Ortodoksja jako narzędzie walki politycznej
Każdy zna bajkę o tolerancyjnym i łagodnym Islamie, który panował na dużych obszarach globu przez wieki średnie i ni z tego ni z owego zamienił się w stuleci XX, epoce elektroniki i tajnych broni, w religię ortodoksyjną, groźną, zwalczającą swoich przeciwników ogniem i żelazem. Nie mnie rozsądzać jak to z tym Islamem było naprawdę i kto tam był bardziej tolerancyjny i łagodny. Ważne jest to, że Islam jako walcząca ortodoksja jest niesłychanie praktycznym narzędziem nacisku. Nacisku prawdziwego nie sfingowanego i w dodatku narzędziem skutecznym. To co myślą o tym prawdziwi wyznawcy Proroka jest dalece nieistotne, bo gęba którą im przyprawiono nie zmieni się od tego wcale. Nie tylko oni o tym decydują i nawet gdyby wszyscy nauczyciele szkół koranicznych zaczęli nagle głosić miłość do zachodniej cywilizacji niczego to nie zmieni. Przekonany jestem bowiem o tym, że tak jak sto lat temu anarchiści z Włoch, tak dziś ortodoksi z bliskiego wschodu mają do spełnienia ważną misję. Mają przekonać tak zwany wolny świat o tym, że zagrożenie zewnętrzne jest silne i stale wzrasta. Tak samo jak stale zaostrzała się walka klas w myślach towarzysza Stalina.
Cała ta sytuacja musi doprowadzić w perspektywie kilkunastu lat do wojny lub generować szereg lokalnych, krwawych konfliktów. To ostatnie właściwie odbywa się na naszych oczach od lat dziesięciu i należy tylko mieć nadzieję, że nie przeobrazi się w chroniczny i gwałtowny konflikt światowy.
Nie wiem gdzie wymyślono ten cały ortodoksyjny Islam, ale mam wrażenie, że w gabinecie jakiegoś republikańskiego kacyka o socjalistycznych skłonnościach, przy stole z zakąskami, kurewkami na scenie i cygarami w tłustych łapach. Ludzie, którzy bawią się w konstruowanie takich rzeczy nie są bynajmniej artystami, tylko facetami wyszkolonymi w pewnych działaniach, którzy posługują się instrukcjami i lubią te instrukcje wprowadzać w życie po pewnych modyfikacjach. Ortodoksja, nie tylko muzułmańska jest cenna także w mniej skomplikowanych i dramatycznych okolicznościach niż te, które mamy w Afganistanie.
Weźmy choćby takiego Gorzelika i jego ortodoksyjną organizację prawdziwych Ślązaków, którzy już niedługo zaczną nazywać siebie prawdziwymi ludźmi. A być może przyjedzie taki moment, kiedy zaczną o sobie mówić – jedyni, prawdziwi ludzie.
Wielu ortodoksyjnych muzułmanów nie ma w istocie pojęcia czym jest tradycja, religia i słowo, które dał im Prorok. To faceci od brudnej roboty, których nauczono wykrzykiwać slogany i strzelać. Jedne co mają w głowach to dżihad i temu podobne rzeczy. Gdyby ich przepytać ze znajomości Koranu polegliby jak uczeń nieuk na trygonometrii. Nie inaczej jest z Gorzelikiem. Szef ortodoksyjnej organizacji prawdziwych ludzi nie zna nawet miejscowego języka, jest obcy, jego rodzice pochodzą ze wschodu. On sam urodził się na Śląsku i z typową dla zakompleksionych neofitów pasją, zaczął udawać kogoś kim w istocie nie jest.
Ma to wydźwięk polityczny, bo przecież Gorzelik nie wyodrębnia się jako Ślązak s tradycji niemieckiej, on się chce jedynie oddzielić od tradycji polskiej i od polskiej ludności, która zamieszkuje dziś Śląsk. Jego grupa jest mała, ale ma silne wsparcie w centrali PO, bowiem zasada divide et impera nie zmieniła się przecież od tysiącleci. Gorzelik będzie prosperował, bo jego istnienie jest konieczne w zadanych warunkach politycznych i znajdzie zwolenników, a jeśli nie znajdzie to ich kupi. Tak jak atak na islamskich terrorystów jest zawsze na cały Islam, tak atak na Gorzelika, będzie interpretowany jako atak na cały Śląsk. I każdy, chce czy nie chce będzie się musiał opowiedzieć po czyjej jest stronie. Stąd zaś już tylko krok do walki.
Jedyne co mnie pociesza to spojrzenie w przeszłość Niemiec, która jest o tyle optymistyczna, że dokładnie widać jak grubymi nićmi sąsiedzi zza Odry szyli zawsze swoje polityczne intrygi. W tym przypadku jest tak samo i na nic nie zdadzą się zaklęcia pana Krzysztofa Hanke wygłaszane na scenie kabaretowej, tyczące się rzekomego obrażania Ślązaków przez Jarosława Kaczyńskiego.
Pocieszające jest także to, że wszelkiej politycznej ortodoksji nieodmiennie towarzyszy zawsze degrengolada i kompromitacja. Myślę więc, że dziennikarze powinni uważniej obserwować poczynania pana Gorzelika i jego kompanów, jego obyczaje, poczynania i nawyki. Nie ma bowiem takiej politycznej hucpy, której nie należałoby opić w knajpie przy wtórze okrzyków wysławiających ideę, wodza i naród. Bo o naród wszak chodzi. Nieprawdaż? O naród Śląski pisany wielką literą, który musi się wreszcie wyodrębnić z tego motłochu.
Wszystkich zapraszam na stronę www.coryllus.pl , można tam kupić książkę naszego kolegi Toyaha, który urodził się na Śląsku, ale nie czuje się wcale Ślązakiem, do Sejmu zaś kandyduje jako przedstawiciel tych wszystkich mieszkańców Śląska, którzy mówią po polsku, czyli także jako przedstawiciel Gorzelika, podrabianego ortodoksa i fałszywego Ślązaka. Można tam także kupić moje książki „Baśń jak niedźwiedź. Polski historie” i „Dzieci peerelu”. Zapraszam.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1662 odsłony
Komentarze
nodedet czy nie sądzi Pan,
27 Sierpnia, 2011 - 23:50
nodedet
czy nie sądzi Pan, że Kosowo było badaniem terenu? Polskajest lepszym kąskiem, ale nie tak łatwym do zdobycia, więc trzeba było przetrenować
Dziękuję za mądre tekstuy, pisane piękną polszczyzną
nodedet