Bunt w salonie…
…czyli o próbie sił między michnikoidalną gerontokracją a sierakowszczyzną słów kilka.
Indeks autorów i ksiąg nieczytanych.
W ostatnich latach dało się zaobserwować rosnącą listę książek i pisarzy, co do których salonowi luminarze deklarują, że ich „nie czytają”, „nie biorą do ręki”, „brzydzą się” itd. Za owymi „parnasiarzami” postępuje liczna grupa akolitów, znajdujących w ten sposób podkładkę i usprawiedliwienie dla własnego intelektualnego lenistwa.
Spójrzmy: Zdzisław Krasnodębski? Ależ, „ludzie na poziomie go nie czytają”. Cenckiewicz z Gontarczykiem? Toż to „oszalali lustratorzy”. Paweł Zyzak? Jakiś chłystek - ci, którzy dali mu magisterkę, powinni do śmierci jeździć wraz z nim na wózkach widłowych w hipermarkecie. Ks. Isakowicz – Zaleski? Nie dość, że „lustrator”, to jeszcze zdrajca swej kapłańskiej korporacji i antyukraiński „jątrzyciel”. Marek Migalski? Akademicki renegat, kolejny „lustrator”, a nade wszystko - pisowiec. Do wymienionych przykładów należy doliczyć hurtem wszystkie publikacje „pisowskiego” IPN-u (w skali kraju, licząc zarówno centralę, jak i terenowe oddziały, są to już tysiące pozycji książkowych i setki autorów – a jeszcze periodyki…).
Tymczasem, taki Krasnodębski czy inny Migalski, to analiza politologiczno – socjologiczna stanu współczesnej Polski (i naszego regionu) w europejskim kontekście. „Młodzi gnoje” z IPN-u zaś, to wiedza o najnowszej historii, będąca efektem benedyktyńskiej orki pracowników Instytutu.
Paranoidalne wyobcowanie.
Ale - Salon ma to gdzieś. Salon nie potrzebuje faktów. Salon olewa, pogrążając się w paranoidalnym odlocie własnych fantasmagorii – „katoendeckich” demonów, „fundamentalistów” od Rydzyka, „kaczystowskich” zagrożeń dla demokracji, „policjantów pamięci” z IPN…Lata płyną, tymczasem opisywane środowisko wciąż tkwi mentalnie w latach 90-tych, kiedy to sprawowało z wysokości swych parnasów niepodzielny rząd dusz. Rząd dusz nad społeczeństwem z którego salonowe elity na własne życzenie kompletnie się wyobcowały.
Od pewnego czasu do wyobcowania społecznego dołącza wyobcowanie intelektualne. Wciąż poszerzająca się lista pozycji wciąganych na „indeks ksiąg nieczytanych” grozi w nieodległej perspektywie, jakby tu rzec… powstaniem znaczących luk w oczytaniu i tzw. „wiedzy ogólnej” środowiska „ludzi rozumnych”. Zostanie kurcząca się i tetryczejąca sekta za murami redakcji przy ulicy Czerskiej.
Osobiście, jestem ciekaw, czy członkowie sekty otrzymują aktualizowany na bieżąco wykaz autorów i dzieł, których czytać nie należy – bo spamiętać trudno.
Bunt na pokładzie.
Już się wydawało, że sekta z ulicy Czerskiej ostatecznie zwarła szeregi, by trwać pod przewodem Jaśnie Oświeconych w swych okopach… Aż tu nagle – kij w plecy i nóż w szprychy, tudzież woda na młyn mrowiska! Słowem – zdrada! Zdrada jest tym bardziej wstrząsająca, że zalęgła się w sercu salonowego matecznika. Popełnił ją Artur Domosławski książką „Kapuściński non-fiction” - napisaną zresztą, z generalnie słusznych, antykapitalistyczno – alterglobalistycznych pozycji, wg których taka, dajmy na to, współpraca z wywiadem komunistycznego państwa przeciw „imperialistom”, to żaden wstyd.
Ale, żeby tak bez uzgodnienia? Bez środowiskowej kolaudacji? Jak on mógł?
Panie i Panowie, mógłby ogłosić Michnik – mamy bunt na pokładzie.
Próba sił.
Dlaczego tak się stało? Ano, zasygnalizowany powyżej indeks „autorów i ksiąg nieczytanych”, jest zaledwie jednym z wielu przejawów wszechogarniającej listy zakazów i nakazów obowiązujących „wiecznych czeladników”, tyrających pod okiem Autorytetów w manufakturze „michnikowszczyzny”. Młodzi lewicowcy poczuli się stłamszeni „czapą” Autorytetów na tyle, by spróbować emancypacji. Są świadomi śmieszności rozlicznych, niewytrzymujących racjonalnej krytyki, biograficzno – historycznych „tabu”. Widzą prace powstające w IPN-ie, czy innych „Arcanach”… i chcą wydawać podobne, tylko napisane z przeciwstawnych pozycji. Tę możliwość jest w stanie udostępnić środowisko „Krytyki Politycznej” zgrupowane wokół Sławomira Sierakowskiego. Książka Domosławskiego w tym kontekście jawi się jako balon próbny, wypuszczony w celu porachowania własnych szeregów, tudzież sprawdzenia siły dotychczasowych patronów.
I, dodajmy, jako bunt przeciw intelektualnemu wyobcowaniu.
Sierakowszczyzna kontra michnikowszczyzna.
Wygląda na to, że – patrząc z perspektywy Salonu - do „młodych gnoi” z IPN-u, doszlusowali równie „młodzi gnoje” zgrupowani wokół „Krytyki Politycznej”. Do tych drugich dołączają ludzie z ekipy „Wyborczej”, mający powyżej uszu uciążliwej dominacji i zrzędliwych pouczeń starzejących się „mistrzów”.
Fakt, że właśnie ich wychowanek - „alterglobalista” Domosławski, postanowił chrzanić odwieczne zakazy i napisać książkę w której z jednej strony otwarcie sięga do „ipeenowskiego szamba” (choć interpretuje owo „szambo” zgodnie z duchem „Nowej Lewicy”), z drugiej zaś wkracza w zastrzeżoną sferę osobistą „upomnikowionej” postaci, jest wielce symptomatyczny. Świadczy o tym, że „sierakowszczyzna” rośnie w siłę i w najbliższych latach będzie usiłowała (z wszelkimi rytualnymi honorami) odesłać „michnikowszyznę” na emeryturę.
Na miejscu prominentnych saloniarzy zacząłbym się poważnie obawiać: z prawej strony są podgryzani przez rozbeszczelnionych „gnojków” z IPN–u, z lewej zaś – przez podobnie rozbeszczelnionych „gnojków” od Sierakowskiego.
Lewica – prawica: następne starcie.
Jeżeli moje proroctwo o uwiądzie michnikoidalnej gerontokracji się spełni (a względy metrykalne za tym przemawiają), oznacza to, że anachroniczni już dzisiaj „gazeciarze” z Czerskiej nie będą w najbliższej przyszłości podstawowym przeciwnikiem ideologiczno – polityczno – światopoglądowym prawicy. Będzie nim nabierająca sił i wigoru „sierakowszczyzna”, próbująca skupić wokół siebie rozliczne nurty współczesnej lewicy, jak chociażby kilkukrotnie opisywani przeze mnie „racjonaliści”.
Przykład Hiszpanii pod rządami Zapatero pokazuje jak bardzo realna jest to perspektywa.
Gadający Grzyb
P.S. „Młodzi gnoje” to określenie powstałe podczas pamiętnej pogwarki Michnika z Urbanem. Wówczas odnosiło się do dziennikarzy, ale z powodzeniem można zastosować je każdych, pokoleniowo młodszych „elementów”, podnoszących rękę na parnasiarską gerontokrację.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3150 odsłon
Komentarze
Re: Bunt w salonie…
7 Marca, 2010 - 22:49
"Przykład Hiszpanii pod rządami Zapatero pokazuje jak bardzo realna jest to perspektywa."...niestety...
...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński
...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński
@Akiko
8 Marca, 2010 - 04:57
...niestety... "Sierakowszczyzna", czyli polska odmiana "zapateryzmu" będzie konsekwentnie poszerzać wpływy. To perspektywa następnego dwudziestolecia. W sprzęgnięciu z nierozliczoną komuną i rosyjską agenturą, może to być zabójcze.
Pytanie, czy znajdziemy antidotum na tę neo-bolszewicką trutkę.
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Grzybie,salon nie potrzebuje rzetelnej oceny,analizy i refleksji
8 Marca, 2010 - 15:35
Salon musi strzec przed tym swe owieczki-lemingi, aby zamiast dozowanej im zhomogenizowanej karmy-papki przypadkiem nie dotarły do nich słowa Krasnodębskiego, Willsteina...
pzdr
antysalon