ma takie wiadomości, jakich często i my nie mamy. On ma jeszcze swoich ludzi w wojsku, w prokuraturze i w sądach, gdyż to on ich mianuje…Prawda, panie Prezesie? – tu Sołtys zwrócił się w kierunku Prezesa sądu, który nerwowo przegryzał ogórka…

- Tak, to prawda. To prawda….- potwierdził Prezes, wspominając swój exodus ze stolicy, za którym bez wątpienia stali ludzie prezydenta.

- Co więc robić, panie prezydencie? Co robić? – z nadzieją w głosie, zwrócił się do Sołtysa Komendant.

- Nie martwcie się panowie. Mimo poważnej sytuacji, pracujemy nad tym zagadnieniem z panem premierem… – odpowiedział Sołtys, wspominając swoje rozmowy z premierem przy butelce dobrego wina..

- I jakie są rokowania, panie prezydencie? – Prezes usiłował pociągnąć Sołtysa za język…

- Jakby tu panom powiedzieć, żeby nie ujawniać tajemnicy państwowej…- zastanawiał się Sołtys.

- Ależ nikt z nas nie oczekuje ujawnienia tajemnicy państwowej! – bezczelnie skłamał Komendant…

- No cóż, panowie… Po prostu, Prezydent gdzieś poleci i to się wszystko zmieni – uciął nagle Sołtys, podnosząc kieliszek znad stołu… Kotek szybko go napełnił, nalewając także nalewkę do kieliszków towarzyszy spotkania.

- No to po maluchu ! – rzucił Sołtys do gości, którzy skwapliwie opróżnili za nim kieliszki…

- No to do dna! – powtórzył, jak echo Kotek – producent wina owocowego „Rączy Jeleń”….

Brak głosów

Komentarze

Niby wesoło, ale nie do końca.....
Ale za samego "Rączego Jelenia" należy się 10.

Vote up!
0
Vote down!
0
#94345

No cóż, czyta się to jak książkę historyczną, tak naprawdę mogło byc.

Vote up!
0
Vote down!
0
#94347

Wczoraj, z prawdziwa przyjemnoscia, przeczytalem pierwsza czesc i czekalem na druga. Fajnie sie czytalo, az do momentu ktory zacytowalem w tytule.
Ocenilem tekst na "1", gdyz organicznie nie cierpie przeklaman i manipulacji, niewazne czy dokonuja ich wrogowie czy tez przyjaciele.

Vote up!
0
Vote down!
0
#94609

 

Co gorsza, ten autentyczny cytat trudno wytłumaczyć, czy też nawiązać do szerszego tła wypowiedzi. Bo do czego odnosi się prawdziwe stwierdzenie: "Po prostu, Prezydent gdzieś poleci i to się wszystko zmieni", jak nie do oczekiwanej zmiany, która miała nastąpić, gdy Prezydent gdzieś poleci?

Dlaczego miało się wszystko zmienić, gdy Prezydent gdzieś poleci? Fakt, że wszystko się zmieniło z chwilą, gdy Prezydent odważył się polecieć do Katynia, autentyzmowi cytatu "Prezydent gdzieś poleci i to się wszystko zmieni" nadaje szczególny wyraz. Czy były to słowa proroka, czy też osoby posiadającej niedostępne dla innych informacje???

Vote up!
0
Vote down!
0
#94643

Cytat jak najbardziej autentyczny, jednak wyrwany z kontekstu.

To tak jakby ktos powiedzial "kocham zone mojego sasiada" a Ty piszac o nim zacytowalbys tylko "kocham zone" aby udowodnic ze bardzo kochal swoja zone.

Vote up!
0
Vote down!
0
#94884