Dramatyczna inseminacja

Obrazek użytkownika coryllus
Kraj

Dziecko moich przyjaciół, będące już w wieku mocno zaawansowanym, wygłosiło wobec studentów swojego roku i prowadzącego zajęcia referat pod takim tytułem, dotyczący życia intymnego płazińców. Coś niesamowitego, mówię wam. Nasze życie w porównaniu z życiem płazińców to kaszka z mleczkiem. Nawet życie takiego pantryjoty, byłego windziarza, a dziś aspirującego pisarza, nie może się równać z tym czego doświadczają na co dzień płazińce. Chodzi oczywiście o życie płciowe. Te płazińce to istoty dwupłciowe jak pamiętamy, ale niestety Pan Bóg urządził im wszystko tak, że płaziniec nie może się, w przeciwieństwie do pantryjoty zakochać sam w sobie. To jest poważne utrudnienie, bo każdy płaziniec żyje pod przymusem reprodukcji gatunku. Narcyzm nie wchodzi zaś w grę. Musi taki szukać innego dwupłciowego płazińca, co nie jest łatwe, jak myślę, bo jeden nierozważny człowiek może połknąć jedno jajo tasiemca, ale nie dwa lub trzy. Wiele więc płazińców skazanych jest więc na dożywotnią samotność. Kiedy już się jednak spotkają jeden dwupłciowy z drugim dwupłciowym nieuchronnie dojść musi do próby zapłodnienia. Tu się jednak zaczynają schody, bo w przypadku płazińców okazuje się, że miłość wcale nie jest ślepa. Ponoć takie płazińce nie mają świadomości tylko instynkt, no ale sami posłuchajcie czy to może być tylko instynkt: ta część płazińca, która jest samicą, chce znaleźć jak najlepszego samca reproduktora w drugim dwupłciowym płazińcu. Kiedy jednak nie znajduje takiego, bo wokoło same pierdoły, młodzi poeci, albo windziarze, broni się przed tym zapłodnieniem jak lwica. Jednocześnie męska część tego samego osobnika rozgląda się niespokojnie, kogo by tu zapłodnić, ale napotyka takie same trudności. Jeśli w jednym żywicielu, w takim dajmy na to pantryjocie spotka się trzech płazińców dwupłciowych to jest po prostu masakra emocjonalna. Te męskie samoświadomości instynktowne, które chcą tylko zapładniać, wycwaniły się tak, że produkują plemniki z haczykami lub czymś na kształt korkociągu, byle tylko to się utrzymało w organizmie tej samicy, będącej jednocześnie samcem. Samoświadomość instynktowna żeńska za to potrafi to haczykowate nasienie wyssać i wypluć, jeśli jej się narzeczony nie spodobał. No i tu jest najlepsze, bo płazińce faceci wymyślili sposób – zapładniają przez skórę. I to jest właśnie tak dramatyczna inseminacja. Kiedy bowiem plemnik płazińca dostanie się do organizmu przez skórę jest duża szansa, że ta wredna suka go nie znajdzie i nie usunie, tylko normalnie dojdzie do zapłodnienia i wylęgną się nowe płazińce, które będą przeżywały swoje wielkie miłości i swoje dramaty.
Opowiedziano mi o tym przedwczoraj, a wczoraj Toyah przesłał mi wywiad jakiego redaktor Lisicki udzielił miesięcznikowi „Press”. Zanim odniosę się do treści tego wywiadu, chciałem zwrócić uwagę na zdjęcia, które są tam zamieszczone. Nie potrafię ich niestety tu dołączyć, ale ktoś cierpliwy na pewno będzie umiał i nam pomoże. Oto miesięcznik „Press”, który normalnie puszcza kawałki o Lisach o Kolendach Zaleskich a także Monikach Olejnik, wygospodarował kilka kolumn na Lisickiego. I jeszcze do tego zrobił redaktorowi Lisickiemu sesję zdjęciową. Ja nie wiem, co Lisicki miał w głowie godząc się na tę sesję, ale zapewne coś podobnego gości w główkach płazińców kiedy szukają partnerki do zapłodnienia. Jest bowiem Lisicki na tych zdjęciach owiązany sznurem. Nie sznurkiem od bielizny, nie linką od spadochronu, ale solidnym, konopnym sznurem splecionym z kilku cieńszych włókien. Takie właśnie zdjęcie widać na okładce „Press”. Lisicki wpatrzony gdzieś w górę ponad horyzont, a wokół niego sznur. W środku zaś ten wywiad. Do tekstu także są dołączone zdjęcia i na tych zdjęciach widać jak Lisicki się ze sznura uwalnia, odplątuje się z niego w jakimś szale, a wreszcie zmęczony i wyczerpany zwisa z krzesła jak płaziniec po zapłodnieniu, a ten sznur leży wokół niego. Nie wiem dlaczego, wymyślono taką właśnie konwencję. Zgaduję, że jest to taki humor i rzecz miała być raczej do śmiechu. Nie wyszło niestety, zupełnie jak tym niektórym płazińcom co produkują plemniki w kształcie korkociągu. Nie wyszło, bo tekst wywiadu nie jest humorystyczny tylko poważny, wręcz nadęty i całkowicie fikcyjny. Prowadzący bowiem stara się zrobić na czytelniku wrażenie oficera śledczego, który przesłuchuje jakiegoś wyjątkowo twardego przestępcę, który zna z kolei wszystkie chwyty, zwody i nie daje się zapędzić w kozi róg. Śledczy mimo to stara się i pyta na przykład o to, dlaczego „Uważam Rze” było tubą PiS. To jest moim zdaniem pytanie najciekawsze. Jak pamiętamy w „Uważam Rze” ukazał się kiedyś wywiad z Jarosławem Kaczyńskim i tekst o Jerzym Urbanie. W ramach pluralizmu jak rozumiem i wspierania PiS. Nie to jest jednak najistotniejsze. Ciekawe jest, że ktoś taki jak Lisicki bez specjalnego skrępowania godzi się na wywiad do czegoś takiego jak „Press” i jeszcze do tego pozwala sobie robić te idiotyczne zdjęcia. W czasie wywiadu zaś mówi wyłącznie o swobodzie dziennikarskiej, wolności słowa i niezależności od wydawcy. Oraz o tym, że nie będzie współpracował z braćmi Karnowskimi i niczego im nie zaproponuje, bo mają swój tygodnik, mówi też o tym, że zabronił Semce, Wildsteinowi i chyba Ziemkiewiczowi pisać dla Karnowskich. To bardzo ciekawe i ja czeka teraz tylko właściwie na jedno: na tekst któregoś z nich na łamach „W sieci”. Sam fakt, że Lisicki zgodził się na ten wywiad, że pozwolił się postawić w sytuacji przesłuchiwanego, który musi się tłumaczyć z jakichś wyimaginowanych win, a nie tłumaczy się z zaniechać i błędów prawdziwych, bo te akurat są uważane przez prowadzącego za elementy sukcesu uważam, za rzecz dziwaczną. Nie ma tu co dramatyzować, nie chodzi w końcu o przetrwanie gatunku, jak w przypadku płazińców. Można więc poprzestać na określeniu – rzecz dziwaczna. Myślę sobie także, że wbrew zastrzeżeniom i deklaracjom Lisickiego znalazł się on w tym miesięczniku, bo wydawca mu kazał. Innego powodu nie widzę. Wydawca kazał mu tam pójść zgodzić się na sesję i wysłuchać tych kretyńskich pytań oraz udzielić jak najbardziej obłych i ogólnych odpowiedzi. Wywiad w „Press” to jest bowiem środowiskowa nobilitacja i reklama. Tylko czy czytelnikom Lisickiego o taką nobilitację i reklamę chodzi, a zarzeka się on w tym wywiadzie, że pisze i pracuje dla czytelników właśnie. To się okaże. Cała ta historia skojarzyła mi się z dramatyczną inseminacją płazińców i ich rozterkami dotyczącymi reprodukcji. Nagle okazało się bowiem, że mam sporą ilość prawicowych tytułów na rynku. Niestety, nie może pomiędzy nimi dojść do żadnych porozumień i fuzji, zupełnie jak u tych płazińców, choć wydaje się, że cel główny wszystkich tych bytów jest identyczny. Niestety nie jest, bo tylko na pozór sprawa wygląda tak, że wszystkie one mają jednego żywiciela – czytelnika. Rzeczywistość jest niestety inna i żywiciele póki co nie są do końca rozpoznani. Lisicki nie chce z Karnowskimi, oni zaś milczą, wszyscy zgodnie odcinają się od Pińskiego, który pracuje dla Hajdarowicza, choć jednocześnie część z nich publikuje w gazetach przez tegoż Hajdarowicza wydawanych. Nie mogą jednak publikować u Karnowskich, bo Lisicki zabronił. Nie jest lekko. A tu jeszcze trzeba czasem do zdjęć ze sznurkiem pozować, bo wydawca kazał. Co za świat. Teraz trzeba tylko przyglądać się kto pierwszy wyprodukuje plemniki w kształcie korkociągów, albo takie z haczykami.

zystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do księgarni www.multibook.pl, http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, do księgarni Wolne Słowo W Lublinie przy ul. 3 maja, do księgarni „Ukryte miasto” w Warszawie przy Noakowskiego 16, oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.

Brak głosów

Komentarze

 No w końcu Corullusie napisałeś o sobie. Doceniam. Stać Cię na samoocenę!

Vote up!
0
Vote down!
0
#332776

Nie przeszkadza mi to, mogą jedynie wychodzić schizofreniczne wypowiedzi.

Ale tym razem ja też się zgadzam z Logosem-x :D

Vote up!
0
Vote down!
0
#333007