Madzia..czyli wspaniała polska gawędziarka

Obrazek użytkownika Akiko
Blog

Szybkimi krokami zbliża się lato. Może więc trochę lekkiej lekturki?
Po kilkudziesięciu latach od śmierci największej damy polskiej satyry Magdaleny Samozwaniec(rodowe nazwisko Kossak) , Rafał Podraza znalazł pożółkłe, nieuporządkowane kartki.Pomyslal ze to jest maszynopis jakiejś opublikowanej powieści. Jednak okazało się , że są to teksty dotad nieznane. Skrzące sie humorem, pisane z przekąsem i czułością zarazem wspomnienia o Krakowie sprzed dwóch wielkich wojen, o balach u Tarnowskich, od których zależało być albo nie być młodych panien. O Boyu. O jego „Litanii ku czci p.t. Matrony Krakowskiej”. O filmie kiedys i dzis. O tajnikach bardzo niewygodnej kobiecej garderoby, o tym jak mleko potrafi uratować życie, gdy niechcący wypije się buteleczkę farby do włosów. O paryskich podróżach i footingu. O cudownym Paryzu. Ale najsmaczniejsze są urocze anegdotki o najbliższej rodzinie Kossakow. Tatce, czyli słynnym malarzu Wojciechu Kossaku i jego ukochanej klaczy, która wchodziła do salonu ku utrapieniu Mamidła. O siostrze Lilce, czyli Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, która potrafiła pisać zawsze i wszędzie swe cudowne wiersze. O kolejnych miłościach i niepotrzebnej śmierci jej siostry poetki. O psikusach, jakie dziewczęta lubiły płatać rówieśnikom. O pewnym szlafroku w czerwone i czarne kwiaty, na który Magdalena upolowała swego męża. I jeszcze o wielu, wielu innych chwilach, postaciach i zdarzeniach. Ze świata jej bardzo bliskiego, którego już nie ma. Tęsknila za nim z humorem, dostrzegając z życzliwą ironią wszystkie kurioza współczesnego świata. I tak powstala „Z pamietnika niemlodej juz mezatki” okraszona wieloma starymi fotkami.

I Litania Boya:

LITANIA KU CZCI P.T. MATRONY KRAKOWSKIEJ

Inwokacja
Dostojna Pani! Sporo lat już mija, jak słucham potulnie i cierpliwie potoków Twej
wymowy; racz więc przymknąć teraz na chwilę Twe słodkie usteczka i pozwól mi przemówić,
a postaram się - w przeciwieństwie do Ciebie, Pani - być zwięzłym i treściwym.

O ty, polskiej ziemi chwało,
Ty, postaci wpółmonarsza,
Ty, czcigodna, nazbyt mało
Opiewana "damo starsza";

Ty, co z głębin swej kanapy
Wychylając kibić tłustą,
Brzydkie swe nadstawiasz łapy
Przerażonym naszym ustom;

Ty, co z dostojeństwem w twarzy
Dźwigasz swe potworne kłęby,
O których Lustmörder marzy
Szczerząc zakrwawione zęby;

I ty, uroczysta klępo,
W swojej wiecznej sukni bordo,
Ze swą beznadziejnie tępą -
Powiedzmy otwarcie - mordą;

Ty orędowniczko dzielna
Uciśnionej polskiej nacji,
Arcykapłanko naczelna
Naszej starobabokracji;

Ty, co w "Piątki" lub "Soboty"
Polskich dusz sprawujesz rządy,
Starodawne wskrzeszasz cnoty
A druzgoczesz "nowe prądy";

Co na fiksach i na rautach,
I na dobroczynnej sesji
Pytlujesz o pruskich gwałtach,
O modernie i secesji;

Ty, co wszelkich zadań bytu
W mig rozcinasz każdy problem,
Gdy człek myśli, jakim by tu
Zamknąć babie gębę skoblem;

Ty, strącona z Łysej Góry -
W salonu fałszywy "ampir",
Gdzie nas bierzesz na tortury
I krew nudą ssiesz jak wampir;

Ty, co głupoty powagą
Najmądrzejszych wodzisz za łby;
Ty, którą po śniegu nago
Człowiek bez litości gnałby;

Ty, elokwencji patoko,
Coś jest wiecznych sporów źródłem,
Czy cię nazwać starą kwoką,
Czy też raczej starym pudłem;

Ty, co gorzko winisz męża
O prozaizm i codzienność,
Gdy twa energia zwycięża
Nazbyt rzadko jego senność;

I ty, której czujność tępi
Młodych wzruszeń powab czysty,
A co w Tomaszu a Kempi
Dawnych gachów chowasz listy;

Ty, co zdarłszy z siebie płótna
Oglądasz się w lustrze całą
I wzdychasz, ropucho smutna:
"On tak lubił moje ciało..."

Ty, obrazie wiedźmy starej,
Wydarty ze sztychów Goyi -
Powiedz mi: przez jakie czary
Jęczymy w niewoli twojej?

Z jakim czartowskim blekotem
Omamienie na nas padło,
Że czynimy czci przedmiotem
Szpetność, głupotę i sadło?

Przez jakie dziwne kuriozum
Tłuszcz bierzemy za charakter,
Pustą grzechotkę za rozum,
A za obraz cnót - klimakter?

Za co stwór podeszły wiekiem,
Co kobietą być już przestał,
A nigdy nie był człowiekiem,
Windujemy na piedestał???!

Próżne gniewy, próżne męstwo,
Nie nadeszła chwila jeszcze -
Nazbyt silnie czarnoksięstwo
Ściska nas w potworne kleszcze;

Coraz ciaśniej, coraz duszniej,
Coraz bardziej smutni, słabi,
W takt kręcimy się, posłuszni,
Jak nam zagra chochoł babi;

I tylko w tęsknocie żyjem,
Czy nie wstanie jaki Wandal,
Co przepędzi babę kijem
I zakończy raz ten skandal!...

Pisane w r. 1908

Brak głosów