Trzej kumple w Dolinie Nicości

Obrazek użytkownika Budyń78

"Dolinę nicości" w wersji papierowej skończyłem czytać wczoraj w dzień. Jak już zauważył choćby Boanerges, najgorzej jest z początkiem, później zaś zaczyna być ciekawie i wciąga coraz bardziej. Czyta się czasem jak kryminał, czasem jak polityczny thriller. Czasem wreszcie jak Ziemkiewicza, bo choć w formie fabularnej, jest w dużym stopniu o tym samym, co w "Michnikowszczyźnie". Publicysta świetnie opanował język ideowego przeciwnika i pięknie opisuje go, świadomie, lub nieświadomie kompromitując i sprowadzając do absurdu. Najlepszym tego przykłądem jest opisywany w opublikowanym właśnie on-line fragmencie opis balu u prezydenta. Oglądamy więc sobie na kartach książki III RP w pigułce, znajdujemy grube nici szyjące piękne, propagandowe hasła, nici, które jak po kłębku prowadzą do PRL. Znajdujemy cały tłum postaci, zamieszkujacych panteon III RP, wraz z jej fobiami, sposobem myślenia i pogardą wobec "motłochu". Znajdujemy wreszcie kilka osób uczicwych i kilka miotających się między tymi dwoma światami. Całość sprawia wrażenie mocno przygnębiające, zwłaszcza, ze nie ma w książkowej historii oddechu, który na chwilę wniosła w rzeczywistość afera Rywina i upadek rządów SLD. Jednak autor częściowo rekomensuje nam tą duszną atmosferę wspomnianym pierwiastkiem, który chcąc nie chcąc dla prawicowego czytelnika wygląda na satyryczny, choć prawdopodobnie wcale nie jest przerysowany. Jednak pierwiastek duchoty dominuje w książce zarówno nad przebłyskami nadziei i normalności, jak i nad elementem satrycznego opisu dysput i histerii podstarzałych i jeszce młodych bojowników o "świat bez uprzedzeń". Wildstein nie ma bowiem litości dla swoich bohaterów, poniża ich opisami zdegenerowanej sekualności, podkręslającej ich moralną degrengoladę, pastwi się nad ich starością i nieuchronnym fizycznym zniszczeniem. I te fragmenty czyta się zdecydowanie najciężej, choć dla klimatu książki są niezbędne. Czytelnik kojarzący co nie co z najnowszej historii znajduje w powieści wiele wydarzeń, odbitych jak w lustrze. Program Żakowskiego "Summa zdarzeń" o liście Wildsteina; zamknięcie klubu "Le Madame", problemy księdza Isakowicza-Zaleskiego, czy wreszcie sprawa córki marszałka Kerna. Świat polityki i mediów jawi się po tej lekturze jeszcze bardziej odrażajacy, zaś oparcie trudno znaleźć gdziekolwiek, bo nie ma go ani u konkurencji (gdy trzeba, wszystkie media są jedną tubą), ani nawet w kościele, równie tchórzliwym i uwikłanym. Jedyną nadzieją są nieliczne osoby, które próbują jeszcze walczyć, wbrew otaczającej je atmosferze kłamstwa i wbrew rzucanym pod nogi kłodom. Jednak uderza, ze w ksiażce nie ma praktycznie polityków prawicowych, istnieją gdzieś na marginesie, jak złowrogi prezydent Warszawy zamykający lewacki lokal.Warto zauważyć, że Wildstein opisując procedury łamania ludzi przez bezpiekę pokazuje całą brutalność tamtych struktur i ich nieludzkie metody. Dlatego tak naprawdę trudno jest potępić samą decyzję o podpisaniu zobowiązania. Potępiać trzeba to, co potem. Brnięcie w kłamstwo i dwulicowość, i znajdowanie w tym upodobania, rozkoszowania się tym wręcz. Jak książkowy Return. Jak Maleszka.I tu przechodzimy do wczorajszego pokazu filmu "Trzech kumpli", w którym miałem okazję uczestniczyć. Film, nakręcony za pieniądze TVN niejako przypadkiem - o czym opowiadały jego autorki - pokazuje losy Wildsteina, Maleszki i zamordowanego Pyjasa. Pokazuje je przez pryzmat wypowiedzi swiadków, kolegów, wreszcie - ubeków i donosicieli. Ciekawe są postawy tych ostatnich. Ubecy albo uciekają w cynizm (jak oficer prowadzący Maleszki), albo w niepamięć, wreszcie - w agresję. Donosiciele czasem żałują, czasem nic nie pamiętają. Maleszka to osobny przypadek. Nie wiem, czy nie jest błędem autorek raczenie widza taką ilością wypowiedzi najłynniejszego donosiciela PRL. Maleszka bowiem w filmie spawia wrazenie osoby nie zrównoważonej psychicznie, przerażliwie się jąka, nadużywa zwrotów "na Boga" i "na litość boską", nie umie odpowiedzieć na pytania. Jestem dziwnie pewien, że znajdą się osoby pokazujące obraz jako próbę niszczenia zaszczutego człowieka, który już za swoje winy zapłacił. Oczywiście przeczy temu jego zachowanie po ujawnieniu i fakt, że wciąż pracuje a nawet tworzy linię, co wychodzi niejako przypadkiem - ale nie chcę odbierać zbyt wiele wrażeń osobom, które film zobaczą w TV.Część filmu to rekonstrukcja zdarzeń. Widzimy więc studentów, bawiących się i dyskutujących, lecz również rozgrywanych przez bezpiekę. Niektóre fragmenty wyglądają jak ekranizacja prozy Wildsteina, znajdujemy w nim sytuacje, które znamy z kart książki. Całość z książką świetnie się uzupełnia i jest wyjątkowo szczęśliwym zbiegiem okoliczności, że film pokazany zostanie właśnie teraz, gdy osoby najbardziej zainteresowane będą świeżo po lekturze. O tym, jak duże wrażenie "Trzech kumpli" robi, przeczytać można w relacji Artura Bazaka i komentarzach pod nią. TVN pokaże film 23 i 24 czerwca o 21:55, niestey w wersji skróconej wobec tego, co widzieliśmy, o 20 minut. Miejmy nadzieję, ze nie zmieni to wymowy dzieła.Na koniec wrócę jeszcze do "Doliny Nicości". Mam niestety również kilka uwag krytycznych, drobnych i nie zmieniajacych mojego pozytywnego stosunku do całości. Pierwsza uwaga ma charakter techniczny - brak odstępu między akapitami, które nieraz rozgrywają się w różnym miejscu i czasie, utrudnia lekturę. Uwagi merytoryczne dotyczą mojego podwórka. Nazwa zespołu hip hopowego "Czarny lud ma ciotę" niespecjalnie pasuje do polskich realiów i polskiego stylu nazewnictwa składów uprawiajacych ten gatunek. Zaś nazwa Lao Che nie ma nic wspólnego z Che Guevarą, jak pisze Wildstein we fragmencie opisującym rocznicę Powstania Warszawskiego. Te drobiazgi nie zmieniają faktu, ze Wildsteinowi należa się podziękowania za wytrwałość i za książkę, zaś autorkom filmu wielkie brawa za podjęcie niemodnego (poza publicystyką) tematu i realizację tego dokumentu. Dziękuję "Teologii Politycznej" za wczorajszy pokaz.

Brak głosów