Nie mamy pańskiego prądu i co nam pan zrobi?
Wczoraj po dziesiątej z rana zgasło światło. To się czasami na wsi zdarza i pomyślałem, że prąd zaraz włączą. Zamiast więc pisać Baśń tom III pojechałem wysłać książki do hurtowni, było tego trochę, więc się porządnie zmachałem przy załadunku i ruszyłem do tej mojej wysyłkowni. Książki wysłałem i pojechałem po płytę „Jest drabina do nieba” bo zabrakło i po tę drugą ze Staśkiem. Wróciłem, a prądu nie ma. To nic – myślę – nie wpadajmy w panikę, zaraz włączą. Wróciła moja żona, było gdzieś około pierwszej i tak sobie siedzimy. Ona w końcu mówi, że musi jechać na zajęcia, a ja pomyślałem, że pojadę na posterunek energetyczny w Grodzisku i zapytam kiedy będzie prąd. I pojechałem. Wchodzę, a tam jak w przychodni: cicho i sterylnie. Stanąłem przed ladą, za którą teoretycznie powinien ktoś siedzieć, ale nikogo tam nie było zajrzałem więc do gabinetu obok, gdzie były otwarte drzwi. Patrzę a tam siedzi sobie pięciu panów w kombinezonach roboczych. Kiedy mnie zobaczyli ich wzrok momentalnie skierował się na sufit. Tylko jeden, ten był bez kombinezonu i robił wrażenie człowieka z obsługi naziemnej, spojrzał na mnie tak jakbym go przyłapał na stosunku płciowym z jakimś futerkowym zwierzęciem, kretem, może nietoperzem. - Kiedy będzie prąd na naszej ulicy – pytam
Prąd?
Tak prąd. Taki w gniazdkach, żeby światło świeciło
Jak to będzie z tym rozmostkowaniem? - zwrócił się z tym pytaniem to jednego z tej piątki co gapiła się w sufit
Ta ulica się załapie – odpowiedział gość w kombinezonie – ale prąd będzie dopiero wieczorem.
Prąd będzie wieczorem – miłośnik kretów i nietoperzy spojrzał na mnie nieco pewniej
Nie powiem, zdziwiłem się. Tego jeszcze nie bywało. Prądu w zimie mogło nie być od rana do 15, to był zwykle ich największy wyczyn, ale do wieczora? Wszyscy w okolicy mają ogrzewanie na prąd, kuchenki na prąd, termy grzeją wodę prądem. W domach są małe dzieci, które mają ferie, część z nich jest chora i muszą mieć ciepło. No, ale co mogłem zrobić? Trzeba ludziom dać szansę. Wieczorem to wieczorem.
Wyszedłem i wsiadałem do samochodu. Akurat zadzwonił Wiesiek, żeby mi powiedzieć o tym, iż drukarnia spóźni się z drukiem Jasnowidza i książki będą dopiero w poniedziałek. Pogadaliśmy dłuższą chwilę. W tym czasie faceci w kombinezonach i ten przyłapany gapili się na mnie przez okno. Kiedy ruszyłem i zrobiłem nawrót przez sąsiednią, równoległą ulicę, oni właśnie wyjeżdżali swoim samochodem w teren. Pomyślałem, że jadą do nas. Nie pomyliłem się. Przez całą drogą zastanawiałem się co to jest rozmostkowanie, brzmiało niegroźnie, więc się nie przejmowałem.
Przyjechałem do domu. Prądu oczywiście nie było, a jak nie ma prądu to nie ma także ogrzewania, bo mamy w domy kominek z wymuszonym obiegiem wody, a pompa działa na prąd.
Faceci z posterunku przyjechali jakieś 15 minut po mnie. Zatrzymali się na końcu ulicy, czyli jakieś 300 metrów od mojego domu. Tam właściwie kończy się świat. Są jakieś działki na sprzedaż, ale normalnie to pasą się tam sarny, łażą bażanty, jest na pół zasypane bagienko i taki brzozowo osinowy zagajnik, w którym stoją słupy wysokiego napięcia i transformator. Wszystko tonie w błocie. Wyszedłem na drogę. Faceci stali, stali, stali, aż w końcu odjechali. Prądu nie było nadal. Pod wieczór zaczęli wracać z pracy sąsiedzi. Dzwonili na posterunek energetyczny i tam dowiadywali się, że prąd będzie wieczorem. Gdzieś około 18.00 na ulicę, w całkowitych ciemnościach, bo nie mamy latarni przyjechał Star ze zwyżką. Wyszliśmy z sąsiadem zobaczyć co się dzieje. Ja byłem już porządnie wkurzony, a sąsiad tłumaczył mi, że niepotrzebnie, bo on słyszał, że w lesie zawaliły się trzy słupy i oni mają teraz poważny kłopot z ponownym ich ustawieniem. Mówię mu więc, że od rana do nocy nic nie zrobili, nawet nie zadali sobie trudu, żeby tam wejść w te krzaki. Poza tym nie wierzyłem, że słupy się zawaliły, bo nie było aż tak silnego wiatru, w miejscu gdzie stoją słupy nie ma dużych drzew, tylko taka 15 letnia brzezina pomieszana z osiną. To się nie ma prawa złamać, szczególnie przy lekkim wietrze. Coś się jednak wydarzyło i prądu nie było. Typ z posterunku nazwał to rozmostkowaniem. No nic, rozmostkowanie czy coś innego, wzięliśmy z sąsiadem latarki i idziemy zobaczyć co oni tam robią. Dochodzimy do tego Stara. Stoi zaryty w błocie, a faceci z posterunku łażą po krzakach i tępą jak nie wiem co pilarką próbują wycinać cienkie drzewka, żeby umożliwić mu podjazd do tej trakcji.
Patrz – mówi do sąsiada – nawet piły nie naostrzyli
Wiesz, może jeden schodził ze zmiany i zapomniał, a potem piłę wziął ten drugi i było już za późno, żeby ostrzyć, bo musieli tu przyjechać.
Sąsiad jest żołnierzem, nie spodziewałem się więc po nim takiej przemowy. Milczałem. Patrzyliśmy jak te biedaki się mordują z tymi patykami, których się dwu i pół konnym Sthilem nie dało wyciąć, bo łańcuch był tak tępy, że ślizgał się po korze.
Kiedy będzie prąd – pytam
W nocy – odpowiada kierownik i patrzy tak, jakby chciał nam powiedzieć – wyp....ać
My jednak stoimy i świecimy tym reflektorem na ich ręce, na tę całą beznadzieję i na ten samochód, który wiadomo, że nie ruszy jak mu się czegoś pod koła nie podłoży.
Całe szczęście właściciel tej działki na końcu ulicy nawiózł takich solidnych krawężników z betonu. Zaczęli układać to przed samochodem i Star ruszył w końcu przez krzaki. Postaliśmy z sąsiadem jeszcze chwilkę, popatrzyliśmy jak dojeżdżają do słupa i jak podnoszą zwyżkę.
Dobra, zaraz włączą – powiedział sąsiad i poszliśmy do domu.
Kiedy już tam doszliśmy okazało się, że prądu nie ma, jest za to jeszcze zimniej niż wcześniej. Moje dzieci siedzą w ubraniach i patrzą dziwnie, bo niczego takiego wcześniej nie widziały.
Za chwilę po ulicy przejechał ten Star ze zwyżką. Zadzwoniłem do sąsiada.
Zaraz włączą – powiedział – na bank. Skończyli robotę i teraz pewnie pojechali do transformatora.
Pomyślałem, że chyba nie, bo nasz transformator jest w tych samych krzakach co słupy, ale nie powiedziałem o tym sąsiadowi.
Prądu nie było oczywiście przez całą noc. Ubraliśmy się ciepło i zasnęliśmy. Dzieci także. Rano, 6.20 po ulicy przejechało coś ciężkiego. Podniosłem się i zauważyłem, że to jakiś samochód ze zwyżką, ale dużo cięższy niż ten Star. Pomyślałem, że jest nieźle. Zaraz włączą. Przyjechali z rana, bo wiedzą, że ludzie chcą się umyć, że lodówki im rozmarzają, że dzieci małe itd. Miałem parę spraw na mieście, więc wyjechałem i jak wracałem koło 9.00 to oni też wracali. Zatarasowali drogę i nie mogłem przejechać. Sądziłem, że teraz to już na pewno włączą ten prąd, więc nie zatrzymałem się nawet, żeby ich o to zapytać. Przyjechałem do domu. Nie ma prądu. Czekamy. Żona pojechała na zajęcia, a kiedy wróciła prądu nadal nie było. Zadzwoniła na posterunek energetyczny.
Prąd będzie w nocy – powiedział przyłapany, który odbiera tam telefony
O której?
Między 10 a 12 w nocy.
Kiedy żona mi to powiedziała, zrozumiałem, że oni nam nie chcą tego prądu zrobić. Po prostu. Mają jakieś powody, by tej awarii nie reperować i szukają wykrętów. Jutro jest sobota, pojutrze niedziela. Nikt nie pracuje, jeśli odpuścimy im ten prąd dzisiaj nie będziemy go mieli do poniedziałku. Nie miałem internetu, co oczywiście i rozładowywał mi się telefon. Zadzwoniłem do znajomej i poprosiłem, by wyszukała mi telefony do Kuriera Warszawskiego i TVN. Potem jednak przypomniałem sobie, że mam znajomych w TVN. Tak, tak, mam znajomości w TVN. Naprawdę. I pomyślałem, że to jest dobry moment, żeby z nich skorzystać. TVN zadzwonił do mnie sam, a ja wyjaśniłem o co chodzi. Byłem w tym czasie w drodze do lasu, żeby sprawdzić co tam się naprawdę dzieje. Szedłem więc po tym błocie, wertepach i streszczałem mojemu znajomemu z Gwiazdy Śmierci, jak się sprawy mają. On powiedział, że zrobi co będzie mógł. Poradziłem mu, żeby najpierw zadzwonił do urzędu miasta, bo jak burmistrz, który jest dobrym znajomym prezydenta Komorowskiego dowie się, że na jego terenie nie ma prądu od dwóch dni, a TVN chce zrobić o tym materiał i puścić w prime time, to ci faceci z posterunku będą te słupy wstawiać gołymi rękami, a druty zawieszać zębami. I nie pomyliłem się. Kiedy dotarłem do linii energetycznej, co wierzcie mi nie jest łatwe, okazało się, że pozrywane są druty. Leżą po prostu na gałęziach. Próbowałem iść od słupa do słupa, ale okazało się w pewnym momencie, że zapadam się prawie po kolana i musiałem wrócić.
Nie minęło 15 minut kiedy na naszej ulicy pojawił się najpierw ten sam ciężki samochód, który był rano, a za nim jeszcze dwa inne. Potem przyjechał jeszcze spychacz, zwykłe pogotowie energetyczne i jakaś dziwna skrzynka na kołach z migającą szklanką na dachu. Do tego seicento z napisem PGE na drzwiach i dwa prywatne samochody z jakimiś ważniakami w środku. Cała ta kolumna pojechała na koniec naszej ulicy. Potem znów zadzwonił do mnie TVN.
Powiedzieli mi, że przewróciły im się słupy – rzekł mój znajomy – powiedzieli też, że jest błoto.
Błoto jest tutaj zawsze, w lecie, w zimie, na wiosnę i na jesieni – ja na to – jak stawiali te słupy także było tam błoto.
No nic – on na to – powiedzieli, że do 18 skończą – jakby nie skończyli zadzwoń, będziemy działać dalej.
W tym czasie mój drugi sąsiad, który jest także żołnierzem zadzwonił do zastępczyni burmistrza, bo jego samego akurat nie było na miejscu. Jego żona zaś do swojej znajomej, której mąż jest jakąś fiszą w energetyce.
Czekamy – powiedział drugi sąsiad
Czekaliśmy. Przyjeżdżały wciąż nowe samochody. Było mniej więcej około 16.00. W domu coraz bardziej zimno, prądu oczywiście nie ma. Pomyślałem, że zabierzemy dzieci i pojedziemy do biblioteki, tam przynajmniej jest ciepło. Poczytamy coś i posiedzimy do zamknięcia. No i pojechaliśmy. Po mniej więcej godzinie zadzwonił TVN. Nie zdążyłem odebrać, ale od razu zadzwoniłem do sąsiada żołnierza.
Gabryś – powiedział – jest prąd. Ale żebyś chłopie widział ilu ich stąd wyjeżdżało! Normalnie kolumna czołgów.
Zadzwoniłem do TVN. Podziękowałem. Mogliśmy wrócić do domu, napalić w kominku i poczekać aż woda w termie się zagrzeje. Była 18.30. Temperatura w domu wynosiła 13 stopni.
Następnym razem od razu będę dzwonił do TVN i już nigdy nie dam im szansy.
W międzyczasie dzwonili do energetyki jeszcze inni sąsiedzi. Mają dwójkę małych dzieci. Facet, który tam siedział, mówił im, że nic nie da się zrobić, bo nie mają ciężkiego sprzętu. W ciągu 15 minut sprzęt się znalazł, a naprawy dokonano w czasie dwóch godzin w zapadających ciemnościach. Można? Można.
Dziękuję wszystkim, którzy głosowali na blog Patrycji, żony Kamiuszka, w konkursie na blog roku. Zajął on II miejsce. Czekamy teraz na decyzję jurorki, która zdecyduje kto jest zwycięzcą. Każdy z zakwalifikowanych blogów ma szansę. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl. Baśni po 15 złotych już nie ma, ale promocja Jasnowidza trwa do poniedziałku, bo drukarnia spóźniła się o jeden dzień.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1712 odsłon
Komentarze
Coryllus czyli Matysiak w Jezioranach
1 Lutego, 2013 - 20:44
Maciejewski! Ty się chłopie bierz do kupy i zacznij pisać scenariusze do mydlanych seriali. Masz talent! Łepkowska od tego mydła na tyle zgłupiała, że udała się na emeryturę.Powstała w ten sposób furtka jest do zagospodarowania przez Ciebie.Nigdzie nie płacą tyle za grafomaństwo co w serialowej twórczości!Ty masz talent pisania o niczym czyli masz predyspozycje do zostania serialowym scenarzystą.
Liczę na odstępne od Twoich zysków za życzliwe doradztwo z mojej strony.
Van czyli prawie...
1 Lutego, 2013 - 21:16
Van!Ty się nie obcyndalaj,tylko rusz kiepełe. Jesteś prawie Vanderbilt,ale prawie robi wielką różnicę.Eeeech!
Prawdę się czasami uwalnia,bo nie ona jest najgorsza.Najgorsi są ci,którzy ją głoszą-tych się krzyżuje. Waldemar Łysiak "MW"
Prawdę się czasami uwalnia,bo nie ona jest najgorsza.Najgorsi są ci,którzy ją głoszą-tych się krzyżuje. Waldemar Łysiak "MW"
Jakie grafomaństwo - to wybitna proza wybitnego prozaika!
1 Lutego, 2013 - 21:22
A do tego obecny odcinek - w porównaniu z poprzednim o bliskim spotkaniu z patrolem drogówki - jest dużo bardziej mrożący krew w żyłach. Kominek nie grzał i wybitny pisarz o mało nie zamarzł na śmierć. Doceńmy całą grozę tej dramatycznej historii.
oszołom z Ciemnogrodu
oszołom z Ciemnogrodu
van, oszołom
1 Lutego, 2013 - 22:28
Z was to jednak chamy i nędzne gnojki. Na pewno śmierdzi wam z gęby. Nie może być inaczej.
coryllus
Przyznajemy się - jesteśmy chamy i nędzne gnojki
1 Lutego, 2013 - 22:56
Ponadto śmierdzą nam nogi oraz inne części ciała, przetłuszczają nam się włosy i mamy łupież. O jeszcze mniej apetycznych ułomnościach nie wspomnę.
oszołom z Ciemnogrodu
oszołom z Ciemnogrodu
urok wiejskiego domku
2 Lutego, 2013 - 09:12
coryllusie - to zwykłe intelektualne eunuchy. Tacy gdy zorientują się, że choćby nie wiem jak się nadymali i tak nic nie mogą, to pozostaje im jedyne męskie zajęcie na p czyli popluć. A tak co do meritum notki - trzeba kupić agregat prądotwórczy. Oprócz niego mam zapasowy - zawsze naładowany - akumulator. Podpina się do niego krokodylkami osobne gniazdo zapalniczki, a z niego już podładuje telefon itp.
To oczywiste
2 Lutego, 2013 - 10:14
Ktoś kto nie należy do towarzystwa adoracji Coryllusa i nie pieje z zachwytu na temat jego notek o niczym - pisanych tylko po to by zareklamować swoje książki i osobę - jest intelektualnym eunuchem. Nie może być inaczej - że zacytuję klasyka. Rzeczywiście tacy - choćby nie wiem jak się nadymali - nic nie mogą. Nie zadzwonią do zaprzyjaźnionego dziennikarza z TVN-u i zamarzną na śmierć. Nie są wybitnymi pisarzami, więc muszą płacić mandaty policjantom. To straszne - można się pochlastać jak się jest takim nieudacznikiem.
Czekamy na kolejne niesamowite przygody Coryllusa ze strażą miejską, gazownią i co tam jeszcze można wymyślić. Jesteśmy spragnieni jedynego męskiego zajęcia na p jakie nam pozostało - chcemy sobie popluć.
oszołom z Ciemnogrodu
oszołom z Ciemnogrodu