Donald Tusk jako zjawisko popkulturowe
Ostatnio w "Newsweeku" pan red. Wojciech Maziarski opublikował tekst pt. "Kontraktowa demokracja Unii". Nie ma sensu go tu w tym miejscu streszczać, ani rozwlekle cytować, ma po prostu prostą wymowę: Polacy powinni się cieszyć, że rządzi nimi postać przebojowa, swoisty gwiazdor polityki, znany na europejskich salonach, z którym spotykają się najważniejsze osoby w Europie, i która może nawet zażegnać jej wewnętrzny kryzys, a nie wredni Kaczyńscy traktowani przez prasę niemiecką jako niebezpieczni quasifaszyści.
Smakowity jest sam jego początek:
"Donald Tusk wszystkie działania podporządkował ambicjom prezydenckim – twierdzą przeciwnicy premiera. No dobrze, załóżmy, że jest coś na rzeczy. Ale o jaką prezydenturę chodzi Tuskowi? O polską? Już chyba nie tylko."
Chyba Maziarskiemu coś się pomyliło. Takiego ekscesu retorycznego inaczej, niż motywacjami o charakterze promocyjnym nie da się uzasadnić. O to Tusk ma być niby prezydentem Europy (lub równie ważną)! Toż to numer na miarę skeczu z "Parafonii" (nadawanej w Trójce w latach 90-tych), gdzie Lech Wałęsa został prezydentem Świata.
Wisienką w koktailu jest sama okładka numeru "Newsweeka", w którym ukazały się te kuriozalne słowa, przyozdobiona grafiką Donalda dzierżącego koło sterowe, niczym postać z PRL-owskiego plakatu propagandowego.
Tego typu ekscesy w świetle trendów ostatnich lat, w wyniku których polityka stała się czymś takim samym, jak konkurs Eurowizji czy zawody sportowe, nie powinna dziwić: liczy się to, czy nasi dostaną się do finałów i zdobędą główną nagrodę tj. ciepłe posadki w instytucjach międzynarodowych.
Dlaczego tam? Bo liderzy opinii w Polsce publiczności serwują przesłanie mówiące o tym, że droga do modernizacji kraju wiedzie poprzez wyrzeczenie się tego co uchodzi za "obciachowe" (według ich wyobrażeń), min. tożsamości czy interesów narodowych. Ważne jest więc to, co powiedzą o nas sąsiedzi.
Zwracałem wcześniej uwagę na to, że zaciera się różnica pomiędzy postaciami z showbiznesu a politykami. Trendy te dobrze wyczuł Palikot, co moim zdaniem gwarantuje mu utrzymanie się w czołówce polityków PO przez najbliższe lata. To, że drwi sobie z prezydenta, obraża ludzi i się wygłupia nie ma znaczenia w obliczu fuzji polityki i showbiznesu, gdzie takie zachowania są w normie.
Podsumowując: jest to rodzaj stymulacji masowych marzeń przy pomocy lansowania wyobrażeniowej roli Polski na arenie międzynarodowej, tzn. że Polska realizuje swoje interesy nie zgodnie z kanonem racji stanu, dyplomacji i kalkulacji itp. ale tak jak wyobraża sobie to publiczność poppolitycznego spektaklu, czyli poprzez to co o nas powie reszta Europy a dokładniej establishment tych państw. Na swój sposób jest to śmieszne, bo przypomina fetyszyzowanie kawiarni Starbucksa przez ludzi chcących się wylansować na światowców (co ośmieszył swego czasu Social)
http://newsweek.salon24.pl/111430,kontraktowa-demokracja-unii
http://niepoprawni.pl/blog/2/jak-newsweek-pompuje-donalda
http://niepoprawni.pl/blog/2/palikot-na-prezydenta
http://doktorno.boo.pl/content/palikot-zabawia-nas-na-smierc
http://social.salon24.pl/104323,starbucks-czyli-kto-jest-obciachem
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1837 odsłon
Komentarze
Doktorze, nie tylko Maziarskiemu się POje.....ś! Ale jemu bardzo
19 Czerwca, 2009 - 23:11
pzdr
antysalon
Re: Donald Tusk jako zjawisko popkulturowe
20 Czerwca, 2009 - 15:04
To jest jedna wielka manipulacja możliwa tylko w warunkach pełnej demokracji.
To bazowanie na części społeczeństwa zaczytującej się w Fakcie i nie opuszczającej living room bez przyjęcia co najmniej 5-cio godzinnej porcji Tańca z Gwiazdami i M jak Miłość.
Taki target jest wybitnie podatny na manipulację i pójdzie za tym kto najgłośniej krzyknie. Przykre.