O fałszywej edukacji i fałszywej elicie
Istotny sens reformy edukacji przeprowadzonej przez Stanisława Konarskiego zasadza się na oddzieleniu elit od pospólstwa i zasadniczo innym kształceniu jednych i drugich. Tak by należycie wypełniali swoje funkcje społeczne. Dlatego właśnie ksiądz Konarski jest tak lubiany i hołubiony przez wszystkich dzisiejszych elitariuszy i reformatorów edukacji. Oni także chcieliby oddzielić elitę od plebsu, a po dokonaniu takiego podziału stać się wszyscy z osobna i jako klan przewodnikiem tego plebsu. Do czego będzie się to sprowadzać w praktyce? Tak jak w przypadku księdza Konarskiego i jego reformy, tak jak w przypadku systemu brytyjskiego, do którego wszyscy reformatorzy się odwołują prowadzi to do wykopania przepaści pomiędzy ludźmi mówiącymi tym samym językiem. Prowadzi także do namnożenia konfliktów o własność, a w konsekwencji do rewolucji, prowadzi do interwencji obcych, którzy przy minimalnych nakładach mają otwartą sytuację do zastosowania zasady divide et impera. Co też nastąpiło w Polsce po przeprowadzeniu sławetnych reform i wychowaniu młodzieży w nowym duchu. Trzy pokolenia nobilów wykształconych przez Konarskiego było w roku 1790 machiną gotową na to by uruchomił ją markiz Lucchesini, pruski ambasador w Warszawie. Brednie o wspólnocie kulturowej, cywilizacyjnej i temu podobne dyrdymały posmarowane groszem dały zaskakujący efekt. Silnik zagrzechotał, zazgrzytał, buchnął, huknął i mechanizm rozleciał się na drobne kawałki. Potem szef posła Lucchesiniego wraz z innymi szefami pozbierali z tej kupy szmelcu, co tam im było potrzebne i ponieśli każdy do swojego składziku.
Ponieważ ulubionym fetyszem każdego elitariusza jest brytyjski system edukacji, przypomnijmy, że Wielka Brytania leży na wyspie i ostatnim desantem jaki tam wysadzono był desant normandzki w roku 1066. Potem był spokój od obcych. Miejscowe elity mogły więc łączyć się w klany i podporządkowywać sobie plebs oraz organizować temu plebsowi życie. Istota systemu brytyjskiego bierze się więc wprost z przyrodzonych wyspie nierówności i podziałów, które się tam zaznaczają stale, od wspomnianego desantu normandzkiego począwszy na ostatnich wyborach kończąc. W Wielkiej Brytanii kariery młodych ludzi są planowane i kontrolowane przez system – bogaci idą do swoich szkół, biedni do swoich. Wszystko to działa w warunkach hermetycznego prawie zamknięcia na świat zewnętrzny. Działa bo Wielka Brytania zdominowała glob i eksportuje swoje produkty, idee, i wartości na zewnątrz. Robi to nie dlatego, że ma rewelacyjny system edukacji, ale dlatego, że jako druga na świecie polityczna siła dysponowała giełdą, a jako pierwsza nowoczesną flotą. Robi to ponieważ jako pierwszy kraj przeszła przez rewolucję burżuazyjną i wyciągnęła z tego maksimum korzyści dla siebie. System edukacji jest wobec tych kwestii sprawą wtórną.
W Polsce zaś wszystko zaczyna się od edukacji. Zróbmy dobrą edukację, to za 10 lat wychowamy elity, które zmienią kraj. Ten sposób myślenia to nie jest głupota, zła wola czy cokolwiek innego, to jest po prostu zdrada. Nie wierzę, żeby ktoś dobrowolnie, bez jakichś zewnętrznych inspiracji hołubił w sercu podobne projekcje. Reformę trzeba zacząć od sukcesu. Celowo mówię od sukcesu, a nie od rewolucji, bo tu chodzi o sukces właśnie. Rewolucja bowiem zawsze oznacza zło i krzywdę, a zaczyna się od rabunku. Rewolucja angielska zaczęła się od rabunku i eksploatacji Irlandii, to dało jej siłę i paliwo dla długą jazdę. Reformy Piotra I, które również były rewolucją, zaczęły się od rabunku i niszczenia Ukrainy, reformy Fryderyka od okradania Polski na cle i zagarnięcia Śląska, rewolucja Francuska od obrabowania właścicieli ziemskich, rewolucja polska od obrabowania ojców Jezuitów. Polsce nie jest potrzebna rewolucja, ale sukces. Poważny i natychmiastowy. W dodatku taki, który zjednoczy nas, a nie podzieli.
Wróćmy do edukacji. Co jest właściwym wzorem dla systemu szkolnictwa, który da narodowi siłę? Jest nim szkolnictwo jezuickie pierwszych lat istnienia zgromadzenia. To Jezuici wprowadzili podział na klasy, to oni kazali jako pierwsi pisać dzieciom wypracowania, to oni byli opiekunami swoich uczniów i interesowali się ich rozwojem duchowym, to oni kształcili elitę i nie blokowali dostępu do edukacji najwyższej jakości biednym, nie czynili z nich pariasów, lokalsów, nadających się do prostych prac lub administrowania majątkami jedynie. Szkoły jezuickie kończyli wszyscy „wielcy reformatorzy” oświecenia, którzy widząc siłę tego systemu dostrzegli także zagrożenia jakie niesie on dla państwa, dla systemu opresji i nadzoru nad społeczeństwem. Byli to panowie Talleyrand, Fouche, a nawet markiz Pombal. Jezuici kształcili bowiem ludzi świadomych, wolnych i silnych. Trzeba było to zepsuć, zniszczyć i zamienić jak edukację z przydomkiem „praktyczna”. I tak to nam zostało do dziś.
Oczywiście, bogaci ludzie mają dziś szkoły wzorowane na jezuickich właśnie, sami Jezuici także prowadzą szkoły, ale to nie jest to samo. Nie można prowadzić szkoły na wzór jezuicki bez prawdziwych Jezuitów, bo zamieszka tam zło – mówiąc wprost i bez ogródek. Współcześni zaś Jezuici nie mają tego samego ducha co ci z drugiej połowy XVI wieku. Wystarczy poczytać brednie księdza Mądla i wszystko staje się jasne.
Pisałem już o tym, ale jeszcze powtórzę – w drugiej połowie XVI wieku ojcowie Jezuici potrafili wykształcić ludzi głuchych tak, że ci mówili różnymi językami. Jeśli ktoś ma pojęcie na czym polega praca z głuchymi dziś i ile czasu trzeba poświęcić na to by nauczyć osobę niesłyszącą mowy, ten może mieć jakiś cień wyobrażenia o metodach stosowanych w kolegiach. Każdy z głuchych uczniów składał przysięgę, że nie zdradzi metod, jakimi go uczono. I my dziś nie znamy tych metod, bo każdy z uczniów dotrzymał słowa. Mamy za to coraz lepsze i doskonalsze reformy, które doprowadzą nas do katastrofy.
Po co ja to wszystko piszę? Chodzi mi z grubsza o to, byśmy nie dali się oszukiwać, byśmy znaleźli dobre wzorce dla opisywania i budowania swojej pozycji majątkowej i społecznej. Myślę, że te, które proponuję, czyli wzór ziemiański i wczesno-jezuicki są dobre i warte naśladowania. Bez względu na to z jakiego środowiska kto się wywodzi.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. No i już od dawna, o czym zapomniałem, znajdują się w księgarni Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego w Londynie. Cały czas oczywiście są one dostępne na stronie www.coryllus.pl oraz na stroniehttp://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Od dziś książki – w tym Toyah - dostępne są także w księgarni Ojców Karmelitów w Poznaniu przy ul. Działowej 25. Trzeba wejść do tak zwanej furty i tam jest ta księgarnia. O każdym następnym punkcie dystrybucji będę informował na blogu.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1666 odsłon