O fałszywych hierarchiach i prawdziwej władzy
Przedwczoraj umarł Jerzy Bereś, jak podały media – wybitny polski artysta. Ja co do tej kwestii mam zdanie odmienne i mimo tego iż zwyczaj zakazuje mówienia źle o zmarłych chciałbym żebyśmy dziś pogadali chwilę o profesji Jerzego Beresia właśnie, a także o nim samym, ale doprawdy w sposób mało jego pamięci urągający.
Jeśli ktoś w czasie komuny oglądał intensywnie telewizję nie było takiej możliwości, by choć raz nie zobaczył Jerzego Beresia. W licznych, emitowanych wtedy programach o sztuce, w dodatku o sztuce wybitnej, bo za późnej komuny tylko o takiej się mówiło i tylko taką się pokazywało, Jerzy Bereś występował bardzo często. Nie chodzi wcale o to, że był zapraszany do tych programów i gadał tam coś interesującego, co to to nie. Pokazywano po prostu filmy nagrane w czasie jego performerskich akcji. Na filmach tych widać było jak Jerzy Bereś, całkiem goły, z jakimiś dziwnymi tabliczkami zasłaniającymi genitalia i tyłek, łazi po scenie przed nieliczną siedzącą w chybocących się krzesełkach publicznością. Bardzo owe eventy przypominały wieczory autorskie pisarza nazwiskiem Horubała, ludzi było mniej więcej tyle samo, różnica w tym jedynie, że Horubała siedzi i jest całkowicie ubrany, a Bereś łaził i był goły. Komentarz do tych filmów był zwykle taki sam: oto przed nami szczytowe osiągnięcie sztuki współczesnej, które stawia Polskę i jej artystów na równi z najwybitniejszymi performerami i artystami świata. Nazwisk tych innych, najwybitniejszych, nikt oczywiście nie znał, ale kiedy już Polak odszedł od telewizora i zaczął sobie smażyć kaszankę na grubo pokrojonej cebuli, oraz zlewać bimberek, mógł pomyśleć, że jego ojczyzna, choć biedna i ośnieżona, ma jednak jakieś sukcesy i wydaje ludzi wielkich, a jednym z nich jest Jerzy Bereś. W czasie tych swoich pokazów Jerzy Bereś malował sobie coś farbą na klatce piersiowej i brzuchu i mruczał pod nosem frazy dla mnie, małego dziecka niezrozumiałe, ale dla publiczności chyba jasne, bo kiedy Bereś kończył wszyscy klaskali. Ja, przyznam się od razu, nigdy nie rozumiałem sztuki. I nadal jej nie rozumiem, ani tej dawnej wystawionej w muzeach, ani tej nowej, którą pokazują na ulicach i w dziwnych salach. I faktu tego ani na jotę nie zmieniły moje studia na UW. Sztuki Jerzego Beresia zaś nie rozumiałem w sposób szczególny. Byłem zawsze skrępowany kiedy go pokazywali i wstydziłem się zapytać rodziców, o co temu facetowi chodzi. Nie zastanawiałem się wtedy nad tym, że takie występy jakie realizuje Bereś mają przecież także jakiś budżet, bo każde uczciwe przedsięwzięcie go ma. I nie zastanawiałem się jak to jest, że państwo robotników i chłopów utrzymuje i promuje zjawiska takie jak Bereś. Może gdybym wiedział, że do jego najwybitniejszych dzieł należy cykl prac zatytułowanych ołtarze, które są po prostu wyciętymi z surowego drewna stołami, na których Jerzy Bereś rozkłada różne przedmioty naśladując liturgię zrozumiałbym cokolwiek. Nie wiedziałem tego jednak, bo jak mówię, niewiele z tych pokazów Beresia rozumiałem.
Drugim pokazywanym często w komunistycznej telewizji artystą, był Hasior. Nie pamiętam jak miał na imię ale chyba Tadeusz. Był to pan, który mocno pozował na geniusza i jego pamiętam lepiej niż Beresia. Robił on różne awangardowe instalacje, które wymierzone były w faszyzm i imperializm, a niektóre z nich wydawały dźwięki kiedy wiał wiatr. Hasior bowiem ustawiał swoje dzieła w plenerze. I to było coś naprawdę przerażającego, była to wprost dewastacja krajobrazu w imię idei nieludzkiej, która udawała coś czym w rzeczywistości nie była. Popisowym numerem Hasiora były także jakieś lalki, w które artysta wbijał widelce oraz wózek dziecinny wypełniony ziemią, na której Hasior usypał miniaturowe groby i poustawiał krzyże. Wszystko to omawiane było tak jakby stanowiło skończoną doskonałość, a sam Hasior już za chwilę miał dostać stypendium Guggenheima i wyjechać do Nowego Jorku, żeby pokazać tamtejszym pedałom jak się robi prawdziwą sztukę. Nic takiego się oczywiście nie stało.
Nikt poza władzą PRL nie interesował się serio ani Beresiem ani Hasiorem, nie wiem czy ktokolwiek pamięta dziś Hasiora, a Beresia także pewnie czeka zapomnienie, nikt chyba nie przypuszcza, że ktoś będzie konserwował ich dzieła i dbał o nie tak jak dba się o obrazy Matejki. Wypada jednak zastanowić się nad tym jak dewastujący wpływ na ludzi miała tak zwana sztuka nowoczesna i jak łatwo szła ona w służbę władzy. Zainteresowanie władzy tą sztuką może świadczyć o małpiej chęci naśladowania Zachodu, ale może też świadczyć o czymś więcej. O tym mianowicie, że poważnej władzy, dysponującej poważną siłą i nie wahającej się przed stosowaniem poważnych represji, koniecznie potrzebne są jakieś obszary hermetyczne, jakieś obszary działania kapłanów pogańskich, którzy odwracają porządek i tworzą nowe hierarchie rozbudzają nowe absurdalne aspiracje i zwodzą ludzi na głębokie manowce. Po co? Ja tego nie wiem. Mogę tylko przypuszczać.
Dzisiejsza władza nie posługuje się takimi narzędziami. Na razie, bo może w końcu zacznie. Dzisiejsza władza ma innych guru i innych kapłanów, takich jak Marek Kondrat i Daniel Olbrychski. I tu się należy zatrzymać i oddać hołd postawie Jerzego Beresia, który co by o nim nie mówić, zaangażował się w swój satanizm całym sobą i ani razu nie mrugnął w czasie swoich perfomensów. Zawsze i do końca był człowiekiem serio. Dwaj zaś wymienieni panowie nie dorastają mu do pięt, a to pokolenie, które idzie za nimi, ten jakiś Zamachowski i młody Stuhr to już w ogóle pomyłka. Czy to świadczy o słabości obecnej władzy? W pewien sposób na pewno, ale świadczy też o tym, że narzędzia którymi posługiwał się Jerzy Bereś, ma dziś w rękach kto inny. Mają je ludzie tacy jak Janusz Palikot i Rozenek. I niech się nikomu nie zdaje, że oni się traktują mniej poważnie niż Jerzy Bereś, bo czasem się śmieją. Wcale nie, oni nie dość, że wierzą w swoją misję to jeszcze potrafią liczyć pieniądze, która to umiejętność jak się zdaje, nie była Jerzemu Beresiowi dana.
Dziwne jest ponadto także to, że w czasach kiedy Bereś i Hasior byli pokazywani w telewizji nikt ich przypadków nie analizował od strony psychologii klinicznej, co niewątpliwie stałoby się dziś, gdyby jakiś nowy artysta próbował powtórzyć wyczyny Beresia. Dziś mamy bowiem o wiele bardziej pruderyjną władzę niż wtedy. Bo przecież nie o społeczeństwo tutaj chodzi. Ono ma w nosie artystów. Goły Bereś był potrzebny Gierkowi, ale nie jest potrzebny Tuskowi. Przesunęły się akcenty i znaczenia. Psychologowie badają dziś na odległość Jarosława Kaczyńskiego i pilnie baczą, by po ich stronie nie pojawił się ktoś komu można by zarzucić szaleństwo lub skłonności mordercze. Na naszych oczach tworzy się coś w rodzaju garnituru fałszywych aniołów, które – powtórzmy – tym się różnią od fałszywego artysty Beresia, że żaden nie zdejmie publicznie gaci. I na tym Kochani kończę.
Na koniec wiadomość: do końca roku „Baśń jak niedźwiedź” sprzedawana będzie w pakiecie pod dwa tomy, w cenie 60 złotych plus koszta przesyłki. Taka świąteczna promocja, a do końca roku dlatego, żeby prawosławni też mogli sobie kupić pod choinkę tę piękną i potrzebną książkę. W promocyjnej cenie jest również „Atrapia” - 15 złotych plus koszta wysyłki. Zapraszam www.coryllus.pl
Czytelnikom z miasta Łodzi pragnę przypomnieć, że wszystkie książki w tym „Dzieci peerelu”, których nakład już się wyczerpał są dostępne w księgarni wojskowej w Łodzi, przy ulicy Tuwima 33. Dokonanie zakupów tam właśnie jest dużo łatwiejsze niż zamawianie książek przez mój sklep. Zapraszam.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1765 odsłon