Jak Donek walczy z europejskim kryzysem…

Obrazek użytkownika Kapitan Nemo
Blog

Co niektórzy się dziwią, że Donek nie ma czasu powołać starego rządu, jako nowy, tylko zwinął manatki i pojechał do Europy. Ale przecież Donek jest teraz szefem całej Europy, a przewodnictwo Polski w UE wymaga od Donka, by nie tylko uratował Europę od kryzysu, ale i rozdał te bączki, które w ilości 15 ton zamówił Radek Sikorski jeszcze przed prezydencją. A bączki, symbolizujące „energię i dynamizm naszego kraju” są jak znalazł na kryzys, gdyż na każdego, który puści sobie bączka – czy to łowickiego, kujawskiego lub opoczyńskiego – od razu spływa „energia i dynamizm naszego kraju”, który jako jedyny na świecie nie odczuwa kryzysu, żyjąc sobie błogo na Zielonej Wyspie...

Tak więc Donek mógł pojechać do Europy z cyklem wykładów, połączonych z puszczaniem bączków - a nie zawracać sobie w kraju głowy powołaniem starego rządu na nowy. Tym bardziej, że tu w kraju sytuację mamy stabilną, czyli mamy ten sam stary rząd i tego samego Premiera, którego Naród poparł w wyborach za to, że nic nie robił. Donek może więc wygłaszać na europejskich salonach swoje pogadanki na temat: „Jak zaczarować kryzys przy pomocy optymizmu ?” zwłaszcza, że udało mu się ten cud zrealizować na 38 milionowym Narodzie, który nadal wierzy, że żyje na Zielonej Wyspie. Budzi to niekłamaną zazdrość innych przywódców Europy, którym nie udało się zamieść kryzysu pod dywan. I to nawet przed takim społeczeństwem, jak Grecy, którzy dla postępowego Polaka potrafią tylko paść kozy.

Dlatego naszego Donka szanuje cały świat za epokowe dokonania w dziedzinie zwalczania kryzysu optymizmem, czego dowodem był piątkowy, pilny telefon Baracka Obamy do przywódcy Europy. Obama, przestraszony rozwojem sytuacji, chciał porozmawiać z europejskim przywódcą o kryzysie europejskim. Oczywiście Obamie zależało na rozmowie z przywódcą Europy, czyli naszym Donkiem. Ponieważ Donek w czasie telefonu Obamy puszczał Grekom bączki, więc z Obamą zmuszona była rozmawiać Angela Merkel, która właśnie rozpoczęła nowy etap obrony Euro, poprzez jego dodrukowanie. To jest jakiś sposób, gdyż był on wielokrotnie przetestowany nie tylko przez komunistów, ale i bliskim im liberałów. Ale – bez większych sukcesów, bo jak mówi wybitny niemiecki profesor ekonomii Stefan Homburg: „Zapaść euro wydaje się już nie do uniknięcia…a pani kanclerz roztacza jedynie iluzje. Zgadza się to zresztą ze znanym od dawna wzorcem – wielki psycholog ekonomiczny Günter Schmölders napisał kiedyś, że to zadziwiające, jak długo rządy starają się utrzymać swoich obywateli w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze. Jeszcze w marcu 1948 roku większość Niemców wierzyła, że ich oszczędności są bezpieczne, tymczasem nowe marki były już dawno wydrukowane…”

Zatem Donek, jako wybitny europejski iluzjonista, cieszy się wielkim poparciem iluzjonistów europejskich w ratowaniu Europy przed kryzysem - przy pomocy utrzymywania ludzi w przekonaniu, że żyją na Zielonej Wyspie. Ale z końcem grudnia skończy się prezydencja Donka, więc jest już pewne, jak w banku, że nikt i nic Europy nie uratuje przed katastrofą. Donek będzie mógł się wtedy skoncentrować na zamiataniu naszego kryzysu pod nowe dywany, które właśnie nabyło w Turcji Ministerstwo Finansów – w ramach wymiany barterowej. To jest: my daliśmy Turkom bączki – oni dali nam dywany.

Więc póki co, Donkowi do Polski się nie śpieszy, gdyż musi te pozostałe po polskiej prezydencji bączki rozdać tym bardziej, że do Angeli Merkel wreszcie dotarło, że jedynym remedium na europejską frustrację, jest puszczenie sobie bączka, który przywraca „energię i dynamizm”…

Z braku Donka w kraju, dynamiczny stał się p.rezydent, który kręci się po pałacu niczym bąk łowicki, konsultując ze wszystkimi partiami i krajowymi autorytetami już podjęte przez Tuska decyzje. A decyzje Donka w oczywisty sposób zaprzeczają tezie Kaczyńskiego, że Tusk nic nie robi. Przeciwnie: media od tygodnia walcują dwie epokowe reformy, które Tusk zapowiedział przed swoim wyjazdem do Europy. Zachwytom mediów nie ma końca, gdyż w końcu będą to reformy, których nie udało się Donkowi przeprowadzić w poprzedniej 4-latce, ze względu na nadchodzącą prezydencję Polski w Unii Europejskiej i możliwą destabilizację rządu przed prezydencją. A będzie to reforma ministra Cezarego Grabarczyka, który z infrastruktury przejdzie do sektora spółdzielczości zorganizowanej i oczywiście – długo oczekiwana reforma służby zdrowia, polegająca na wykopaniu Kopaczowej na fotel marszałka, zaś wkluczeniu na fotel ministra zdrowia - ministra od osób wykluczonych. W ten oto sposób – po raz pierwszy od zarania III RP - bilans służby zdrowia wyjdzie na zero za przyczyną czarodziejskiej różdżki premiera Tuska…

W związku z koniecznością wyjazdu Tuska do Europy z cyklem pogadanek na temat pokonania kryzysu na przykładzie Polski - p.rezydent ma więcej czasu, by przygotować powyborcze orędzie, które jak zapowiedział doradca Nałęcz – p.rezydent wygłosi w grudniu. A konkretnie w grudniu popołudniu. Kto wie – może to będzie orędzie powyborcze, połączone z orędziem noworocznym p.rezydenta ? Bo czas tak szybko leci! Wkrótce będzie Wszystkich Świętych, potem nadejdzie Boże Narodzenie i Nowy Rok, a orędzie p.rezydenta zbiegnie się z końcem polskiej prezydencji, gdy trzeba będzie wskrzesić stary rząd, jako nowy. A już 9 stycznia 2012 roku stary-nowy rząd odnotuje swoje pierwsze 100 dni ! Tak więc, może i sam stary-nowy premier połączy swoje expose z życzeniami noworocznymi do wyborców i podsumowaniem 100 dni działalności staro-nowego gabinetu, który zgodnie z oczekiwaniami wyborców nic nie robił, tylko czekał na Zielonej Wyspie na puszczającego bączki w Europie premiera?  Kto wie ?

Na dzień dzisiejszy mamy więc taką oto sytuację: premier puszcza bąki w Europie, stary rząd czeka na wskrzeszenie, Cezary Grabarczyk i Kopaczowa przygotowują się do epokowych reform, a p. rezydent – w pałacu, przy biurku i kałamarzu - ślęczy nad swoim orędziem powyborczo-noworocznym….

Bo gdy spóźniony przechodzień Krakowskiego Przedmieścia przemyka zziębnięty do domu – tam w pałacu, w gabinecie p.rezydenta trwa nadal wytężona praca. Od czasu, do czasu dobiega z gabinetu tylko głębokie westchnienie, a potem donośny okrzyk, niczym gajowego z puszczy białowieskiej : - Anka ! Anka!!! „Choinka” to się pisze przez samo „HA”, czy przez „CEHA” ?  Po tym zapada długa cisza, aż słychać tylko szum wąsów borowców na wietrze, strzegących pałacu… Ale tę ciszę przerywa już wkrótce równie donośny okrzyk, dobiegający tym razem z pałacowych komnat: - Bronek ! Bronek ! „Choinka” nie pisze się przez przez CEHA, tylko przez CEHO !!!  I znowu zapada głęboka cisza, w czasie której słychać tylko stękanie i szuranie krzesłem w gabinecie p.rezydenta … I znów za jakiś czas, z gabinetu p.rezydenta niesie się po pałacowych krużgankach okrzyk –pytanie: Jak mówisz, Anka ? CEHO ? CEHO ??? 

I tylko echo niesie te słowa po Krakowskim Przedmieściu, świadczące o tym, że gdy my już śpimy, gdy rząd czeka na premiera, gdy pan premier bączki puszcza, a Grabarczyk z Kopaczową przygotowują się do reformy – tam, w odległym gabinecie pałacowym p.rezydent ciężko pracuje, abyśmy mogli z nadzieją i optymizmem spojrzeć w przyszłość i w oddalający się od Zielonej Wyspy kryzys: Oczywiście, trwając przy staro-nowym rządzie i przy premierze –iluzjoniście, któremu udało się korzystnie nabyć tureckie dywany w zamian za bączki prezydenckie…

Brak głosów