Sir Nicolas Winton ratuje żydowskie dzieci

Obrazek użytkownika coryllus
Świat

Jeśli się komuś wydawało, że przywiązanie żydowskich dzieci pod Cedynią do tarcz strzelniczych Wermachtu przez polskich nazistów to znany z wielu niewyszukanych kawałów „szczyt szczytów” to niestety się mylił. Szczyt szczytów dopiero nadejdzie, a oto jaskółka, która go zapowiada. Oto w GW ukazał się króciutki wywiad z sir NicolasemWintonem, który ma 103 lata, a przez znaczną część swojego życia ukrywał niektóre ważne fakty ze swojej przeszłości. Te mianowicie, że w roku 1938 i 1939 uratował prawie 700 żydowskich dzieci w Czechosłowacji, wysyłając je do Wielkiej Brytanii. Wywiad z tym panem przeprowadzają dwie młode dziewczyny i chyba tylko ich wiekiem tłumaczyć można jego niedoskonałości.
Ponieważ po raz pierwszy usłyszałem o tych sprawach najbardziej zdziwiło mnie, że przeciętny londyńczyk, sir Nicolas Winton, milczał przez 60 lat o swoim bohaterstwie, które – umówmy się – nie było aż tak wielkie, jak na przykład bohaterstwo Ireny Sendler czy rodziny Ulmów, czy choćby tego faceta z lwowskich kanałów, którego obsmarowała Agnieszka Holland. Bohaterstwo pana Wintona znane jest jednak w Wielkiej Brytanii od dawna, od lat osiemdziesiątych konkretnie, wtedy bowiem postanowił on opowiedzieć światu o swoich zmaganiach z nazistami.
Streśćmy to co zawiera wywiad Wintona z dwiema młodymi dziennikarkami z Polski. Zbliżają się oto Święta Bożego Narodzenia, a młody makler giełdowy sir Nicolas Winton wybiera się na narty do Szwajcarii. Nagle dzwoni telefon, a słuchawce słychać głos jego przyjaciela – musisz natychmiast przyjechać do Pragi, mamy coś ważnego do zrobienia. No i Winton rzuca wszystko, wsiada w samolot i jedzie do Pragi.
Czechosłowacja jeszcze istnieje, ale Sudety są już oddane Niemcom, co jak pamiętamy uratowało pokój i pozwoliło Wielkiej Brytanii robić spokojnie interesy jeszcze przez dwa lata. Czechosłowacja, wierny sojusznik Zachodu, została upokorzona. Za kilka miesięcy wkroczą do tego kraju Niemcy i utworzą tam polityczne quasi państwo o nazwie Protektorat Czech i Moraw. W tym samym czasie przebywać tam będzie dwóch Anglików, którzy ratować będą dzieci żydowskie i wysyłać je pociągami do Londynu.
Na początku Winton ratował dzieci z kraju Sudeckiego, który był po prostu obszarem wokół przedwojennych granic Czech, zagarniętym przez Niemców. Na mapie wyglądał ów kraj jak taka dziwna, powyginana pętla. Później zaś, kiedy już Niemcy wkroczyli do Pragi ratował wszystkie dzieci żydowskie, którym groziło niebezpieczeństwo, a także dzieci komunistów, oraz ich samych, no i oczywiście literatów i artystów, którym groziło jakieś niebezpieczeństwo.
Podkreślam – najpierw, w nie zajętej jeszcze przez Niemców Czechosłowacji Winton zajmuje się ratowaniem jakichś dzieci, potem zaś czyni to już za okupacji niemieckiej. Jasne jest, że Niemcy wszystko o wszystkim wiedzą, bo inaczej Winton nikogo by nie uratował, przeciwnie – sam skończyłby w Dachau. Ponieważ jednak ojczyzna lewicującego sir Wintona przyczyniła się walnie do kolejnego hitlerowskiego podboju może on – na niezrozumiałych dla nas dziś zasadach – ułatwiać podróż do Wielkiej Brytanii Żydowskim dzieciom. Winton podkreśl, że żaden inny kraj nie chciał przyjąć dzieci, ponieważ wiązało się to z zapewnieniem im utrzymania. Podkreśla również, że z Czech pozwalano wyjeżdżać rodzicom, ale nie pozwalano wyjeżdżać ich dzieciom i właśnie te oderwane od matek i ojców dzieci ratowali on i jego przyjaciel.
No jak to? Żydzi z Niemiec masowo emigrowali przed wojną do Polski licząc na to, że będą tu bezpieczni. Gdyby Winton reprezentował jedynie samego siebie wiedziałby, że jest taki kraj jak Polska, gdzie znajduje się pełno Żydów oraz Polaków, a niektórzy z nich chętnie przyjmą te biedne dzieci, żeby uratować je przed najgorszym. Ponieważ jednak sir Winton musiał reprezentować kogoś jeszcze, wiedział, że wysyłanie kogokolwiek do Polski nie ma sensu, bo Polska została sprzedana tak samo jak Czechy. W Europie były jeszcze inne kraje, takie jak Dania, na przykład, albo Związek Radziecki, kraj komunistyczny, gdzie z pewnością radośnie powitano by ratowanych przez Wintona czeskich komunistów. On ich jednak tam nie wysłał, wolał, żeby jechali do tej jaskini ucisku kapitalistycznego, do tego gniazda smoka, który wrogi jest klasie robotniczej – do Londynu. I oni pojechali, dobrowolnie. Winton był zwykłym maklerem, których chciał spędzić kilka zimowych dni w Szwajcarii, a wylądował w Pradze. Niesamowite. I jeszcze szef do niego dzwonił, do hotelu i szykanował go, że nie przedłuży mu urlopu. Winton jednak się nie ugiął, nie powrócił na giełdę, nadal ratował Żydów. Trwało to do 1 września 1939 roku, kiedy to akcja ustała. Winton nie mówi dlaczego. 1 września nic się z punktu widzenia żydowskich dzieci w Pradze nie zmieniło. Wojna pomiędzy Wielką Brytanią a Niemcami polegająca na obrzucaniu się ulotkami rozpoczęła się trzy dni później. Wolny człowiek – pan Winton mógł odesłać jeszcze kilkoro dzieci do Anglii, ale nie odesłał. Popatrzmy co o tym wszystkim mówi ciocia Wikipedia:

15 listopada 1938, kilka dni po "Nocy kryształowej", liderzy brytyjskich Żydów zostali przyjęci przez premiera Zjednoczonego Królestwa, Chamberlaina. Podczas spotkania złożono m.in. postulat, by rząd brytyjski zezwolił na czasowe przyjęcie na swoim terytorium żydowskich dzieci i nastolatków, które w przyszłości miałyby reemigrować do Palestyny. Wspólnota żydowska zobowiązała się dostarczyć na pokrycie kosztów podróży i niezbędne opłaty fundusze w wysokości 50 funtów na każde z dzieci.
Rząd brytyjski podjął decyzję, że akcja obejmie dzieci do 17 roku życia, bez opiekunów, i jednocześnie zaapelował do społeczeństwa o przyjmowanie tych dzieci do rodzin. W ramach akcji sprowadzono do Wielkiej Brytanii około 10000 dzieci. Zgromadzone na ten cel fundusze wyczerpały się w sierpniu 1939 , na kilka dni przed wybuchem wojny.
Organizacje żydowskie przeznaczyły 50 funtów na każde dziecko. A premier rządu Zjednoczonego Królestwa zgodził się te pieniądze przyjąć. Ja osobiście jestem porażony brytyjskim altruizmem. Nie rozumiem tylko po co sir Winton udziela tego dziwnego wywiadu GW, skoro wszystko jest jasne. Poleciał do Pragi jako przedstawiciel organizacji żydowskich w Wielkiej Brytanii, organizacje te przeznaczyły na ratowanie dzieci kwotę 50 funtów na osobę i już. Możecie uratować trochę dzieciaków – powiedział dobry premier Chamberlain, ale nie przywoźcie tu ich rodziców, niech robią sobie co chcą. Tak mówi nam ciocia wikipedia, ale sir Winton mówi co innego, mówi, że rodzicom pozwalano wyjeżdżać, ale dzieciom nie. Jak to więc wyglądało w rzeczywistości? Kto był skazany na zagładę decyzją premiera Chamberlaine'a?
Winton i inni pojechali z pieniędzmi do Pragi i pakowali te dzieci do pociągów. Chamberlain przestał płacić w sierpniu 1939, bo wiedział już co się stanie. Ostatni transport nie odszedł więc z Pragi planowo. Zabrakło funduszy. Ciekawe co sir Winton powiedział tym dzieciakom, które czekały z plecakami na peronie?
Myślę, że przez 60 lat nikt nie traktował tej akcji w kategoriach innych niż ponury ukłon w stronę politycznych okoliczności. Czas jednak płynie i teraz już można tworzyć na ten temat legendy dowolne.
Na dworcach Europy stoją pomniki dzieci, którym uratowano życie. W dodatku zrobił to nie byle kto, bo sam rząd Zjednoczonego Królestwa. Wielka rzecz. Pochylmy głowy. Winton ujawnił szczegóły swojej działalności w Pradze w roku 1988, od lat dziewięćdziesiątych zaś rozpoczęło się dekorowanie go różnymi odznaczeniami. Pierwszy medal przypiął mu Vaclav Havel, potem Elżbieta II, a dalej to już poleciało. Nakręcono także kilka filmów. Nie są one tak popularne jak „Pokłosie”, ale nie ma co narzekać. Dobrze, że powstały.
Jeśli ktoś będzie w stanie przekonać mnie, że nie mam racji, a to co robił Winton w Pradze przed wojną nazwać możemy aktem czystego bohaterstwa porównywalnego z tym czego dokonała Irena Sendler, chętnie go wysłucham. Jest pierwszy dzień nowego roku, mam mnóstwo cierpliwości i jestem otwarty na rzeczowe argumenty.

Jeszcze tylko dziś „Baśń jak niedźwiedź” sprzedawana będzie w pakiecie pod dwa tomy, w cenie 60 złotych plus koszta przesyłki. Taka świąteczna promocja, a do końca roku dlatego, żeby prawosławni też mogli sobie kupić pod choinkę tę piękną i potrzebną książkę. W promocyjnej cenie jest również „Atrapia” - 15 złotych plus koszta wysyłki. Zapraszam www.coryllus.pl
Czytelnikom z miasta Łodzi pragnę przypomnieć, że wszystkie książki w tym „Dzieci peerelu”, których nakład już się wyczerpał są dostępne w księgarni wojskowej w Łodzi, przy ulicy Tuwima 33. Dokonanie zakupów tam właśnie jest dużo łatwiejsze niż zamawianie książek przez mój sklep. Zapraszam.

Brak głosów