Załatwione

Obrazek użytkownika PolakoCzerwoni
Kraj

Z umiarkowanym optymizmem przyjąłem dzisiejszy efekt negocjacji budżetowych na unijnym szczycie. Jest 300 miliardów, chociaż powinno być dużo więcej - z drugiej jednak strony znając talent Donalda Tuska do psucia wszystkiego czego tylko dotknie, mogło być ich dużo, dużo mniej. Rozczarowani będą oczywiście polscy rolnicy, których premier poświęcił kosztem dróg, oczyszczalni ścieków i basenów. To poważny cios dla współkoalicjanta Platformy i zapewne przyniesie jakieś konsekwencje polityczne - PSL otrzymał dziś poważny argument za tym by przestać żyrować obecny rząd.

Daleko mi zatem do huraoptymizmu jaki zapanował wśród wszystkich pożytecznych, ale przestrzegałbym również przed wpadaniem w nastrój klęski. Klęski nie ma. Czy to z powodu łaskawości i wspaniałomyślności pani Angeli Merkel, czy też dzięki zawarciu jakiegoś dealu (szybkie wepchnięcie Polski do strefy euro) - faktem jest, że mamy do czynienia z prawdziwym ewenementem - oto spełnia się obietnica Donalda Tuska z kampanii wyborczej.

Wzruszony premier stwierdził dziś, że to jedna z najpiękniejszych chwil w jego życiu. Wcześniej - zaraz po zakończeniu negocjacji - lakonicznym smsem obwieścił Polakom sukces. W odróżnieniu od pamiętnej radosnej błazenady Marcinkiewicza przed 7 laty, postanowił pokazać siebie jako profesjonalistę i pewniaka. "Załatwione" - skomentował jednym wyrazem. Miało być 300 miliardów i jest 300 miliardów. Bułka z masłem - brzmiało podprogowe przesłanie tego komentarza. I choć jak wiadomo, prawda wygląda zgoła odmiennie, a z profesjonalizmem styl negocjacji Tuska nie miał nic wspólnego, to nie widzę w tym momencie najmniejszego sensu we wchodzeniu opozycji w rolę, jaką rozpisał dla niej obóz władzy, czyli wiecznych malkontentów i szukających dziury w całym. W tej chwili to zupełnie niepotrzebne. Są bowiem tysiące lepszych powodów do totalnej krytyki najgorszego premiera w historii IIIRP, niż fakt, że udało mu się (jednak) wynegocjować kilkaset miliardów złotych dla naszego kraju.

Bo właśnie o Polskę tutaj chodzi. Mylą się bowiem wszyscy ci, którzy sądzą, że dzisiejszy kompromis na unijnym szczycie jest w stanie przedłużyć agonię rządów Platformy Obywatelskiej. Los tej partii jest przesądzony, podobnie jak los samego Donalda Tuska. Być może gdyby unijne środki rozdysponować tak by trafiły bezpośrednio do każdego mieszkańca naszego kraju odniosłoby to skutek. Owszem, kilka tysięcy złotych łapówki mogłoby spowodować przypływ sympatii elektoratu do PO - w odróżnieniu od kolejnego etapu "Polski w budowie". Zwłaszcza po 6-letnich doświadczeniach modernizacji i skoku cywilizacyjnego, po których dziś, na początku roku 2013, niewielu Polakom żyje się lepiej. Społeczeństwo rozumie już, że pieniądze na papierze, lub utopione w budowlanych fuszerkach, to zupełnie coś innego niż pieniądze w portfelu.

Żeby te środki rzeczywiście wpłynęły na polepszenie jakości życia Polaków, potrzebna jest u władzy naprawdę poważna i uczciwa ekipa. I to właśnie uważam za istotną przesłankę do optymizmu - kiedy wynegocjowane dziś środki zostaną uruchomione, Platforma w najlepszym razie będzie największą partią opozycyjną, a władzę sprawować będzie już Prawo i Sprawiedliwość. Dopiero kiedy odwrócą się role polityczne Polacy zobaczą jak powinno dysponować się pieniędzmi, by naprawdę wszystkim żyło się lepiej. Wtedy też ponownie będzie okazja by serdecznie podziękować Donaldowi Tuskowi za jedną jedyną rzecz, którą udało mu się zrobić dla dobra Polski. Za te "załatwione" 300 miliardów z Unii.

Brak głosów