THC niszczy racjonalne myślenie
"Gazeta Wyborcza" znów mruga do młodzieży: walczcie o legalizację narkotyków, my wam pomożemy. Ofiarami narkotyków też się zajmą? Reportaż szokuje. To wyraźne wsparcie dla działań ucznia, który chce legalizacji narkotyków - na szczęście wciąż nielegalnych, i jednocześnie wyraźne potępienie działań szkoły, która chce bronić innych uczniów przed narkotykami. – tak komentuje krótki reportaż zamieszczony w Gazecie Wyborczej portal wPolityce.pl
Muszę przyznać, że zawsze wpadam w konsternację, gdy słucham opinii na temat „narkotyków” i zażywających ich „ćpunów”. Stereotypowe myślenie, które owocowało jeszcze nie tak dawno szokiem, jaki wywoływały informacje o dobrze zarabiających, schludnie ubranych alkoholikach, pokutuje do dzisiaj. Nie chcę zacytowanych opinii portalu traktować jako przejawu hipokryzji i antyagorowego zacietrzewienia. Uważam, że jest to raczej przejaw swego rodzaju niedoinformowania. Nie chcę również wchodzić w szczegółową pseudonaukową argumentację czy opowiadać się po którejś ze stron. Chcę tylko zasygnalizować kilka kwestii, które sprawiają, że sprawa nie jest tak jednoznaczna jak jest przedstawiana.
1. Ofiary narkotyków. Czy liczne ofiary nałogu alkoholowego są przyczynkiem do dyskutowania kwestii delegalizacji tej używki? Czy ofiary agresji wyzwalanej przez alkohol są argumentem do ograniczania jego sprzedaży? Czy zakaz palenia w miejscach publicznych powodującego raka tytoniu jest przejawem konserwatywnej idei odpowiedzialności za samego siebie, czy raczej lewackiego przekonania, że społeczeństwo wie lepiej co jest dobre dla jednostki?
2. Delegalizacja, depenalizacja. W latach 30-tych w USA wprowadzono prohibicję kierując się słusznymi moralnymi przesłankami. Jak to się skończyło wszyscy wiemy. Dopiero ponowne zalegalizowanie alkoholu umożliwiło skuteczne rozprawienie się z mafią, która była jedynym beneficjentem wprowadzenia prohibicji. W tym kontekście warto brać pod uwagę argument, że depenalizacja pewnych używek mogłaby ograniczyć czarny rynek i dostarczyć Państwu funduszy niezbędnych do zwalczania skutków ich nadużywania.
3. Kontrola handlu. Regulowany rynek używek umożliwia Państwu kontrolę ich jakości. Być może pamiętają jeszcze niektórzy te społeczne akcje apelujące o nie picie alkoholu z niepewnego źródła. „Bimber przyczyną ślepoty” – bo tylko państwowy monopol jest w stanie dostarczyć dobrego jakościowo produktu, który nie zawiera nawet śladowych części chemicznych zanieczyszczeń powodujących niepożądane skutki. W opinii użytkowników tego nielegalnego czarnego rynku głównym problemem i źródłem szkodliwości dostępnych produktów nie jest marihuana lecz chemiczne świństwa, które się do niej dodaje.
4. Uzależnienie. Siła fizycznego uzależnienia jaką wywołuje marihuana jest ciągle przedmiotem badań naukowców. Istnieją badania, które wręcz negują efekt fizycznego uzależnienia wywoływanego przez THC. Oczywiście stwierdzono też wywoływanie przez THC objawów psychotycznych i innych ciężkich zaburzeń psychicznych, ale kto z nas nie ma znajomego, który po alkoholu zmienia się nie do poznania, często w sposób wybitnie agresywny? O uzależnieniu psychicznym zaś możemy mówić nie tylko w przypadku stosowania fizycznych używek, ale w przypadku nadużywania dowolnych aktywności ludzkich. Kto nie słyszał o uzależnieniu od czekolady, Internetu czy seksu? Przesada jest tak samo zła bez względu na przedmiot.
5. Szkodliwość. Badania naukowe wykazują zarówno pozytywne jak i negatywne skutki zażywania różnych substancji. Nadużywanie kawy wywołuje nadciśnienie i w konsekwencji prowadzi do zawału. Zaś małe ilości kawy (jedna mała czarna dziennie) ma właściwości antyrakowe. Podobnie małe ilości alkoholu zapobiegają chorobie wrzodowej i poprawiają krążenie, obniżając ryzyko zawału. O szkodliwości alkoholu w nadmiarze nie trzeba wspominać. Problemem jest zatem nie tyle używanie, ile nadużywanie, przy czym granica między jednym a drugim bywa bardzo cienka.
6. Kwestie kulturowe. W pustynnych krajach arabskich marihuana jest kulturowo akceptowanym składnikiem obyczaju gościnnego w zastępstwie nielegalnego tam alkoholu. Pamiętam fragment programu telewizyjnego w którym na szkoleniu dla jadących do Afganistanu żołnierzy uświadamiano ich, że jeśli gospodarz poczęstuje gościa haszyszem, odmowa jest traktowana jak obraza. Dziś takich reportaży w telewizji nie widzę, ale i telewizji nie oglądam, więc może gdzieś się to pojawia. Jednak warto zauważyć, że u nas alkohol nie ma aż takiej mocy i wszyscy rozumiemy, że ktoś nie spróbuje naszej domowej wiśniówki, bo „prowadzi” albo „jest na antybiotyku”. Jednak sam brak ochoty często nie jest jednak mimo wszystko pretekstem wystarczającym – „no co ty? Ze mną się nie napijesz?”
Wymieniłem te kilka kwestii na szybko tylko po to, by przypomnieć, że sprawa nie jest tak oczywista. Ja rozumiem obawy gradacyjności pewnych żądań, pewnych idei. Dzisiaj legalizujemy małżeństwa homoseksualne, jutro zgadzamy się na adopcję dzieci przez homoseksualne pary. Dzisiaj zgadzamy się na In-vitro jutro zgodzimy się na eugenikę. Rozumiem obawy, że legalizacja pewnych używek pociągnie za sobą żądanie legalizacji twardych narkotyków. Jednak sprawy nie są czarnobiałe i nie uważam, że depenalizacja plucia na chodnik w Singapurze automatycznie pociągnie za sobą przyzwolenie na uprawianie miłości w miejscach publicznych.
We wspomnianym na wstępie reportażu można się dopatrzeć postaw antyklerykalnych: oto ksiądz jest odporny na wszelkie argumenty i niby ugiął się pod naciskiem międzynarodowych organizacji, ale dalej hardo się stawia. Można zarzucić autorom, że nie stawiając pewnych pytań nie pogłębiają tematu. Jednak w moim odczuciu reportaż nie jest żadną pochwałą narkotyków i zasługuje co najwyżej na przemilczenie, a nie na polemikę zaiste w stylu… Gazety Wyborczej właśnie.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1539 odsłon
Komentarze
Przepraszam, ale czy tutaj chodzi o własciwości "Maryśki"?
30 Grudnia, 2010 - 19:49
Oczywiście że nie, bo kazdy chętny juz dzisiaj może się z nimi zaznajomić kupując całkiem legalnie jej nasiona na Allegro oraz inwestując w sklepie ogrodniczym w dużą donicę i ziemie ogrodową.
Tutaj chodzi o to, by to zjawisko zatoczyło jak największe kręgi, powstał cały przemysł obsługujący uzaleznionych, a resztą zajmą się tacy spece jak ci z żgdP.
"Upaloną" grupa społeczną dziecinie łatwo się steruje.
50 lat temu ich genetyczni przodkowie mieli też taka grupę społeczną jako swoja bazę: zdegenerowany półświatek, byli foksdojcze, niepiśmienni ale za to chytrzy ludkowie itd itd
bzdura
31 Grudnia, 2010 - 02:32
"Tutaj chodzi o to, by to zjawisko zatoczyło jak największe kręgi, powstał cały przemysł obsługujący uzaleznionych, a resztą zajmą się tacy spece jak ci z żgdP.
"Upaloną" grupa społeczną dziecinie łatwo się steruje"
gó*no prawda pani/e OHV. To własnie dlatego że taką grupą TRUDNO sterować jest ta roślina dana od Boga zdelegalizowana. Ludzie którzy palą to właśnie buntownicy, ludzie walczący z systemem. Czego nie można powiedzieć o tych którzy np. upijają się wódką.
Prosze sobie poczytac o historii delegalizacji konopi, pooglądac filmy, sa dostępne, zamiast bezmyślnie powtarzać zasłyszane w telewizji slogany i dorabiac filozofię nie mającą nic wspolnego z prawdą.
I jaki to niby przemysł powstał obsługujący palących konopie? Totalne dutki smalone, pani/e OHV.
.
19 Stycznia, 2011 - 02:09
Ależ się uśmiałem czytając zapewnienia, że palący (legalnie lub nielegalnie-obojetne) są to osobnicy trudno sterowalni i buntownicy...
Zważ na jakim jesteś portalu i co tutaj oznacza slowo 'buntowac się'? Jesli wyobrażasz sobie, że to samo co "gdzie ci kwiaty" kiedyś dawno temu reprezentowali, to jesteś w "mylnym błędzie". Tak samo jak nie znaczyło to tego samego za PRLu. Żyjemy w roku 2011, pod nadzorem eurokołchozu, służb i funcjonariuszy postepu....